Prawda w okopach

Racjonalna propaganda się nie sprawdza. Wymaga uwagi ludzi, do których jest skierowana, a to przesądza o małej skuteczności. Trudno się dziwić, że nie jest specjalnie popularna i nie ma zbyt wielu zwolenników, a odsetek społeczeństwa zmieniający w jej wyniku poglądy nie jest wysoki.

03.09.2007

Czyta się kilka minut

Skuteczniejsze jest częściowo racjonalne podejście do zagadnienia manipulacji. Szkalowanie, oddziaływanie na wyobraźnię, szerokie wykorzystywanie informacji przykrych, tzw. "stanowisko przeciętnego obywatela", technika "błyskotliwego uogólniania".

Trzeci rodzaj działań propagandowych wyłącznie żeruje na emocjach, zwłaszcza na tych najsilniejszych, jak nienawiść czy strach. Bardzo skuteczne i pożyteczne jest wskazanie wroga. Właśnie taki rodzaj oddziaływania na zbiorową wyobraźnię opisany został w ciekawym artykule o japońskiej propagandzie wojennej ("Mówią wieki", sierpień 2007):

"Nasz dowódca to silny japoński dowódca

Jeździ na koniu, clip-clop clip-clop

Salutujemy mu, on śmieje się i również nam salutuje

Nasz dowódca to szczęśliwy japoński dowódca"

I rzeczywiście, na ulotce wypisz-wymaluj japoński żołnierz na koniu, z szablą u boku. Salutuje grupce szkrabów. Chłopcy odwzajemniają pozdrowienie, trochę nieporadnie. Najmłodszy salutuje lewą ręką. Dziewczynka się kłania.

Do dorosłych kierowano książeczki o bezpretensjonalnych tytułach, jak: "Przeczytaj to, a wojna będzie wygrana". Natomiast "Ścieżka pokonanych" - to oczywiście japońska broszurka o Amerykanach.

Plakaty były jeszcze bardziej subtelne: białych przedstawiano jako paskudne, włochate kundle. Roosevelt miał krowie nogi, kość przewleczoną przez nos, naszyjnik z czaszek. Prawdziwe oblicze krwiożerczego dzikusa, na co dzień ukrywającego się w garniturze.

Walono w przeciwnika każdą propagandową amunicją z możliwie największą siłą.

Zaciekłość była obustronna.

Amerykanie nie wyrażali się o przeciwnikach inaczej niż "żółte małpy", "żółte zagrożenie" czy też, bardziej pieszczotliwie "małe, żółte, niewolnicze skrzaty". Admirał William F. Halsey wsławił się nie tylko szeregiem zwycięstw nad flotą przeciwnika, ale również spontanicznym hasłem: "Kill Japs, Kill Japs, Kill more Japs!" Siłą rzeczy, slogan cieszył się ogromną popularnością. Sięgano również po bezsprzeczne naukowe prawdy o tym, że mózgi Japończyków pracują wolniej, a skośne oczy słabo widzą w ciemnościach.

Propaganda była wszechobecna. Walt Disney nie mógł nie wykazać się patriotyzmem w obliczu wojny, więc Kaczor Donald stanął na wysokości zadania. Kapitalne, autentycznie zabawne kreskówki pokazywały, jak służy w wojsku. W jednym z odcinków Kaczorowi Donaldowi przyśniło się, że pracuje jako niewolnik w Trzeciej Rzeszy. Na szczęście obudził się z koszmaru, tuląc się z radości do miniatury Statuy Wolności.

Japońską popkulturową odpowiedzią były pełnometrażowe filmy animowane o Momotaro - brzoskwiniowym chłopcu. Jego przygody stały się inspiracją powstania gatunku "anime", niezwykle dziś istotnego. Młody Akira Kurosawa walczył na froncie fabularnym. Nakręcił film o robotnicach z fabryki broni, zatytułowany "Najpiękniejsze".

Audycje Radia Tokio przekraczały granice propagandy, śmiało wkraczając w krainę czystej wyobraźni. Największe klęski Japończyków sugestywnie przedstawiano jako wielkie tryumfy azjatyckiego oręża. Ikoną rozgłośni stała się Sierotka Ann, Amerykanka japońskiego pochodzenia, nazywana również Tokijską Różą. Słodkim głosem przypominała walczącym w azjatyckim piekle amerykańskim chłopcom, jak spokojnie i przytulnie było w domku na przedmieściach. Racząc ich lekką i przyjemną muzyką, Sierotka Ann umiejętnie podsycała lęk o wierność dziewczyn, żon i narzeczonych, wystawionych na trudną próbę rozłąki. A wojna jest tak długa...

Departament wojennej propagandy cesarskiego rządu po wojnie zmienił nazwę i do dzisiaj zajmuje się promocją japońskiej gospodarki.

Pisząc ten tekst, słucham rewelacyjnych, swingujących piosenek lorda Haw Haw. Takie evergreeny jak "Stormy Weather" (przerobiony tekst opowiada o Mr. Churchillu i jego tonących okrętach) wzmacniane komicznie arystokratycznym parlando, bawią do dziś. Pomimo ogromnej słuchalności wśród Brytyjczyków, przekaz popkulturowego renegata okazał się nieskuteczny. Dlaczego lord Haw Haw pozostał największą niespełnioną nadzieją dr. Goebbelsa? Propaganda to jednak nie wszystko. Hip, hip, hurra! - zakrzyknąłby Kaczor Donald.

Tyle o propagandowych egzotach. U nas z impetem wodospadu ruszyła kampania wyborcza. Ktoś te wybory wygra. I "porządzi" dwa lata. "Jeszcze cztery ziobra i Polska będzie dobra!" (Komunikat musi dotrzeć przynajmniej cztery razy, aby odnieść skutek). Jeszcze trzy kaczmarki i ugną się karki.

Hip, hip, hurra! (okrzyk propagandowy, powstały w okresie wypraw krzyżowych).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reżyser teatralny, dramaturg, felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Laureat kilkunastu nagród za twórczość teatralną.

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2007