Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jak na kogoś pozbawionego zaplecza i programu, kto nie prowadził tradycyjnej kampanii, jest to wynik zadziwiający. Wdarcie się Wołodymyra Zełenskiego na ukraińską scenę polityczną jest skutkiem ogromnej nieufności społeczeństwa do klasy politycznej i instytucji państwowych. Poparcie dla niego to głośny protest przeciwko temu, jak urządzone jest państwo ukraińskie, mimo upływu pięciu lat od rewolucji godności. Wielu Ukraińców chce wierzyć, że aktor komediowy, który w swej firmowej kreacji w serialu „Sługa narodu” naprawia Ukrainę jako nieoczekiwany prezydent, jest w stanie powtórzyć tę operację w rzeczywistości. Naiwne? Z pewnością. Jednak nie byłoby Zełenskiego, gdyby nie choroba trawiąca ukraińską politykę.
Urzędującemu prezydentowi Petrowi Poroszence udało się dostać do drugiej tury, choć jego wygrana z Julią Tymoszenko nie była oczywista, zwłaszcza po ujawnionych w ostatnich tygodniach aferach korupcyjnych w jego otoczeniu. Ale zwycięstwo Poroszenki w drugiej turze, z obecnym 16-procentowym poparciem, to zadanie być może nie do wykonania. Należy oczekiwać, że przed drugą turą (21 kwietnia) Poroszenko zmobilizuje wszystkie zasoby i na wszelkie sposoby zechce skompromitować Zełenskiego. Ale powodzenie tej operacji jest mało prawdopodobne.
Prezydentura Zełenskiego byłaby wielkim eksperymentem. Nie zaproponował on żadnej wizji państwa, z której można by go potem rozliczyć. Tajemnicą poliszynela są jego związki z oligarchą Ihorem Kołomojskim. Co więcej, partia Zełenskiego będzie mieć szansę na dobry wynik w jesiennych wyborach parlamentarnych. Pytanie, czy państwo z takimi problemami jak Ukraina, w stanie wojny z Rosją, stać na fundowanie sobie tego rodzaju eksperymentów? ©