Popsuliśmy atmosferę

Fale gorąca i niszczące burze? Będzie tylko gorzej. Świat stanie się groźniejszym miejscem. Polska także.

26.07.2015

Czyta się kilka minut

Pożar w kanionie Waldo niedaleko Colorado Springs (USA). W czerwcu 2012 r. Ewakuowano stamtąd kilkadziesiąt tysięcy osób. / Fot. Gallo Images / REX FEATURES / EAST NEWS
Pożar w kanionie Waldo niedaleko Colorado Springs (USA). W czerwcu 2012 r. Ewakuowano stamtąd kilkadziesiąt tysięcy osób. / Fot. Gallo Images / REX FEATURES / EAST NEWS

Widać po nim, że płakał. Chłop w sile wieku, dookoła rodzina i koledzy ze wsi, nikomu by się nie przyznał, ale przekrwione oczy mówią same za siebie. I trudno mu się dziwić.

– Siedzieliśmy sobie na kanapie i oglądaliśmy telewizję – opowiada – kiedy przyszła burza.

Podwórko jak wiele podobnych w Marianowie: dom, szopa i nawet ładna, własnoręcznie zrobiona altanka. Wygląda ona teraz jak ponury dowcip. Drewniane chucherko stoi, a ciężki, blaszany dach murowanego domu leży rozszarpany i pogięty na ogrodzeniu i drzewach.

– Na początku słyszeliśmy ulewę. Potem takie pam-pam-pam gradu o dach. Coraz silniejsze. I nagle, znikąd, przestało dzwonić. Zrobiło się cicho. Wyjrzałem za okno, a tam dach już leciał. Dwa lata go spłacałem, właśnie skończyłem, a tu kilka stów renty człowiek ma...

Podobnych historii w tym roku zdarzyły się dziesiątki. Ostatnia fala burz przyniosła śmierć jednej osoby, zniszczenia w wielu, zwłaszcza biednych, obszarach były bardzo bolesne.

Niby burza jak burza, latem nic dziwnego. Tyle że naprawdę mocne burze, z niewielkimi trąbami powietrznymi, były u nas zawsze ekstremalnie rzadkie. Pojawiały się średnio cztery razy w roku. W 2006 r., wg European Severe Weather Database, było ich już 50. A w sierpniu 2008 r. przez Strzelce Opolskie przeszła trąba powietrzna, która w pięciostopniowej skali Fujity osiągnęła wartość F4. Czyli wiało z prędkością ponad 400 km/h.

Klimatolodzy nie mają wątpliwości: będzie tylko gorzej.

50 gigaton metanu

– Powinniśmy się zacząć przyzwyczajać, że taka pogoda będzie czymś stałym – mówi prof. dr. hab. Maciej Sadowski z Instytutu Ochrony Środowiska. – Lato będzie mieszanką okresów suchych i burzowych, zimy będą ciepłe, mokre i bezśnieżne, będą się nasilały wszystkie ekstremalne zjawiska, takie jak susze czy ulewy, a jednocześnie zanikną pośrednie pory roku.

Prof. Sadowski był koordynatorem projektu KLIMADA, w ramach którego powstał rządowy plan adaptacji do zmian klimatycznych. Zakłada on, że w ciągu najbliższych 15 lat średnie temperatury w Polsce podniosą się, w stosunku do stanu z 2000 r., od pół stopnia we Wrocławiu do jednego stopnia w Łodzi. Ale ten przyrost nie będzie równomiernie rozłożony na pory roku: zimą temperatury wzrosną nawet o kilka stopni. A to ma kolosalne konsekwencje.

Ten proces już trwa. W Polsce dwie ostatnie dekady XX wieku i pierwsza wieku XXI były najcieplejsze w kilkusetletniej historii pomiarów. Ten sam trend obserwujemy na całym świecie: człowiek urodzony w 1987 r. nie doświadczył w życiu ani jednego roku chłodniejszego od średniej dla całego stulecia. Każdy kolejny był coraz cieplejszy. Najbardziej zachowawcze scenariusze mówią o wzroście poziomu mórz i oceanów o metr przed końcem stulecia. Te mniej zachowawcze sprawiają, że włos się jeży na głowie.

Lista złych wiadomości jest długa: pokrywa lodowa topnieje w takim tempie, że wkrótce Biegun Północny będzie jedynie kropką na błękitnej mapie Oceanu Arktycznego. Ogromne połacie lodowców Antarktydy są już nie do ocalenia. Rozmarza arktyczna wieczna zmarzlina – a wraz z nią mogą odtajać potężne złoża metanu. Lub zamrożone od tysiącleci mikroby: w zeszłym roku Francuzi przywrócili do życia wirusa, który leżał w syberyjskim lodzie przez 30 tys. lat.

