Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
A przy tym świetny prozaik. Kolejną swoją książkę Wojciech Nowicki, bo o nim mowa, poświęcił przechowywanej w krakowskim Muzeum Etnograficznym Tece Schultza. Teka zawiera fotografie wielu autorów wykonane na terenach Polski w latach I wojny światowej i stanowi pozostałość prac Komisji Krajoznawczej przy Cesarskim Niemieckim Generalnym Gubernatorstwie Warszawskim. Komisję powołano w roku 1915, a pochodzący z Kurlandii doktor Arved Schultz do niej należał.
Trochę psuję tę historię, Nowicki opowiada ją w odwrotnym porządku. Najpierw ogląda zdjęcia (jest ich ponad 1200), zastanawiając się po prostu, co na nich jest, a czego (i dlaczego) nie ma – nie ma wojny jako takiej, a dokumentacja jej śladów stanowi margines zbioru. Zastanawia się też nad opisami poszczególnych fotografii. Dochodzi do wniosku, że ma do czynienia z archiwum pełnym „fałszywych tropów, pułapek zastawionych na naiwnych poszukiwaczy”, w którym od czasu do czasu pojawiają się uliczki budzące radość, że dotarło się do celu, wszystkie jednak kończą się ślepo. Zdjęcia budzą niepokój, a „najprostsze, z pozoru niewinne pytania, na przykład o to, po co to wszystko powstało i jaki był zamiar patrzących, pozostają bez odpowiedzi”.
Czytaj także: Wojciech Nowicki: Nędza od święta
Odpowiedź przynosi praca francuskiego badacza, która objaśnia cele pracy warszawskiej komisji. Przede wszystkim miała ona „podnieść żelazną kurtynę skrywającą dotąd Wschód przed geografami” i nakreślić geograficzno-etnograficzno-antropologiczny portret ziem należących wcześniej do cesarstwa rosyjskiego. To jednak etap wstępny – perspektywę odleglejszą czy wręcz punkt docelowy stanowiła kolonizacja i eksploracja tych ziem, wedle modelu sprawdzonego wcześniej w Afryce. Owe fotografie nie są więc rezultatem niewinnej pasji krajoznawczej. Wyprawa z aparatem do krainy polskich chłopów, Żydów i Cyganów, krainy pustych, ciągnących się po horyzont dróg i ludowych strojów jest w istocie wyprawą zdobywców, a naukowa oraz artystyczna pasja zaprzęgnięta zostaje do celów ściśle politycznych i podszyta jest poczuciem wyższości, także rasowej. Teka Schultza okazuje się kolejnym rozdziałem „prywatnej encyklopedii przemocy”, która jakby bez udziału autora książki spisuje mu się gdzieś w tle... ©℗
Wojciech Nowicki, TUŻ OBOK, Czarne i Muzeum Etnograficzne im. Seweryna Udzieli, Wołowiec-Kraków 2018, ss. 206