Protokół zniszczenia

Po styczniowych remanentach tysiące palet z książkami czeka w kolejce do zmielenia.

03.02.2014

Czyta się kilka minut

Od początku roku pod warszawską siedzibę Stołecznego Centrum Recyklingu raz po raz podjeżdżają wyładowane po brzegi ciężarówki.

– Czasem jeden dostawczy samochód, innym razem całe tiry – opowiada recepcjonistka.

Pamięta, że niedawno przyjechały naraz 24 tony towaru: – Takiego ruchu nie ma już potem przez cały rok. Towar się z tira wypakowuje i sortuje. Za pomocą gilotyny pozbawia się okładki. Różne rodzaje surowca muszą być niszczone oddzielnie. Na jedną kupkę trafia więc folia, na drugą kolorowe tasiemki – zakładki, na kolejną papier kredowy – ten, na którym zwykle drukuje się ilustracje, i zwykły.

– Potem szybkie cięcie na kawałki, belowanie i do papierni – mówi osoba odpowiadająca w SCR za niszczenie książek. Wydawca dostaje do ręki protokół zniszczenia, z zaznaczoną wagą książek, które trafiły do zmielenia, i wagą już gotowego towaru. W papierach wszystko musi się zgadzać.

DZIESIĄTA ŚMIERĆ KOTA

– Składowanie kosztuje. Książek, które się nie sprzedały, nie opłaca się wydawnictwom trzymać w magazynach – mówi Anna Dąbrowska, podróżniczka. Trzy lata temu mała pomorska oficyna wydała jej bajkę dla dzieci. Książeczkę „Podobno koty żyją dziewięć razy” można jeszcze kupić w kilku internetowych księgarniach, ale gdy sprzedadzą się te egzemplarze, nie będzie to już możliwe.

– Niespełna rok po premierze książki wydawca przestał odpisywać na wiadomości. Już wcześniej nie reagował na moje propozycje działań promocyjnych, większość patronatów medialnych pozyskałam samodzielnie – mówi Anna Dąbrowska. – W końcu otrzymałam pisemną informację, że wydawnictwo zawiesza działalność, a nakład przekazuje na makulaturę. Zaprotestowała prosząc, by książek nie niszczyć, tylko przekazać bibliotekom, domom dziecka i innym placówkom, które bez wątpienia ucieszyłyby się z takiego prezentu.

– Bez skutku, darowizna najwidoczniej też się nie opłaca. Pod koniec 2012 r. otrzymałam pismo o liczbie sprzedanych sztuk, honorarium autorskim i możliwości odkupienia od wydawcy tego, co się nie sprzedało – opowiada.

Kupiła 50 sztuk, reszta trafiła do kotła mielącego. Wydawnictwo zniknęło.

PO OKŁADCE

– Nigdy nie wiadomo, co będzie się dobrze sprzedawać, a co zalegać na półkach. Bywa, że murowanych pewniaków nikt nie kupuje, zaś książki, na które wcześniej nie było chętnych, idą jak świeże bułeczki – mówi Zbigniew Czerwiński, dyrektor wydawniczy Bellony i prezes Świata Książki. Potwierdza przypuszczenia Dąbrowskiej o tym, że reklama i działania promocyjne to dziś podstawa handlu książkami: – Trudno sobie wyobrazić, by w kraju, gdzie rocznie ukazuje się ponad 20 tysięcy nowych tytułów, sprzedać coś bez odpowiedniej kampanii. O klienta trzeba walczyć: reklamą, okładką, nazwiskiem autora. Ale czasem chodzi po prostu o to, by dobrze się „wstrzelić”. Wygrywają ci, którzy najlepiej obstawiają.

– Tak było z ubiegłorocznym szaleństwem wokół „50 twarzy Greya” i innych książek z tego cyklu. Znakomicie wypełniona nisza – kiwa głową Czerwiński. Decyzje o tym, jakie książki ukażą się drukiem, nigdy nie są przypadkowe. Zapadają zazwyczaj w redakcjach kolektywnie, na zebraniach, na których razem debatują redaktorzy, tłumacze i marketingowcy.

