Polski talar dla Europy

Zbigniew Nestorowicz, historyk sztuki, kolekcjoner, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego: Szkoda mi będzie złotego. Ale wspólny pieniądz to w Europie nic nowego. Pierwszym był denar rzymski, potem denar karoliński, dukat, grosz, talar. Za każdym razem pojawienie się ogólnoeuropejskiej monety powodowało rozwój gospodarczy. Rozmawiał Tomasz Potkaj

27.01.2009

Czyta się kilka minut

Tomasz Potkaj: W 2009 r. mija 85 lat od reformy Władysława Grabskiego. To jedna z najważniejszych dat w dziejach naszej narodowej waluty, choć historia złotego rozpoczyna się dużo, dużo wcześniej.

Zbigniew Nestorowicz: Historia złotego zaczyna się na przełomie XV-XVI w., gdy na terenie Rzeczypospolitej pojawił się złoty obrachunkowy, używany w większych transakcjach. Nawiązywał do monet obrachunkowych dukata i florena. Przy czym monetą powszechnie używaną w obiegu przez długi czas był nie złoty, lecz grosz w różnych nominałach i różnych nazwach: dwojak (2 grosze), trojak, czworak czy ort (18 groszy).

Materialnie pierwszego polskiego złotego wprowadzono za Zygmunta Augusta w 1564 r. Ta moneta dzieliła się nie na 100, ale na 30 groszy, stąd nazywano ją półkopkiem. To była gruba moneta, której siła nabywcza była zbliżona do talara. Druga odsłona złotego przypada na panowanie Jana Kazimierza. Ta moneta była srebrna i również dzieliła się na 30 groszy, ale zawartość srebra odpowiadała ledwie 12 groszom, co było konsekwencją trudnej sytuacji gospodarczej w wyniszczonym wojnami kraju. Emisję tych słabych monet powierzono Andrzejowi Tymfowi, dzierżawcy mennic królewskich. Od jego nazwiska pochodzi popularne niegdyś powiedzenie: "Dobry żart tymfa wart". Te monety spowodowały ogromne spustoszenie w gospodarce Rzeczypospolitej: w tych czasach wartość monety mierzono wartością kruszcu, który zawierała. Już napis na tej złej monecie można było odczytać jako szyderstwo: DAT PRETIUM SERVATA SALUS POTIORQ METALLO EST (wartość tej monecie nadaje zbawienie ojczyzny, które jest więcej warte od metalu). Brakująca część srebra miała być w zamyśle króla darem ludności dla upadającego skarbca.

Tyle że Tymf, Niemiec z pochodzenia, zaniżył wartość srebra poniżej poziomu, na który wyraził zgodę monarcha, a dodatkowo bił tych monet więcej, niż miał prawo, co stanowiło jego zysk na całym przedsięwzięciu.

Tak, a potem, kiedy oszustwo wyszło na jaw, po prostu uciekł z kraju, unikając sprawiedliwej kary. Tymfy były kiepską monetą: źle rozwalcowana blacha o nierównej powierzchni, mało czytelne napisy. Nic dziwnego, że ludzie nie chcieli jej przyjmować, choć funkcjonowała w obiegu kilkadziesiąt lat.

To zresztą nie jedyny przykład jawnego urzędowego fałszerstwa w czasach Jana Kazimierza. Procederem bicia miedzianej monety za zgodą króla zajmował się inny dzierżawca królewskiej mennicy, Włoch Tytus Liwiusz Boratini, stąd powszechnie używana nazwa dla tej bezwartościowej monety: boratynka.

Wracając do złotego: pierwszy polski banknot z nazwą złoty pojawił się u kresu istnienia I Rzeczypospolitej, w czasie insurekcji kościuszkowskiej.

Mówiąc precyzyjnie, to nie były banknoty. Banknoty są emitowane przez bank narodowy, a ten powstał kilkadziesiąt lat później, w 1828 r., u schyłku istnienia Królestwa Kongresowego. A w czasie powstania kościuszkowskiego był to pierwszy w Polsce papierowy pieniądz: bilet skarbowy emitowany przez Radę Najwyższą Narodową, najwyższą władzę wykonawczą insurekcji, w czasie oblężenia Warszawy przez wojska rosyjskie w sierpniu 1794 r. Te powstańcze pieniądze miały różne nominały: 5, 10, 25, 50 i 100, 500 i 1000 złotych, były w obiegu bardzo krótko, zachowało się ich niewiele i mają sporą wartość kolekcjonerską, zwłaszcza te o najwyższych nominałach.