Najgorsze, że ten mechanizm, który uruchomiła ludzkość, po przekroczeniu pewnego progu będzie napędzał się sam. Kluczem może być właśnie metan, którego ponad 1400 gigaton uwięzionych jest w zmarzlinie i na dnie lodowatych oceanów. Skandynawscy badacze zaobserwowali już w Arktyce pierwsze sygnały świadczące, że zaczął uciekać z dna.

Gdy opublikowano wyniki tych badań, Jason Box, czołowy klimatolog amerykańskiego Ohio State University, napisał na Twitterze wprost: „jeśli do atmosfery dostanie się choćby drobny ułamek węgla [metan jest związkiem węgla – red.] uwięzionego w dnie oceanu arktycznego, mamy przej...”.

Bo metan to niesamowicie efektywny gaz cieplarniany. Według części badaczy Arktyki zmiany w temperaturze oceanu mogą dosłownie w każdej chwili doprowadzić do uwolnienia 50 gigaton tego gazu. A to zwiększyłoby dwunastokrotnie zawartość metanu w atmosferze, zmieniając ją w szklarnię.

Woda przyniesie zniszczenia

Naukowcy uprzedzali przed takim rozwojem wypadków od lat. Ale światowi decydenci byli głusi na ich wołania. Dziś poważne magazyny, jak amerykański „Esquire”, piszą o „depresji klimatologów”, którzy nie widzą już sensu w ostrzeganiu polityków.

Obecnie to już raczej pewne, że Ziemia się ociepli. Dyskutować można tylko o tym, jak bardzo i z jakimi konsekwencjami.

Na pewno tragiczna jest sytuacja państw takich jak Bangladesz – gęsto zaludnionych, położonych na poziomie oceanu. Międzynarodowa wspólnota już dziś powinna się zastanawiać, co zrobić ze stoma milionami uchodźców z tego kraju. A wystarczyło ich sto tysięcy, w Europie, by doprowadzić do poważnego kryzysu politycznego w Unii.
Ale i ci uchodźcy byli w pewnym stopniu ofiarami zmian klimatu. Początek wojny domowej w Syrii zbiegł się w czasie z jedną z najpoważniejszych susz w historii kraju, która nawiedziła go między 2006 a 2009 r. Miliony mieszkańców wsi przeniosło się do miast. Napięcia społeczne narastały. Aż w 2011 r., po próbach brutalnego stłamszenia ośrodków niezadowolenia przez tyranię Asada, doszło do wybuchu.

Podobnych rozruchów możemy się spodziewać częściej. Według raportu brytyjskich naukowców, stworzonego na zlecenie Foreign & Commonwealth Office, załamanie światowego systemu dostaw żywności na skutek zmian klimatycznych może do 2040 r. doprowadzić do upadku całych społeczeństw.

Polsce nie grozi los Bangladeszu, choć bardzo poważne obawy budzi sytuacja Żuław, chronionych przez zabytkowe wały i zagrożonych zalaniem przez rosnący poziom Bałtyku. Ale nasz klimat też będzie ewoluował w niebezpiecznym kierunku.

– Zmiana gradientu temperatury między równikiem a biegunem oznacza, że będzie mniej cyrkulacji powietrza znad Atlantyku, która przynosi opady, a więcej znad Afryki i Bieguna, co przynosi ekstremalne temperatury – mówi prof. Sadowski. Średnia opadów może się utrzymać, ale zmieni się ich charakter: jedna ulewa dostarczy to, co dziś jest średnią miesięczną opadów, a reszta miesiąca będzie sucha.

Statystycznie nic się nie zmieni, ale gospodarczo – wszystko. Woda z tej ulewy spłynie i nic nie przyniesie, oprócz zniszczeń.

To właśnie rolnictwo najmocniej odczuje zmiany klimatu. Teoretycznie wyższe temperatury oznaczają dłuższy okres wegetacji roślin, ale bez wody niewiele to znaczy. Już dziś wiele części kraju ma kłopot z dostępem do wody, a problem będzie się tylko nasilał. Tymczasem zużycie wody, w związku z rosnącymi temperaturami, ma w rolnictwie skoczyć o 25–30 proc.

W pułapce czwartego piętra

Ocieplenie z każdą kolejną dekadą będzie przyspieszało i popychało nasz kraj w kierunku suchej, mniej gościnnej wersji klimatu śródziemnomorskiego. Ciepłe zimy też dołożą się do problemów rolników.

