Przeciąganie liny

Po biskupa Fenga Xinmao przyjechała setka policjantów. Wprawdzie już kilka dni wcześniej został osadzony w areszcie domowym, ale wierni odbili go i pilnowali w kurii, żeby oddać pole po kilku godzinach oblężenia. Policjanci zawieźli hierarchę do pekińskiego Hotelu Przyjaźni, gdzie 7-8 grudnia obradowało Zgromadzenie Przedstawicieli Katolików Chińskich.

14.12.2010

Czyta się kilka minut

W Chinach połowa spośród ponad 1,3 mld ludności to agnostycy. Tradycyjne religie chińskie wyznaje ok. 30 proc., ok. 9 proc. to buddyści, katolicy stanowią ok. 1 proc. (12-14 mln). Komuniści po przejęciu władzy w 1949 r. wyrzucili przedstawicieli Watykanu i rozpoczęli prześladowania duchowieństwa. W 1957 r. utworzono Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich, składające się z partyjnych urzędników i duchownych "patriotów".

Od tego gremium zależą sakry biskupie, wyświęcanie księży, zatrudnianie seminaryjnych nauczycieli, ocena powołań. W 1958 r. Pius XII potępił działania komunistów i obłożył ekskomuniką tych, którzy poddali się uzurpacji Stowarzyszenia. Odtąd w opozycji do oficjalnego Kościoła zaczął kształtować się Kościół podziemny, wierny Rzymowi. Do dziś w niektórych diecezjach ich hierarchie się dublują.

Feng Xinmao nie był jedynym hierarchą ściągniętym tam przemocą: w całym kraju odbywały się istne polowania na biskupów - z których wielu wymawiało się chorobą albo nagle zaczynało wizytować parafie. Władze groziły: odebraniem kościołów i seminariów, zakazem poruszania się po diecezji, albo kusiły: samochodami, obietnicami remontu rezydencji. Biskupowi Li Lianghui z Cangzhou, który starał się ukryć, postawiono ultimatum: albo przyjedzie do Pekinu, albo wydadzą za nim list gończy. Ostatecznie udało się zgromadzić 45 biskupów, choć początkowo mówiono o wszystkich 64 z Kościoła oficjalnego.

Zgromadzenie miało odbyć się już przynajmniej cztery lata temu, ale liczni hierarchowie, usiłując zachować wierność wobec papieża, dotąd skutecznie się opierali. Dlatego chińskie władze, tracąc wreszcie cierpliwość, zadziałały tak brutalnie.

Zgromadzenie Katolików to najwyższa, a sterowana przez oddane władzom Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich (zob. ramka), instytucja zarządzająca Kościołem. Decyduje o wszystkich przejawach jego aktywności, od nominacji począwszy, na kształcie duszpasterstwa i teologii skończywszy. Zdecydowaną większość mają w nim aparatczycy ze Stowarzyszenia. Ponieważ Zgromadzenie działa, co oczywiste, niezgodnie z prawem kanonicznym, Benedykt XVI w swoim liście do katolików chińskich z maja 2007 r. zaznaczył, że duchowni, którzy chcą zachować wierność Rzymowi, powinni unikać uczestnictwa w takich gremiach.

Co Papież miał na myśli

Obradowano pod pompatycznym hasłem: "Podtrzymać zasady na rzecz niezależnego Kościoła patriotycznego, przeciwstawić się siłom zewnętrznym wobec narodu i zjednoczyć całe duchowieństwo oraz katolików, by kroczyć drogą społeczeństwa socjalistycznego". Podczas dwudniowego (tajnego) spotkania - na ogół trwa ono tydzień, ale skrócono je ze względu na termin wręczenia Nagrody Nobla Liu Xiaobo - wybrano przewodniczących Patriotycznego Stowarzyszenia oraz Rady Biskupów Chińskich, czyli nieuznawanej przez Rzym chińskiej konferencji episkopatu. Jej szefem został bp Joseph Ma Yinglin, wyświęcony bez zgody Papieża w 2006 r. Przewodniczącym Patriotycznego Stowarzyszenia został bp Johan Fang Xingyao, hierarcha konsekrowany legalnie w 1997 r.

