Powiązania bez przywiązania

Włodzimierz Borodziej, znawca dziejów polsko-niemieckich, wyznał kiedyś, że przed 1989 r. Niemcy Wschodnie absolutnie go nie interesowały: "Kiedy jeździłem do Niemiec, to miałem na myśli Niemcy Zachodnie. Większość Polaków traktowała NRD jako mało sympatyczny kraj tranzytowy. Istotnie, w polskiej świadomości zakorzeniony jest stereotyp NRD jako "czerwonych Prus.

05.05.2007

Czyta się kilka minut

1985, "Święto przyjaźni" ZSRR-NRD. Fot. Harald Hauswald /
1985, "Święto przyjaźni" ZSRR-NRD. Fot. Harald Hauswald /

W ostatnich latach ukazało się trochę prac naukowych, poświęconych stosunkom między NRD a Polską. Pokazują nieufność między komunistycznymi elitami rządzącymi, brak rozprawienia się z dziedzictwem nazizmu w NRD i utrudnianie swobodnych kontaktów społecznych między Polakami a mieszkańcami NRD. Ale, z drugiej strony, przywołują także pozytywne aspekty sąsiedztwa: polskie reakcje na "powstanie czerwcowe" w 1953 r. w NRD, wschodnioniemiecki odbiór polskiej "odwilży" 1956 r., kulturalne wpływy Polski, działalność Kościołów na rzecz pojednania, zbliżenie podczas otwarcia granicy w latach 70. czy wreszcie opozycyjne kontakty sprzed 1989 r. Wszystko to jest dziś niemal nieobecne w zbiorowej świadomości - i to po obu stronach Odry.

Powojenne ambiwalencje

Amerykański historyk Sheldon Anderson nazwał oficjalne relacje polsko-wschodnioniemieckie w pierwszych powojennych dekadach mianem "zimnej wojny w bloku sowieckim" (Sheldon Anderson, "A cold war in the Soviet Bloc. Polish-East German Relations 1945-1962", wyd. 2001). Mało znany opinii publicznej jest dziś fakt, że w pierwszych latach po wojnie wschodnioniemieccy komuniści nie potrafili pogodzić się z utratą niemieckich terytoriów na wschód od Odry. Przywódcy NRD robili nawet swoim obywatelom nadzieje, że ich bliskie kontakty z Moskwą mogą mieć pozytywny wpływ na rewizję granic. Dopiero na skutek nacisków Moskwy SED [partia komunistyczna w NRD - red.] zaakceptowała powojenne granice. W 1950 r. premierzy NRD i PRL podpisali w Zgorzelcu traktat, w którym państwo wschodnioniemieckie uznawało swą nową granicę. Uzgodniono też podjęcie współpracy w dziedzinie gospodarki, nauki oraz kultury.

W latach 50. Polska stała się partnerem handlowym NRD o znaczeniu strategicznym: import z PRL, przede wszystkim węgla kamiennego i produktów spożywczych, miał decydujące znaczenie dla przetrwania NRD. A jednak mimo zintensyfikowania kontaktów partyjno-rządowych, do otwartych spotkań Niemców z NRD z Polakami dochodziło rzadko, granica była nieprzepuszczalna.

Zarazem władze NRD starały się teraz tłumić nawet wspomnienia o niemieckim dziedzictwie za Odrą; dyskusje o wypędzeniach Niemców po 1945 r. stały się tabu. II wojnę światową NRD oddzieliła "grubą kreską". Jako sojusznik "zwycięskiego Związku Radzieckiego", państwo wschodnioniemieckie zostało przez swoje władze zwolnione z odpowiedzialności za zbrodnie popełnione przez naród niemiecki. Odpowiedzialność za ten rozdział historii musiała przejąć "kapitalistyczna Republika Federalna". Postawa ta nie wzbudzała zaufania wśród wschodnich sąsiadów NRD. W oczach Polaków oficjalnie deklarowana przyjaźń między Polską a NRD była farsą.

