Promile w emocjach

W przypadku mężczyzny uzależnienie to diagnoza, w przypadku kobiety – ocena moralna.

11.08.2018

Czyta się kilka minut

 / JOANNA RUSINEK
/ JOANNA RUSINEK

Problem był ignorowany. Jeszcze w latach 60. XX w. Elvin Morton Jelinek, lekarz czeskiego pochodzenia, w „Koncepcji alkoholizmu jako choroby”, publikacji kanonicznej dla tego tematu, skupił się prawie wyłącznie na mężczyźnie.

Dziś jest już jasne, że na chorobę alkoholową zapadają także kobiety. Statystyki wskazują, że w Polsce co dziesiąta z nich pije destrukcyjnie. Niektóre robią to otwarcie, w towarzystwie, w pubach, do utraty przytomności. Zazwyczaj są to pracowniczki korporacji między trzydziestką a czterdziestką, wypalone pościgiem za sukcesem. Coraz liczniej dołączają do nich te młodsze – między 18. a 30. rokiem życia – zaczynające karierę, wychodzące za mąż, rodzące dzieci. To czas zmiany ról, któremu towarzyszą konflikty, załamania, pytania o cel i sens. Kryzysowy moment wraca w okolicach sześćdziesiątki, gdy kobieta się starzeje i przechodzi na emeryturę.

Pokłosie

– Współczesna kobieta jest przekonana, że powinna się sprawdzać w każdej roli. Nie zawieść otoczenia. Rzecz nie do zrobienia dla nikogo – mówi Lucyna Świątek, psycholog kliniczny, specjalista psychoterapii uzależnień, pracująca w Szpitalu Klinicznym im. dr. J. Babińskiego w Krakowie. – Fakt, że nie daje rady, obraca przeciwko sobie. Myśli: „Jestem nie w porządku”, a otoczenie skwapliwie jej w tym przytakuje. Po alkohol sięga z powodu zagubienia, frustracji i chronicznego zmęczenia. Skutki picia tuszuje perfumami i innymi zabiegami higienicznymi. Uzależnieniem usiłuje uporać się z bezradnością, lękiem i narastającą dezorientacją w świecie.

Dawniej rola kobiety sprowadzała się do pielęgnacji ogniska domowego. Inne potrzeby się nie liczyły, pragnienia były postrzegane jako fanaberia. Kobieta słyszała: „Nie kochasz dzieci? Taką jesteś złą matką i żoną?”. Emancypacja pozwoliła na to, by tego rodzaju głosy przestały być wszechobecne. Tyle że model kulturowy się nie zmienił, nadal postrzega się kobietę przede wszystkim jako tę, która ma dbać o dom i dzieci. Teraz jeszcze być sexy. W reklamach słyszy: „Jesteś tego warta, kup sobie odmładzający krem. Naucz się języków i chodź na fitness”. Trudno jest znaleźć dobre rozwiązania – z każdej strony presja.

W tę pułapkę wpada zwłaszcza kobieta z małego miasteczka – wychowana w modelu tradycyjnym, z pragnieniem założenia rodziny. Wyjeżdża edukować się do dużego miasta i okazuje się, że to, do czego aspiruje, w jej towarzystwie uchodzi za śmieszne. Trudno jej się przyznać przed koleżankami z korporacji – skupionymi na karierze singielkami – że tak naprawdę chce mieć dom, męża, dzieci, bo wtedy może usłyszeć, że jest zaściankowa. Te z korporacji też często pragną domu, dzieci i męża, ale nie przyznają się do tego, nawet samym sobie. Starają się czuć zawsze wyzwolone i niezależne, a pod tym pozorem jest pustka, samotność i lęk.

Sporo kobiet nie radzi sobie właśnie z tą zmianą tożsamościową. Ów rozłam często jest podłożem rozwoju uzależnienia.

Ślubowanie

Alicja ma 27 lat, gdy rodzi Adasia. Bierze urlop macierzyński i wychowawczy. Początkowo rozpiera ją radość, po roku zaczyna jej czegoś brakować. Przypomina sobie, że jest alkohol, którego używa na imprezach od czasów gimnazjalnych.

