Praga, 17 listopada

Kraj obiega wieść: zmarł pobity student, uczestnik protestu. Nikt nie wie, że to tajniak z bezpieki odegrał scenę: na oczach ludzi teatralnie konał pod pałkami... Tego dnia w Czechosłowacji zaczyna upadać komunizm.

09.11.2014

Czyta się kilka minut

Podzwonne dla komunistów podczas Aksamitnej Rewolucji; Praga, listopad 1989 r. / Fot. Peter Turnley / CORBIS
Podzwonne dla komunistów podczas Aksamitnej Rewolucji; Praga, listopad 1989 r. / Fot. Peter Turnley / CORBIS

W kalendarzu powojennej Czechosłowacji dzień 17 listopada miał specjalne znaczenie. Tego dnia w 1939 r. czescy studenci z Pragi zorganizowali demonstrację przeciw reżimowi narzuconemu przez Niemców w Protektoracie Czech i Moraw – i przekonali się, że III Rzesza to nie Austro-Węgry. Policja oddała salwę ostrzegawczą; ranny student Jan Opletal po kilku dniach zmarł (stając się symbolem walki o wolność i demokrację). Uczelnie ukarano za tę demonstrację: zamknięto je bezterminowo, a kilkuset studentów czasowo osadzono w obozach koncentracyjnych.

Po wojnie w Czechosłowacji komuniści wpisali Opletala w program imprez politycznych. Co roku, 17 listopada, odbywały się na wszystkich uczelniach akademie: z patosem wspominano wydarzenia z 1939 r. i wygłaszano referaty o walce o postęp. Choć większość studentów traktowała to jako obowiązkową część życia, rodzaj daniny (tu raczej nudnej niż uciążliwej) za zdobycie dyplomu, to coś w głowach zostawało. I nie zawsze to, o co chodziło komunistom: jakieś myśli o ideałach, o gotowości do poświęcenia, o wierności wartościom...

Czekając na sygnał

25 lat temu, jesienią 1989 r., blok sowiecki drżał. Polska miała od września niekomunistycznego premiera. Na Węgrzech w październiku zjazd partii komunistycznej, który miał pokonać „długotrwały kryzys”, okazał się końcem tej partii. 23 października parlament, choć wciąż stary, uchwalił tymczasową konstytucję, która mówiła o przejściu do gospodarki rynkowej i przestrzeganiu praw człowieka. Tego dnia ogłoszono odtworzenie Republiki Węgierskiej; na marzec 1990 r. zapowiedziano wolne wybory. Także w październiku na ulicach miast NRD setki tysięcy ludzi wołały, że to oni są narodem. 9 listopada granica z RFN została otwarta.

Tymczasem w Czechosłowacji nie działo się nic. System uosabiany przez Gustáva Husáka i jego ideologię „normalizacji” (tj. represji po Praskiej Wiośnie 1968 r.) był coraz bardziej anachroniczny. Opozycja, wywodząca się z inicjatywy „Karta 77”, w zastraszonym społeczeństwie była słaba. Ale także tu narastało niezadowolenie. W styczniu 1989 r. odbyły się demonstracje w 20. rocznicę śmierci Jana Palacha, który dokonał samospalenia po zdławieniu Praskiej Wiosny. Nawet jeśli udział w tzw. Tygodniu Palacha nie był liczny, wieść o nim była już powszechna.

Jesienią atmosfera robiła się coraz bardziej napięta. Duże znaczenie dla niej miała kanonizacja Agnieszki z Pragi, córki króla Czech z XIII w., patronki chorych – Jan Paweł II zapowiedział uroczystości związane z tym wydarzeniem na 12 listopada 1989 r. Na przełomie października i listopada w społeczeństwie czeskim odczuwalna była już gotowość do zademonstrowania sprzeciwu, a nawet oczekiwanie na okazję. We wspomnieniach o tym czasie często pojawia się motyw, że wszyscy słuchali zachodnich rozgłośni. Można było założyć, że wystarczy poinformować Radio Wolna Europa o planowanym wiecu, a wieść się rozniesie.

Ten pierwszy marsz

I tak się stało: z końcem października mało znane Niezależne Stowarzyszenie Studentów wezwało do demonstracji, by uczcić pamięć studentów z 1939 r. Zamysł demonstracji, w oczywisty sposób będącej przypomnieniem o wolności i prawach człowieka, wydawał się w ówczesnej atmosferze atrakcyjny, ważny i na miejscu. Sytuację komplikował – dla jednych, dla innych ułatwiał – fakt, że ideę poparł stołeczny zarząd Socjalistycznego Związku Młodzieży, a władze wydały zgodę na marsz. Choć pod warunkiem, że nie pójdzie przez centrum.