Ulbricht i Gomułka

W czasach polskiej "odwilży", gdy w 1956 r. władzę objął Władysław Gomułka, stosunki między Berlinem Wschodnim a Warszawą ochłodziły się. Skupione wokół Waltera Ulbrichta przywództwo SED jeszcze nie otrząsnęło się z szoku po powstaniu robotniczym w czerwcu 1953 r., które unaoczniło brak akceptacji społecznej dla dyktatury na wschód od Łaby, a jego stłumienie możliwe było wyłącznie przy użyciu wojsk sowieckich. Reformy Gomułki, powrót prywatnych gospodarstw rolnych, nowe uregulowanie stosunków z Kościołem, nacjonalistyczna frazeologia polskich komunistów, jak również rewizjonistyczne tendencje wśród lewicowych intelektualistów budziły niepokój Ulbrichta i jego towarzyszy. Berlin Wschodni starał zdystansować się od Polski: tłumiąc głosy rewizjonistyczne we własnym kraju, podsycano zarazem nastroje antypolskie. Stosunki pozostały chłodne także później, gdy nad Wisłą duch reform osłabł, a Gomułka otwarcie wystąpił jako socjalistyczny dyktator.

Nieufność między Ulbrichtem a Gomułką była centralnym problemem stosunków PRL-NRD w latach 50. i 60. Gomułka dążył do ścisłej integracji gospodarczej państw "bloku", Ulbricht zaś w jego przekonaniu plan ten sabotował. Szef PZPR był przekonany, że NRD - mimo przeciwnych deklaracji ideowych - była zainteresowana współpracą ekonomiczną z Bonn. Gomułka obawiał się tej współpracy, gdyż widział w niej zagrożenie dla spójności "bloku" sowieckiego i groźbę uzależnienia NRD od RFN.

Szef PZPR obawiał się, że Niemcy mogliby porozumieć się z Moskwą ponad głowami Polaków. Dlatego tak zależało mu na uznaniu przez RFN granicy na Odrze. Układ podpisany w Warszawie w 1970 r. Ulbricht chłodno skomentował przed polskimi towarzyszami: "Czego wy chcecie, jest przecież układ zgorzelecki między NRD a PRL z 1950 r., który potwierdza granicę nad Odrą. Po co wam jeszcze układ z Bonn?".

Fakt, że traktat między Republiką Federalną i Polską usunął w cień układ zgorzelecki z 1950 r., wynika nie tylko z tego, że w 1970 r. spotkały się dwa państwa reprezentujące przeciwne systemy, przez co wydarzenie to zostało z uwagą przyjęte w świecie. Traktat ten stał się wydarzeniem historycznym dzięki gestowi Willy'ego Brandta, który uklęknął w Warszawie przed Pomnikiem Bohaterów Getta. Żaden z przedstawicieli NRD nie zdobył się na podobny gest.

Honecker za interwencją

Lata 70. to nie tylko początek stosunków dyplomatycznych między Bonn i Warszawą. To także okres pierwszych intensywnych kontaktów społecznych. W ramach integracji gospodarczej państw "bloku" w styczniu 1972 r. otwarto granicę NRD-PRL i umożliwiono względnie swobodne podróżowanie. Był to jednorazowy eksperyment w całym bloku komunistycznym, krok podjęty w okresie odprężenia między oboma systemami, mający ukierunkować obywateli NRD na Wschód, zamiast na Zachód.

I rzeczywiście, w krótkim czasie liczba podróży między oboma krajami gwałtownie wzrosła. Między rokiem 1972 a 1980 corocznie około 6 mln Polaków odwiedzało NRD, 4 mln obywateli NRD przyjeżdżały do Polski, a na terenach przygranicznych zawarto 10 tys. mieszanych małżeństw. Dla wielu mieszkańców NRD Polska stanowiła wówczas jedyny atrakcyjny teren wypadów turystycznych, podczas gdy dla Polaków Niemcy Wschodnie były komunistycznym rajem konsumpcyjnym. Poza małżeństwami, ludzi łączyły także więzy przyjaźni, które niejednokrotnie przetrwały to, co przyszło później.

Szybko okazało się też, że obie kulejące gospodarki nie są przygotowane na otwarcie granicy. Zwłaszcza podczas kryzysu gospodarczego w Polsce w 1976 r. miliony Polaków musiały zaopatrywać się w NRD w brakujące artykuły. Doprowadziło to do niezadowolenia i powrotu antypolskich resentymentów na zachód od Odry, a kontrole NRD-owskich celników wzmocniły nastroje antyniemieckie wśród Polaków.

