Powrót synów marnotrawnych

Południowy Sudan, który po trwającej pół wieku wojnie i milionie zabitych wyrwał się spod panowania Arabów z Chartumu i stał niepodległym państwem, waha się, czy nie przystać do Ligi Państw Arabskich.

14.03.2018

Czyta się kilka minut

Sudan Południowy, marzec 2018 r. / Fot. Stefanie Glinski / AFP Photo / East News
Sudan Południowy, marzec 2018 r. / Fot. Stefanie Glinski / AFP Photo / East News

Według egipskich gazet władze Południowego Sudanu złożyły w zeszłym tygodniu prośbę o przyjęcie do Ligi Państw Arabskich. Południowy Sudan należał do niej, kiedy jeszcze wchodził w skład starego, jednego Sudanu, będącego wówczas największym państwem Afryki.

Sudanem, odkąd powstał w 1956 r. jako niezależne państwo, rządzili wyznający islam Arabowie z północy kraju. Czarnoskórzy Sudańczycy z południa, wyznający chrześcijaństwo i religie animistyczne,  narzekali na prześladowania i domagali się autonomii. Pierwsza wojna na sudańskim południu wybuchła jeszcze pod koniec lat 50., później przycichła nieco na przełomie lat 60. i 70., ale dekadę później wybuchła z nową siłą i zakończyła się dopiero rozejmem w 2005 r., plebiscytem niepodległościowym i secesją południa w roku 2011. W 2013 r. w Południowym Sudanie, najmłodszym państwie Afryki, wybuchła nowa wojna, tym razem domowa, między rywalizującymi o władzę przywódcami ludów Dinka i Nuer. Konflikt pochłonął już ponad 50 tys. ofiar, doprowadził kraj do całkowitej ruiny i politycznego bankructwa, czego ostatecznym dowodem były akces rządzących z Juby do wspólnoty Arabów, kojarzących się jeszcze niedawno na sudańskim południu z nienawistnymi wrogami, ciemiężycielami i łowcami czarnoskórych niewolników.

Najlepsze dla ojczyzny

Ze zrozumiałych względów przedstawiciele południowoasudańskich władz zaprzeczają więc, jakoby same poprosiły o przyjęcie do Ligi Państw Arabskich. Minister informacji Michael Makuei Lueth przekonuje, że to Liga zaproponowała Południowemu Sudanowi, by przyłączył się do niej, skoro był już jej członkiem jako część Sudanu. „Zastanawiamy się, co będzie najlepsze dla naszej ojczyzny, co przyniesie jej największe korzyści – tłumaczy minister Lueth. – Wcale niekoniecznie trzeba być Arabem, by należeć do Ligi Państw Arabskich, nawet nie trzeba mówić po arabsku”.

Mająca swoją siedzibę w Kairze Liga Państw Arabskich powstała w 1945 r. Dziś liczy 23 państwa członkowskie z Bliskiego Wschodu i Maghrebu; z państw leżących na południe od Sahary do Ligi przystały Mauretania, Komory raz sąsiedzi Południowego Sudanu – Sudan, Somalia i Dżibuti. Status Ligi stwierdza, że aby zostać do niej przyjętym, należy uznać język arabski za państwowy. W Południowym Sudanie, gdzie językiem oficjalnym jest angielski, będzie to warunek trudny do spełnienia: choć wiele osób, zwłaszcza starszych, posługuje się tym językiem, to uważa go za mowę wrogów.

Południowy Sudan jest jednak bankrutem i państwem upadłym. Pilnie potrzebuje pomocy, bez której nie przetrwa. Zachód, a zwłaszcza neokonserwatyści z USA, którzy byli akuszerami jego niepodległości, odwrócili się plecami od dawnego protegowanego, a prezydent Donald Trump bez wątpienia uznałby go za jeden z „gównianych krajów”, którymi ani myśli zawracać sobie głowę. Przystąpienie do Ligi Państw Arabskich, choć dla Południowego Sudanu upokarzające, daje nadzieję na pożyczki na reanimację gospodarki i polityczną mediację, która pomogłaby przerwać wojnę.

Nieprzyjaciel Sudanu jest naszym przyjacielem

Największym entuzjastą przyjęcia Południowego Sudanu do Ligi Państw Arabskich jest Egipt. Tradycyjnie zwaśniony z Sudanem, popiera każdego, kto uważa się za jego wroga. Południowy Sudan jest nieprzyjacielem Sudanu, więc z perspektywy Kairu wydaje się miłym sojusznikiem – podobnie jak Erytrea, nieprzyjaciółka sprzymierzonej z Sudanem Etiopii. Przymierze z Południowym Sudanem jest też potrzebne w targach o podział wód Nilu. Przeciwnikiem w tej rozgrywce są Etiopia i Sudan.

Egipcjanie chętnie wzięliby na siebie nawet wpisowe, jakie Południowy Sudan musiałby zapłacić przystając do Ligi, a także zadbaliby o to, by bogaci szejkowie znad Zatoki Perskiej zakładali za Jubę pieniądze na doroczne składki członkowskie. Na wpisowe do Ligi Państw Arabskich Południowego Sudanu po prostu nie stać: należy już do ONZ, Unii Afrykańskiej i Wspólnoty Wschodnioafrykańskiej i wszędzie tam musi płacić składki. Z braku pieniędzy odwołano już wybory.

Południowosudański bankrut uważany jest jednego z największych biedaków na świecie. Według rozgłośni BBC tylko 15 proc. 11-milionowej ludności kraju posiada telefony komórkowe, co według współczesnych miar najdobitniej ma świadczyć o nędzy i zacofaniu.

Czytaj także: Strona świata - analizy i reportaże Wojciecha Jagielskiego w specjalnym serwisie "TP"

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej