Popielcowa Środa kochanków

Popiół, którym posypywane są nasze głowy, powinien pochodzić ze spalonych palm z Niedzieli Palmowej poprzedniego roku liturgicznego. Jest zatem pamięcią miłosnego uczucia.

12.02.2018

Czyta się kilka minut

 / LANA PRIATNA / BARCROFT MEDIA / GETTY IMAGES
/ LANA PRIATNA / BARCROFT MEDIA / GETTY IMAGES

Prochem jesteś i w proch się obrócisz – tradycyjna formuła wypowiadana przez księdza w trakcie obrzędu posypania głowy popiołem wydaje się nam dziś na tyle pesymistyczna, że często zastępowana jest inną, niosącą jakoby więcej nadziei: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. A szkoda.

Lekcja Koheleta

Uciekamy od tej formuły, jakbyśmy się bali tego, że proch to znak nietrwałości, naszego niskiego – z ziemi – pochodzenia. Tego, że jesteśmy w istocie kurzem, który się zamiata i wyciera. Lepiej więc nie przypominać sobie, że „pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi”, że „wszystko marność i pogoń za wiatrem”, jak powtarza Kohelet. Wszak to właśnie jego słowa: „Wszystko idzie na jedno miejsce: powstało wszystko z prochu i wszystko do prochu znów wraca” (Koh 3, 20).

Ale przecież to prawda. Mimo że łatwo ulec złudzeniu trwałości: zbudowany dom, wyrobiona wreszcie pozycja społeczna, trwały związek: ktoś, jak zwykle, czeka z obiadem, ktoś nigdy zbyt późno nie wraca z pracy... Zwarcie instalacji elektrycznej, oblodzona jezdnia, złośliwa intryga... Podmuch wydarzeń. Mędrzec Kohelet powtarza w swej księdze wielokrotnie: poznałem wszystkie sprawy pod niebem, doświadczyłem wszystkiego, w czym człowiek szuka spełnienia – i wiem, że wszystko to pogoń za wiatrem.

Jeśli jednak rozumieć nasze pochodzenie z prochu jako pochodzenie z elementów ziemi, to okaże się, że nie jest to wcale poniżające. Proch tak postrzegany mówi bowiem o naszej jedności z resztą stworzenia – bo przecież nie tylko z ziemią. Jeśli wszystko powstało z prochu – znaczy to, że wszystko z tych samych elementów: i błoto, i drzewa, i ptaki, i gwiazdy. I my. Można się obruszać, szukając własnej wyjątkowości w oddzieleniu od tego, co nie-ludzkie. Można jednak z pokorną radością odkryć swoją jedność z całym światem – także z jego nietrwałością i kruchym pięknem. Czyż kwiat nie jest piękniejszy właśnie dlatego, że rozkwita jedynie na kilka dni – i trzeba dostrzec jego piękno właśnie tylko w tym konkretnym czasie? Czyż smak czereśni nie jest lepszy właśnie przez to, że na swym miejscu jest tylko na początku lata – i przez resztę roku każe nam na siebie czekać?

Jeśli więc jesteśmy kurzem, to każda chwila cenna, każda niepowtarzalna. Trzeba uważności, by nie przegapić żadnej, z tym, co dla niej właściwe: „wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem” (Koh 3, 1). Mądry człowiek nie tylko rozpoznaje, czego czas właśnie nadchodzi, ale potrafi cieszyć się nawet z małych rzeczy, wdzięczny, że są: „Dla człowieka nic lepszego niż radować się i o to dbać, by szczęścia zaznać w swym życiu. Bo też, że człowiek je i pije, i cieszy się szczęściem przy całym swym trudzie – to wszystko dar Boży” (Koh 3, 12-13). Taka postawa niesie pokój, zaś „lepsza jest jedna garść pokoju niż dwie garści bogactw i pogoń za wiatrem” (Koh 4, 6).