Gdy mały śpi, w południe, w kuchni, wypija piwo, wieczorem, w salonie, wino. Pomaleńku, coraz częściej, coraz więcej. Piwo na porannego kaca. Czasem nie płaci rachunku, pieniądze idą na alkohol… Czuje się bezpieczna – wie, że punkt szesnasta tata Adasia wróci z pracy. Gdy ona przeholuje, on przejmie opiekę nad synkiem.

Ale też wie, że dzieje się z nią coś złego. Myśli, że na pewno brakuje jej pracy – jest przedstawicielem handlowym. Zaczyna chodzić do psychologa, opowiada o przeszłości, słowem nie wspomina o alkoholu.

Alicja wraca do pracy, gdy Adaś ma dwa lata. Rzuca ją, gdy synek kończy trzy. Jedynym jej obowiązkiem staje się zaprowadzanie go do przedszkola; po południu odbiera go tata. Partner widzi ją coraz częściej pijaną – mówi, żeby przestała, że to kwestia silnej woli, że wszystko jest w jej rękach.

Nie wszystko.

Alicja, kiedyś smakoszka czerwonego wina, sięga teraz wyłącznie po wódkę, najchętniej po „małpki”, małe i poręczne flaszeczki, „dwusetki”, bo szybciej i łatwiej jest je wypić. Oszukuje się, gdy idzie do sklepu tylko po jedną. Potem wraca po trzecią, czwartą.

We wrześniu Adaś ma pasowanie na przedszkolaka. Impreza zaczyna się o szesnastej. Synka do przedszkola prowadzi na potężnym kacu, boi się, że nie dotrwa do popołudnia. Dla poprawy samopoczucia kupi jednego „szczeniaczka” – setkę wódki. I polegnie na całej linii – nie jest w stanie ruszyć się z łóżka. Na ślubowaniu obecny jest tylko tata. Adaś wieczorem powie: „Szkoda, mamo, że cię nie było. Ale rozumiem, że się źle czułaś”.

To ją dobije: trzyletni chłopiec usprawiedliwia trzydziestoletnią kobietę. Wyrzuty sumienia, że zawiodła syna, nie dają jej spokoju. Leży na kacu i szepcze: „Boże, żebym dziś tylko nie piła”.

Pije.

Ale potrafi też nie pić. Jedzie autem na imprezę, gdzie nie tknie alkoholu. Nie chce, by coś się jej wymknęło spod kontroli i ktoś ze znajomych się zorientował. No i krzepi ją świadomość, że po powrocie czeka w domu butelka wódki.

Trzy dni po 30. urodzinach przyzna się terapeutce do alkoholu. A po sesji natychmiast kupi flaszkę. I już wie, że sobie sama z tym nie poradzi…

Prywatną, miesięczną, zamkniętą terapię sfinansują jej rodzice. Trzeźwieje. Nie pije trzy lata i jedenaście miesięcy. Przez ten czas próbuje ratować swój związek. Nie uda się, partner nie jest w stanie odzyskać do niej zaufania.

Ale zaczyna nową pracę, jest coraz silniejsza. Pierwsze wakacje bez kropli alkoholu przepełniają Alicję euforią – celebruje każdą minutę dnia. Po odwyku decyduje się na terapię uzależnień oraz spotkania Anonimowych Alkoholików. Z tych drugich w pewnym momencie zrezygnuje.

Jest listopadowy dzień. Alicja wraca z pracy, na witrynie Żabki czyta napis: „Gorzka żołądkowa – 9, 99”. Kupi. Nie dojdzie nawet do domu, wypije duszkiem za rogiem. Adasia oddaje pod opiekę rodziców. Przez trzy tygodnie pije dzień w dzień. Wraca do punktu wyjścia sprzed trzech lat i jedenastu miesięcy. Przerazi się, że znowu zawodzi syna.

Ponownie podejmuje terapię i chodzi na mityngi AA.

Alicja dziś ma 36 lat. 23 lipca minął pierwszy rok jej trzeźwości.

Mówi: – Na mityngach AA staram się być trzy razy w tygodniu, tyle sugeruje wspomagający trzeźwienie program dwunastu kroków. W AA uczę się siebie. Dawniej, gdy było mi ciężko, wkładałam mnóstwo wysiłku, by otoczenie niczego się nie domyśliło, staranniej się malowałam i szerzej uśmiechałam. Nie pozwalałam sobie na słabość. Dziś umiem przyznać się do własnej bezradności. O pomoc proszę inne kobiety ze wspólnoty AA.

