Problem większy niż Hamas

Siedzimy w schronie, liczymy wybuchy. Raz, dwa... Wchodzi spóźniony sąsiad. „Dzień dobry!” – rzuca beztrosko. W tle nowy wybuch. Ale dla Izraela nie rakiety Hamasu są głównym zagrożeniem.

20.07.2014

Czyta się kilka minut

Izraelczycy ze wsi Nitzan w południowej części Izraela chronią się w przepuście wodnym przed palestyńskim ostrzałem z Gazy. 10 lipca 2014 r. / Fot. Menahem Kahana / AFP / EAST NEWS
Izraelczycy ze wsi Nitzan w południowej części Izraela chronią się w przepuście wodnym przed palestyńskim ostrzałem z Gazy. 10 lipca 2014 r. / Fot. Menahem Kahana / AFP / EAST NEWS

Kiedy wyją syreny alarmowe, północny Tel Awiw nie biegnie do piwnicy na złamanie karku. Najpierw sprawdza na „fejsie”, czy przypadkiem nie są to ćwiczenia. Jeśli tak – wraca do swoich zajęć, ma dużo roboty. A jeśli faktycznie jest na celowniku terrorystów, najpierw schodzi na klatkę schodową i razem z sąsiadami (świetna okazja, by w końcu ich poznać) zastanawia się, czy trzeba schodzić do schronu. Ale nawet jeśli w końcu przekroczy jego próg, nie zostaje tam na regulaminowe 10 minut. Zamiast tego liczy z sąsiadami eksplozje. I jakoś po trzeciej opuszcza kryjówkę, nie ma sensu dłużej tu siedzieć.

Tel Awiw patrzy na rakiety

Odkąd zaczęła się izraelska operacja, pod kryptonimem „Obronny Brzeg”, alarmy ogłaszające zbliżanie się rakiet wystrzelonych przez Hamas ze znajdującej się przy granicy z Egiptem Strefy Gazy wyją w Tel Awiwie dwa-trzy razy na dobę. Ale wszystkie rakiety, które doleciały do miasta, albo same się rozleciały, albo zostały zestrzelone przez „Żelazną Kopułę”: system obronny zaprojektowany specjalnie po to, aby bronić się przed ostrzałem z Gazy. Poza tym schrony można tu znaleźć w większości budynków; jedno z centrów handlowych może pomieścić 4 tys. ludzi (nawet w razie ataku atomowego). Mieszkańcy Tel Awiwu śmieją się, że najgorsze, co może się stać podczas ostrzału Hamasu, to rozlanie kawy na świeże wydanie dziennika „Haaretz”. Przyzwyczaili się.

Po wystrzeleniu pocisk potrzebuje do dwóch minut, by pokonać ok. 70 km, które dzielą Tel Awiw od Gazy. Dla porównania: mieszkańcy miast leżących tuż przy granicy mają kilkanaście sekund, by znaleźć schronienie. „Co możesz zrobić w 15 sekund?” – pyta jedna z grafik, które na serwisach społecznościowych zamieszcza Cahal, izraelska armia. „Zawiązać buty. Wypić szklankę wody. Wysłać SMS. Uratować swoje życie”. Tyle czasu mają mieszkańcy przygranicznego Aszdodu czy Aszkelonu na znalezienie schronienia. To miejsca, gdzie alarm można usłyszeć nawet co kilka minut, a terrorystom udało się zabić jednego i zranić kilkudziesięciu Izraelczyków. W jednym przypadku, po trafieniu w stację benzynową w Aszdodzie, rany były poważne.

Sytuacja mieszkańców miast przy granicy z Gazą jest naprawdę ciężka. Tymczasem ostrzeliwany Tel Awiw reaguje jak ktoś atakowany przez zwierzątko o ząbkach zbyt małych, by mogło kogokolwiek skrzywdzić. Nawet południowy Tel Awiw – który początkowo bardziej niż północne dzielnice przejął się rakietami, ale tylko na chwilę. W odróżnieniu od północy, czasami da się tam zobaczyć pocisk przez okno, zatem można się zdenerwować. Ucieka się wtedy do schronu.