Najważniejsze, doradza Kohelet, by dbać o relacje, gdyż „lepiej jest dwóm niż jednemu” (Koh 4, 9), spośród nich zaś najważniejsza jest wierna, stara, dobra miłość: „Używaj życia z niewiastą, którąś ukochał po wszystkie dni marnego twego życia, których ci [Bóg] użyczył pod słońcem. Po wszystkie dni twej marności! Bo taki jest udział twój w życiu i w twoim trudzie, jaki zadajesz sobie pod słońcem” (Koh 9, 9).

Popiół, nie kurz

Jeśli dla Koheleta, dla którego świat jest niczym kurz, najważniejsza jest miłość, tym bardziej powinniśmy o tym pamiętać my, którym w Środę Popielcową posypują głowy nie kurzem, lecz popiołem. W tradycji biblijnej bowiem popiół, choć na pierwszy rzut oka nietrudno pomylić go z prochem ziemi i łatwo się z nim miesza, jest jednak czymś innym, ma specjalne znaczenie.

Popiół ze spalonej ofiarnej krowy był przechowywany do sporządzenia „wody oczyszczenia” (por. Lb 19, 9). Do tego popiołu w Nowym Testamencie przyrównana jest ofiara Chrystusa: „Jeśli bowiem krew kozłów i cielców oraz popiół z krowy, którymi skrapia się zanieczyszczonych, sprawiają oczyszczenie ciała, to o ile bardziej krew Chrystusa, który przez Ducha wiecznego złożył Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę, oczyści wasze sumienia z martwych uczynków, abyście służyć mogli Bogu żywemu” (Hbr 9, 13-14). Popiół jest oczyszczający, bo to nie jest zwykły kurz. Popiół – resztki tego, co spłonęło – związany jest z ogniem. Ogień zaś, w tym kontekście, to boski Duch i Miłość. Stąd moc oczyszczania.

Wedle tradycji popiół, którym posypywane są nasze głowy w Środę Popielcową, powinien pochodzić ze spalonych palm z Niedzieli Palmowej poprzedniego roku liturgicznego. Jest zatem pamięcią miłosnego uczucia – choć jednocześnie uczy pokory. Jest bowiem pozostałością słomianego zapału, krótkotrwałej euforii: „Hosanna synowi Dawida!”. Był to szczery, lecz powierzchowny wybuch: oto król mesjański przybywa do Jeruzalem, my go witamy, my jego świtą – a już pięć dni później jesteśmy jak rozproszone owce bez pasterza, pochowani w zaułkach Miasta, z planami ucieczki, gdy tylko szabat minie, do Emaus.

Nie ma dojrzałej miłości bez – także gorzkiej – prawdy o sobie. Trzeba więc wraz z popiołem przyjąć na swą głowę – przypomnieć sobie i nieść w świadomości – prawdę o własnej niedoskonałości: o tym, że nasz zapał, uczucie, zaangażowanie przemijają, że nasza miłość wygasa.

Popiół uczy zatem pokory. Lecz skoro pokora jest poznaniem siebie w prawdzie, to pozwala też rozpoznać, co dobre – nawet w słomianym zapale Niedzieli Palmowej. Szczera to była radość, prawdziwy entuzjazm, autentyczna – choć krucha – miłość.

Żar pod powierzchnią

Popiół mówi o miłości coś jeszcze. Starogreckie słowo „spodos”, używane – owszem – na oznaczenie kurzu, prochu czy piasku, oznacza przede wszystkim popiół, ale jeszcze gorący, taki, który wciąż się żarzy – który może być zarzewiem, od którego może zająć się drewno, z którego może powstać pożar. Więcej jeszcze – to samo słowo „spodos” może także oznaczać lawę.

A jeśli popiół pierwszej wielkopostnej środy to w istocie swojej nie proch, lecz żar, to Środa Popielcowa jest świętem nie tylko Koheleta, lecz także kochanków z Pieśni nad Pieśniami, w której oblubienica śpiewa (Pnp 8, 6-7):

Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu,
jak pieczęć na twoim ramieniu,
bo jak śmierć potężna jest miłość,
a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol,
żar jej to żar ognia,
płomień Pański.
Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości,
nie zatopią jej rzeki.
Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu,
pogardzą nim tylko.