Zła

Lucyna Świątek: – Na alkoholizm mężczyzny istnieje społeczne przyzwolenie, na kobiety nie. Sami alkoholicy oceniają ją bardziej surowo. Jeśli podejmuje próbę leczenia, rzadziej znajduje wsparcie w bliskich. Niektórym mężom wygodniej jest mieć w domu alkoholiczkę. Kiedy pije, można nią manipulować, gdy zaczyna się leczyć, przestaje być potulna i wyraża swoje zdanie. Na dziesięciu pijących mężczyzn z powodu ich nałogu opuszczonych zostanie dwóch, gdy kobieta ma problem, odejdzie ośmiu na dziesięciu. Mężczyzna pojawiający się na konsultacji zazwyczaj otoczony jest wianuszkiem kobiet. A kobieta jest sama, czasem towarzyszy jej matka, siostra, przyjaciółka.

– W placówkach medycznych kobieta uzależniona często jest traktowana gorzej. Dlaczego? Bo to zła matka i zła żona. Bywa, że zachowuje się agresywnie, np. upomina się o lepsze traktowanie, domaga się tego, by do niej nie mówić po imieniu. Mężczyzna pijący, który przejawia na oddziale zachowania niepożądane dla personelu, budzi lęk, kobieta złość i pogardę.

– Gdy pije ksiądz, to ktoś z parafii przywozi go na odwyk. Jeśli pije siostra, to jest przenoszona do klasztoru w innym mieście, byle nikt się o tym nie dowiedział. Nadal łatwiej jest powiedzieć o mężczyźnie „biedny gość”, gdy się zwierzy z tego, że rzuciła go żona i dlatego pije. Gdy kobieta jest w takiej samej sytuacji, to znaczy, że sobie na nią zasłużyła. Mężczyzna wybierający się na mityng AA od żony dostaje „błogosławieństwo”. A do żony mąż powie: „Tam są głównie faceci. Może wcale nie chodzisz, by się leczyć, tylko mnie zdradzasz? Po co ci to? Przecież byłaś już na terapii. Jak długo będę się musiał zajmować nie swoimi sprawami?”.

Worek

Teresa wdowieje, gdy ma 27 lat, jej mąż umiera nagle, zostaje sama z córkami – trzyletnią Olą i siedmiolatką Zuzą. Czuje, że oszaleje. Lekarza prosi, by przepisał jej coś na sen. Słyszy: „Co ja będę pani przepisywał? Niech sobie pani przed snem strzeli kielicha”.

Posłucha, posmakuje, pokocha. Jeden kielich nie wystarcza. Potem nie wystarcza jedna butelka. Sięga wyłącznie po mocne alkohole.

Jest przełom lat 80. i 90. Teresa pracuje w zaopatrzeniu, jeździ na targi do Poznania. W każdym boksie się pije, jest do tego przygotowana; w teczce ma gotowe umowy, podsuwa je tylko do podpisania. A potem „setka” – pierwsza, druga, trzecia… Ludzie ją lubią, wiedzą, że jest rozrywkowa – tu opowie kawał, tam zatańczy. Film urywa się jej bez przerwy, nieraz budzi się w obcym mieszkaniu. Panikuje: „Rany boskie, co ja tu robię? Co się działo w nocy?”. Wstydzi się zapytać, woli się napić i wyrzut sumienia znika. Wynajduje sobie towarzystwo dotrzymujące jej kroku w piciu. Nudzą ją ludzie, którzy nie piją wcale lub odrobinę.

Córki są przerażone. Wstają rano – mama śpi. Wracają ze szkoły – mama śpi. Kładą się do łóżka – mama śpi. Czasem nie wiedzą, czy jeszcze żyje. Czasem ona rzuci: „Tam są pieniądze, idźcie sobie coś kupić”. Sprzątają po niej. Teresa zawsze im obiecuje, że to ostatni raz.

Jej rodzice mieszkają w sąsiedztwie, pomagają w opiece nad wnuczkami. Bo ona wciąż w służbowych rozjazdach. I wciąż nietrzeźwa.