Ale to nie był koniec złotego sprzed reformy Grabskiego?

Nie. W czasach Księstwa Warszawskiego wprowadzono monetę o nominale 1/6 talara, co odpowiadało wartości 1 złotego. Złote funkcjonowały też w czasach Królestwa Polskiego, do powstania listopadowego; także rząd powstańczy bił złote o nominałach 2 i 5, nominał 1 złoty wydrukowano w banknocie. Po powstaniu przez kilkadziesiąt lat funkcjonował złoty, którego wartość wynosiła 15 kopiejek. Był dwujęzyczny, z napisem w języku rosyjskim i polskim. Pieniądze te wycofano w ramach kolejnej fali represji, zastępując je rublami. Kolejny złoty pojawi się dopiero po kilkudziesięciu latach, wraz z reformą Grabskiego. I po raz pierwszy w historii złoty będzie dzielił się na 100, a nie 30 groszy.

Choć pierwszym banknotem niepodległej Rzeczypospolitej była wyemitowana w 1919 r. marka polska.

Tak, 100 marek polskich z wizerunkiem Kościuszki. To po pierwsze. A po drugie, wcale nie było oczywiste, że przyszła waluta polska będzie nosiła nazwę złotego. Prócz wspomnianej marki pojawiły się inne pomysły: "piasta" czy "lecha". Naczelnik Państwa Józef Piłsudski wydał nawet dekret z 5 lutego 1919 r., stanowiący, że przyszła narodowa waluta będzie nosiła nazwę "lecha". Dekret ten unieważniła podjęta trzy tygodnie później uchwała Sejmu stanowiąca, że walutą będzie złoty dzielony na grosze. Nawiasem mówiąc: grosz ma swoją odrębną historię, starszą niż historia złotego.

Przedwojenny złoty miał opinię stabilnej, silnej waluty. Nie na wyrost?

Zdecydowanie nie. Wynikało to z oparcia na stałym parytecie: 0,1687 g złota za 1 zł. Przedwojenny złoty odpowiadał 5 dolarom amerykańskim i mniej więcej 1 frankowi szwajcarskiemu. O sile polskiej waluty świadczy choćby fakt, że najwyższy nominał niemieckiej marki w okresie hiperinflacji w 1923 r. wynosił 100 miliardów, podczas gdy w Polsce banknotem o najwyższym nominale było 10 milionów marek. Było to tuż przed reformą Grabskiego. Relacja złotego do marki polskiej w czasie wymiany pieniądza wynosiła 1 800 000 marki za 1 złotego.

A najwyższym nominałem w dziejach złotego było 2 mln z Paderewskim z 1993 r.?

Jeśli chodzi o pieniądz wprowadzony do obiegu, to tak, bo jeszcze istnieje zaprojektowany przez prof. Andrzeja Heidricha banknot o nominale 5 mln z Piłsudskim. Wracając do II RP: warto przypomnieć, że przygotowany w początku lat 20. banknot o nominale 5 tys. złotych nigdy nie wszedł do obiegu. Polska waluta miała tak dużą wartość, że ten nominał okazał się niepotrzebny. Nawiasem mówiąc, jakiś czas temu w NBP pojawił się projekt wprowadzenia banknotu o nominale 500 zł. Analizy ekonomiczne doprowadziły jednak do wniosku, że nie ma takiej potrzeby. Dla porównania: najwyższy nominał amerykańskiego dolara wynosi 10 tysięcy. Banknot taki istnieje, choć używany jest wyłącznie w rozliczeniach międzybankowych.

Jaka była siła nabywcza przedwojennego złotego?

To zależy od okresu. W 1924 r. za 1 złoty można było kupić to, co dziś kosztuje 5 zł, a w latach 30. ówczesny złoty odpowiadał dzisiejszym 7 zł. Kilogram szynki kosztował przed wojną 1 zł, garnitur 100 zł, kożuch 120. Prezydent zarabiał 5 tys. zł, poseł 1500, pracownik umysłowy 350, a robotnik około 1 zł za godzinę.

Prócz tego, że była to mocna waluta, pieniądze te były po prostu ładne.

