Poza fanzoną

Warszawa, drugi weekend Euro 2012. Po „Na krótko” planuję napisanie powieści „Poza fanzoną”. Trzeci numer szczecińskich „Pogranicz” chcieliśmy poświęcić piłce nożnej. Numeru nie będzie, zniknięcia pisma nie zauważy nikt.

02.07.2012

Czyta się kilka minut

Klęskę na boisku wchłonie wielki polski lej z klęskami.

Przyjechałam do Warszawy rano, w dniu meczu Polska-Czechy. Nie, nie jestem tak wyalienowana, żeby nie wiedzieć, że ten akurat mecz rozgrywamy poza stolicą. Nie zmienia to dekoracji, jakże innej od piłkarskich pejzaży mijanych pociągiem relacji Wrocław-Katowice; dekoracji przygotowanych na „piłkarskie święto”, jak fantazyjnie nazywano mecze, aż to określenie weszło na stałe do języka. Więc w Warszawie nowoczesne dekoracje do nowoczesnego mundialu: puste, rozległe, wizualnie spójne, imponujące. W autobusie zapowiadają po polsku i angielsku transfer na stadion i do strefy kibica. Jeszcze jest cicho, dzień wstaje leniwie, ogródki przed knajpami w pobliżu strefy wysprzątane nad ranem, nawet upał nie opanował ulic, entuzjazm wycofany do sypialni, piwo nabiera bąbelków w beczkach, szaliki wiszą na oparciach krzeseł.

Tak mógłby zaczynać się horror, bo zaraz, za dwanaście godzin wszystko to pęknie, poleje się bursztynowy płyn, Tomasz Zimoch popłynie, ustanawiając nowe wikicytaty, wrzasną, zaryczą, potem wyjdą na ulice, brzęknie szkło, zajęczy powietrze, do rana będą się cieszyć, nie dając mi spać, bo mam nieszczęście mieszkać w pobliżu ich miasta. Lub: za dwanaście godzin będą lizać rany, robić okłady na zdarte jękami rozpaczy gardła. Trzecia możliwość? Inne dwanaście godzin. Honorowa klęska, rozpacz i duma.

Tymczasem mogę jechać spokojnie, potrzebują snu, ciężko oddychają, wietrząc uszkodzone gardła. Piłkarze w najlepszych hotelach, pozostali gdziekolwiek. Bo piłkarze niczym księżniczka swoimi doskonałymi ciałami wyczują ziarnko grochu, więc potrzebują najmiększej pościeli i największych honorariów, żeby dać, żeby dać, żeby dać nam... Co?

O Euro napisano już stanowczo za dużo, więc to nie jest felieton o tym. Ani o tym, jak się mieszka w pobliżu prowincjonalnego stadionu, który także musi zostać koniecznie rozbudowany, żeby wzmocnić dobre samopoczucie tym wszystkim przewalającym się pod moimi oknami w dni meczowe, będącym w prawie do rozrywania przestrzeni napisami na murach, do przekleństw rzucanych między przydomowe klomby, do rytualnych gróźb pod adresem „obcych”. Więc to nie jest felieton o Euro 2012, o zyskach i stratach, pięknie nowych odcinków autostrad, wzniosłości stadionowej wspólnoty, przebiegłości polityków strojących się w szatki sportowe, romantyzmie gola strzelonego przez nowoczesnego herosa, imponującego stanem konta. A jednak jedną rzecz napiszę, zanim przejdę do sedna, czyli do tematu łączącego pisanie, czytanie i futbol, do konspektu mojej nowej powieści, do drabinki scenariuszowej filmu, którego nikt nie chce. Otóż między wypowiedziami celebrytów-kibiców i kibiców--ekspertów znajdzie się miejsce na wszystko, także na analizę atrakcyjności piłkarzy oraz ich małżonek. Skoro tyle o tym gadali, popatrzyłam i przyznam, że prawie nie ma piłkarzy, by tak rzec, podłej aparycji. Niegdyś, owszem, bywali, prawdę mówiąc sławom polskiej piłki nożnej często brakowało urody, teraz zaś – właściwie wszyscy przystojni. Druga sprawa – rodziny. Informacje o tym, że przybywają do mężów i że żony (tu portrety) spędzą z zawodnikami dobę, w nagrodę lub ewentualnie dla podbudowania morale. W tym miejscu następuje znaczące zawieszenie głosu? Nie, bez zawieszenia, prosta informacja o strategii seksualnej sztabu trenerskiego. Dawniej zabraniali seksu, a teraz zalecają po wygranej? Czy przeciwnie? Na przegraną? Wszystko jedno, ale jakoś mnie zniesmacza fakt, że mam to wiedzieć. Wiedzieć, iż pan X ze swoją narzeczoną panią Y tego określonego dnia, w tym a tym luksusowym spa mają pozwolenie (może zalecenie) na godzinę seksu. Cały naród wyobraża sobie tę godzinę, zwłaszcza jeśli kandydatka na małżonkę czy też małżonka są gwiazdami lub kimś takim. A piłkarz, jako się rzekło, powala. No więc ja nie jestem pruderyjna, ale mam dwie uwagi.

