Poza granicą bólu

Jolanta Stokłosa, Hospicjum św. Łazarza: Przez służbę drugiemu zmienia się nasz stosunek do własnego życia - bez złudzeń dostrzegasz, że niczego stąd zabrać się nie da. Że zostaje tylko to, co przez swoje towarzyszenie dałeś drugiemu człowiekowi. Rozmawiał Tomasz Ponikło

27.07.2010

Czyta się kilka minut

Borykając się z własnymi kłopotami, można stracić wrażliwość na kłopoty innych. By się przed tym bronić, postanowiliśmy objąć prasowym patronatem instytucję dobrze służącą ludziom, która również boryka się z problemami finansowymi: krakowskie Hospicjum św. Łazarza, owoc zwołanego przez kard. Karola Wojtyłę Synodu Krakowskiego, w którego powstaniu wielką rolę odegrała także związana z "TP" Halina Bortnowska.

Hospicjum opiekuje się chorymi, którym szpital nic już nie jest w stanie zaofiarować i leczenie przyczynowe trzeba zastąpić zwalczaniem objawów, związanych z postępem choroby. Zajmuje się tym w swojej siedzibie, przy ul. Fatimskiej 17, i w ich domach. Bezpłatnie.

Patronat "Tygodnika" ma polegać na informowaniu o Hospicjum - jego działalności i potrzebach, nie tylko finansowych.

Ks. Adam Boniecki

Hospicjum św. Łazarza można pomóc przez wpłaty na konto: 36 1060 0076 0000 3200 0133 4486 lub udział w wolontariacie: www.wolontariat.hospicjum.pl Więcej informacji na: www.hospicjum.krakow.pl

Tomasz Ponikło: Hospicjum, mówimy, pozwala na godną śmierć. Ale słyszymy też określenie "umieralnia".

Dr Jolanta Stokłosa: Sądzę, że obecnie nazwa "hospicjum" jest znana większości społeczeństwa i jego działalność jest pozytywnie odbierana, choć, owszem, nazwa "umieralnia" była spotykana w latach 80. i na początku 90. Jedynym problemem, który obecnie występuje, jest kojarzenie hospicjum z opieką dla przewlekle chorych.

W istocie opieka hospicyjna jest profesjonalną opieką - medyczną, pielęgnacyjną, duchową, psychologiczną, rehabilitacyjną i socjalną - skierowaną do chorych w ostatnim okresie życia, kiedy zaprzestane zostało leczenie przyczynowe, a chory wymaga leczenia objawowego i uczynienia wszystkiego, by mógł godnie żyć do naturalnej śmierci.

Tymczasem zdarza się, że odbieramy telefony od ludzi, którzy sądzą, że w przypadku choroby długoterminowej mogą oddać bliską osobę do hospicjum, które zajmie się leczeniem i trudną opieką nad członkiem ich rodziny.

I to za darmo.

Hospicjum działa nieodpłatnie i jest otwarte na przyjęcie każdego, kto potrzebuje hospicyjnej opieki, w tym ludzi bezdomnych czy osoby bez świadczeń zdrowotnych. Warunkiem przyjęcia nie jest jednak przewlekła choroba.

Do hospicjum przyjmowani są chorzy w ostatnim okresie życia, kiedy medycyna nie może już zaoferować postępowania, dającego wyleczenie z choroby. W naszym hospicjum pacjentami są głównie ludzie w ostatniej fazie choroby nowotworowej. Stosujemy leczenie objawowe - zwalczanie objawów postępującej choroby - w tym postępowanie przeciwbólowe oraz wszelkie działania odpowiadające na rodzący się ból psychiczny i duchowy.

Mówimy wciąż o domu, w którym człowiek bliski śmierci umiera tak, żeby ten koniec bolał jak najmniej.

