Posuńcie się

Adam Zieliński „Łona”, Raper: Cechą III RP jest imponujący rozwój egoizmów. Myślimy wyłącznie o sobie i dusimy empatię.

16.05.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Kuba Dąbrowski
/ Fot. Kuba Dąbrowski

BŁAŻEJ STRZELCZYK: Jest wojna?

ADAM ZIELIŃSKI: Stan wrzenia, bez dwóch zdań.

Gdzie wrze?

Obawiam się, że między nami wszystkimi. Cały świat wrze.

Bo?

Radykalizm jest na porządku dziennym. Straciliśmy poczucie wstydu; coraz mniej rzeczy nam „nie wypada”. Gubimy tę, wie pan, poczciwą hipokryzję, którą nasza cywilizacja wymyśliła po to, żeby ludzie nie skakali sobie do gardeł. Jedziemy na grubo. To jest choroba tych czasów, ona się wprawdzie czasami nazywa „Donald Trump”, czasami „Krystyna Pawłowicz”, ale mechanizm jest podobny.

I będzie wojna?

Jakaś wojna już się toczy. Może to jest zimna wojna domowa? Polsko-polska, pod flagą biało-czerwoną? Wojna europejskich egoizmów? Wszyscy zgłupieliśmy; nikt ze sobą nie rozmawia. Świat oszalał, więc w tym sensie to może być zapowiedź czegoś groźnego, co za chwilę wybuchnie.

Na nowej płycie śpiewa Pan kawałek „Co tak wyje”. To metafora pociągu z klasą pierwszą i trzecią. W klasie pierwszej są wygodne fotele, coraz więcej miejsca, konduktor mówiący w pięciu językach.

Tak. Ale do prawdziwego komfortu daleko, bo coś wyje w tle.

„I w końcu kogoś olśniło (to jedna z tych rzadkich chwil) / że może to z tyłu wagon trzeciej klasy wyje ostatkiem sił. / Bo nie jest tam dobrze od dawna już z całą rzeczy istotą; / bo połowa kół odpadła, bo tłok jak nigdy dotąd. / Głos niegłupi i niemałej krasy. Ale nie trafił w masy, / bo tu jest pierwsza klasa i tu problemy są pierwszej klasy (…) / A wycie? Cóż wycie? W gruncie rzeczy nic. / W końcu ucichnie; tutaj jest długa tradycja przeczekiwania wyć. / Tutaj jest zdrowa dieta, sport, Paulo Coelho, tarot, / harmonijny rozwój, praca nad szczęściem i pogodna starość.

Oui.

Pan – absolwent prawa, inteligent, muzyk – jedzie którą klasą?

Pierwszą. Ze wszystkimi grzechami, jakie są możliwe w tym wagonie.

Jakie to grzechy?

Egoizm. Cechą III RP, poza niewątpliwymi osiągnięciami, jest imponujący rozwój egoizmów. Każda grupa społeczna przez ostatnie lata kultywowała w najlepsze myślenie o sobie i dusiła empatię. Lewicowa skłonność klasy średniej do zainteresowania tymi, którzy mają gorzej, stałą się jakąś taką, bo ja wiem, wielkomiejską fanaberią.

Ciekawskością.

Ba, niech pan zobaczy: my to teraz trochę uprawiamy. Siedzimy w hipsterskiej knajpie w centrum Szczecina i z tego poziomu rozprawiamy, jak zmienić świat. Fanaberia. Tymczasem tuż obok nas naprawdę rosną przepaście między ludźmi.

Pan przyłożył do tego rękę.

Ja? Którą?

Na kogo Pan głosował osiem lat temu?

Pewnie na PO, z niesmakiem zresztą. A miałem wybór? Platforma wprawdzie zawsze była partią raczej cyników niż idealistów, ale po tylu latach rządów stała się typową partią władzy. Jakoś tak się składa, że ludzie, kiedy tylko wchodzą w świat polityki, natychmiast zapadają na ciężkie choroby. Ślepotę albo – w najlepszym wypadku – krótkowzroczność, samozadowolenie itd. PO nie zrobiła nic, żeby tego uniknąć.

Nie tylko nie unikała, ale jeszcze pogłębiała.

Owszem.