Po pierwsze: cieszę się, że w moim fachu nie ma takiej kontroli łóżka. Po drugie: jak jadę do tej mojej roboty, powiedzmy na konferencję, festiwal literacki, spotkanie autorskie, to jestem w robocie. Życie intymne nie stanowi części obowiązków zawodowych, więc ten motyw – dowożenia żon do strefy Euro 2012 – dopisuję jako część projektu powieści antyutopijnej: przyjdzie taki czas, że wszystkim będą dowozić żony na weekend, specjalnie oznaczonymi autobusami. Powstanie stały kanał relacjonujący część tych spotkań.

Już to widzę, już w myślach piszę. Pusta, piękna fanzona o świcie. Cięcie. Bohater gasi światło. Jest pusty, pusty w środku. Czytał do świtu, bał się usnąć. Usypia. Ma męczący sen erotyczny. Autobusy pięknych kobiet, on ze złotą kartą kredytową. Wszystkie z tabliczkami identyfikacyjnymi na szyjach, na tabliczkach jego adres IP. Wszystkie do niego, dla niego. Próbuje wyjaśnić zaistniałe na granicy majaczeń nieporozumienie. Nic z tego. Wysiadają z autobusu i kierują się prosto do jego małego mieszkanka po babci. Idą, uśmiechnięte i pachnące, pytając tylko „a gdzie tu jest łazienka?”. Tymczasem, wiadomo, łazienka nieremontowana od czterech dekad, od meczu Polska--Rosja w Warszawie. Więc próbuje je powstrzymać, ale nic z tego. Wchodzą do tej łazienki z zasłonką w słoniki nieco wyblakle. Włażą tam mimo próśb i gróźb, więc w końcu nasz bohater nie wytrzymuje, budzi się, a tymczasem fanzona ożyła. Jest dzień, przypomina sobie, że ten dzień. Tak, dziś dowiozą mu narzeczoną, ma niewykorzystany e-karnet, więc mu do domu dowiozą, sczytując numer jego złotej karty kibica.

Najlepszą futbolową prozę piszą melancholicy. Wśród pisarzy coraz więcej znajdziemy melancholików. O ile ten stan, czy też ten styl w XX w. oznaczał wchodzenie w wiek średni, dziś coraz młodsi zaczynają od spleenu, pragną odejść, tęsknią do samotniczych wyczynów w jakiejś dżungli (może być miejska), rozpamiętują stan wyłączenia, przeszłość, niemożność. Uratować może ich sport, zwłaszcza zaś piłka nożna.

Czyż tacy piewcy futbolu jak Jerzy Pilch, Wojciech Kuczok, Marek Bieńczyk nie wyznaczają jedynego możliwego zwrotu akcji? Z dusznych, samotnych, zakleszczonych światów można wybiec na murawę lub do biblioteki. Nie ma innych kierunków – murawa lub biblioteka. Dodam, że znam takich mężczyzn. Murawa lub biblioteka. Trawa, po której biegną do bramki, leczy ich delikatne dusze. Książki utrzymują stan lekkiego załamania, bez którego nie byliby sobą.

Młodsi wezmą może te autobusy z modelkami, pogodzą się z faktem, że piłka przestała być przedłużeniem chłopięctwa, grą we wspólnotę, lecz jest i tym – obietnicą spełnienia. Może w ich prozach pojawi się ten nowy obraz sportu: ucieczki od realnego świata w utopię fanzony. Prawdę mówiąc mnie fanzona przeraża, ale obiecałam sobie empatię wobec męskiej prozy, więc prognoza jest taka: młodzi melancholicy napiszą w najbliższych czasie nowe prozy futbolowe.

Melancholicy do fanzony! Nic tak nie leczy. Poza tym między biblioteką a fanzoną rozciąga się bezgraniczna pustynia. Uciec można tu lub tu. Do pisania albo do utopii. Do pisania o utopii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2012