Powrót prezesa

Im bliżej wyborów, tym wyraźniej widać, jak Beata Szydło staje się malowaną kandydatką na premiera. Kaczyński znów wziął sprawy w swoje ręce – i irytuje się jej samodzielnością.

27.09.2015

Czyta się kilka minut

Jarosław Kaczyński i Beata Szydło na konwencji PiS, 12 września 2015 r. / Fot. Michał Dyjuk / REPORTER
Jarosław Kaczyński i Beata Szydło na konwencji PiS, 12 września 2015 r. / Fot. Michał Dyjuk / REPORTER

Ostatnie tygodnie były dla Jarosława Kaczyńskiego wyjątkowo pracowite. Choć do czasu sejmowej debaty o uchodźcach wydawał się publicznie nieobecny, od drugiej połowy sierpnia przycinał i wycinał, czyli zajmował się partyjną robotą, w której zawsze znajdował najwyższą przyjemność. A cel tych zabiegów był bardzo prosty – by przypadkiem nikomu na prawicy nie przyszło do głowy, że przestał się liczyć.

Efekt Szydło przestaje działać

Początkowy plan na jesienne wybory był prosty: po sukcesie Andrzeja Dudy wystarczyło powtórzyć główne punkty z kampanii prezydenckiej.Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz i inni politycy kojarzeni z radykalnym obliczem PiS wycofali się na drugi plan, a twarzą partii uczyniono Beatę Szydło (najbliższą współpracowniczkę Dudy ze zwycięskiej batalii), którą ogłoszono kandydatką na premiera. Sztab wyborczy pracował nad łagodnym przekazem, by nadal przyciągać do partii umiarkowanych i centrowych wyborców.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Sondaże zaczęły pokazywać, że przewaga PiS nad PO szybko rośnie. Dużo było w tym zasług samej Platformy, która – osłabiona porażką Bronisława Komorowskiego – popełniała coraz poważniejsze błędy. Poraniona kolejnymi odsłonami afery taśmowej Ewa Kopacz zdecydowała się wprawdzie na rekonstrukcję rządu, ale nie na długo to wystarczyło, bo w PO wybuchła wojna o miejsca na listach. Wyborcy Platformy – co pokazywały w ostatnich latach sondaże – niczego tak nie znoszą, jak właśnie wewnętrznych sporów w partii, które stają się przedmiotem publicznych debat.

Mimo to w połowie wakacji w kampanii PiS coś zaczęło trzeszczeć. Malkontenci wewnątrz partii coraz głośniej krytykowali sztab. Jak mówią na prawicy, dziś na zamkniętych spotkaniach Kaczyński pozwala sobie na otwartą krytykę Beaty Szydło.

Faktem jest, że kandydatka PiS nie okazała się tak zdolna jak Andrzej Duda. Nie miała takiego czaru jak nowy prezydent i nie uczyła się tak szybko. W czasie kampanii prezydenckiej wykonała ogromną pracę, lecz w partii coraz więcej osób zaczynało zadawać pytania, czy efekt Szydło nie przestał działać.

Prezes przywołuje doporządku

Na to nałożył się inny proces – układanie list. W przeciwieństwie do Platformy, która uczyniła z tego przedmiot publicznej debaty, PiS zrobił to po cichu. A mówiąc dokładniej: Kaczyński po prostu pewne osoby poskreślał, innym zaś pozamieniał miejsca. – Beata, formalnie wiceszef partii, nie miała tu nic do powiedzenia. Kaczyński zresztą uderzył także w nią, skreślając jej najbliższego współpracownika, rzecznika sztabu wyborczego Marcina Mastalerka – mówi nam osoba znająca dobrze realia panujące w warszawskiej centrali PiS przy ul. Nowogrodzkiej. – Prócz prezesa, największy wpływ na listy miał szef partyjnych struktur Joachim Brudziński, który od dawna współzawodniczy z Beatą – opowiada nasz rozmówca. Jak mówią ludzie dobrze znający Kaczyńskiego, to jego ulubiona metoda: najpierw wzmocnił Szydło kosztem Brudzińskiego, a potem pozwolił Brudzińskiemu wzmocnić się kosztem Szydło.

Podobną logiką kierował się Kaczyński w stosunku do koalicjantów. Każdemu z nich prezes „odstrzelił” ważnych kandydatów. Jarosław Gowin dowiedział się, że na listach zabraknie Pawła Kowala, prócz tego na listach było kilka ruchów, które nijak się miały do zeszłorocznego porozumienia zawartego między Kaczyńskim, Gowinem i Ziobrą. Skądinąd Kaczyński wcale nie skreślił Kowala ze względu na plotki o tym, że ten miał rozmawiać z Platformą o ewentualnym starcie pod jej szyldem – one pojawiły się dopiero kilkanaście dni po tym, jak decyzja prezesa została upubliczniona. A wysuwając wobec Kowala poważne oskarżenia (próba werbunku przez WSI czy zbyt silne związki emocjonalne z Ukrainą, które rzekomo miały sprawiać, że przedkładał interesy Kijowa nad Warszawy), Kaczyński wysłał Gowinowi jasny sygnał: będziesz znaczył w prawicowej koalicji tyle, na ile ja ci pozwolę. Nic więcej.