Tanie państwo. Wie Pan komu cięto?

Najsłabszym?

Katarzyna Duda, prawniczka, autorka projektu „Outsourcing usług technicznych przez instytucje publiczne”, w rozmowie z Grzegorzem Sroczyńskim: „»Tanie państwo« uderzyło w sprzątaczki, ochroniarzy, urzędników niższego szczebla i młodych doktorantów na uniwersytetach. Proponowano im umowy elastyczne, przesuwano do agencji pracy tymczasowej, zaczęto stosować outsourcing. Dyktat oszczędzania okazał się dyktatem najniższej ceny”.

Przez ostanie lata ciepła woda z kranów lała się głównie nam – w miarę zamożnym członkom klasy średniej. Rządom Platformy trzeba oddać, że lepiej lub gorzej dbały o tych, którzy jakoś wiążą koniec z końcem. Mają śmieciówki, rzadziej etaty, ale stać ich na to, żeby normalnie żyć, pojechać na wakacje, pójść do kina i na melanż. Tylko że jest jeszcze cała ta Polska, w której długo zbierał się gniew; słuszny gniew, który obrodził kompletnie niesłuszną decyzją polityczną.

Nikt się tym „trzecim wagonem” nie interesował. Teraz też na ulicę wyszedł KOD i nie ma mowy o problemach klas niższych. Władze się zmieniają, a najsłabsi dalej są najsłabsi i niereprezentowani.

Zainteresowali się nimi populiści.

Wyłącznie politycznie.

I tu jest właśnie największy dramat. Że, jak mówiłem, każdy polityk prędzej czy później zachoruje. Człowiek władzy nie widzi tego, co szary śmiertelnik, cóż tam zresztą widać zza tych grubych szyb bmw 7?

Poza egoizmem, jakie mamy jeszcze grzechy?

Obojętność.

„Na przykład taka się myśl, gromko jak na myśl, rozpycha, / żeby tu okna tak solidnie domknąć, to nie będzie słychać”.

Obojętność jest gdzieś pośrodku. Na jednym biegunie jest radykalizm. Tu jesteśmy mocni, tu wielu Polaków potrafi znaleźć dla siebie miejsce. Ale na drugim biegunie jest empatia. To zresztą wyjątkowo trudny biegun, nie wiem, czy go kiedykolwiek – jako zbiorowość – zdobyliśmy. Chociaż nie; często o tym rozmawiam z ludźmi z pokolenia moich rodziców i mam wrażenie, że były takie dwa momenty. Pierwszy to sierpień 1980, a drugi to czerwiec 1989 r. To były te dwa miesiące w naszych dziejach najnowszych, kiedy Polacy byli wobec siebie empatyczni. Wtedy też, jak sądzę, nie było większego kłopotu, żeby zrozumieć, że drugi człowiek ma swoje potrzeby, ba, że cała grupa społeczna, inna niż moja, ma swoje słuszne interesy. Problem w tym, że takiego myślenia nie da się narzucić, nic tu nie pomoże uchwalenie ustawy, zgodnie z którą w Polsce od jutra ma być Skandynawia.

Więc co Pan proponuje?

Nie ma innego rozwiązania niż to najtrudniejsze z możliwych: przekonywanie się nawzajem.

Do czego?

Zamożnych i sytych chciałbym np. przekonać, że jak zostaniemy obłożeni wyższymi podatkami, to na tym nie stracimy. Wręcz przeciwnie.

Oddać swoje? Biedakom? Pan żartuje.

Klasa średnia mówi tak: my ich, k…a, znamy, tę patologię, zatrudniałem takich, przychodzili, pili, nie pracowali. Pan zna tę litanię?

Znam.

To wynika z braku zaufania. Ale pójdźmy szerzej – może chodzi o nasze, Polaków, generalne nastawienie do obcych? Mamy taki polski zespół stereotypów, z którym po prostu wychodzimy z domów. Przy pierwszym spotkaniu tego obcego, bez względu na to, jaka jest prawda – a często jej wbrew – wszystkie te uprzedzenia nam się w cudowny sposób potwierdzają. I próżno wołać na puszczy, że można inaczej.

Znam takich, którzy wołają od lat. I rzeczywiście bez skutku.

Tu trzeba w imię sprawiedliwości dodać, że egoizm to jest jedna rzecz, ale po drugiej stronie medalu jest przedsiębiorczość, której wybuch to wielkie osiągnięcie III RP. Niech Pan zobaczy, jak wiele Polek i Polaków jednak się w tej kapitalistycznej rzeczywistości odnalazło. Czasem z pomocą państwa, częściej bez, najczęściej dlatego, że po prostu byli zaradni i wzięli sprawy w swoje ręce. To jest ta polska umiejętność odnalezienia się w zupełnie nowej sytuacji, fundament tego sukcesu. Oni nie ukradli tych milionów, tylko w znakomitej większości wypracowali je ciężką pracą. Mówię oczywiście nie o prezesach spółek skarbu państwa, tylko o ludziach, którzy rozkręcali swoje przedsiębiorstwa własnymi siłami. Tylko niestety, niejako przy okazji, przyjęli optykę indywidualistów. Mówią: nam się powiodło. To nasza – i tu mają rację – zasługa. I nasza sprawa.

Mówią jeszcze: wy, biedacy, możecie zrobić tak samo.

Ale nie mówią tego w złej wierze. James Brown w połowie swojej kariery, kiedy był już szalenie zamożnym człowiekiem, mówił: „halo siostry, halo bracia, bierzcie, do cholery, sprawy w swoje ręce”. Dlaczego? Bo on wziął. Bo miał tę żyłkę, był człowiekiem sukcesu. Przez myśl mu nawet nie przeszło, że jest rzesza ludzi, którzy nie mają takich cech jak on. Wiele osób tego nie potrafi, urodzili się w innym miejscu, nie dostali tej zaradności w procesie wychowania, pochodzą z rodzin, w których ten etos nigdy nie istniał – przyczyn może być mnóstwo.

Tymczasem klasa średnia mówi hasłami coachów: weźcie sprawy w swoje ręce. Mogę zrozumieć, że mówią to w dobrej wierze, tylko niech przestaną, bo jednak teza wychodzenia z biedy za pomocą „brania spraw w swoje ręce” staje się coraz bardziej krzywdząca. Po prostu nie każdy, kto dostanie wędkę, zacznie nią od razu łowić ryby. Coraz częściej trzeba po prostu dać rybę, żeby uniknąć dramatu.

Pan zna tych ludzi jadących trzecią klasą?

Trochę znam. Ale w gruncie rzeczy słabo. Na tym polega kastowość świata, w którym żyjemy. Można żyć obok siebie, nigdy się nie spotykając, mieszkać na osobnych osiedlach, chodzić do osobnych sklepów. Mój kolega wrócił niedawno ze Stanów i opowiadał, jak jechał metrem przez Brooklyn. Na przestrzeni trzech czy czterech stacji widział kilka różnych światów. Slumsy, o jakich nam się w Europie nie śniło, kontra nowy wspaniały świat.

Szymon Hołownia opisywał niedawno na łamach „Tygodnika” osiedle Dudziarska w Warszawie: „Trzy bloki postawione w latach 90. dla osób niemieszczących się w systemie: eksmitowanych za długi, niszczących przyznane im wcześniej mieszkania komunalne, takich, z którymi pomoc społeczna nie wie już, co zrobić”. W tych ludziach siedzi gniew. 25 lat żyją na marginesie, gniewać zaczynają się już kolejne pokolenia.

W tym sensie jesteśmy w przededniu czegoś. Jeśli więc pierwsza klasa nie zrozumie, że miejsca ma na tyle dużo, że sporo ludzi tam się jeszcze zmieści, to może się okazać, że za chwilę o to miejsce będzie się walczyć siłą.

I co wtedy?

Wojna nie jest żadnym rozwiązaniem.

Z jednej strony mamy więc radykalizm, z drugiej ciągle powiększającą się sfrustrowaną grupę Polaków, z trzeciej klasę średnią, egoistyczną, zapatrzoną w siebie i coraz bardziej zobojętniałą. Do kogo Pan w zasadzie śpiewa?

Do swoich słuchaczy, oni się na szczęście nie dadzą zaszufladkować. Nie zamierzam być czyjąkolwiek twarzą, bronię tej muzyki przed przesadną publicystyką. Ale oczywiście: wywodzę się z klasy średniej i mówię jej językiem.

I co im chce Pan powiedzieć?

Posuńcie się.

Nie słuchają.

Nie docenia nas pan.

Michel Houellebecq: „To postępujące zanikanie relacji międzyludzkich nie pozostaje bez wpływu na problematykę powieści. Jak w obecnej sytuacji posługiwać się narracją gwałtownych namiętności, które trwają przez lata i czasem odciskają piętno na kolejnych pokoleniach. Jesteśmy daleko od »Wichrowych Wzgórz«, delikatnie mówiąc. Forma powieściowa nie jest jeszcze gotowa, by opisać obojętność i nicość; trzeba by wymyślić bardziej bezbarwny sposób wyrazu, bardziej zwięzły i bardziej monotonny”.

Celne. Tylko nie wiem, czy to nie jest jednak kwestia ponadczasowa. Bo wobec pewnych zjawisk zawsze jesteśmy bezradni językowo. Niektórzy to oczywiście potrafią, np. Wisława Szymborska umiała uchwycić istotę rzeczy, najczęściej zaledwie ją muskając.

Ale problem ubrania myśli w formę ma dwa wymiary – górny i dolny. Górny, gdy okazujemy się tak nieporadni i tak bardzo nie potrafimy wyrazić się w pełni w języku, którym się posługujemy. Znamy niby te parędziesiąt tysięcy słów, a jednak ciągle czegoś brakuje. Więc w pewnym sensie zawsze jesteśmy samotni.

A dolny wymiar?

To oczywiście przestrzeń publiczna; bezpowrotnie pozbyliśmy się zdolności do niuansowania, w sieci używa się już jakichś szczątków języka. To się odbija na coraz bardziej prymitywnych relacjach między nami. My musimy odbudować mapę skojarzeń w Polsce.

Co takiego?

Ja o to mogę się bić. Ja za to mogę iść walczyć. Bo co nas, Polaków, łączy? Jeśli nie wspólne interesy, jeśli nie empatia? Ja myślę, że to jest wspólna dla nas wszystkich mapa tych samych skojarzeń.

Co jest na tej mapie?

Nie wiem, zapraszam do stołu, jak się nie chcemy pozabijać, to pogadajmy o tym. Literatura na przykład.

Wódka?

Naturalnie, np. „Chopin”. I sam Chopin. „Etiuda Rewolucyjna”. Inwokacja z „Pana Tadeusza”. Chrześcijaństwo rozumiane kulturowo. Nie jestem katolikiem, ale nigdy od niego nie ucieknę, bo w nim wyrosłem; musi być częścią tej mapy. Powstańcze tradycje. Dlaczego Polacy zawsze szli się bić? Bo byli wku…i, bo się nie zgadzali na poniżanie. To jest przecież w najgłębszy sposób nasze. A z drugiej strony „Dziwny jest ten świat” Niemena czy choćby „Hej, młody Junaku” z „Misia”. Solidarność z sierpnia 1980 r. Każdy może dorzucić do tej mapy coś swojego. Zaraz się okaże, że na poziomie tych skojarzeń jesteśmy w gruncie rzeczy wspólnotą.

Jeśli nie wojna to wszystko oczyści, jeśli nie nadejdzie potop, to co?

A może tuż przed wybuchem znajdzie się ktoś, kto stanie na barykadzie i powie: „Ej, poczekajcie jeszcze chwilę, zanim się zaczniemy na…ć, to ja wam opowiem dowcip”. I wszyscy trochę porechoczą, poklepią się po plecach i pójdą razem na piwo. Ja bym takiego scenariusza nie wykluczał. ©℗

ŁONA, właściwie Adam Zieliński, ur. 1982 r. – absolwent prawa, skończył aplikację radcowską, na co dzień pracuje w kancelarii prawniczej. Raper i producent muzyczny. Uważany za reprezentanta rapu „inteligenckiego”. Wydał siedem albumów, ostatni – „Nawiasem mówiąc” – ukazał się w połowie kwietnia. Mieszka w Szczecinie, współpracuje z miejscowym MONAREM i organizacją Refugees Szczecin wspierającą uchodźców.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2016