Powrót do przyszłości

16.04.2018

Czyta się kilka minut

Kiedy nie sposób przecisnąć się przez miasto, zastawione barierkami szykowanymi na rocznicę katastrofy smoleńskiej, trudno nie wściekać się z powodu tych tramwajów, co uciekły, szefów, którzy mają mało wyrozumiałości dla spóźnialskich, dzieci w stresie, że nie zdążą na trzecią lekcję do szkoły. Miasto Warszawa, zarówno 10 kwietnia, jak i przez wiele dni w roku, odwracane jest w stronę przeszłości, nie ono jedno zresztą – to ogólna tendencja. „Dziś” liczy się mało, „jutro” nie ma znaczenia, bo wciąż z zapałem skaczemy na główkę w minione, razem z całą Polską pławiąc się w masochistycznym uniesieniu, w rozpamiętywaniu i mniej lub bardziej kunktatorskich analizach tego, co było.

Witryny większości kiosków wołają okładkami dodatków historycznych do każdej niemal gazety – w nich stosowna wersja opowieści o przeszłości – historia na prawo, historia na lewo, historia na wesoło. Rocznice, miesięcznice, bohaterowie, wspomnienia. Nawet gdy mówimy o tym, co będzie, np. o przyszłych wyborach, wpychamy ich uczestników w grę z przeszłością – przeszłością ich samych, rzekomych dziadków z Wehrmachtu, ich formacji politycznych, od tego uzależniając swój głos.

Gdy zatem osoby takie jak ja – idealne wytwory swojej epoki, niewychodzące z mroku przeszłych opowieści – napotykają na inny sygnał, są zmieszane i bezradne. Tak właśnie: zmieszana i bezradna czułam się, spotykając niedawno na konferencji poświęconej prognozowaniu trendów, ludzi, którzy (nie bagatelizując rzecz jasna tego, co było), myślą przede wszystkim o tym, co będzie. Prawdziwy szok poznawczy. Bolesne zderzenie z własnym ograniczeniem.

Razem z podobnym mi nieco kolegą po piórze, dziennikarzem politycznym z konkurencji, wyglądaliśmy na wiecznie zszokowanych faktem, że przez trzy dni konferencji i warsztatów właściwie nikt z nami nie chciał rozmawiać o naszych ulubionych tematach, czyli o Polsce PiS, polityce historycznej i skandalu z ustawą o IPN. Ludzie ci mieli najwyraźniej znacznie lepsze rzeczy do roboty. Zastanawiali się mianowicie nad tym, jak wyglądać ma świat za wiele lat, co na to wpłynie i jak możemy próbować uruchamiać pożądane przez nas procesy, tak by zapobiec temu, czego lepiej uniknąć, a wzmocnić te tendencje, które uczynią świat przyszłości lepszym do życia. I naprawdę – ani słowa o PiS, PO i sondażach dla „Wiadomości” TVP (czyli jedynego kontaktu z prognozowaniem przyszłości, jaki regularnie miewamy w sferze publicznej).

Tymczasem – cóż za niespodzianka – okazuje się, że gdybyśmy jako społeczeństwo więcej myśleli o przyszłości, byłoby nam wymiernie lepiej. Dowodem w sprawie niech będzie wskaźnik podany mi przez obecnego na owej konferencji Dominika Batorskiego, socjologa z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego na Uniwersytecie Warszawskim, który wykazuje, że użytkownicy Google’a z krajów mających wyższe PKB na głowę mieszkańca częściej szukają w sieci informacji na temat tego, co będzie, niż tego, co już było (future orientation index). Dowodzi to, zdaniem naukowców, że może istnieć jakiś związek pomiędzy pewną ciekawością tego, co dopiero przyjść może, a ogólnym dobrostanem mieszkańców. To doprawdy wiele tłumaczy: skoro dużo mocniej zajmuje nas dajmy na to husarska szarża pod Kircholmem, a mniej choćby rozwój nowych technologii i ich wpływ na życie przyszłych pokoleń – to i dwudziestu innowacyjnych do szpiku kości premierów Morawieckich nam nie wystarczy, by dogonić świat. Który jak zwykle jest już gdzie indziej.

Czyż ów future orientation index nie powinien aby stać się dla nas doskonałym pretekstem, by wyjść w końcu z okopów, leśnych kryjówek partyzantów i wyklętych oraz archiwów IPN – i przez chwilę choć spojrzeć tam, gdzie (przynajmniej jak dotąd) nie mamy pewności, że istnieją jakiekolwiek dodatki historyczne do gazet? W przyszłość?

Nie namawiam na wiele. Wystarczy zacząć od zajrzenia w tę całkiem nieodległą (bo wrześniową), gdy w Warszawie w Centrum Nauki Kopernik odbywać się będzie kolejny już, ósmy festiwal Przemiany – poświęcony tym razem sztucznej inteligencji. Ponieważ – choć może ciężko w to uwierzyć, gdy się mieszka w Polsce – nie tylko przekaz dnia z ulicy Nowogrodzkiej kształtuje naszą rzeczywistość. Coraz większy wpływ na nią mają również uczące się algorytmy, te pierwsze jaskółki sztucznej inteligencji. Możliwe, że nawet większy, niż myślimy – istnieją przecież programy, które dzięki zdolności uczenia się i podejmowania decyzji wpływają na to, jakie wiadomości odnajdujemy w strumieniu informacyjnym płynącym z social mediów, wyliczają wysokość świadczeń ubezpieczeniowych, lokalizują zmiany nowotworowe na RTG. Kto wie, co uczynią nam zaraz. Lepiej wiedzieć niż nie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2018