Lub trzeźwiejąca. Mama nie ma odwagi jej powiedzieć, by się otrząsnęła. Robi tyle, na ile ją stać: modli się za Teresę. A ona powoli odcina się od świata. Najlepiej czuje się w samotności. Byle nikt jej nie widział i o nic nie pytał. Między mąką a octem stoi pełno butelek – gromadzi je jak wiewiórka. Wpada w ciągi, pije dzień i noc. Potem kilka tygodni przerwy. I znowu to samo.

Kończy pracę w zaopatrzeniu, zaczyna w nieruchomościach. Zawala, zapomina czegoś zaksięgować. Dyrektorka jest przerażona, spodziewa się kontroli finansowej. Zaproponuje rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. Teresa pomyśli: „Jak porozumienie stron, to przecież mnie nie wywalili. Jest dobrze”.

Dostaje rentę na dziecko szczególnej troski. Siostrze zmarłego męża, też alkoholiczce, chcą zabrać syna i oddać go do domu dziecka. Teresa w sądzie pojawi się elegancka i wyperfumowana, bo szwagierka akurat jest w ciągu. Sąd przyzna Teresie prawo do opieki, uzna ją za lepszą matkę.

Kiedyś zgłasza się do psychiatry, by wypisał jej zwolnienie z pracy. Psychiatra: „Pani ma problem z alkoholem?”. Teresa: „Ależ skąd!”. Ale sama wie, że problem ma. Połowa lat 90. to już same ciągi – jeden po drugim, piąty po czwartym. Zadręcza się: „Jestem psychicznie chora”. Nie może więcej pić i nie może pić przestać.

Jest rok 1996. W gazecie Teresa przeczyta o przychodni dla uzależnionych, przy której działa grupa Anonimowych Alkoholików. Dwa słowa ją zaintrygują: „anonimowi” i „alkoholicy”. Pomyśli: „Coś dla mnie”. Odważy się, pójdzie. Usłyszy: „Dobrze, że jesteś”. Ludzie opowiadają swoje życia, a ona ma wrażenie, że to o niej. Rozpocznie terapię uzależnień. Psycholog zachęca ją, by nie rezygnowała z mityngów AA, bo tam spotka takich samych jak ona. Tłumaczy: „Gdy jeden nie ma nogi, drugi może mu współczuć. Lecz gdy dwie osoby nie mają nogi, to mogą sobie o tym porozmawiać”.

Teresa odzyskuje tożsamość, czuje ulgę. W Wielkiej Księdze – biblii AA – przeczyta, że alkoholik zachowuje się jak szaleniec, który przebiega na czerwonym świetle, zostaje potrącony przez auto, ale na to nie zważa, powtarza to raz, drugi, trzeci, czwarty…

Ale to jeszcze nie koniec: zapije. Trafia do szpitala w Kobierzynie. Oddział detoksu jest połączony z oddziałem dla chorych psychicznie. Pielęgniarka wskazuje sześć osób, mówi, że cierpią na demencję, przebywają zwykle w zamkniętym zakładzie, przywożeni są tu na podleczenie. Teresa: „Naprawdę?”. Pielęgniarka: „No tak”. Teresa: „Co oni takiego pili?”. Dziwi się. Jeszcze karmi się złudzeniem, że jest ulepiona z innej gliny.

Kroplówki stawiają ją na nogi. Nic nie męczy, nic nie boli, nie suszy. Kalkuluje: odwyk na pewno nie jest jej potrzebny, sama sobie da radę.

Zdarzy się coś, co przerwie tę spiralę samookłamywania się. Na korytarzu leży alkoholik. W delirium. Teresa przynosi mu papierosy, to jedyna jej bratnia dusza na oddziale. Umrze. Widzi, jak jego ciało pakują do worka. Przerazi się, zrozumie, że nie ma żartów. Zdecyduje się na zamknięty odwyk – sześć tygodni terapii. Uczestniczy w zajęciach, dowiaduje się, na czym polega mechanizm jej choroby.

Kiedyś terapeuta pokazuje całej grupie wykres Jelinka z zaznaczonymi fazami alkoholizmu – od towarzyskiej po grób. Pyta, czy wiedzą, w której oni są fazie. Niemal chórem odpowiedzą: „W towarzyskiej”. Terapeuta się śmieje: „Ja wam dam towarzyską!”.

Teresa nie potrafi otworzyć się na spotkaniach terapeutycznej grupy, w której jest dziesięciu mężczyzn i dwie kobiety. Jak na takim forum wyznać, że po pijaku poszło się z kimś obcym do łóżka?