Nie wiem, czy dobre jest sformułowanie "żeby koniec bolał jak najmniej". W hospicjum dzieje się coś znacznie większego niż tylko walka z bólem i w znacznie szerszych ramach niż przestrzeń budynku. Zespół hospicyjny, służąc odchodzącemu choremu, stara się odpowiedzieć na jego potrzeby, i to nie tylko w oddziale stacjonarnym hospicjum, lecz również opiekując się chorymi w ich domach. Hospicjum to przede wszystkim zespół ludzi, którzy starają się dać chorym wiedzę, serce i zatroskanie, co w walce z bólem ma bardzo istotne znaczenie. Jak mówiła Cicely Saunders [zm. 14 lipca 2005], lekarka, założycielka ruchu i pierwszego hospicjum [w 1967 r. w Londynie]: najpierw trzeba uśmierzyć ból, a potem dopiero można zacząć pomagać.

Godne umieranie to nie tylko uśmierzenie bólu, to także obecność drugiego człowieka przy umierającym chorym, który ofiarowuje mu swoje towarzyszenie.

Obecność i towarzyszenie. Jaka jest różnica?

Towarzyszyć chorym można przez swoją obecność - przychodzę do ciebie, a więc daję ci swój czas. Jestem fizycznie przy tobie. Jest też towarzyszenie, które nie musi się wiązać z tak rozumianą obecnością.

Towarzyszyć mogę jako wolontariusz czy przez finansowe wsparcie, przez modlitwę czy angażując się w sprawy organizacyjne. Jest z nami szereg niezastąpionych ludzi, którzy, chociaż nie stają przy łóżkach chorych, to zapewniają naszemu hospicjum możliwość funkcjonowania. Dają siebie w innych działaniach, żeby dzięki temu inni mogli czuwać przy łóżkach.

Mówimy tu o ruchu hospicyjnym, o jego idei. Ludzie łączą się, żeby pomagać innym w trudnym czasie umierania: chorym, ale też ich rodzinom, również po stracie bliskich. Przeżywanie straty zaczyna się już w momencie, kiedy rodzina dowiaduje się, że choroba jest nieuleczalna. Idea hospicyjna to także nieustanne staranie się o przekazanie społeczeństwu informacji o nieuchronności końca życia, a także o tym, że człowiek w ostatnim okresie życia nie powinien być sam, że potrzebuje drugiej osoby. Nie tylko ofiarowywanej mu profesjonalnej opieki, ale też obecności przyjaznego człowieka.

Dziwne jednak wydaje się łączenie idei hospicyjnej z nadzieją.

Zgadzam się, że pierwszym odruchem na skojarzenie idei hospicyjnej z nadzieją jest pytanie: skoro człowiek umiera, to o jakiej nadziei mówimy? Dla ludzi wierzących śmierć jest związana z nadzieją na przyszłe, lepsze życie. Nie wszyscy jednak potrafią spojrzeć na śmierć jako przechodzenie do wieczności. Cierpią, mając świadomość, że ich życie się kończy.

Istotą hospicyjnej nadziei jest wspomniane zapewnienie chorego, że w trudnej sytuacji odchodzenia nie będzie sam, że może liczyć na bliskość i towarzyszenie innych, że będzie ktoś, kto odpowie nie tylko na jego potrzeby medyczne, ale również na potrzebę rozmowy, dotyku, przyjaźni, samorealizacji. To nadzieja na zapewnienie odchodzącemu godnych warunków, a rodzinie wsparcia i opieki w trakcie choroby bliskiej osoby i w okresie żałoby.

W naszym hospicjum odchodził kiedyś stolarz, który pod koniec życia stracił wzrok. Dzielił się z pielęgniarkami i wolontariuszami tęsknotą za swoją pracą. Zespół uczynił wszystko, by w hospicjum mógł wziąć w ręce kawałki drewna - i zbudował karmnik dla ptaków. Ta praca dała mu tyle radości, że, jak mówił, poczuł się szczęśliwy.

W hospicjum rozgrywa się również konfrontacja z poczuciem beznadziei odczuwanej przez chorych.

