Polska zbrojna

Ostatnio broń stała się powodem kampanijnego sporu, antypolicyjnych rozruchów i dymisji ministra. W co i po co zbroi się Polak?

11.05.2015

Czyta się kilka minut

Kandydat na prezydenta Janusz Korwin-Mikke podczas spotkania z uczestnikami XV Festiwalu Fantastyki Pyrkon, Poznań, 25 kwietnia 2015 r. / Fot. Jakub Kaczmarczyk / PAP
Kandydat na prezydenta Janusz Korwin-Mikke podczas spotkania z uczestnikami XV Festiwalu Fantastyki Pyrkon, Poznań, 25 kwietnia 2015 r. / Fot. Jakub Kaczmarczyk / PAP

W kampanii prezydenckiej wątek dostępności broni przeszedł niezauważony, podobnie zresztą jak i cała kampania. Nie umknął tylko bezpośrednio zainteresowanym – choćby cieszącemu się coraz większą popularnością Ruchowi Obywatelskiemu Miłośników Broni (ROMB), który rozesłał do kandydatów specjalną ankietę. „Powszechne uzbrojenie obywateli trzyma w ryzach rządzących i odstrasza agresorów” – odpowiedział m.in. Janusz Korwin-Mikke. „Dziękuję za zainteresowanie moją opinią w sprawie, która nie od wczoraj jest mi niezwykle bliska – czemu wyraz dawałem niejednokrotnie, m.in. propagując pracę organiczną dla Polski w programie: KOŚCIÓŁ-SZKOŁA-STRZELNICA” – dziękował Grzegorz Braun, inny ekskandydat.

Co do ulicznych rozruchów, doprowadził do nich w Knurowie nieszczęśliwy strzał z broni gładkolufowej, z zasady niepowodującej poważniejszego uszczerbku na zdrowiu. Tym razem jednak gumowa kula trafiła w szyję jednego z kibiców, raniąc go śmiertelnie. I prowokując dyskusję o przygotowaniu policjantów do posługiwania się bronią.

Z kolei zawirowania na szczytach władzy wywołała afera z pozwoleniem na broń byłego już ministra sprawiedliwości Cezarego Grabarczyka. Polityk stosowne dokumenty co prawda miał, ale otrzymał je z pominięciem egzaminu.

– Mam szybkie nogi w razie czego – powiedział następca Grabarczyka Borys Budka, pytany, jaki jest jego stosunekdo posiadania broni.

Ten sceptycyzm zdaje się podzielać większość Polaków. Choć większość z wolna topniejąca: pod koniec 2013 r. liczba sztuk legalnej broni palnej w polskich domach przekroczyła pół miliona.

Uzasadniona możliwość zemsty

P. (prawdziwych danych podawać nie chce) swój rewolwer zostawił w domu. Nie jest w stanie szczegółowo swojej broni opisać, bo nigdy go ta tematyka nie kręciła.

– Tak samo jak nie kręcą mnie samochody: wóz mam, żeby się za jego pomocą swobodnie przemieszczać, a broń, by czuć się bezpieczniej. Nawet nie wiem, ile mój sprzęt waży – śmieje się P.

Z metryki czterdziestokilkulatek, z wyglądu dobre dziesięć lat młodszy. Twarz łagodna, szczupły, postura, biorąc pod uwagę jego były już zawód, niepozorna: – Ani ze mnie Bruce Lee, ani Pudzian.

Siedzimy w ogródku restauracji chińskiej przy ruchliwej ulicy w dużym mieście. Pytam o zasięg jego rewolweru i innych typów krótkiej broni bojowej.

– Jest obliczona na odległość nie większą niż dziesięć metrów, powyżej tego dystansu okazuje się zwykle nieskuteczna. Oczywiście, jak trafisz do kogoś stojącego na wysokości tamtych świateł – P. wskazuje na sygnalizację oddaloną o 50 metrów – to możesz zabić. Tyle że najprawdopodobniej nie trafisz.

Kilka lat temu rzucił pracę w policji. Niebezpieczną i psychicznie wyczerpującą. O broń wystąpił już jako osoba prywatna. Motyw? Uzasadniona możliwość zemsty.

– Po odejściu bałem się bardziej niż na służbie – przyznaje. – Bo służba chroni. A byłego policjanta nie chroni nic. Choć przez te lata nie wydarzyło się nic szczególnie niepokojącego, nadal zdarza mi się ocierać o swoje „stare życie”. To spotkam kogoś, kogo kiedyś ścigałem, to sąd powołuje mnie na świadka w jakiejś apelacji do sprawy sprzed lat.