Środowiska opozycyjne były zaskoczone marszem. Wprawdzie nie chciano wstrzymywać ludzi od demonstracji – wszak lata poświęcono na budzenie odwagi cywilnej. Ale dysydenci nie czuli się przygotowani do akcji, nie myśleli o jej politycznym wykorzystaniu. Podjęli kompromisową decyzję: powstrzymają się od reakcji. Kilku znanych dysydentów, w obawie przed prowokacją, 17 listopada opuściło nawet Pragę.

Manifestacja miała zacząć się 17 listopada o godzinie szesnastej na placu Albertov, na skraju śródmieścia – tam, gdzie w 1939 r. odbyły się uroczystości pogrzebowe Opletala. Po krótkim wiecu miano przejść pod pomnik i grób Karola Hynka Máchy, XIX-wiecznego poety romantycznego, przedstawianego generacjom czeskich uczniów jako symbol rewolucyjnego idealizmu i młodzieńczego entuzjazmu.

Jeszcze na kwadrans przed szesnastą na placu było może 500 osób. Kolejne ściągały dopiero, jakby z wahaniem. Trudno określić, ilu ludzi w końcu przyszło. Jedne źródła mówią o 15 tys., inne o 40 tys. Odśpiewano „Gaudeamus igitur”, były przemówienia. Pochód ruszył na Wyszehrad, pod pomnik Máchy. Potem, około osiemnastej, demonstrację zakończono. Ale tłum nie chciał się rozejść; krzyczano, by iść do centrum – i w tę stronę ruszyło kilka tysięcy ludzi.

Na nabrzeżu Wełtawy mogli pójść jedną z trzech dróg: przez most ku Hradczanom, prosto w kierunku mostu Karola i Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu lub w kierunku Václavskiego Náměstí (serca Pragi). Było po dziewiętnastej, gdy pochód dotarł do rozdroża. W tym momencie w pierwszych szeregach rozległy się okrzyki: „Idziemy na Náměstí!”. Tłum poddał się wezwaniom, skręcił w kierunku placu Wacława, przez aleję Narodową.

Praskie „ścieżki zdrowia”

Dziś trudno ustalić, kto wezwał do wyboru takiego kierunku. Wiemy, że jedną z osób, która swym zachowaniem wyznaczyła kierunek marszu, był – udający demonstranta – porucznik Służby Bezpieczeństwa Ludvik Zifčak. Wiedział, że Pułk Pogotowia [odpowiednik ZOMO, oddziałów milicji do walki z demonstrantami w PRL – red.] czeka w przecznicy alei Narodowej.

Milicyjny kordon zatrzymał maszerujących w połowie alei Narodowej – po czym dowódcy milicji zamknęli demonstrantów z tyłu drugim kordonem. Ludzie znaleźli się w potrzasku. Było kilka minut po dwudziestej. Pochód stanął. Dziewczyny z jego czoła podchodziły do kordonu i wręczały milicjantom kwiaty. Jakiś czas trwał pat. Przez megafony wzywano do rozejścia się, ale problem polegał na tym, że nie było gdzie się rozejść.

Około godziny dwudziestej pierwszej milicja zaatakowała. Atak był bardzo brutalny, bito mocno. W kilku miejscach utworzono „ścieżki zdrowia”: szpalery milicjantów z pałkami, przez które musieli biec demonstranci. Na ich końcu czekały więźniarki. Według późniejszego raportu niezależnej komisji lekarskiej 568 osób kwalifikowało się do pomocy lekarskiej. A że zachodnich rozgłośni w tym czasie słuchali wszyscy, wieść o brutalności milicji rozeszła się szybko po kraju i zszokowała społeczeństwo. Rannych było tak wielu, że w Pradze niemal każdy zetknął się w rodzinie lub w sąsiedztwie z kimś pobitym.

Następnego dnia, od rana, w dwóch środowiskach zaczęło się coś dziać: na uczelniach i w teatrach. Ruszyły wielogodzinne zebrania, później wiece, powstawały komitety strajkowe. Nawet rady wydziałów, zwykle konformistyczne, podejmowały uchwały protestacyjne. Do strajku powszechnego wezwało kilka zespołów aktorskich z Pragi, co było niezwykłe w tym zdemoralizowanym politycznie środowisku. Zdarzały się przypadki, że organizacje partyjne uchwalały apele protestacyjne... Atmosferę zdominowało hasło: dość brutalności, dość bicia naszych dzieci i kolegów. Około południa po Pradze zaczęła krążyć idea tygodniowego strajku, jako protestu przeciw nadużywaniu siły przez milicję.

Wasz czas się skończył!