Teresa zacznie mówić dopiero na mityngach Anonimowych Alkoholików. Ale do szpiku kości szczera jest przed sponsorką – tak w AA nazywa się alkoholiczkę z dłuższym stażem trzeźwienia, dającą wsparcie tej z krótszym. Sponsorka pyta ją, czy jest wierząca. Teresa: „Raczej nie”. Sponsorka: „To dobrze, znajdź sobie siłę wyższą. I zaakceptuj, że to nie ty jesteś tu Bogiem. Sama sobie z tym nie poradzisz. Módl się rano i wieczorem, na kolanach”. Teresa: „Dlaczego na kolanach?”. Sponsorka: „Musisz działać. I nie zastanawiaj się, komu to potrzebne. Bogu na pewno nie. Tylko tobie”.

Teresa ma 62 lata, 25 sierpnia obchodzi 22. rocznicę trzeźwości.

Mówi: – Siedem lat temu dowiedziałam się, że mam raka. Onkolodzy załamywali ręce. Gdy po leczeniu odbierałam wyniki, ordynator powiedział: „Ma pani niesamowite znajomości na górze. Musi mieć pani jeszcze coś do zrobienia”. Moje córki ułożyły sobie życie, to nagroda od losu i żadna moja zasługa. A ja dziesięć lat temu powtórnie wyszłam za mąż.

W AA dostałam nadzieję, że mogę żyć bez alkoholu. Później przyszedł moment, że zaczęłam pomagać innym alkoholiczkom. Tu znalazłam receptę na swoje życie. Czyli spokój. Wyzbyłam się strachu. Nauczyłam się rozmawiać spokojnie, a nie wkurzać o byle drobiazgi. Czuję się lekka, gdyż nie nękają mnie wyrzuty sumienia. Satysfakcję dostarcza mi fakt, że stałam się dla ludzi kimś wiarygodnym.

Detoks

Lucyna Świątek: – W żadnym polskim szpitalu nie istnieje detoks dla kobiet. Osobny jest dla mężczyzn, a kobiety przebywają na oddziale wspólnie z chorymi psychicznie. W Szpitalu Babińskiego przez moment działał oddział koedukacyjny – na jednej sali, przedzielonej parawanami, leżeli w majaczeniach panie i panowie. A majaczenie to stan, w którym człowiek jest pozbawiony kontroli. Narażało to pacjentów obojga płci na brak intymności i godności. Z koedukacyjnego oddziału trzeba było zrezygnować. Natomiast NFZ odmówił utworzenia oddzielnego oddziału dla kobiet, swoją decyzję uzasadnił tym, że to się nie kalkuluje, gdyż alkoholiczek nie ma zbyt wielu. Decydenci nie chcą widzieć problemu.

Gdy kobiety przychodzą na leczenie ze skierowaniem od lekarza, rzadko zdarza się, by było tam napisane: „uzależnienie”. Dlatego samej kobiecie ciężko rozpoznać swój alkoholizm. Diagnozuje się ją, kiedy jest już na etapie degradacji – nie pracuje, mąż odszedł, na twarzy popękały jej naczynia krwionośne. A gdy pojawia się kobieta wykształcona, elegancka i elokwentna, to większa jest tendencja do rozpoznania u niej np. depresji, natomiast alkohol traktowany jest objawowo.

Techniki i tematy w terapii w pewnych obszarach muszą się różnić od tej prowadzonej z mężczyzną. Jeśli jednym z elementów picia u kobiety jest wykorzystanie seksualne, jak o tym powiedzieć na forum, które tworzą głównie mężczyźni opowiadający o swoich zachowaniach przemocowych?

Nie bez powodu mówi się, że płeć jest w mózgu. Kobieta ma ogromną potrzebę akceptacji – budują ją relacje z ludźmi, nastawiona jest na zaspokajanie potrzeb innych. Mężczyźni nastawieni są na rywalizację, kobiety na współpracę. Gdy prowadzę grupę kobiet i mężczyzn, to natychmiast widzę tę różnicę. Z kobietami trudno pracować konfrontacyjnie, bo odbierają to jako atak i natychmiast się wycofują. Jednocześnie mają ogromną potrzebę zależności, więc częściej się podporządkowują. Kobieta w czasie terapii przytakuje: „Tak, zgadzam się z panią”. Facet prędzej tupnie nogą, zakwestionuje sprawę.