Nie tylko sytuacja gospodarcza w PRL, lecz także narastające protesty robotników i intelektualistów były pod koniec lat 70. coraz większym źródłem niepokoju w Berlinie Wschodnim. Sympatia, jaką wielu obywateli NRD darzyło polski duch oporu, nie pozostała niezauważona przez przywódców SED. Obawiano się "polskiego bakcyla". Po zalegalizowaniu jesienią 1980 r. "Solidarności" NRD jednostronnie zamknęła granicę. Od tej pory doniesienia z Polski miały w NRD-owskich mediach wydźwięk krytyczny.

Reżim Honeckera opowiadał się za interwencją wojsk Układu Warszawskiego w Polsce; oczekiwano podobnych kroków wobec "Solidarności", co w 1953 r. w Berlinie czy w późniejszych latach w Budapeszcie i Pradze. Honecker był wręcz gotów stanąć ze swą armią u boku ZSRR. W przeciwieństwie do SED władze moskiewskie, obciążone konfliktem w Afganistanie i obawiające się eskalacji międzynarodowej, preferowały "wewnętrzne rozwiązanie".

Różnice i sympatia

A NRD-owska opozycja?

Ruch "Solidarności" i czechosłowacka "Karta 77" spotkały się z jej strony z dużą sympatią. Intensywne kontakty między działaczami opozycji czy stworzenie jakiejś gęstej siatki kontaktów były trudne ze względu na ograniczone możliwości podróżowania w latach 80. Kontakty polskiej opozycji z opozycją w NRD stanowią rozdział ważny - i do dziś słabo zbadany.

Istotne na tym polu były działania w ramach Kościołów, gdzie tematem stawała się również historia. Zwłaszcza Seminarium Polskie Güntera Särchena oraz ekumeniczna "Akcja Znaków Pokuty", organizująca obozy letnie w Polsce (gdzie młodzi Niemcy pracowali np. przy Muzeum na Majdanku albo przy budowie kościołów), miała duże znaczenie dla kształtowania wielu działaczy NRD-owskiej opozycji.

Ale - prócz zamknięcia granic i zwalczania wszelkiego oporu przez Stasi i PRL-owską bezpiekę - współpracę między działaczami opozycyjnymi utrudniało coś jeszcze: nastawienie duchowe, czy też, inaczej, kod kulturowy.

Już na początku lat 80. Timothy Garton Ash pisał (w książce "Niemieckość NRD"), że polscy intelektualiści zostali ukształtowani przez dwustuletnią tradycję "poświęcania życia sprawie wyzwolenia narodowego". Intelektualiści NRD-owscy takiej tradycji nie mieli. Poza nastawieniem do narodu, intelektualistów polskich i wschodnioniemieckich różniło też nastawienie do idei socjalizmu. Opozycja w NRD była niejako "spóźniona" w stosunku do polskiej: gdy w latach 80. w Polsce etap wiary w reformowalność socjalizmu należał do przeszłości, w NRD było inaczej.

Ale, mimo tych różnic, sympatia do Polski była obecna i silna.

Zapomniane fakty

Utworzenie rządu Mazowieckiego i upadek muru berlińskiego stworzyły pod koniec 1989 r. szansę oparcia stosunków między NRD a Polską na nowej podstawie.

Tamtej jesieni Polacy pomagali wschodnioniemieckim uciekinierom, którzy przez Polskę chcieli uciec na Zachód - o czym dziś się w Niemczech nie pamięta; w świadomości pozostały obrazy uciekinierów w Pradze i Budapeszcie. Polityka Gorbaczowa i otwarcie "żelaznej kurtyny" przez komunistyczne (jeszcze) władze Węgier to fakty, które obecnie uważane są za Odrą za podstawę przełomu demokratycznego; działalność "Solidarności" odgrywa tu mniejszą rolę.

Prawie zapomniana w obu krajach jest też krótka faza kontaktów NRD i Polski z 1990 r.: był to ostatni pozytywny rozdział stosunków między Warszawą i Berlinem Wschodnim. Z inicjatywy Ludwiga Mehlhorna w styczniu 1990 r. byli opozycjoniści niemieccy i polscy ogłosili wspólne oświadczenie, w którym krytycznie podsumowali stosunki NRD--PRL i postulowali kontakty dwustronne w nowym kształcie. Podpisy na tym dokumencie świadczą, że wielu najwybitniejszych przedstawicieli wschodnioniemieckiego przełomu interesowało się stosunkami niemiecko-polskimi. Kilku sygnatariuszy mogło, w krótkiej fazie po pierwszych demokratycznych wyborach z marca 1990 r., wpływać na politykę wobec Polski jako posłowie w parlamencie NRD. Jednym z najbardziej pozytywnych wydarzeń w paromiesięcznej kadencji tego parlamentu jest wspólna deklaracja frakcji parlamentarnych z 12 kwietnia 1990 r., w której potwierdza się nienaruszalność granic Polski i wyklucza na przyszłość wszelkie żądania terytorialne ze strony Niemiec Wschodnich. Jest to deklaracja o tyle zasługująca na uwagę, że ówczesne milczenie rządu RFN w tej kwestii kładło się cieniem na kontaktach z Polską.