Polka, która kilka miesięcy temu wprowadziła się do dzielnicy wysuniętej bardziej na południe miasta, zapytała swego współlokatora, czy przejmuje go ta straszna sytuacja. „No, jasne! To jakaś masakra, Blitzkrieg, nie wierzę w to, co się dzieje!” – odparł. Ale miał na myśli Brazylię, która właśnie dostawała upokarzającego łupnia od Niemiec.

Tel Awiw patrzy na Gazę

Jednak nie znaczy to, że Tel Awiw lekceważy konflikt izraelsko-palestyński. Jako zagłębie izraelskiej lewicy – która, najogólniej rzecz ujmując, popiera idee pokojowe i zakończenie okupacji ziem palestyńskich – najbardziej martwi się o cywilów mieszkających w Gazie. Tymczasem do minionej czwartku w nalotach izraelskiej armii na Gazę zginęło ponad dwustu Palestyńczyków – jak się zdaje, w większości cywilów.

Los cywilów w Gazie to temat, który pojawia się najczęściej podczas imprezy urodzinowej, odbywającej się w kolejny dzień operacji „Obronny Brzeg”. Rozmawiamy o polityce i działaniach wojska, a kilka osób tłumaczy mi, dlaczego użycie w Gazie oddziałów lądowych nie jest najlepszym pomysłem. Goście komentują list, który tego dnia został wysłany do wszystkich żołnierzy Givati, specjalnej brygady pancernej Cahalu – pismo to oczywisty znak, że rząd rozważa akcję lądową. Za bardzo kontrowersyjne goście uznają wykorzystanie w treści listu religijnych cytatów. Ktoś ironicznie komentuje to później na profilu facebookowym: „Przypomnijcie mi, jak nazywamy pójście na wojnę w imię Boga? A tak, już wiem. Dżihad”. Kilka osób opublikuje grafikę: „Bombardowanie Gazy – nie w Imię Moje” (napisane po angielsku, hebrajsku i arabsku).

Gdy w trakcie imprezy zaczyna wyć alarm, nawet nie ruszamy się z mieszkania.

Nazajutrz kilkoro z urodzinowych gości spotyka się na manifestacji przeciw izraelskiej okupacji Zachodniego Brzegu. Na ten dzień zaplanowano trzy takie wydarzenia, ale jedno zostało odwołane. Kilka pikiet odbywających się w tym samym czasie to w Tel Awiwie norma. Tak samo jak to, że jeden mieszkaniec tego miasta może należeć do kilku organizacji wspierających sprawę palestyńską. Wielu z nich walczy o równe prawa dla Palestyńczyków, o dostęp do wody i prądu, a także sprzeciwia się brutalnemu traktowaniu mieszkańców Gazy i Zachodniego Brzegu przez Cahal. Ogólny cel, czyli polepszenie losu palestyńskiej części społeczeństwa, mają wspólny. Różnią się w szczegółach: jak rozwiązać problem. Ktoś może wspierać opcję „jedno państwo – dwa narody”. Ktoś inny wolałby, aby Palestyna była osobnym krajem.

Tel Awiw walczy ze sobą

Pół godziny przed demonstracją dowiadujemy się – z wiadomości na kanale drugim izraelskiej telewizji – że Hamas zapowiedział masowy atak na Tel Awiw około godziny dziewiątej, czyli w trakcie manifestacji. Nie zmieniamy planów. Zresztą nie tylko my; po drodze mijamy kilka osób trenujących jogging, które przemierzają bulwar Rotszylda.

Na Facebooku natychmiast powstaje wydarzenie „Ostrzał rakietowy Hamasu 12 lipca, godzina 21” – i szybko kilka tysięcy użytkowników zaznacza, że „weźmie udział” (ok. 150 osób – „może”). W ten sposób Tel Awiw ironicznie uśmiecha się do terrorystów. Dla izraelskiej lewicy to nie rakiety Hamasu, wystrzeliwane na ich miasto, są prawdziwym problemem. Problem stanowią ataki izraelskie na Gazę.