Wartość estetyczna niektórych monet i banknotów jest wręcz wybitna. To ważne, ponieważ, o czym warto pamiętać, pieniądz oprócz swej siły nabywczej promuje również zjawiska natury artystycznej. Dla obywateli Rzeczypospolitej nie było rzeczą obojętną, że silny i stabilny złoty jest również piękny. Projekt nowego banknotu czy monety za każdym razem poprzedzało ogłoszenie otwartego konkursu, do którego stawali wybitni artyści. Pierwsze monety o nominałach 1 i 2 zł z wizerunkiem kobiety, tzw. Żniwiarki, projektował wybitny medalier i rzeźbiarz, profesor Akademii Sztuk Pięknych Tadeusz Breyer. Banknoty dla Banku Polskiego projektowali: Józef Mehoffer, Adam Połtawski, Wacław Borowski. Ich nazwiska znajdowały się na banknotach, obok nazwisk prezesów i skarbników NBP, co świadczy, że mała forma może być też wielką sztuką.

A która z tych małych form ma dziś największą wartość kolekcjonerską?

Bez wątpienia srebrna 5-złotówka z 1925 r., zaprojektowana w rocznicę Konstytucji 3 maja przez Stanisława Romana Andrzejewskiego; stąd jej potoczna nazwa: "Konstytucja". Monetę tę wybito ze stopu srebra o próbie 900 i wadze 24,86 g; ta ilość srebra przekraczała faktyczną wartość numizmatu. W tej sytuacji Bank Polski podjął decyzję, że moneta nie będzie wprowadzona do powszechnego obiegu. Sprzedawano ją kolekcjonerom za jej trzykrotną wartość nominalną, a dziś jej cena na aukcjach czy w sklepach numizmatycznych wynosi kilkadziesiąt tysięcy złotych. "Konstytucja" z 1925 r. jest przedmiotem marzeń wielu kolekcjonerów. Choć trzeba zachować ostrożność, bo w obiegu są liczne fałszywki.

Przedwojenne banknoty uchodziły za dobrze zabezpieczone przed fałszowaniem.

To prawda, są serie banknotów, które w ogóle nie były podrabiane. Technologia, jaką zostały wykonane, była tak zaawansowana, że fałszerzom to się nie opłacało: koszty ewentualnego wprowadzenia do obiegu fałszywych banknotów były tak wysokie, że przedsięwzięcie stawało się nieopłacalne. Ale oczywiście przedwojenne banknoty fałszowano. Choć skala podróbek była o wiele niższa niż w kiepsko zabezpieczonych ówczesnych rublach radzieckich czy nawet niemieckich markach. To o czymś świadczy. Na marginesie, jedną z najlepiej zabezpieczonych i zarazem najpiękniejszych europejskich walut były carskie ruble. Technologię ich produkcji zabrał do grobu jej twórca Orłow. Nigdy później nie udało się jej odtworzyć.

Które z przedwojennych emisji uważa Pan za najciekawsze?

Opowiem o dwóch. W 1924 r. mennica nie zdążyła przygotować monet o drobnych nominałach. A ponieważ były potrzebne, ministerstwo finansów przedrukowało wycofane banknoty markowe, czyniąc z nich papierowe grosze. Inną ciekawą emisją były banknoty przygotowywane w czasie wojny przez rząd na uchodźstwie. Drukowano je w Londynie i w USA z myślą o tym, że zostaną wprowadzone do obiegu po wojnie. Te banknoty po wojnie przyjechały nawet do Polski, ale zawierały takie elementy jak orzeł w koronie, więc nie mogły zostać zaakceptowane przez władze komunistyczne. Emisja ta została w przeważającej mierze zniszczona, niewielka część ocalała i te banknoty są dziś rarytasem kolekcjonerskim.

Zamiast nich komuniści zafundowali nam tandetne banknoty, jako żywo przypominające ruble.

Trudno się dziwić, skoro zaprojektowali je radzieccy artyści, a wydrukowała moskiewska drukarnia Goznak. Przygotowywano je w takim pośpiechu, że na banknotach znalazła się nazwa Narodowego Banku Polskiego, który w tym czasie, w 1944 r., jeszcze nie istniał; utworzono go w styczniu 1945 r. Były na niskim poziomie graficznym, zawierały błędy i były drukowane na nieodpowiednim papierze, w związku z czym były nietrwałe, szybko się niszczyły i były łatwe do podrobienia. Kolejne emisje z 1945, 1946 i 1947 r. przygotowywano już w Polsce, ale nie zdały egzaminu. Szybko je wycofano.

Ale po drodze były jeszcze "młynarki"...