- Ta zagrywka to celowe, wzbudzające konfuzję działanie władz; szeregowi katolicy już zupełnie nie będą wiedzieli, wobec kogo być lojalnym - tłumaczy "Tygodnikowi" ks. prof. Roman Malek, dyrektor sinologicznego instytutu Monumenta Serica w St. Augustin w Niemczech i redaktor naczelny kwartalnika "Chiny Dzisiaj". - Chaos, który zapanował wśród chińskich katolików po liście Papieża, jeszcze się powiększył.

Ks. Malek ma krytyczne zdanie o wspomnianym liście, uznawanym w mediach za przełom w stosunkach watykańsko-chińskich. - Jego intencją było pojednanie rozbitego na część oficjalną i podziemną chińskiego Kościoła. Ale działając w dobrej wierze, Papież sytuację w poważnym stopniu skomplikował - przekonuje sinolog. - Napisał, że pewne gremia, które usiłują opanować Kościół w Chinach, ­ są niezgodne z eklezjologią. W domyśle chodziło o Stowarzyszenie Patriotyczne, ale to nie zostało jasno powiedziane. Stwierdzono też, że Rada Biskupów nie jest zgodna z prawem kanonicznym.

Oficjalne gremia chińskiego Kościoła zostały więc "zniesione", a Kościół podziemny, o którym ku oburzeniu i żalowi wiernych Papież nie wspomniał ani razu - pozbawiony swoich przywilejów. - Moim zdaniem, do tego stopnia, że stracił status Kościoła wiernego Stolicy Apostolskiej, który nosił z dumą przez dziesiątki lat - mówi ks. Malek.

Powstała sytuacja patowa, w równym stopniu niedogodna dla katolików "oficjalnych" i "podziemnych". Duchowni i wierni z obu odłamów poczuli się wyprowadzeni w pole. Tekst listu był w niektórych miejscach na tyle nieprecyzyjny, że wkrótce po jego opublikowaniu Watykan wydał notę wyjaśniającą, następnie kompendium, potem swoje komentarze dodali Sekretarz Stanu i prefekt Kongregacji Ewangelizacji Narodów. Dokumenty powielały enigmatyczność listu.

W tej sytuacji interpretacje papieskich intencji się mnożyły. - Nie wiedziano, o co chodzi Benedyktowi XVI: czy o to, żeby duchowni wychodzili z podziemia i zaczęli oficjalnie działać, rejestrując się w Biurze ds. Religii? W Kościele podziemnym jedni chcą się zarejestrować, a inni nie wierzą, żeby Papież namawiał do współpracy z komunistami - wskazuje ks. Malek, który nastroje panujące wśród chińskich katolików zna od studiujących w jego instytucie księży, kleryków i zakonnic z Państwa Środka.

Niektórzy kapłani wyszli z podziemia, a jako znak jedności zaczęli koncelebrować Msze z księżmi "oficjalnymi": to jednak spowodowało protesty i podziały wśród wiernych, którzy nie akceptowali takich gestów. Emerytowany arcybiskup Hongkongu, głęboko zaangażowany w sprawy chińskiego Kościoła kard. Joseph Zen Ze-kiun, wyciąga na ten temat wnioski niemal spiskowe. 19 listopada powiedział, że według dominującej interpretacji listu wszyscy należący do wspólnot ukrytych powinni się ujawnić. Tymczasem Papież - mówił purpurat - wyraził zrozumienie dla tych, którzy czują się zmuszeni trwać w podziemiu, "aby nie poddawać się strukturom nielegalnym z kanonicznego punktu widzenia". Dalej Benedykt stwierdzał, że poszczególni biskupi mogą osądzić, czy prosić o uznanie przez rząd, ale "ostrzegając ich przed niebezpieczeństwem, że niestety władze niemal zawsze będą wymagały spełnienia warunków nie do przyjęcia dla sumienia katolickiego". To zastrzeżenie - zaznaczył kard. Zen - znikło w tłumaczeniu chińskim przygotowanym przez Kongregację ds. Ewangelizacji Narodów. To błędna interpretacja - stwierdził hierarcha - która jednak znalazła w Kurii przyzwolenie osób bezpośrednio odpowiedzialnych za Kościół w Chinach.

Jak twierdzi ks. Malek, po liście Papieża podział na odłam podziemny i oficjalny właściwie stał się nieaktualny. - Tyle że list spowodował nie zjednoczenie, ale jeszcze większe rozbicie - ubolewa sinolog. - W obu grupach powstały kolejne frakcje rozmaicie interpretujące drogę do pojednania wskazaną przez Papieża.