– Spośród 10 książek, z jakimi zgłaszają się do nas pisarze, wydana zostanie jedna. Trochę mniejszy odsiew jest w przypadku tytułów, na których to nam zależy, choć i tu bywa, że na kolejnych etapach prac niektóre odpadają – mówi prezes. Powody są różne: a to właściciele praw autorskich (np. zagraniczne wydawnictwa) mają zbyt wysokie wymagania, a to nie udaje się dogadać z autorem co do warunków. Ostra selekcja ma zapobiec sytuacji, w której niesprzedany nakład nietrafionego tytułu latami będzie walał się w magazynach, by dokonać żywota w skupie makulatury. Ale nie w każdym przypadku się udaje.

– A odpowiedzialność zawsze leży po stronie wydawcy – podkreśla Czerwiński.

PORADNIK OSIĄGANIA SUKCESU

Kiedy wiadomo, że z wydawniczego hitu nici? W Prószyńskim oceniają, że jeśli coś nie zeszło z półek w ciągu kilku pierwszych miesięcy, to raczej już prędko nie zejdzie.

Za granicą bywa tak, że księgarnia otrzymuje od wydawcy pieniądze dopiero wtedy, gdy sprzeda określoną ilość egzemplarzy, więc sama włącza się w promocję. W Polsce jest inaczej. Półki są księgarzom potrzebne do wystawiania kolejnych nowości. Nikt nie będzie się pieścił z książką, która nie ma wzięcia, skoro zewsząd napływają oferty wprowadzenia nowych tytułów.

Z doświadczeń Bellony wynika, że jeśli jakiś tytuł nie schodził zbyt dobrze, szanse na ponowne umieszczenie go w danej księgarni są bliskie zeru. Choć oczywiście zdarzają się wyjątki. Tak było na przykład z „Życiem artystycznym elit II Rzeczypospolitej” i kilkoma innymi książkami Sławomira Kopra.

– Przez lata nic, teraz dodruki – mówi Czerwiński. – Albo taki poradnik osiągania sukcesu, próbowaliśmy kilkanaście lat temu i sprzedało się raptem 17 egzemplarzy. Teraz po tę samą książkę sięgnęło już 1,5 miliona czytelników. Najwyraźniej wszystko ma swój czas.

Branża wydawnicza jest jedną z tych, które najdotkliwiej odczuwają skutki kryzysu ekonomicznego. Sprawy nie ułatwia też obowiązujący od 2011 r. podatek VAT na książki. Te niesprzedane, zamiast czekać na klienta, niemal natychmiast wracają do wydawcy. A sprzedaż regularnie spada.

WOLNE ZASOBY

Z szacunków Biblioteki Analiz badającej rynek księgarski wynika, że po rekordowym 2010 r., gdy przychody ze sprzedaży książek wyniosły w Polsce prawie 3 miliardy złotych, każdy kolejny rok przynosił spadki. W 2013 r. było to już zaledwie 2,6 mld. Spadki notuje cała Europa; największe, jak wynika z danych Federacji Wydawców Europejskich, Wielka Brytania, Niemcy, Włochy, Francja i Hiszpania. Fakt, że Polski nie ma na tej liście, nie powinien jednak skłaniać do optymizmu. Z czytelnictwem, ale i z kupowaniem książek zawsze było u nas marnie, więc i spadki nie wydają się – w porównaniu – tak wielkie.

To, co – siłą rzeczy – jakoś się jeszcze sprzedaje, to podręczniki, ale i tu piętrzą się przed wydawcami trudności. Najpierw niż demograficzny, potem rozpoczęcie przez Ministerstwo Edukacji Narodowej prac nad e-podręcznikami, a ostatnio zapowiedź premiera, że każdy pierwszak otrzyma darmowy podręcznik. Jeden, a nie dziesięć plus drugie tyle zeszytów ćwiczeń. I jeszcze anonsowana w ubiegłym roku ustawa o wolnych zasobach, mająca nałożyć na wydawców obowiązek udostępniania treści, które powstały w większości za pieniądze publiczne (np. mapy czy wyniki badań).

– Zna pani inną branżę, która musi za darmo oddawać to, co wyprodukuje? – pyta przedstawiciel jednego z dużych ogólnopolskich wydawnictw.

– I jeszcze egzemplarz obowiązkowy – dorzuca Czerwiński i wyjaśnia, że według prawa wydawcy muszą przekazać odpowiednim bibliotekom po kilkanaście egzemplarzy każdego nowo wydanego tytułu. – W przypadku Bellony to 400 tysięcy rocznie, z którymi nic nie mogę zrobić. Ani zaksięgować jako koszt, ani odpisać od podatku.