W umówionym miejscu, na placu przed Teatrem Narodowym „Habima”, czekają niespodziewani kontrdemonstranci: członkowie izraelskiej radykalnej prawicy, która najchętniej zmiotłaby mieszkańców Gazy z powierzchni ziemi, po czym anektowała te tereny. Naród izraelski, jeszcze niedawno zjednoczony smutkiem po śmierci trzech nastoletnich uczniów jesziwy, znowu się dzieli.

– Widzisz tę granicę między nami? – pyta mnie ktoś. Widzę. Wyznacza ją nie tylko odległość, ale i mur utworzony z funkcjonariuszy policji. Rzuca się w oczy także różnica w zachowaniu obu grup. Nie bez powodu prawicowe partie polityczne nazywa się w Izraelu „jastrzębiami”, a lewicowe „gołębiami”. Kilka chwil później okaże się, że określeń tych można użyć również w odniesieniu do tych, którzy je wspierają – i to w znaczeniu mniej symbolicznym.

Oto w pewnym momencie „gołębie” przenoszą pikietę kilka metrów dalej. Tłumaczą, że nie przyszli tu protestować przeciw prawicy, tylko przeciw atakom na Gazę. Skandują hasła o zakłamaniu polityków, wymieniając premiera Benjamina Netanjahu. Żądają przerwania nalotów i rozpoczęcia rozmów pokojowych.

„Zabić Arabów!” – krzyczą na to „jastrzębie”, po gromkim odśpiewaniu hymnu Izraela, a „gołębie” wysyłają do Gazy i nazywają zdrajcami narodu. Są mniejszością, ale nadrabiają fanatycznym oddaniem dla sprawy.

Tel Awiw unika wspólnego schronu

Tymczasem Hamas spełnia obietnicę. Wyje alarm, choć ledwo przebija się przez chór głosów starających przekrzyczeć się nawzajem. Ludzie zaczynają uciekać, ścigają się do schronów. Pierwsza dopada go prawica i wiadomo już, że dla „gołębi” nie będzie tam miejsca. Policja nie będzie w stanie skutecznie interweniować w takim miejscu w razie agresywnych zaczepek. „No, chodźcie, podejdźcie bliżej” – zachęcają szyderczo „jastrzębie”. Zamiast tego „gołębie” ustawiają się pod ścianami teatru, tu wydaje się bezpiecznie. Rozlega się pierwszy huk eksplozji.

Na ciemnym niebie, tuż obok księżyca w pełni, pojawia się pomarańczowy płomień, w który uderza żółta łuna. Dwie sekundy później słyszymy wybuch. „Żelazna Kopuła” strąciła kolejną rakietę. Na placu robi się cicho.

Wtedy w „jastrzębiach” coś pęka, hamulce przestają działać, wydarzenia zaczynają napędzać emocje. Zamiast haseł i „Hatikwy”, śpiewanej jednym głosem, zaczynają się pojedyncze wrzaski i wyzwiska. Ktoś dostaje w nos, na chodniku widać plamę krwi, komuś wyrwano transparent. Policja, po chwili wahania, zaczyna interwencję. „Gołębie” natychmiast przenoszą się na drugi koniec ulicy, ale „jastrzębie” nie dają za wygraną. Gdy kilkoro z nich obwiązuje sobie głowy koszulkami, aby nie dało się rozpoznać ich twarzy, nie ma już złudzeń: w ruch idą pieści. W restauracji obok leci szkło, ktoś obrywa krzesłem.

Konflikt między Izraelem i Hamasem media uwielbiają przeliczać na wystrzelone i strącone rakiety, liczbę alarmów oraz rannych i zabitych. Pokojowa manifestacja pod ostrzałem rakietowym w Tel Awiwie to prawdopodobnie trzy osoby ranne, w tym jedna poważnie. Ale Tel Awiw podejrzewa, że gdyby podczas alarmu pod „Habimą” wszyscy ukryli się w jednym schronie, rannych byłoby więcej. A przyczyną nie byłyby pociski Hamasu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2014