Czy cykl menstruacyjny przyczynia się do rozwoju nałogu? Robimy z niego demona, napięcie przedmiesiączkowe nie jest najistotniejszym elementem związanym z nadużywaniem alkoholu. Trudniejsze dla kobiety jest to, gdy po urodzeniu dziecka słabnie jej zawodowa ścieżka i pozostaje w permanentnym konflikcie między nakazem roli a innymi swoimi potrzebami. Większość z tym właśnie sobie nie radzi. Bo jak poświęci się dzieciom, to ma poczucie, że coś traci. Gdy z kolei dzieci, którym bez reszty poświęciła czas, uwagę i energię, wchodzą w dorosłość i opuszczają rodzinne gniazdo, to zostaje z niczym. Nie miała czasu i gotowości na to, by uruchomić własną ścieżkę rozwoju. I picie zaczyna się często jako próba zatrzymania. Dorosłe dzieci nie mogą odejść od matki, przecież nie zostawią jej w takim stanie. Pić zaczynają też kobiety, które nie radzą sobie ze zdradą partnera. Czują się zranione, a nie są w stanie odejść z przyczyn ekonomicznych – nie mają środków, by wynająć mieszkanie, przecież nie wrócą do mamusi z czwórką dzieci. Albo rozwódki. Mężczyzna, gdy wychodzi ze związku, zostaje sam – dziećmi zajmuje się raz w tygodniu. I szybko sobie kogoś znajdzie. Kobieta pragnie tego samego, tyle że ona dźwiga cały bagaż rodziny. Jak w tej sytuacji wprowadzić do domu kogoś, kto dzieci może skrzywdzić? Lub inny scenariusz: kobieta odchowa dzieci, uda jej się wrócić do pracy, ale rodzice są już bardzo starzy i trzeba się nimi zaopiekować.

My, kobiety, całe życie stoimy wobec właśnie takich dylematów. Jeśli nie umiemy ich rozwiązać, często to one są przyczyną picia.

Urodziny

Magdalena w liceum uczy matematyki. Wysoka, zgrabna, zielonooka. Zawsze w szpilkach. Z mężem grają w brydża, mają do tego stałe towarzystwo. Takie spotkania są zawsze suto zakrapiane. To jest jej oficjalne picie. Nieoficjalne wygląda w ten sposób, że sąsiadka znajduje na działce butelki po wódce wyrzucone przez okno sypialni. Magdalena wpada w ciągi: tydzień picia i trzy, cztery, pięć miesięcy abstynencji.

Po alkohol sięga, jeszcze zanim urodzi Małgosię, potem Michała. Już wtedy jest wewnętrznie poraniona; jej młodość naznaczają dwie traumy – jako nastolatka pochowa mamę, jako dwudziestolatka –ukochanego. Nigdy się z tym nie upora. Jest zamknięta w sobie, introwertyczna, małomówna. Wszystko się zmienia, gdy wypije kilka drinków, wtedy rozwiązuje się jej język. Dzwoni do córki studiującej w Warszawie. Przeprowadzają szczere rozmowy. Kiedyś zwierza się Małgosi, że zazdrości ludziom, którzy wierzą. Bo ona jest ateistką. I brakuje jej nadziei.

Rodzina widzi problem, posyła ją na zamknięty odwyk. Magdalena wraca odmieniona, ale tylko na kwartał. Coraz częściej sięga po alkohol, także w pracy. Rok przed emeryturą dyrektor szkoły sugeruje jej urlop na podratowanie zdrowia. Mówi, że to dla niej ostatnia szansa. Choć wcześniej łączy ich przyjaźń, od tego momentu Magdalena zaczyna traktować go jak wroga.

Latem 2007 r. kładzie się wieczorem do łóżka. Umrze nad ranem, we śnie. Ma 54 lata.

– Mama odeszła 12 lipca, w dzień moich 29. urodzin – mówi Małgorzata. – O tej samej godzinie, o której przyszłam na świat. Od rana odbierałam telefony z życzeniami. W pewnym momencie na komórce wyświetla się numer kuzynki, zdziwiłam się, bo już rano wysłała SMS-a ze „100 lat”. Pyta, jak się czuję. Ja na to, że wspaniale. Wtedy zorientowała się, że jeszcze nie wiem.