ROZWÓD I ARCHITEKTURA

Gdy wydawnictwu idzie dobrze i nowości się sprzedają, są pieniądze, by w magazynach trzymać starocie i zastanawiać się, co z nimi zrobić. W innym przypadku trzeba się ratować. Na początek: przeceniając. Jeśli książka miała szansę na rynku, a barierą okazała się cena, obniżka powinna nie tylko rozwiązać problem, ale i przyciągnąć nowego klienta, który wcześniej – świadomy kosztów – nawet nie spojrzał na półkę z nowościami.

Ale tych najstarszych, 10-, 15-letnich, nie chcą przyjmować już nawet niektóre punkty z tanią książką. Na przykład w hurtowni Oleńka w gdańskiej Rumii znacznie lepiej od staroci sprzedają się aktualne biografie pierwszych dam, tudzież córek, które ostatnio szturmem podbijały rynek.

Pozycji starszych niż kilkuletnie próżno też szukać w supermarketowych koszach z książkami za 4,99 zł. Są tam, owszem, tytuły z 2011 r. (np. ilustrowany album „Arcydzieła światowej architektury” i „Snajper. Kompendium wiedzy”), 2008 r. („Przetrwać rozwód”, „Rzeczpospolita III i pół”) czy 2006 r. („Asy lotnictwa bojowego Luftwaffe”). Starsze znajdujemy w księgarni Dedalus przy ul. Chmielnej w Warszawie. I choć wydawcy nie chcą mówić o tym, co już trafiło i co wkrótce trafi na przemiał, tu łatwo się tego domyślić.

W kącie już od kilku lat kurzą się fioletowe tomy z serii „Zima z kryminałem”, „Sentencje” Mikołaja Reja w twardej, bordowej okładce, a nawet kolorowe albumy przedstawiające prywatne i zawodowe życie bohaterów seriali Polsatu i TVN. Wydane drukiem scenariusze filmowe („Ryś”), relacja z wizyty Spielberga w Krakowie i przedruki wywiadów udzielonych przez znanego skądinąd prezentera telewizyjnego czekają na nabywców odpowiednio 11, 15 i... 21 lat.

Dlaczego niesprzedanych egzemplarzy nie można oddać bibliotece czy fundacji?

– Część książek przekazujemy potrzebującym, ale głównie za granicą. Dla szkół na wschodzie to prawdziwa gratka – mówi prezes Czerwiński. Kilka wydawnictw rozdawało też książki fundacjom w kraju. Przestało, bo nakład wracał do nich z hurtowni jako niesprzedany towar – przedsiębiorczy obdarowani próbowali na nim zarobić.

A biblioteki? Nie oszukujmy się: dla wydawcy biblioteka to klient jak każdy inny. Dlaczego więc sprzedawać mu coś taniej, albo – jeszcze gorzej – oddawać za darmo? Przecież, jak podkreślają nasi rozmówcy w wydawnictwach, prądu bibliotece nikt za darmo nie daje. Tymczasem fiskus jest bezwzględny. Przepisy dotyczące VAT-u od darowizny są skomplikowane, zaś te nakładające na wydawcę obowiązek płacenia podatku od posiadanego na papierze towaru (nieważne, czy rzeczywiście zarobił na jego sprzedaży) – bardzo proste. Wszystko zależy od przyjętej przez firmę wydawniczą polityki rachunkowej.

***

Z tirów przed Stołecznym Centrum Recyklingu wypakowywane jest wszystko: poezja, literatura piękna, albumy, kalendarze, horoskopy i książki naukowe. Firma sama odbiera towar od kontrahentów. Od kogo tym razem?

– Nie mogę powiedzieć – słyszymy w recepcji. Klienci najwyraźniej cenią sobie dyskrecję.

Pod koniec skomplikowanego procesu unicestwiania książki firma wydaje dokument świadczący o tym, że tego, co zostało z produktu, nie da się powtórnie wpuścić do obiegu (chyba że ktoś lubuje się w puzzlach i chciałby sobie zmieloną książkę z powrotem poskładać). Wydawca odjeżdża szczęśliwy, bo na podstawie tego kwitu może się rozliczyć, firma recyklingowa nie narzeka, bo ma pod dostatkiem produktu, który następnie sprzeda papierni, a księgarze cieszą się, że nikt im już nie będzie próbował wciskać staroci. Czyli wszyscy powinni być zadowoleni. A więc czemuż – jak pyta poeta, którego wiersze ktoś gdzieś czyta, a kto inny tnie na kawałki – czemuż nam tak smutno?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2014