...tak nazywano wprowadzone przez okupanta na terenie Generalnego Gubernatorstwa banknoty złotowe. Sygnował je Feliks Młynarski, przedwojenny prezes Banku Polskiego, który z niemieckiego nadania, ale za cichym przyzwoleniem władz Polski Podziemnej, został prezesem Banku Emisyjnego w Polsce z siedzibą w Krakowie. Bank Emisyjny był podległy Bankowi Rzeszy i nie miał nic wspólnego z polską skarbowością. Poza nazwą i przymiotnikiem "polski" te banknoty nie miały wiele wspólnego z polską tradycją i historią: starannie usunięto z nich wszystkie odniesienia do narodowych symboli, zastępując ogólnymi wyobrażeniami roślinno-architektonicznymi.

W październiku 1950 r. władze PRL dokonały wymiany pieniędzy, wprowadzając nowe banknoty. Za 100 starych płacono 1 nową złotówkę. Ludzie sporo stracili. To zachwiało zaufaniem do złotego, i tak nadwerężonym przez okupację i lata powojenne.

Wymiany dokonano wprawdzie w 1950 r., ale przygotowania do niej trwały od dłuższego czasu: na wprowadzonych wówczas do obiegu banknotach widnieje data "1948". To prawda, Polacy stracili wtedy zaufanie do złotego, bo okazało się, że państwo w ciągu kilku dni - wymianę przeprowadzono od 28 października do 5 listopada, a więc błyskawicznie - może po prostu zabrać nasze oszczędności, nazywając to wymianą. Warto pamiętać, że zaufanie obywateli II Rzeczypospolitej do ich waluty przejawiało się choćby w tym, że swoje oszczędności gromadzili właśnie w złotych, a nie w złocie, które uchodziło za bezpieczną lokatę kapitału. Przedwojenny złoty dobrze zniósł też kryzys przełomu lat 20. i 30. Można powiedzieć, że w ciągu tych kilkunastu lat, od 1924 do 1939 r., sprawdził się. To zaufanie do złotego było ogromną wartością wypracowaną przez Bank Polski.

Banknoty wprowadzone wraz z wymianą z 1950 r. pozostały w obiegu długo, wycofano je dopiero w drugiej połowie lat 70.

Z tym że w międzyczasie, w połowie lat 60., wprowadzono do obiegu banknot 1000-złotowy, zaprojektowany przez Juliana Pałkę i Henryka Tomaszewskiego. To 1000 złotych było wyjątkowe nie tylko dlatego, że wyraźnie różniło się stylistyką od będących w obiegu banknotów z lat 50., ale przede wszystkim, że było wówczas najlepiej zabezpieczonym banknotem na świecie. Do jego druku wykorzystywano 17 różnych matryc!

Polacy swoje pieniądze nazywali pieszczotliwie "Anielką", "tatusiem"...

...ale także "brudasem", co brzmi mało pieszczotliwie.

Przypomnijmy: chodzi o banknot 500-złotowy z górnikiem.

Ale mówiąc poważnie: siła nabywcza banknotów zaprojektowanych przez Wacława Borowskiego była duża aż do lat 70., czyli do momentu, gdy całkowicie wycofano je z obiegu. Przez całe lata 60. i początek 70. złoty był walutą stabilną i Polacy do dziś mają to w pamięci. Choć oczywiście stabilność przed wojną wynikała z siły gospodarki, a w PRL była konsekwencją decyzji politycznych. Największe przekleństwo, jakim dla każdego pieniądza jest inflacja, zaczęło się z końcem lat 70.

Jaki jest Pana ulubiony polski banknot?

Bardzo lubię 100 złotych z 1932 r., powtórzone w 1934 r. Zaprojektowane przez Mehoffera, z księciem Józefem Poniatowskim na awersie oraz postaciami symbolizującymi handel i przemysł na rewersie. Piękny projekt o subtelnej kolorystyce. Był w obiegu przez sześć lat, od 1934 do stycznia 1940 r. Mam słabość do wspomnianych papierowych pieniędzy z czasów insurekcji kościuszkowskiej. Czy wie pan, że nie ma żadnych falsyfikatów tych banknotów? Były starannie zaprojektowane, wykonane na dobrym papierze. A wszystko to w czasie regularnej wojny z armią Katarzyny II.

Nie będzie Panu szkoda złotego, gdy za kilka lat zastąpi go euro?

Będzie. Ale z drugiej strony wspólny pieniądz to w Europie nic nowego. Pierwszym był denar rzymski - który pozostał na szlaku bursztynowym, także na terenie Polski - a potem denar karoliński, dukat, grosz, talar. Czy wie pan, że talarem wybitym w Rzeczypospolitej można było płacić w całej Europie? Co ciekawe, za każdym razem pojawienie się ogólnoeuropejskiej monety powodowało rozwój gospodarczy. Mam nadzieję, że to samo stanie się teraz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Ucho igielne (5/2009)