Według informacji ks. Malka dzisiaj wśród chińskich katolików można wyróżnić 5-6 frakcji.

Sterowana sukcesja

Włoski historyk i publicysta Alberto Melloni na łamach "Corriere della Sera" cieszył się w zeszłym tygodniu, że od wpływów w chińskim Kościele został odsunięty Liu Bainian, wszechwładny do dziś wiceprzewodniczący Patriotycznego Stowarzyszenia. Melloni uznał to za "zwycięstwo sił przychylnych dialogowi z Watykanem", a ze strony władz "swego rodzaju ustępstwo wobec Rzymu".

Niestety, to nie odsunięcie aparatczyka, ale sterowana sukcesja. - Zgromadzenie zwołano, żeby Liu Bainian mógł obsadzić godnych siebie następców, którzy będą kontynuowali jego politykę - mówi ks. Malek.

Liu Bainian, były kleryk, od trzech dekad wyznacza biskupie nominacje. Jest też odpowiedzialny za powrót, ­ po czterech latach, do nominacji ordynariuszy bez zgody Watykanu: 20 listopada wyświęcono ks. Guo Jincai (mianowanego ostatnio sekretarzem generalnym Rady Biskupów). Stosunki z Rzymem gwałtownie się zaostrzyły.

- To, co obserwujemy w ostatnich miesiącach, to wypracowana od 2007 r. odpowiedź chińskich władz na list Benedykta XVI. Dotychczasowy względny spokój i, jak to interpretowaliśmy na Zachodzie, obopólne zgody na nominacje biskupie, to był tylko pozór - przestrzega ks. Malek, rozczarowany, że media interesują się sytuacją katolików chińskich tylko w momentach przesileń, a nie patrzą stale na ręce chińskim władzom.

O przesadnym optymizmie w opisywaniu sytuacji Kościoła mówi też kard. Zen Ze-kiun. Ostatnie wydarzenia nazywa "przeciąganiem liny, w którym nie wiadomo jeszcze, kto ustąpił więcej" i boi się nielegalnych nominacji hierarchów, którzy będą obecni w życiu Kościoła przez następne kilka dekad.

Z drugiej strony mianowanych w ten sposób biskupów trudno jednoznacznie potępić. Wygląda na to, że władze zamierzają sięgać po ludzi młodych, których łatwiej osaczyć i zastraszyć, zmuszając do współpracy. Tak jak wspomnianego Guo Jincai, byłego studenta ks. Malka. Sinolog wspomina go jako człowieka z natury uczciwego i dobrego; nie wątpi, że musiano nad nim "pracować".

W składzie porcelany

Mimo ponurego klimatu ostatnich wydarzeń, obserwatorzy widzą światełka nadziei. Ks. Malek wskazuje, że wbrew chińskim zwyczajom podczas obrad Zgromadzenia nie zaktualizowano statutów Patriotycznego Stowarzyszenia. - Wszystkie stowarzyszenia religijne co kilka lat muszą to czynić w duchu obowiązującego sloganu partii - wyjaśnia. - Dzisiaj to: "społeczeństwo harmonijne i stabilne". Stowarzyszenie ma statuty niezmienione już od 10 lat!

Można to rozumieć jako sukces - np. związany z biernym oporem - biskupów chcących podkreślić łączność z Papieżem. Zgodnie z jego postulatami, nie zgodzili się na jeszcze silniejsze związanie ich z gremium nieuznanym przez Watykan za kościelne.

Ks. Malek słuchając swoich studentów dostrzega też, że zeszłotygodniowe Zgromadzenie Przedstawicieli Katolików może być ostatnim. - Coraz więcej biskupów dochodzi do przekonania, że to nie jest organ pomocny w pracy Kościoła, i chce zwiększyć swój opór.

Jeszcze bardziej cieszy go rosnący wśród katolików potencjał protestu. Niedawno, po kilkutygodniowym strajku, wymusili cofnięcie decyzji o mianowaniu świeckiego funkcjonariusza partyjnego Tang Zhaojuna wicerektorem seminarium w Shijiazhuang (prowincja Hebei). Stu kleryków i wykładowców najpierw nie przychodziło na wykłady, potem demonstrowało przed siedzibą władz prowincji.

