Porwanie z Europy

Słowacy pomogli wietnamskim służbom, gdy te uprowadzały z Niemiec swojego obywatela. Afera ciągnie się od miesięcy. I wciąż się rozkręca.

11.08.2018

Czyta się kilka minut

Trinh Xuan Thanh podczas odczytywania sentencji wyroku podwójnego dożywocia,  Hanoi, marzec 2018 r. / VIETNAM NEWS AGENCY / AFP / EAST NEWS
Trinh Xuan Thanh podczas odczytywania sentencji wyroku podwójnego dożywocia, Hanoi, marzec 2018 r. / VIETNAM NEWS AGENCY / AFP / EAST NEWS

Trinh Xuan Thanh nie jest dysydentem. Jeszcze kilka lat temu zajmował wysokie stanowisko w partii komunistycznej, szefował dużej państwowej firmie petrochemicznej, zdobył nawet parlamentarny mandat. Potem firma miała stracić duże pieniądze, podobno aż 150 mln dolarów. Trinh uciekł do Niemiec i poprosił o azyl. Wietnamskie służby wyśledziły go i porwały, po czym w ojczyźnie trafił przed sąd, oskarżony o malwersacje i korupcję.

Jednak to nie kwestia winy Wietnamczyka ma tu znaczenie, lecz zasady demokracji i kwestia zaufania – między Niemcami i Słowacją (a także chyba Polską).

Ciemne auto, biały dzień

Porwanie – w stylu przypominającym czasy zimnej wojny – zostało przeprowadzone rok temu. W lipcu 2017 r. do Trinh Xuan Thanha, spacerującego po berlińskim parku Tiergarten, podjechało ciemne auto. Kilku mężczyzn złapało Wietnamczyka i wepchnęło do środka. Auto miało czeskie numery. O tym, że coś się stało, zaalarmował prawnik Trinha, gdy ten nie stawił się w sądzie na rozprawie azylowej.

Kilka dni później wiadomo było, gdzie jest: wystąpił w wietnamskiej telewizji i oświadczył, że zrozumiał swoje błędy i sam wrócił, by oddać się w ręce sprawiedliwości. Ale Berlin nie miał wątpliwości, że było to porwanie; rzecznik MSZ mówił, że incydent oznacza „skrajne naruszenie zaufania”. W styczniu wietnamski sąd wydał wyrok: podwójne dożywocie.

Niedawno wyrok zapadł też w Niemczech: skazano mężczyznę, który w Czechach wynajął auto użyte do wywiezienia Trinha z kraju. Nie wiadomo było natomiast, jak przetransportowano go dalej do Wietnamu. Teraz sprawę opisały niemiecki „FAZ” i słowacki „Dennik”: okazuje się, że wietnamskie służby skorzystały ze słowackiego samolotu rządowego.

Słowackie ślady

Te rewelacje prasowe zachwiały rządem w Bratysławie, który i tak z trudem trzyma się u władzy po tym, jak w marcu krajem wstrząsnęło morderstwo dziennikarza śledczego i jego narzeczonej (reporter badał związki polityków z włoską mafią). Ustąpić musieli wtedy premier Robert Fico i szef MSW Robert Kaliňák. To on kierował resortem, gdy użyczono samolotu Wietnamczykom i to jego decyzje zapewniły sprawny przebieg operacji. Dziś Kaliňák zaprzecza, że świadomie pomagał w porwaniu.

Opisany przez „Dennik” przebieg wypadków jest jednak zdumiewający – nawet jeśli minister nie był świadom, co się faktycznie dzieje. Najpierw wietnamska delegacja poprosiła Słowaków, by wysłali po nich samolot rządowy do Pragi. Potem, po roboczym obiedzie w Bratysławie – aby pożyczyli im go na dalszą podróż do Moskwy. Fakt, że Słowacy się zgodzili, może zaskakiwać: nie pożycza się rządowych samolotów.

W międzyczasie, już w Bratysławie, wietnamska delegacja powiększyła się: z 4 do 12 osób (był to porwany i jego „opiekunowie”). Na lotnisku okazało się, że brakuje dokumentów, ale problem rozwiązała interwencja MSW. Potem samolot przeleciał nad terytorium Polski. „Dennik” twierdzi, że Słowacy poinformowali Polaków, iż na pokładzie jest szef ich MSW, co było kłamstwem.

Po ujawnieniu „słowackiego śladu” rząd w Bratysławie próbował zachować się tak, jakby nic się nie stało. Dopiero po kilku dniach medialnej burzy Pellegrini zapewnił o współpracy z Niemcami; może też powstać parlamentarna komisja śledcza.

Naruszone zaufanie

Dlaczego Wietnam zdecydował się porwać Trinha, choć wydał za nim międzynarodowy nakaz aresztowania i zażądał już od Niemiec jego ekstradycji? Chodziło zapewne o to, że przed podjęciem decyzji Niemcy musieli rozpatrzyć jego wniosek o azyl, a Trinh twierdził, że w ojczyźnie nie może liczyć na sprawiedliwy proces i grozi mu kara śmierci. Czy był winny, na tym etapie nie miało to znaczenia. Wietnam nie czekał więc na efekt potyczek w niemieckich sądach i przystąpił do działania. Złamał tym samym prawo międzynarodowe i niemieckie.

A co skłoniło Słowaków do współpracy? Na odpowiedź trzeba poczekać. Trudno to wyjaśnić tylko chęcią wzmacniania stosunków z Wietnamem. W każdym razie Bratysława popsuła sobie relacje z Berlinem. I może nie tylko – jeśli faktycznie okłamano Warszawę.

Tymczasem Niemcy przyznali Wietnamczykowi azyl pod jego nieobecność; uznali, że dowody na jego prześladowanie są teraz przekonujące. Choć jest to chyba krok już tylko symboliczny. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2018