Czy posiadanie broni uzależnia psychicznie? – Jeszcze będąc na służbie, zabierałem pistolet nawet na spacer z psem. Efekt? Kiedy o niej zapomniałem, czułem się źle. Tak jakbym, za przeproszeniem, nie miał gaci. Teraz to uzależnienie minęło – mówi.

Z broni, nawet na służbie, nigdy nie skorzystał. Użył za to gazu pieprzowego, powalając na ziemię kilku pijanych przechodniów, którzy chcieli go bić na ulicy.

– Radzę każdemu, by wyposażył się w taki gaz – mówi P. – Nie trzeba pozwolenia, nie jest niebezpieczny, niewiele kosztuje. Gaz mam ze sobą zawsze, broń tylko czasami. Np. gdy odprowadzam kogoś bliskiego późno, w dodatku przez nieciekawą dzielnicę.

Pytam go o rzeszę posiadających broń do ochrony własnej. Są po obowiązkowym szkoleniu, ale na bieżąco nikt im ćwiczyć nie każe. Czy stanowią potencjalne zagrożenie?

– Zaniedbywanie ćwiczeń jest najgorszym rozwiązaniem – mówi P. – I nie chodzi o samą strzelnicę: 90 proc. treningu to ten „na sucho” w domu. Strzelanie to cała sekwencja czynności: najpierw, jak ktoś ma pistolet, trzeba wydobyć go z kabury, odbezpieczyć, przeładować, a dopiero na końcu wycelować i strzelić. Ze strzelaniem powinno być jak ze zmienianiem biegów w samochodzie: możesz uznać się za biegłego, jak przestajesz o tych czynnościach myśleć.

Kultura broni palnej 

Komenda Główna Policji podaje, że w 2011 r. było w Polsce 326 tys. pozwoleń, a samych jednostek broni – ponad 480 tys. Później ta liczba stopniowo rosła, by pod koniec 2013 r. przekroczyć po raz pierwszy wspomniane pół miliona sztuk (przy 340 tys. pozwoleń). Ponad połowa to broń palna myśliwska, na drugim miejscu są pistolety gazowe (znacznie mniej jest palnej sportowej i bojowej).

Andrzej Turczyn, prezes wspomnianego już ROMB-u, od lat lobbuje za przepisami liberalizującymi dostępność do broni. Ostatnio organizacja próbuje zainteresować polityków projektem napisanej przez siebie ustawy.

Rozmawiamy kilka dni przed pierwszą turą wyborów prezydenckich. Turczyn przywołuje wspomnianą już ankietę, w której za liberalizacją wypowiedziała się piątka kandydatów.

– Jeden z nich wsławił się kiedyś postulatem, by zastrzelić co dziesiątego dziennikarza „Gazety Wyborczej” i TVN – przypominam. – Może to dowód, że broń nie jest dla każdego?

– Ależ my nie domagamy się powszechnego dostępu, tylko dostępu dla praworządnych i zdrowych psychicznie obywateli – uspokaja działacz.

Czym zatem proponowane przez ROMB przepisy mają się różnić od obecnych? – Zaproponowaliśmy nową kategorię pozwolenia: na broń do ochrony miru domowego – mówi Turczyn. – Teraz trzeba wykazać „trwałe, realne i ponadprzeciętne zagrożenie życia lub zdrowia”. W praktyce jest to niemal niemożliwe, bo policja robi wszystko, by jak najmniej osób otrzymało pozwolenie. Chcemy, by jedyną przesłanką do otrzymania broni w tej kategorii było posiadanie tytułu prawnego do nieruchomości na cele mieszkaniowe. Oczywiście kandydat przechodziłby wszystkie szkolenia i badania, tak jak dotychczas.

Turczyn podaje jeszcze jeden argument za zmianami, lukę w dzisiejszych przepisach: – Może pan po zakończeniu naszej rozmowy iść i kupić sobie pistolet. To replika broni rozdzielnego ładowania sprzed 1885 r., przy pomocy której prowadzono np. wojnę secesyjną i powstania. Niech pan się nie śmieje: w Polsce jest jej dużo, a różnica między nią a bronią współczesną polega tylko na czasie ładowania. Mamy więc dostępną legalnie broń palną, i nie słychać jakoś o rzeziach, którymi straszą przeciwnicy liberalizacji.

Argument kolejny: nasze zacofanie w stosunku do Europy. W Polsce, podaje prezes ROMB-u, na stu mieszkańców przypada nieco ponad jeden egzemplarz broni, w Niemczech 30, w sąsiednich Czechach 16, w Szwajcarii ponad 40. Za nami są tylko Litwa i Rumunia.