– W Polsce, za wyjątkiem północnego wschodu, nie będzie już stałej pokrywy śnieżnej – mówi dr Witold Lenart, hydroklimatolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – To znaczy, nie będzie pory roku, kiedy normą jest pokrywa śnieżna. A co się z tym wiąże, nie będzie np. śnieżnej retencji wody. Nie będzie wody roztopowej dla roślin. Nie będzie też powodzi roztopowych, ale mogą się pojawiać powodzie zatorowe.

Do tego w razie krótkich, ale silnych ataków mrozów śnieg nie będzie już izolował upraw ozimych. Efekt: masowe przemarzanie i niskie plony.

Całkowicie przekształci to polski krajobraz.

W miejsce naszych roślin pojawią się ich odpowiedniki południowe. Wśród zwierząt ten proces już się zaczął. Są u nas migranci z południa, w tym szkodniki, jak motyl szrotówek kasztanowcowiaczek, który żeruje na kasztanowcach.
Ale mieszczuchy też powinny się przygotować na ciężkie czasy. Fale upałów będą wyjątkowo trudne do zniesienia w miastach pozbawionych zielonych „wywietrzników”. Już dziś każdego lata upały zabijają na Zachodzie tysiące ludzi. U nas może być podobnie.

– Jesteśmy krajem o najmniejszej liczbie wind na kubaturę budynków – mówi dr Lenart. – Był taki okres, że wszędzie budowano te cztery piętra bez wind, bo tak było taniej. I teraz na tym czwartym piętrze siedzi w upale staruszka, dzieci pojechały do Rawalpindi, a ona się wykańcza, bo z czwartego piętra nie zejdzie.

Możemy się też spodziewać o wiele częstszych powodzi. W tym takich, do których przygotować się nie da.
– Częściej będą się pojawiać tzw. flash flood, powodzie błyskawiczne na niewielkich zlewniach o rozmiarach jednej komórki burzowej. Dotąd było ich bardzo mało, a teraz stają się coraz liczniejsze. Trudno je prognozować, nie można chronić ludzi. Walka jest możliwa tylko przez usuwanie zabudowy z potencjalnie zalewanych terenów. A to około jedna czwarta terytorium Polski! – przestrzega dr Lenart.

– Infrastruktura miejska jest nieprzystosowana do gwałtownych opadów, nie przyjmuje takich ilości wody – dodaje prof. Sadowski.

Ostatnią ofiarą klimatu może paść nasze morze. Podgotowane słońcem, stanie się zabójcze dla wielu zamieszkujących je dziś żywych organizmów. A gnane huraganowymi wichurami, zwłaszcza zimowymi, rzuci się na naszą linię brzegową.

– Na 500 km wybrzeża tylko 10 proc. jest w miarę stabilne. Inne odcinki ulegają stałemu niszczeniu – mówi dr Lenart.
Klify nasiąkają i zwalają się w fale, plaże znikają. Można je wzmacniać, ale według wielu klimatologów to czysta donkiszoteria.

Wspomniany na początku rządowy program zakłada przygotowywanie się do zmian klimatycznych po pierwsze w zakresie infrastrukturalnym: przez kopanie zbiorników retencyjnych, wzmacnianie wałów powodziowych, rozbudowę infrastruktury pożarniczej czy przebudowę kanalizacji. Po drugie, przez taką zmianę przepisów, by wymóc stawianie budynków odpornych na huraganowe wiatry i błyskawiczne powodzie, i by upewnić się, że nie powstaną one w miejscach najbardziej narażonych. Po trzecie, przez przestawienie gospodarki, zwłaszcza rolnictwa, na tory bezpieczniejsze w niepewnych czasach.

Ale wprowadzenie niezbędnych zmian to proces bardzo długi i kosztowny. Przekraczający czteroletnią perspektywę od wyborów do wyborów.

– Możemy złagodzić skutki zmian, ale musimy się za to zabrać. A to wymaga długofalowej wyobraźni – mówi prof. Sadowski z goryczą w głosie.

Wszystko to potrwa lata czy dekady. Nie obudzimy się jutro w kraju subsaharyjskim. Ba, wielu zmian możemy nawet nie zauważyć. Ale Polska – i cały świat – za 30 lat będzie zupełnie innym miejscem. ©

WOJCIECH BRZEZIŃSKI jest dziennikarzem Polsat News, gdzie prowadzi autorski program popularnonaukowy „Horyzont zdarzeń”. Stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2015