– Ostatni raz rozmawiałam z mamą 26 maja, w Dzień Matki. Koło dziewiętnastej zadzwoniłam z życzeniami. Nakrzyczała na mnie, że ją obudziłam. Wkurzyłam się, rzuciłam słuchawką.

Siostra mamy powiedziała, że ona umarła przez nas, bo jej nie pomogliśmy. A to nieprawda. Jak ktoś nie chce sobie sam pomóc, to nic nie da się zrobić. Nic a nic.

Co dobrze wspominam? Rozmowy z nią, właśnie wtedy, gdy była pijana. Choć zawsze mało mówiła o sobie, w sumie mało o niej wiem. Na pewno była mądra. I szalenie wrażliwa – alkohol to był sposób na to, by tego światu nie pokazać. Mama była świadoma innych ludzi, a tak nieświadoma siebie… Całe życie przed sobą uciekała.

– Długo nie świętowałam urodzin. Tydzień wcześniej popadałam w głęboki smutek, nie miałam na to wpływu. Po śmierci mamy pierwsze urodziny zorganizowali dla mnie przyjaciele, gdy skończyłam 35 lat. W tym roku z moim mężem odwiedziłam tatę w 11. rocznicę mamy śmierci i w moje 40. urodziny. Położyliśmy się spać na łóżku, na którym ona umarła. Wtedy rozsypało się moje ciało, zaczęło się dziać coś koszmarnego ze stawami i jelitami.

A tata? Tata mamy nigdy nie przestał kochać.

Ja? Nieustannie z nią rozmawiam.

Nadzieja

Wskutek choroby alkoholowej umiera czterokrotnie więcej kobiet niż mężczyzn. Powodem są różnice biologiczne. W kobiecym żołądku jest znacznie mniej enzymów odpowiedzialnych za metabolizowanie alkoholu i więcej estrogenów, które sprzyjają jego intensywniejszemu wchłanianiu. Po spożyciu takiej samej ilości alkoholu jego stężenie we krwi kobiety jest o 40 proc. większe niż u mężczyzny. Poważne kłopoty zdrowotne występują u kobiet średnio po 14 latach nadużywania alkoholu. Podobne zmiany pojawiają się u mężczyzn po dwóch dekadach.

Lucyna Świątek: – W terapii uzależnień pracuję od 1995 r. Wtedy na oddziale stacjonarnym nie było możliwości leczenia kobiet. Kiedy w 1997 r. postanowiliśmy zrobić tam dla nich miejsce, to kobiet było pięć, sześć, a średnia wieku 50 lat. W tej chwili na oddziale kobiet jest więcej, to samo dzieje się w poradniach, ujawniają się coraz młodsze. I to jest dobre. Gorzej jest z tym, że z leczeniem kobiety na oddziale stacjonarnym wiąże się kłopot. Przyczyna jest prozaiczna: mężczyzna pakuje walizkę i idzie zamknąć się na półtora­miesięczny odwyk. Kobieta, by to zrobić, musi wykonać logistyczną operację, w tym zorganizować opiekę nad dziećmi. A gdy już zdecyduje się na leczenie, w terapii utrzymuje się trudniej. Bo albo przytłacza ją nadmiar obowiązków, albo nie jest zainteresowana głębszymi zmianami, albo się zakocha, wchodzi w nowy związek i chce odciąć się od przeszłości.

Nie jest sukcesem wyłącznie to, gdy kobieta odstawia alkohol, zregeneruje się, uśmiechnie, zrobi nową fryzurę i ubierze kolorowe ciuchy. Gdy nie będzie wzmacniać się od środka, to gdy przyjdzie pierwszy szkwał, w ułamkach sekund zmiecie całą fasadę. Kobieta musi dokopać się do tego, co nie działa w jej wnętrzu. Może przestać pić i pozostać szarą myszą, lecz z głębszym wglądem w siebie. Zacząć inaczej wychowywać dzieci, stawiać granice tym, którzy je brutalnie przekraczali. A to jest proces, czasem bardzo długi. Bo alkoholizm to choroba emocji. ©

Czytaj także: Katarzyna Kubisiowska: Szczęście alkoholika

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2018