Tymczasem kraj obiegła wieść, że jeden z pobitych studentów zmarł. Tylko że to... porucznik Zifčak odegrał zaplanowaną scenę: na oczach ludzi padł pod pałkami i zabrała go karetka, rzekomo nieprzytomnego. Kilka godzin później do dysydenta Petra Uhla dotarła kobieta, twierdząc, iż była świadkiem, jak „pobity student” (tj. Zifčak) zmarł. Uhl poinformował zachodnich korespondentów – wiadomość trafiła na czołówki serwisów. Było to jak dolanie benzyny do ognia, wzburzenie sięgnęło zenitu.

Zifčak, dziś właściciel sklepu z używaną odzieżą, twierdził po latach z pewną dumą, że wszystko było przygotowane. Znana jest też tożsamość kobiety, która dotarła do Uhla: twierdziła potem, że zrobiła to z wściekłości na milicję, gdyż dostała pałką. Podejrzewano ją, że była elementem prowokacji bezpieki.

Wielu dysydentów było poza Pragą. Teraz szybko wracali. W biurach i na uczelniach ujawniali się nowi przywódcy. „Starzy” opozycjoniści i nowi liderzy, wyrośli w ciągu doby, spotkali się dopiero w niedzielę 19 listopada po południu, w klubie aktorów. Inicjatorem spotkania był Václav Havel, który tej nocy stał się znany całej Czechosłowacji. Znaczącą rolę w spotkaniu odegrali pracownicy z Instytutu Prognoz Akademii Nauk, którzy przyszli zwartą grupą. Byli w niej Václav Klaus i Miloš Zeman (wszyscy trzej będą później prezydentami).

Atmosfera zmieniała się błyskawicznie. Milicja zniknęła z ulic, SB nie podejmowała w zasadzie działań. W zasadzie, bo w reakcji na spontaniczne marsze żałobne za zabitego studenta aresztowano Uhla (zarzut: rozpowszechnianie fałszywych wiadomości szkalujących kraj).

Wieść o wieczornym spotkaniu w klubie aktorów krążyła po Pradze cały dzień; reakcji władz nie było. Spotkanie odbyło się bez zakłóceń. Panowała rewolucyjna atmosfera. Po kilku godzinach zebrani założyli „obywatelską platformę”, która ma kontrolować władzę i proces reform. Uchwalono nazwę „Občanské forum” (Forum Obywatelskie). Zażądano odwołania skompromitowanych polityków i wezwano do strajku generalnego w całym kraju 27 listopada.

Od poniedziałku 21 listopada wszystkie praskie uczelnie zawiesiły zajęcia. Wieczorem na plac Wacława przyszło 100 tys.osób. We wtorek stanęły wszystkie uczelnie w kraju. Wieczorem na plac przyszło 200 tys. ludzi, a dziesiątki tysięcy na wiece w innych miastach. Wytworzył się zwyczaj, który stal się symbolem Aksamitnej Rewolucji (taka nazwa się pojawiła): ludzie wyjmowali klucze i pobrzękiwali nimi, z okrzykiem: „Odejdźcie! Wasz czas się skończył!”.

Osiemset tysięcy

Wiadomo, że tego dnia władze debatowały nad użyciem wojska przeciw demonstrantom. Ściągano rezerwy do Pragi. Ale władza była już w rozsypce. Do dziś trwają dyskusje, kto kazał ściągać wojsko, a kto nie wykonał tych poleceń. Kierownictwo rządu spotkało się wieczorem z kierownictwem Forum Obywatelskiego. Władza słabła.

Rewolucja – bo tak zaczęto już mówić – nabierała tempa. Do strajku włączyły się wszystkie szkoły w kraju. Wieczorem 23 listopada na plac Wacława przyszło 300 tys. ludzi, a przemówienie Havla z balkonu i odśpiewanie hymnu przez piosenkarkę Martę Kubišową (po 20 latach zakazu występowania) uznano za jeden z fundamentalnych momentów w dziejach narodu.

W piątek, po 10 godzinach obrad, KC KPCz ogłosiło decyzję o rezygnacji z funkcji szefa partii Miloša Jakeša (symbolu „betonu”). Pragę zalały tłumy; śpiewano. Kolejny dzień zaczął się od mszy w katedrze św. Vita; odprawiał ją 90-letni kardynał Tomašek, człowiek-legenda: były więzień komunistyczny i duchowy obrońca dysydentów (także tych niewierzących). Po raz pierwszy od pół wieku katedra była pełna, tłum zapełniał okoliczne ulice. Po mszy na pobliskim placu Letna odbył się wiec poparcia dla Forum Obywatelskiego. Oblicza się, że było 800 tys. ludzi. Wiec transmitowała telewizja, która ogłosiła, że przyłącza się w ten sposób do strajku.