W nowych czasach

Po zjednoczeniu publicysta zachodnioniemiecki Peter Bender rozprawił się w błyskotliwym eseju z dziedzictwem państwa Honeckera ("Unsere Erb­schaft. Was war die DDR - was bleibt von ihr?", wyd. 1992). Wśród tego, co utrudniało kontakty między Polską a NRD Bender wymienia antypolskie stereotypy na zachodnim brzegu Odry i brak dialogu o historii: "Polska wydawała się zawsze kłopotliwa, nie tylko dla podejrzliwych władz w Berlinie Wschodnim. Ponieważ wymazano przeszłość, po obu stronach pozostały tylko stare niemiecko-polskie resentymenty, które jeszcze nawet się nasilały, gdyż postępowanie obu stron zdawało się potwierdzać wzajemne uprzedzenia. Wielu Niemców wschodnich ubolewało z powodu Praskiej Wiosny, ale zadziwiające zmiany, które udało się osiągnąć "Solidarności", wywoływały najczęściej wątpliwości niż nadzieję czy sympatię. O ile w ogóle pojawiał się podziw, był on tłumiony przez troskę, dającą się zauważyć także w innych krajach bloku wschodniego: czyż znowu ci Polacy-wichrzyciele mają zniszczyć to wszystko, co powoli i z takim trudem sobie wypracowaliśmy, nasz skromny dobrobyt i niewielkie swobody?".

Pozytywów upatrywał Bender w otwartości wielu intelektualistów i artystów z NRD na kulturę w Polsce, gdzie wcześniej można było importować zjawiska kultury światowej. Ale w sumie jego bilans wypadł krytycznie: obywatele NRD tak długo zwracali się na Wschód, jak długo zamknięty był przed nimi Zachód. Przez lata powstało trochę powiązań, ale niewiele w nich było przywiązania. Gdy upadł mur, większość odwróciła się w stronę Zachodu.

Czy dziś ocena wypadłaby podobnie? W latach 90. ukierunkowanie na Zachód większości Niemców z NRD było problemem we współpracy przygranicznej. Gdy pojawiły się sukcesy procesu modernizacji gospodarki polskiej, wielu Niemców zza Odry dostrzegło w Polakach nowych partnerów - ale zarazem obudziło to lęk przed konkurencją. Różne drogi transformacji (po jednej stronie przejście z socjalnym zabezpieczeniem z Zachodu, a po drugiej mozolna droga do kapitalizmu bez zamożnego "brata") inaczej ukształtowały Niemców Wschodnich i Polaków.

Potem jednak nastał rok 2004 i przystąpienie Polski do Unii Europejskiej wpłynęło pozytywnie na rozwój relacji między zachodnimi regionami Rzeczypospolitej a wschodnimi landami. Po niemieckiej stronie Odry odradza się zainteresowanie Polską, reaktywuje się dawne kontakty między miastami, gminami czy szkołami wyższymi i tworzy się nowe. Okazuje się przy tym, że przez wspólne doświadczenia życia w dyktaturze komunistycznej Polacy i Niemcy mogą znaleźć wspólny język. Również osoby, które przed 1989 r. zabiegały o dialog z Polską, nie zniknęły ze sceny publicznej - co niestety w Polsce jest słabo zauważane i wykorzystywane. Okazuje się, że wielu Niemców Wschodnich nie zatraciło swej znajomości Polski i Polaków. Mając taką kompetencję, mogą wzbogacić życie publiczne Republiki Federalnej.

BASIL KERSKI (ur. 1969 w Gdańsku) jest redaktorem naczelnym dwujęzycznego Magazynu Polsko-Niemieckiego "DIALOG". Redaktor gdańskiego "Przeglądu Politycznego", wydawca wielu antologii książkowych, poświęconych problemom polsko-niemieckim. Mieszka w Berlinie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia w Tygodniku (18/2007)