Potrzebna jest wędka

Trzeba przestać postrzegać mecenat jako czyjąś prywatną fanaberię czy kaprys bez znaczenia dla rozwoju państwa. Z PAWŁEM SOSNOWSKIM, krytykiem sztuki, rozmawia Agnieszka Sabor

10.06.2014

Czyta się kilka minut

 / Paweł Siodłok „Obdarcie z szat”, olej na płótnie
/ Paweł Siodłok „Obdarcie z szat”, olej na płótnie

AGNIESZKA SABOR: Na ile rozwinięty jest dzisiaj w Polsce prywatny mecenat sztuki?

PAWEŁ SOSNOWSKI: Niemal w ogóle, co widać nieuzbrojonym okiem. Przyczyny są różne, dwie mają jednak szczególne znaczenie. Po pierwsze, tradycja prywatnego mecenatu, którą symbolizują w naszej historii tak wielkie postaci jak Izabela Czartoryska czy Stanisław Kostka Potocki, została brutalnie przerwana kilkadziesiąt lat temu. Po wtóre, od lat państwo polskie nie podejmuje żadnych działań, przede wszystkim ustawodawczych, które stymulowałyby jego odrodzenie i rozwój. Choć jeszcze pod koniec lat 90. wydawało się, że wszystko potoczy się inaczej – lepiej. To był czas animuszu, przedsiębiorstwa chciały pokazać się od jak najlepszej strony.

Wiele firm międzynarodowych, które wchodziły wówczas na rynek polski, przywoziło ze sobą własne obyczaje, dotyczące również mecenatu artystycznego. Dobrym przykładem jest Deutsche Bank, od lat budujący kolekcję sztuki współczesnej (przeszło 60 tys. obiektów, z których 2 tys. można oglądać w oddziałach banku).

Ale to w Niemczech, w Polsce natomiast ta instytucja od wielu lat organizuje poważny konkurs artystyczny Spojrzenia.W latach 90. nieżyjący już, niestety, Arkadiusz Rybicki zwrócił się do mnie z prośbą, bym wspomógł promocję mecenatu. W latach 1998–2006 organizowaliśmy pod egidą Ministerstwa Kultury konkurs dla najlepszych mecenasów sztuki.

I co się stało?

Wszystko się rozeszło. Oto przykład: jedną z naszych statuetek przyznaliśmy PKO BP. Bardzo słusznie, miał niezwykłe zasługi w tej dziedzinie. Cóż z tego, skoro gdy zmienił się zarząd, zmieniła się także polityka wizerunkowa firmy? Kiedyś w oddziałach tego banku zobaczyć można było prace świetnych artystów, potem ktoś uznał, że nie ma sensu ich eksponować. Wśród dzieł „niechcianych” znalazła się m.in. wykonana z soli rzeźba Mirosława Bałki. Po wielu perypetiach znalazła wreszcie miejsce w krakowskim MOCAK-u, gdzie jest jednym z najważniejszych elementów ekspozycji.

Kiedy słynny producent samochodów GM Daewoo pojawił się w Polsce, zaczął od zorganizowania wystawy sztuki polskiej w Korei Południowej. Potem okazało się, że aby stworzyć dobry wizerunek firmy, bardziej opłaca się inwestować w piłkę nożną niż w sztukę, zwłaszcza współczesną.

Takim jesteśmy społeczeństwem?

Błąd tkwi w systemie, a raczej w jego braku. Każdy minister powinien przeczytać wywiad, którego na początku lat 60. XX w. udzielił Daniel-Henry Kahnweiler, jeden z najwybitniejszych marszandów w historii sztuki, protektor kubistów. Zachwycał się w nim regułami rządzącymi mecenatem w Stanach Zjednoczonych, gdzie 40 proc. funduszy na kulturę pochodzi od darczyńców prywatnych, fundacji i firm (pieniądze te często można odpisać od podatku). Bo w gruncie rzeczy chodzi o to, by każdy był zadowolony. By artysta mógł się dalej rozwijać, zaś mecenas budować swój wizerunek, integrować wokół sztuki pracowników, a być może znaleźć także nowych klientów. No i inwestować. By muzeum, któremu przekaże bądź wypożyczy nabyty obiekt, mogło się nim pochwalić, zaś odbiorca mieć do niego dostęp...

Co zrobić, by to uzyskać?