Na zakończenie wystąpił bard Jaroslav Hutka, który przyleciał do Pragi z przymusowej emigracji – bez pytania o zgodę. Straż graniczna nie wiedziała, co robić; kilka godzin trzymano go na lotnisku, zanim pozwolono mu wjechać. Z lotniska udał się prosto na Letną.

Havel prezydentem

27 listopada odbył się strajk generalny. Kraj stanął. Oblicza się, że zastrajkowało 80 proc. zatrudnionych. To był koniec rządów komunistycznych. Premier ogłosił, że w ciągu tygodnia powstanie nowy rząd. Następnego dnia zebrał się parlament i wykreślił z konstytucji kierowniczą rolę partii komunistycznej. 4 grudnia ogłoszono otwarcie granic – po czym, w pierwszy weekend, 250 tys. ludzi pojechało na wycieczkę do Austrii lub Niemiec, traktując to niemal jak akt religijny.

Komuniści próbowali jeszcze stworzyć rząd z ludzi mniej skompromitowanych, ale funkcjonował tylko cztery dni. Następny rząd, w którym komuniści mieli już tylko 10 ministrów na 21, powołano w trybie konsultacji z Forum Obywatelskim. 10 grudnia ustąpił Husak. Tego też dnia, jak dziś wiemy, bezpieka zaczęła masowo palić (lub wywozić) akta.

Zwieńczeniem Aksamitnej Rewolucji był wybór przez parlament (poszerzony o nowych posłów, delegowanych przez samorządy) Havla na prezydenta. Stało się to 29 grudnia 1989 r.

Zaczynał się nowy rozdział kraju i narodu. Nie był prosty. Trzeba było jednocześnie demokratyzować kraj i reformować gospodarkę (to Polacy znają dobrze). Szybko okazało się też, że jest jeszcze jeden problem: konieczność nowego ułożenia stosunków czesko-słowackich. Po rewolucji kraj początkowo nazywał się Czeska i Słowacka Republika Federacyjna, ale ostatecznie 1 stycznia 1993 r. rozdzielił się na dwa państwa: Czechy i Słowację. Zaś tamten 17 listopada stał się mitem założycielskim – najpierw Aksamitnej Rewolucji, a potem nowych Czech.

Porucznik Zifčak przegrał

A co z porucznikiem Zifčakiem? Jego zaplanowana „śmierć”, a także milicyjna pułapka na demonstrantów, jak również nagłe ożywienie w serwilistycznym zwykle środowisku aktorskim – dla wielu dowodzi tego, iż Służba Bezpieczeństwa we współpracy z sowieckim KGB przygotowały wtedy przewrót, który miał odsunąć Husaka i Jakeša, by zastąpić ich młodszą generacją aparatczyków. Wszystko w typie pierestrojki: aby ocalić system przez jego (ograniczoną) reformę.

Wedle tej teorii mózgiem operacji miał być wiceszef MSW Alojz Lorenc (dziś radca prawny słowackiej firmy inwestycyjnej, robiącej interesy także w Polsce), a akceptacja dla powstania Forum Obywatelskiego była częścią legendy – zgodnej z duchem momentu historycznego – która miała wzmacniać pozycję nowego komunistycznego nominata Mariána Čalfy, kreowanego na tutejszego Gorbaczowa.

Nie umiemy dziś jednoznacznie powiedzieć, czy bezpieka „pomogła” przy organizacji protestu 17 listopada. Może to prawda, może kiedyś dowiemy się szczegółów. Ale wydarzenia potoczyły się inaczej, niż chcieli komuniści. Prezydentem został Havel, a Čalfa trafił na śmietnik historii. Komunizm się nie obronił.

Bardzo, bardzo wielu ludzi angażowało się wtedy w te wydarzenia, godzinami stali na wiecach, płakali, śpiewając hymn, który nabrał dla nich nowego znaczenia, i dzwonili kluczami na odchodne komunistom. Nawet jeśli jakiś Lorenc na początku wymyślił scenariusz przeciw innemu Lorencowi, szybko przestało to być ważne.

Kilkanaście lat potem jeden z aktorów rewolucji, a później premier Czech, Petr Pithart napisał: „Wiara w to, że wszystko było z góry umówione, jest dla wielu ludzi bardzo pociągająca. Tacy, którzy nie chcą się w nic angażować, mają dobrą wymówkę, że przecież nie ma sensu się wychylać i robić z siebie marionetkowego błazna”. Dziś można powiedzieć historiozoficznie, że – nawet jeśli generał Lorenc miał jakiś plan – to potwierdziła się prawidłowość, iż skutki wielkich wydarzeń społecznych nie są takie, jak to sobie planują ich organizatorzy.

A opowieść o tych, którzy w listopadzie 1989 r. wyszli na ulice Pragi, gdyż pragnęli wolności i demokracji, to po prostu piękna historia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2014