– Jak pan widzi, sytuacja jest dramatycznie zła – mówi Turczyn.

– Albo wyjątkowo dobra – rzucam.

– Jeśli za dobre uznać pacyfistyczne nastawienie kraju, za którego wschodnią granicą toczy się wojna, to współczuję.

– Pistoletem najeźdźcy pan nie zatrzyma.

– Ale już szabrownika, bandytę i gwałciciela, który pojawi się w warunkach zawieruchy wojennej – tak! Poza tym, żeby społeczeństwo wydało z siebie dobrych żołnierzy czy policjantów, to musi utrzymywać pewną kulturę posiadania broni.

– Pan chce, żeby społeczeństwo się trochę rozstrzelało?

– Chcę, by osiągnęło kulturę broni palnej właściwą dla cywilizacji europejskiej.


Mężczyzna wygrać musi

Łukasz Prostacki będzie stopniował napięcie. Najpierw więc „perełki” – tak będzie nazywał wybrane egzemplarze swojej broni – pokaże na zdjęciach przyczepionych do tablicy w holu prowadzonej przez siebie komercyjnej strzelnicy w Krakowie.

Dopiero później przejdziemy do jego gabinetu, by zobaczyć przyniesione z magazynu egzemplarze na żywo.

„Perełka” największa? – BRS 99, pistolet, którego produkcja poszła praktycznie w całości do Kanady. Ale dwie sztuki zostały w Polsce: jedna z nich jest u mnie – mówi uśmiechnięty trzydziestolatek, z błyskiem w oku, kiedy tylko rozmowa schodzi na typy broni, ich budowę, kaliber czy rodzaje amunicji.

– Długa lufa sprawia, że broń jest niesłychanie efektywna. To znaczy skupienie, jakie się dzięki temu osiąga, jest niesamowite – mówi, przechodząc do „perełki” numer dwa: Jericha 941, pistoletu produkcji izraelskiej. – Uwielbiam takie ciężkie. Ten waży prawie kilogram, podczas gdy waga większości nie przekracza nawet pół kilograma. Ja muszę broń czuć w ręce.

Kontakt z bronią ma od 11. roku życia. – Tata zabrał mnie z okazji urodzin na strzelnicę – wspomina Prostacki. – Takzaczęła się pasja.

Na czym polega dziś?

Po pierwsze, na rywalizacji – Prostacki nie ma pozwolenia na broń do ochrony własnej, ale na tę sportową. Bierzeudział w zawodach strzeleckich, mając nawet na koncie mistrzostwo Małopolski.

Po drugie, na fascynacji techniką. – Od początku interesowało mnie, jak jest zbudowana – opowiada. – A gdy przychodziło do czyszczenia, byłem zawsze pierwszy przy stole.

Po trzecie, na specyficznej formie relaksu. – To czynność, która tak skupia umysł, że zapomina się o całym świecie – kontynuuje Prostacki. – Wchodzisz na stanowisko i nie ma już tego, co było w szkole, na podwórku czy w pracy. Strzelanie wymaga stuprocentowego skupienia, bo nie można popełnić błędu.

Kiedy Prostacki opowiada o swojej rozpoczętej w wieku 11 lat fascynacji, w jego gabinecie pojawia się mężczyzna wśrednim wieku w towarzystwie kilkunastoletniego chłopca. – Były mundurowy, byli tu z synem już kilka razy – mówi po ich wyjściu właściciel strzelnicy. – Ojcowie z dziećmi to nierzadki widok. Zwykle mający kiedyś coś wspólnego z bronią. Chcą ten świat pokazać dzieciom.

Kto jeszcze przychodzi na strzelnicę? Głównie trenujący sportowo. Czasami też policjanci, którzy od lat narzekają nabrak „państwowych” ćwiczeń. Zdarzają się i klienci bardziej przypadkowi, np. organizujący na strzelnicy... wieczory kawalerskie czy panieńskie.

Pojawiają się też pary. – Zwykle jak facet założy się z kobietą, kto wygra, to on nie ma szans – uśmiecha się Prostacki. – Bo kobiety bardzo dobrze słuchają rad fachowców, a mężczyźni po prostu „już wiedzą”. Poza tym on się często spala, bo myśli, że skoro jest mężczyzną, to wygrać musi.