Przestać postrzegać mecenat jako czyjąś prywatną fanaberię, kaprys bez znaczenia dla rozwoju państwa. Zintegrować politykę Ministerstwa Kultury i Ministerstwa Finansów, które obecnie wydają się oddzielone Murem Chińskim. Zerwać z wyobrażeniem, że ministerstwo to tylko centralna kasa rozdająca pieniądze, kierująca się zasadą: „winien – ma” (choć, owszem, istnieje rozbudowany program stypendialny i projektowy, w dużej jednak mierze finansowany przez Totalizator Sportowy, co jest niewątpliwą zasługą Waldemara Dąbrowskiego, ministra kultury w latach 2002–2005).

Nie chodzi nawet o bezpośrednie nakłady na kulturę, choć w Unii Europejskiej zajmujemy pod tym względem dalekie, 24. miejsce. Ważniejsze są ułatwienia systemowe. Dlaczego zakupionego dzieła sztuki nie da się zaliczyć do stałego majątku firmy? Dlaczego VAT wynosi w tym przypadku 23 proc.? W ubiegłym roku galerie prywatne w Niemczech głośno protestowały, gdy podniesiono tam ten podatek – z 8 do 19 proc. Nie każdy przedsiębiorca musi być miłośnikiem sztuki, choć i tacy się zdarzają, i to częściej, niż się wydaje. Ważne, by wiedział, że mecenat opłaca się wszystkim – a więc i jemu.

Wiele złego dla rozwoju mecenatu robią także media.

Media?

Nie opisują tego rodzaju działalności (być może bojąc się posądzenia o kryptoreklamę), a jeśli już, postępują w myśl zasady „dobra wiadomość to zła wiadomość”, doszukując się w mecenacie drugiego dna, szwindli i przekrętów albo podejrzewając, że mecenas kieruje się wyłącznie chęcią wykazania w raporcie rocznym, że jego firma jest „społecznie odpowiedzialna”.

Czy na tej pustyni coś się jednak dzieje?

Na pewno trzeba docenić przemyślane, systematyczne i długotrwałe działania firmy Ergo Hestia, która co roku organizuje konkurs dla młodzieży artystycznej. Konsekwentną politykę kolekcjonerską prowadzi Fundacja Sztuki Polskiej ING, gromadząca dzieła powstałe po 1990 r. (wtedy bank ten pojawił się w Polsce). W jej zbiorach odnajdujemy najlepsze nazwiska różnych pokoleń: Ciecierskiego, Fijałkowskiego, Gierowskiego, Kulik, Liberę, Bąkowskiego, Dawickiego, Sasnala, Ołowską...

Nie mamy natomiast zbyt wielu przedstawicieli wielkiego biznesu, którzy budowaliby swoje kolekcje prywatne (pomijając Grażynę Kulczyk). Nie mamy kogoś w rodzaju Wiktora Pinczuka, który stworzył w Kijowie jedno z największych w świecie centrów sztuki współczesnej. Nasi biznesmeni nie mają pieniędzy porównywalnych z majątkiem ukraińskiego oligarchy, ale nie mają również takich potrzeb.

Tym bardziej cenię przedsiębiorców drobniejszych, którzy kupują stosunkowo niewiele, za to w ich kancelariach adwokackich i biurach nierzadko wiszą prace bardzo dobrej jakości.

Często słyszę pytanie, jak z sukcesem kupować sztukę. Odpowiadam: to szczególny rodzaj inwestycji. Od zakupu akcji różni się tym, że nawet jeśli nie zyskasz finansowo, zostaniesz z czymś, co da ci radość.

Jaka przyszłość czeka mecenat artystyczny w Polsce?

Jak na razie czarno to widzę. Państwo musi wreszcie zrozumieć, że potrzebna jest rewolucja systemowa. Taka, która sprawi, że mecenat nie będzie działalnością incydentalną, ale stałym, integralnym i oczywistym elementem działalności firmy.


PAWEŁ SOSNOWSKI jest krytykiem sztuki i kuratorem wystaw (m.in. Pawilonu Polskiego na 50. Biennale w Wenecji), szefem Galerii Propaganda. Przez wiele lat realizował filmy i programy autorskie o sztuce dla TVP.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2014

Artykuł pochodzi z dodatku „Artystyczna podróż Hestii 2014