W ostatnich latach mnożą się też protesty wiernych, którzy chcą odzyskać ziemie i budynki zagrabione przez państwo. Dlatego ks. Malek zachęca, aby nie patrzyć na Chiny wyłącznie z punktu widzenia Watykanu, który jest siłą rzeczy dyplomatyczny i polityczny. Ten ograniczony zakres postrzegania przez Rzym problemów Kościoła w Chinach może zresztą przynieść poważne szkody. Ks. Malek obserwuje rosnącą rezerwę duchownych i wiernych Kościoła podziemnego do Stolicy Apostolskiej. - To niebezpieczna tendencja, która przy dalszych nieprzemyślanych krokach ze strony Rzymu może w przyszłości utrudniać pojednanie ze Stolicą Apostolską.

Jako przykład niezręcznych działań sinolog wskazuje ostrą reakcję na święcenia Guo Jincai. - Bardziej skupiono się na biskupach, którzy wzięli udział w tej konsekracji, niż na samym wyświęconym, nie biorąc zresztą pod uwagę sytuacji ich osaczenia. Mam nadzieję, że po obradach Zgromadzenia Kuria nie opublikuje już takiego oświadczenia; najlepiej, gdyby je po prostu zignorowała.

Ks. Malek odnosi do sytuacji Kościoła popularną w Chinach powiastkę taoistyczną o chaosie (hundun): - Hundun był dużą "kluską" bez oczu, uszu, nosa i ust, ale potrafił komunikować się ze światem - opowiada. - Jednak jego przyjaciele postanowili wywiercić mu siedem otworów, by go do siebie upodobnić. Przy ostatnim hundun umarł.

Z Kościołem w Chinach jest trochę podobnie: wiele środowisk - Rzym, Hongkong i inne grupy - próbuje wiercić w nim swoje otwory. Co przy braku wyczucia może doprowadzić do katastrofy.

Uczniowie instytutu Monumenta Serica przekonują, że duchowieństwo chińskie prawdopodobnie weźmie ostatnie wydarzenia "w nawias" i wróci po prostu do codziennej pracy duszpasterskiej.

Etyka solidarności

Działać należy ostrożnie - ale działać. Kościół w Polsce może pomóc katolikom w Chinach. - Żyliśmy pod totalitarnym reżimem i wiemy, jak sobie z nim radzić - wskazuje ks. Malek. - Niestety, dziedzictwo Solidarności marnotrawimy, nie potrafiąc z nim wyjść do świata. W naszym Kościele, który jest przecież gigantem na skalę światową, często skupiamy się na własnych problemach.

Polityka i gospodarka światowa patrzą dziś na Chiny, bo globalna przyszłość - przekonuje sinolog - należy do nich. - Ale ChRL to nie tylko wieżowce i rozbuchany rozwój gospodarczy: polscy katolicy powinni uruchomić swój potencjał ewangelizacyjny, zainteresować się życiem intelektualnym i kulturalnym Państwa Środka: przecież w naszych dziejach kultura była sprzężona z wiarą i to może być fundament do dialogu - mówi ks. Malek. - Po Nagrodzie Nobla dla Liu Xiaobo widać, że tam żyją ludzie, którzy mają wizje bliskie naszym, że jest tam potencjał przez nas niezauważany, i przez to też niewspomagany.

Rzecznik Episkopatu ks. Józef Kloch pytany o działania Kościoła w Polsce wobec Chin odsyła do werbistów, wydających polską edycję "Chin Dzisiaj". Zgromadzenie organizuje też m.in. pobyt grup chińskiej młodzieży na oazach. Ks. Malek wzywa do rozszerzenia tego typu działań. Konferencja Episkopatu na razie ustanowiła Dzień Modlitw za Kościół w Chinach. Potencjał czeka na uruchomienie.

- Kościół w Chinach to nie tylko problem święceń biskupich: legalnych czy nielegalnych - podkreśla ks. Malek. - Jest w nim tylu świeckich i księży proponujących ciekawe projekty, intelektualiści, którzy nigdy nie słyszeli o Tischnerze, ale podejmują refleksję w jego duchu. Dlaczego nie przetłumaczyć na język chiński "Etyki solidarności"? Ta książka byłaby tam na wagę złota...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2010