Identyczny sygnał otrzymał Zbigniew Ziobro. Kaczyński skreślił z list np. jego bliskiego współpracownika Andrzeja Derę. Równocześnie zaś prezes PiS, który dotychczas faworyzował Gowina kosztem Ziobry (pozwolił pierwszemu brylować na kongresiePiS w lipcu, drugi nie mógł wystąpić na żadnym panelu), zaczął odwrotną grę. Gowin przez kilka tygodni nie mógł dostać się do gabinetu Kaczyńskiego na spotkanie, w łaskach znalazł się zaś Ziobro, który pokornie przyjął kształt list zaproponowany przez prezesa.

Jakby tego było mało, Kaczyński przywołał do porządku jeszcze jedno sprzymierzone z PiS środowisko – Prawicę RP Marka Jurka. Podobnie jak w przypadku Ziobry i Gowina, złamał przy tym zawarte trzy lata temu porozumienie gwarantujące Jurkowi możliwość wystawienia kandydata swej partii na ósmym miejscu w każdym z 41 okręgów wyborczych. W sumie Prawicy RP zaproponowano jedenaście miejsc, a więc cztery razy mniej. Wiedząc, że nie ma szans na samodzielny start, ugrupowanie Jurka przyjęło te upokarzające warunki, wydając komunikat, że robi to dla dobra prawicy i dobra Polski.

Macierewicz czeka na MON

– Dla partii to wcale nie jest dobrze – krytykuje jeden z polityków. – Kampania przestaje być wyrazista, otoczenie Szydło dostało zadyszki, a listy mamy dość słabe. Nie ma na nich osób, które mogą zrobić oszołamiające wyniki. Klucz był jeden – by po wyborach nie powstało żadne środowisko, które będzie mogło się zbuntować przeciwko Kaczyńskiemu. Prezes zastosował dokładnie tę samą metodę, co w 2011 r., gdy budował listy nie po to, by wygrać, lecz by ograniczyć potencjalnych buntowników – przypomina nasz rozmówca. – Na szczęście listy Platformy w tym roku też są wyjątkowo słabe – dodaje.

Ostatnio Kaczyński zaczął faworyzować jeszcze inne środowisko – ludzi zasłużonych w pracach zespołu parlamentarnego ds. wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej. – W kilku województwach to Macierewicz miał najwięcej do powiedzenia – twierdzi nasz rozmówca z PiS. Sam Macierewicz zresztą zaczął znów pojawiać się w mediach – wziął udział np. w kuriozalnym programie telewizji publicznej, w którym obsztorcowywał Piotra Kraśkę, zamiast odpowiadać na pytania.

Według partyjnej giełdyMacierewicz ma realne szanse na zostanie ministrem obrony narodowej. – Na pewno tak się stanie, jeśli będziemy mieli samodzielną większość. Jeśli nie, i trzeba będzie iść na kompromisy z koalicjantem, Kaczyński też będzie chciał wynagrodzić starych druhów za lata wierności – mówi jeden z naszych rozmówców. Sęk w tym, że mało kto budzi taki sceptycyzm umiarkowanych wyborców jak właśnie Macierewicz.

Prezes przemawia

Kulminacją wzmożonej aktywności Kaczyńskiego było jego sejmowe przemówienie w debacie na temat uchodźców. Dla niektórych posłów PiS sam fakt wystąpienia prezesa był niespodzianką. Dotąd, zgodnie z kampanijną strategią, unikał przecież publicznych wystąpień. Owszem, czasem zorganizował konferencję prasową gdzieś z lokalnymi politykami, by wesprzeć jakiegoś kandydata, ale w centrum politycznej debaty się nie pojawiał.

Jeszcze większym zdziwieniem było jednak to, co Kaczyński powiedział. Jego wystąpienie szybko zostało nazwane przez PO antyimigranckim i ksenofobicznym. Lider PiS ostrzegał przed islamizacją Polski i Europy, mówił o ochronie wiary i tradycji, i sprzeciwiał się przyjmowaniu do Polski muzułmańskich uchodźców. – Szczególnie otoczenie Beaty było z tego niezadowolone – mówi jeden z naszych rozmówców. – To się miało nijak do tego, co budowali przez ostatnie miesiące.

