Pomiędzy ładnie a nieładnie

W tym tygodniu będziemy sobie mniemać to i owo o dekoracjach, o pięknie i o brzydocie.

22.08.2017

Czyta się kilka minut

Na początek nieco sobie pobanalizujemy, bo dziś tekst bez banału jest niezrozumiały; potem zaś pohistoryzujemy, tekst bez odniesień do przeszłości jest bowiem dziś nic niewart.

Doświadczamy, jak chyba nigdy w historii ludzkości, konieczności bezustannego odnoszenia się i lawirowania pomiędzy ładnym i brzydkim, nie wiedząc zgoła, co jest ładne, a co brzydkie. Człowiek, dla przykładu, żyjący na Mazowszu przed naszą erą, a nawet później, miał łatwe życie. Jechał sobie oto wesoło saniami, weźmy w sierpniu, do pobliskiego świętego gaju i tamże oddawał się składaniu ofiar całopalnych bądź też kultowi umarłych. Odprawiał sobie obrzędy solarne bądź lunarne, a następnie wracał do swej jaskini, gdzie zjadłszy kawałek tura czy też ogórka kwaszonego, kładł się na wyrku i bądź to rzeźbił w rogu, nucąc melodyjkę tonalną, albo bawił się krzesiwkiem, bądź to prokreował, bądź próbował udomowić kota, odurzał się gotowaną hubą, bądź też malował sobie na ścianie jaskini jakieś scenki, których był świadkiem. A to weźmy polowanie, a to rozeźlonego mamuta albo – dla przykładu – przestraszonego konia lub też po prostu symbole falliczne. Zarówno piękno, jak i brzydotę miał pod pełną kontrolą, zarówno bowiem rzeczy ładnych, jak i brzydkich miał zaledwie kilka do wyboru. Ot, gdy w zasięgu wzroku pojawiał się zbłąkany legion rzymski, niosący mu koło, czyli czystą zgniliznę nowoczesności, puszczał ów nasz przodek na to wojsko rój pszczół z zaprzyjaźnionej barci. Pszczoły właziły legionistom pod pancerze i zniechęcały ich do szerzenia na peryferiach kultury i higieny osobistej, spójnych systemów wartości, nowoczesności, sztuki abstrakcyjnej, kolistości i literatury antycznej wraz z peszącymi odbiorcę ilustracjami.

Albo – weźmy – na odwrót, patrzył ów Mazowszanin, że oto jedzie przez las gruby Bretończyk z, dajmy na to, workiem pełnym fasolki. Nasz praszczur mu tę fasolkę zabierał i wprowadzał do swego skromnego, ale pożywnego menu, podobnież mogło być z Japończykiem wiozącym śledzie po japońsku bądź też z Turkiem z termosem kawy po turecku albo i wielkim kebabem przytroczonym do siodła. Są to sprawy znane. Germanin – dajmy na to – tracił sandały i białe skarpetki, a Germanka stringi, tipsy, sztuczne rzęsy, puszapy, wypełniacze bądź proszki piorące. Francuz wlókł tu swoje prakodeksy, z których jednakowoż robiono natychmiast po jaskiniach użytek przy ozdabianiu wnętrz bądź traktując jako materiał do uszczelniania okien.

Słowem, nakreśliliśmy tu chyba przejrzyście, że rzeczy ładne, smaczne i praktyczne bez wielkiej filozofii i trudu przyswajano, zaś brzydkie, niesmaczne i niepraktyczne bez żalu odrzucano. Ten obraz przeszłości naszego praczłowieka jest de facto sielanką, jeśli idzie o projekcje wolności w wyborach o charakterze praktycznym, ale i estetycznym. By przełożyć to na język dzisiejszego żargonu: człowiek wtedy ogarniał, dziś zaś nie ogarnia.

Nie ogarnia. Problem zaczyna się już w nocy. Człowiek dziś nie wie, czy śpi w modnym łóżku, pod ładną pościelą oraz czy jego sny są dobre czy złe. Zdania na temat łóżek, pościeli i jakości snów są tak podzielone jak, nie przymierzając, suweren. Dawniej człowiek miał po prostu zwykłe sny prorocze i tyle, a dziś zaś czyta, że jest chory psychicznie albo że powinien polecieć do seksuologa bądź nigdy w życiu nie jeść smażonej cebuli przed snem. Gdy już człowiek zwlecze się z wyra i podłączy się do grubej rury opinii na każdy temat, dostaje natychmiast do wypicia koktajl sporządzony w wiadrze. Już po jednym łyku nie wie, czy jest chudy czy gruby, stary czy młody, ładny czy brzydki, mądry czy głupi, czy jest demokratą czy totalistą, czy jest na usługach reżymu czy imperialistów, czy jest Żydem, Słowianinem czy Niemcem, czy czyta po polsku czy w gwarze więziennej, czy jest brunetem czy blondynką, czy jest oryginałem czy repliką, czy lubi wypić czy nie lubi, czy lubi wodę w kranie ciepłą czy zimną, czy woli płakać czy śmiać się. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2017