Prymas bronił „Orędzia”

Kardynał Stefan Wyszyński za „Orędzie” biskupów polskich zapłacił wysoką cenę. Był to dla niego najtrudniejszy okres prymasostwa po 1956 r.

09.11.2015

Czyta się kilka minut

Prymas Stefan Wyszyński (w lewym dolnym rogu) w Warszawie, czerwiec 1966 r. / Fot. NAC
Prymas Stefan Wyszyński (w lewym dolnym rogu) w Warszawie, czerwiec 1966 r. / Fot. NAC

To nie prymas Wyszyński był inicjatorem listu biskupów polskich do biskupów niemieckich – odmiennego w swej treści od 55 innych listów, wysłanych wtedy do episkopatów w różnych krajach, a zapraszających na obchody Milenium Chrztu Polski. Ale bez zgody prymasa list do biskupów niemieckich nie powstałby w formie, jaką znamy. To on powołał zespół polskich biskupów do rozmów z ich niemieckim odpowiednikiem (utworzonym przez kard. Juliusa Döpfnera, przewodniczącego Episkopatu Niemiec) w sprawie tez „Orędzia” na temat polsko-niemieckiego sąsiedztwa. I to jego podpis, jako prymasa i przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, widnieje pod „Orędziem” jako pierwszy. To on wreszcie wziął na siebie pełną za niego odpowiedzialność w obliczu potężnego ataku władz PRL.


„Przebaczam oszczercom”
„Podczas pobytu w Rzymie niektórzy biskupi wyrażali krytyczne uwagi o liście, ale Wyszyński odpowiedział, że list powinien utorować Rządowi drogę do lepszych kontaktów z Zachodem, szczególnie w sytuacji, gdy rozbija się jedność obozu socjalistycznego” – miał, według informacji Departamentu I MSW (komunistycznego wywiadu), powiedzieć biskup płocki Bogdan Sikorski.


W istocie prymas mógł liczyć na to, że gdy – w odpowiedzi na polski list – biskupi niemieccy zadeklarują uznanie granicy na Odrze i Nysie, będzie miał silny argument w rozmowach ze Stolicą Apostolską w sprawie utworzenia na Ziemiach Zachodnich i Północnych stałych diecezji, o co zabiegał od lat.


Okoliczności, w jakich powstawał list, pozwalają przypuszczać, że prymas spodziewał się właśnie takiej odpowiedzi biskupów niemieckich, wychodzącej naprzeciw polskim oczekiwaniom. Dlatego listem Episkopatu Niemiec z 5 grudnia 1965 r. był zaskoczony i rozczarowany. Nie przewidział też kampanii nienawiści przeciw episkopatowi i przeciw sobie personalnie, którą rozpętały władze PRL-u. „Gdy wróciłem do Polski, przywitano mnie całym tym jazgotem, tym krzykiem i hałasem (...). Jestem przekonany, że na to, co dziś przeżywam, nie zasłużyłem sobie w mojej Ojczyźnie. Ale jeżeli tak się dzieje, to w imię Boże wszystkim swoim oszczercom – bo inaczej ich nazwać nie mogę – przebaczam!” – mówił prymas 19 grudnia 1965 r., po powrocie z Soboru do Warszawy.


„Czuję się sponiewieranym”
Prymas ciężko znosił oskarżenia komunistów m.in. o to, iż „Orędzie” jest dokumentem czysto politycznym, a najbardziej oskarżenia o zdradę – o to, że on wraz z biskupami poparł żądania niemieckich rewizjonistów upominających się o niemieckie ziemie wschodnie. „Był to zarzut dla nas bardzo bolesny i niezgodny z powszechnie znanym stanowiskiem, jakie wszyscy biskupi bez wyjątku zajmują od początku” – pisał w marcu 1966 r. w liście do Władysława Gomułki.


List swój kończył słowami: „Wytrzymać spokojnie to wszystko, co od szeregu miesięcy (ba, nawet od lat) prasa krajowa wypisuje na mój temat, nie jest łatwą rzeczą. (...) Człowiek czuje się sponiewieranym, pokrzywdzonym przez kłamliwe zarzuty i naświetlenia. Pozostaje tylko milczenie i świadomość wielkiej niesprawiedliwości, jakiej może doznać człowiek we własnej ojczyźnie, której służy całym życiem, według najlepszego rozumienia swego”.


Rządowa kampania początkowo trafiła na podatny grunt, gdyż wierni, ale i duchowni – pamiętający okrucieństwa II wojny światowej – nie byli przygotowani do odbioru tego jakże chrześcijańskiego „Orędzia”. Tylko do połowy stycznia 1966 r. prymas otrzymał ok. 500 listów-protestów, przyjmowanych na wiecach i tzw. masówkach w zakładach pracy, na uczelniach i w szkołach, pod hasłami: „Nie przebaczymy i nie prosimy o przebaczenie” oraz „Nie zapominamy”.
Kardynał czuł powagę sytuacji. W styczniu 1966 r. w rozmowie z wówczas młodym księdzem, później biskupem Bronisławem Dembowskim, przyznał, że błędem był brak duszpasterskiego przygotowania wiernych do odbioru „Orędzia”. Dlatego, na ile mógł, nadrabiał to. Przez dwa miesiące – od połowy grudnia 1965 do połowy lutego 1966 r. – głosił kazania wyjaśniające sens „Orędzia” i chrześcijańską postawę przebaczenia i pojednania. Niemniej napięcie było tak wielkie, że w różnych środowiskach mówiono wręcz o możliwości uwięzienia prymasa.


Rozczarowanie postawą biskupów niemieckich nie opuściło kardynała Wyszyńskiego przez wiele lat. Dlatego, kilkakrotnie zapraszany z rewizytą do Niemiec (kard. Döpfner, przewodniczący Episkopatu Niemiec, był w Polsce w 1973 r., a jego następca Joseph Höffner w 1977 r.), długo odwlekał podróż. Pojechał dopiero we wrześniu 1978 r. ©

EWA K. CZACZKOWSKA jest adiunktem w Instytucie Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa UKSW. Publicystka, historyk, pisarka, autorka m.in. książki „Kardynał Wyszyński. Biografia”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2015