Nie mogę zgodzić się z określeniem "poczucie beznadziei". Nie wiem - doświadczenie śmierci nie jest nam przecież znane - czy człowiek, który ma świadomość zbliżającej się śmierci, myśli o "beznadziei". Myślimy wtedy raczej o sensie swojego życia: jakie ono było, co przyniosło mnie i mojej rodzinie czy innym ludziom, co osiągnąłem? Co chciałbym dokończyć, z kim się pojednać, kogo przeprosić i komu podziękować? Może "beznadzieja" kojarzy się panu z doświadczeniem wielkiego cierpienia, które przychodzi przez ból i które wiąże się z chorobą. Ale hospicjum zwalczając ból daje pierwszy przebłysk nadziei u chorego: nie będę cierpiał. A następne słowa nadziei mówią o tym, że wszyscy, od pielęgniarek przez lekarzy, po wolontariuszy, jesteśmy tu, żeby z tobą być, żebyś cierpiał jak najmniej i mógł żyć codziennym życiem oraz zrobić w swoim życiu jeszcze to, czego pragniesz, o czym marzysz, na ile to będzie możliwe. Choć, oczywiście, są chorzy, którzy umierają niepogodzeni ze światem.

Pragniemy jednak, żeby atmosfera życzliwości i zatroskania promieniowała. Najpierw w samym hospicjum. Dlatego nasze oddziały są jak gniazda: pokoje pacjentów zostały ułożone promieniście wokół dużej wspólnej sali z otwartą dyżurką pielęgniarek. Tu wszyscy - chorzy, rodzina, zespół, goście - spotykają się razem, automatycznie są włączani do jednej wspólnoty. Odnalezienie przestrzeni, w której człowiek nie izoluje się od drugiego człowieka, realizacja wspólnego dobra, jakim jest pomoc człowiekowi cierpiącemu, przez pracowników, rodziny i wolontariuszy pozwala na przeniesienie tego doświadczenia wspólnoty w świat. Tak się w praktyce realizuje idea ruchu hospicyjnego, wychodząc daleko poza mury budynku.

Są ludzie, którzy odeszli z pracy czy wolontariatu w hospicjum?

Nie wszyscy, którzy włączają się w opiekę nad odchodzącym, radzą sobie z konfrontacją ze śmiercią, którą tu obserwują. Nagle nieuleczalna choroba, do tej pory coś odległego, na moich oczach zabiera człowieka w moim wieku, dojrzałego mężczyznę, albo młodego męża, który dopiero co założył rodzinę. Myśl o tym, że w każdej chwili i mnie może spotkać nieuleczalna choroba, budzi lęk i jest zawsze trudna do zaakceptowania. Dlatego czasem trzeba odejść z hospicjum, zrezygnować z opieki nad umierającym.

Ale nie da się w ogóle mówić o hospicjum bez posługi wolontariuszy. Ludzie mają w sobie potrzebę czynienia dobra, angażując się w ruch hospicyjny, mają poczucie robienia czegoś dobrego, istotnego, sensownego. Jednak służąc w hospicjum, musimy być otwarci na drugiego człowieka. Aby pomagać, musimy nauczyć się słuchać, co chory ma nam do powiedzenia. Musimy pamiętać, że więcej otrzymujemy od chorych, niż im dajemy. Przez służbę drugiemu zmienia się nasz stosunek do własnego życia. Poznajemy wagę odpowiedzialności, wagę najmniejszej chwili, pojedynczego słowa, gestu. Zyskujesz nową miarę do rzeczy tego świata; bez złudzeń dostrzegasz, że niczego stąd zabrać się nie da, że zostaje tylko to, co przez swoje towarzyszenie dałeś drugiemu człowiekowi.

Hospicjum ma powiązania religijne?

Nasze hospicjum działa w oparciu o wartości chrześcijańskie. Jest otwarte dla wszystkich: niesie pomoc bez względu na wyznanie, kolor skóry, poglądy, sytuację rodzinną czy materialną. Czy miłosierny Samarytanin pytał człowieka leżącego przy drodze o cokolwiek?

Jolanta Stokłosa jest prezesem zarządu Towarzystwa Przyjaciół Chorych "Hospicjum św. Łazarza w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2010