Obraz miłości jako płomienia – ale też i żaru – wydaje się dla wielu piękny i pociągający. Ale w swej istocie jest to piękno niebezpieczne. Jeśli bowiem miłość jest płomieniem, to znaczy, że kto kocha – musi się spalić. Zniknąć tak, że nie zostanie z niej lub z niego nic prócz popiołu. Dlatego właśnie nie powinno dziwić, że Środa Popielcowa, święto płomiennej miłości, rozpoczyna Wielki Post – czas wyrzeczenia i ascezy.

Złudzenie co do wartości „rzeczy tego świata” nie ułatwia wyrzeczenia się wszystkiego. Może narazić na pokusę stawiania na szalkach wagi naprzeciw miłości „całego bogactwa domu” – zawodowego sukcesu, społecznego prestiżu, metafizycznych przeżyć otwierających się powyżej kilku tysięcy metrów: w Himalajach albo w czasie skoku na spadochronie. Dlatego właśnie pierwszym przewodnikiem Popielcowej Środy może być Kohelet – jeśli go nie posłuchamy, pogardzą nami tylko.

Miłość bywa płomieniem, który nas spala, ale – może nawet częściej – jest gorącym popiołem, żarem. Z wierzchu na tyle szara, że można pomylić ją z kurzem. Proch codzienności gorący pod spodem – oto ona.

Tu pojawia się drugi element Wielkiego Postu – asceza. Starożytne tradycje łączą lepiej wątki, które nam się dziś rozplątały i które widzimy oddzielnie. Askesis starożytnych Greków to wytężone ćwiczenie. Hindusi w sanskrycie złączyli pojęcia ascezy i żaru w tym samym słowie „tapas”. Rzymianie mieli zaś jeden termin – ­„pulvis” – na gorący popiół i natężony wysiłek.

Żar miłości, który z wierzchu wygląda na szary popiół, to codzienność natężona ku drugiemu. Często połączona z wysiłkiem. Nigdy nie stygnąca, nawet jeśli przez dłuższy czas nie wybucha efektownym płomieniem.

Wieczny Ogień

Zajęcie miejsca w zwykle dość długiej kolejce czekających na posypanie głowy popiołem jest aktem pokory z innego jeszcze powodu. Wyraża świadomość, że wysiłek zamieniający kurz codzienności w gorący miłosny żar jest często ponad nasze siły. Że – bywa – całkiem już wygaśliśmy, że jesteśmy już tylko zwykłym prochem. Idąc w procesji po popiół na głowę mówimy swoim gestem: potrzebuję, by mnie Ktoś rozpalił. Idziemy więc do jedynego źródła wiecznego Żaru. Do boskiej Lawy, która choć ukryta – jak niewidoczna jest wulkaniczna magma, bulgocząca pod skorupą Ziemi – płynie zawsze i wszędzie pod powierzchnią zjawisk.

Abyśmy w ogóle mogli do niej się zbliżyć, stygnie do temperatury żaru. Lecz i tak jest niebezpieczna. Dopóki jesteśmy całkiem wystygli, jakoś zachowujemy siebie. Nie do końca, co prawda: trwałość tego, co zatrzymujemy „na własność”, żyjąc bez miłości, też podlega erozji. Ale jeśli pozwolimy siebie rozpalić, znacznie szybciej znikniemy w płomieniu.

Pochylenie głowy pod sypiący się na nią popiół jest więc aktem nie tylko pokory, ale także odwagi, a może i szaleństwa. Bo trzeba odwagi i szaleństwa, by być gotowym przyjąć prawdę o swojej istocie, wobec której nikną wszelkie, ulepione przez nas samych z błota codzienne tożsamości. Bo tak naprawdę, na najgłębszym poziomie, obrzęd Środy Popielcowej znaczy: „Z Żaru powstałeś. Żarem jesteś i w Żar się zamienisz”.©℗

Czytaj także: O. Szymon Hiżycki OSB: Rekolekcje z Ojcami Kościoła

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2018