Decyzji broni inny polityk PiS, z bliskiego otoczenia Kaczyńskiego. – To nie kwestia zmiany strategii, ale reakcja na nowy temat, który pojawił się w debacie publicznej. Trzeba było być wyrazistym, bo społeczeństwo ma wyraziste poglądy. Nawet wyborcy PO opowiadają się przeciwko przyjmowaniu uchodźców.

Na tle stosunku do kryzysu imigracyjnego doszło zresztą do różnicy zdań między Kaczyńskim a prezydentem. Andrzej Duda publicznie opowiedział się za przyjmowaniem imigrantów i, żeby uwiarygodnić swoje stanowisko, pojechał na Podlasie, gdzie spotkał się ze środowiskami polskich Tatarów, odwiedził meczet i wystąpił z przywódcami wspólnot religijnych na konferencji prasowej. Prezydent przypominał, że Polacy mają tradycję współistnienia z wyznawcami islamu, byle tylko akceptowali oni panujące tutaj prawo. Problem w tym, że lider PiS jest zdecydowanie przeciwny przyjmowaniu uchodźców i woli, by pozostawali oni w obozach na obrzeżach UE.

– To wyłącznie różnica proceduralna – bagatelizuje tę rozbieżność polityk z otoczenia Kaczyńskiego. – Jeśli byśmy chcieli właściwie prześwietlić osoby, które mają przyjechać do Polski, sprawdzić ich dokumenty, oddzielić imigrantów ekonomicznych od osób, które uciekają przed śmiercią, w praktyce oznaczałoby to, że wiele miesięcy i tak czekaliby w obozach na zakończenie procedur. I prezydent Duda, i premier Kaczyński nie chcą, by wpuszczać tu ludzi bez żadnej kontroli – tłumaczy.

Prezydent się przystosowuje

Kaczyński wyszedł jednak zwycięsko z innego napięcia, które pojawiło się między PiS a prezydentem. Chodzi o sprawę emerytur. Po tym, gdy PiS złożył do prezydenta wniosek o referendum w sprawie obniżenia wieku emerytalnego do 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn, Duda dokonał ciekawej wolty: zwrócił się do Senatu, by pytanie dotyczyło powiązania wieku emerytalnego ze stażem pracy. Tyle tylko, że gdy na początku ubiegłego tygodnia skierował do Sejmu własny projekt ustawy emerytalnej, przedstawił go... w wersji, której domagał się PiS, czyli umożliwiającej przejście na emeryturę od 60. i 65. roku życia.

Niektórzy decyzję prezydenta tłumaczą tym, że ustawa i tak nie zostanie przyjęta przez Sejm w tej kadencji, więc trafi do kosza. Andrzej Duda zaś będzie mógł tłumaczyć, że spełnił wyborczą obietnicę. Faktem jest jednak, że zaproponował ją w kształcie, co do którego sam miał wątpliwości: tuż przed zaprzysiężeniem mówił o nich w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej.

Również ubiegłotygodniowe nominacje doradców prezydenta są przez niektórych odbierane jako gest pod adresem PiS. Większość z nich dotyczy zaufanych ludzi partii. Zofia Romaszewska i Barbara Fedyszak-Radziejowska to osoby o niekwestionowanym autorytecie, ale jednoznacznie kojarzone z PiS. Podobnie prof. Andrzej Zybertowicz – kiedyś skonfliktował się z Jarosławem Kaczyńskim, ale pozostał wierny prawicy. Andrzej Pawlikowski to były szef BOR za rządu Jarosława Kaczyńskiego, a najmłodszy z doradców, 34-letni Paweł Mucha, jest adwokatem z Pomorza Zachodniego, lokalnym działaczem PiS. To niezłe, ale dość przewidywalne grono nie sprawi, że Duda zbuduje ośrodek autonomiczny wobec PiS.

Prezes tworzy rząd

Proces umacniania się Jarosława Kaczyńskiego będzie zapewne trwał, a jego ofiarą będzie padać przede wszystkim środowisko Beaty Szydło. – W tej chwili to jedyna zwarta grupa w PiS zachowująca dystans do prezesa – mówi jeden z naszych rozmówców. – Kaczyńskiego coraz bardziej ono irytuje – dodaje.

Przed wyborami Kaczyński nie zaatakuje Szydło otwarcie. Ale będzie ją w dalszym ciągu marginalizować. Już nawet sprzyjający prawicy tygodnik „wSieci” w rubryce satyrycznej przyznaje, że gdy Szydło jeździ po Polsce z kampanią wyborczą, Jarosław Kaczyński rozmawia z kandydatami do rządu i ważnych urzędów państwowych. Nikt w PiS nie ma dziś wątpliwości, kto będzie pociągał za sznurki, jeśli prawica wygra wybory i jeśli Szydło zostanie premierem. ©

Autor jest dziennikarzem „Rzeczpospolitej”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2015