Kiedy wchodzimy do sali strzeleckiej, przy jednym z kilku stanowisk stoi spotkany wcześniej syn mundurowego. Cokilka minut tarcza – czarna makieta postaci – podjeżdża do strzelającego i instruktora. Widać dziury w niemal każdej części ciała ciemnej postaci – również w najwyżej cenionej (za 5 punktów) głowie.

Na stanowisku obok Krzysztof Michalik (będzie moim kolejnym rozmówcą), podobnie jak Łukasz Prostacki strzelecsportowy, przyucza swojego znajomego.

Load and make ready! – pokrzykuje stojąc krok z tyłu.

Are you ready? Standby! – dodaje po chwili, a po kolejnej sekundzie słychać odgłos strzałów – w specjalnych nausznikach odpowiednio wytłumiony, bez nich mogący nawet uszkodzić słuch.

Przyjdzie Rusek i zgwałci

Jednym z warunków uzyskania w Polsce pozwolenia na broń są badania lekarskie: m.in. wzroku, słuchu, równowagi. Ale też psychologiczne – przeprowadzane przez licencjonowanych fachowców.

Dr Maria Grcar, emerytowana psycholog sądowa, przez dziesięciolecia przebadała kilkuset pretendentów do otrzymania broni. – Najtrudniej wychwycić alkoholików, nie tych najbardziej zaawansowanych, ale tych, którzy z pewnością piją już za dużo – mówi psycholożka. – Podstawowa rzecz to wyeliminowanie nadmiernej agresji. Są na to specjalne testy i długi, 2,5-godzinny wywiad, z omówieniem całego niemal życia, kontaktów społecznych itd.

Czasami, dodaje psycholożka, wychwycenie agresji nie jest trudne. Jak w przypadku innej psycholog, do której wielelat temu przyszedł na badanie były wojskowy, by w gabinecie ją... pobić. – Rozzłościł się, bo jak to, on, wojskowy, całe życie z bronią, będzie badany? – opowiada dr Grcar.

Ogólna refleksja na temat predyspozycji Polaków do posiadania broni? Są społeczeństwa – jak Słoweńcy, których Maria Grcar obserwowała przez lata, przebywając za granicą – nakierowane raczej na autoagresję. I inne – do tych wedle psycholożki należą Polacy – skłonne do agresji. Wniosek? Daleko idąca ostrożność w przyznawaniu pozwoleń.

O opinię pytam też Pawła Moczydłowskiego, socjologa, byłego szefa więziennictwa.

– Jeślibym cokolwiek zmieniał, to raczej w kierunku zaostrzenia przepisów – mówi Moczydłowski. – Argumenty zwolenników zwiększenia dostępności broni wiele mówią o ich kompetencjach społecznych.

Socjolog proponuje ćwiczenie na wyobraźnię. – Jestem z panem w konflikcie, jest mi z tym niedobrze, panu zresztąteż – mówi. – Chce pan coś z tym zrobić. Ale jeśli któryś z nas wyposaży się na okazję tego konfliktu w broń, to samo jej posiadanie zmieni jego widzenie naszej relacji.

Innymi słowy: posiadanie broni – przynajmniej tej do obrony własnej – jest nie tylko odpowiedzią na jakiś stan psychiczny, np. poczucie zagrożenia, ale też ten stan psychiczny zmienia. – Broń może sprawić, że nie będę odczuwał potrzeby rozwijania swoich kompetencji społecznych, umiejętności rozwiązywania konfliktów, że przynajmniej w niektórych sytuacjach mogę się poczuć z sięgnięcia po te kompetencje zwolniony – mówi socjolog.

I dodaje, że takie umiejętności są ważne również na poziomie relacji władza–obywatel. – Policja sprofesjonalizowała się nieco, jeśli chodzi o umiejętności twardego reagowania, ale wciąż brakuje jej umiejętności komunikowania – mówi Moczydłowski. – Jeśli w życiu publicznym pojawiają się nadal nawołujący do większej dostępności broni, to czerpią siłę m.in. z tych deficytów.

Inne wydarzenia mogące wpływać na nasze poczucie bezpieczeństwa (utrzymujące się skądinąd na dość wysokim poziomie: ok. 70 proc. Polaków czuje się bezpiecznie w swojej okolicy)? – Na pewno w tle jest sytuacja międzynarodowa – dodaje Moczydłowski. – To lęk wyrażający się w zdaniu: „Przyjdzie Rusek i zgwałci moją córkę”. Dodajmy do tego dramatyczne podziały w Polsce, które dewastują więzi społeczne. Efektem tego wszystkiego może być przeżywanie rzeczywistości lękowo. I popularność postulatów, by zwiększyć dostępność broni. Mój wniosek jest odwrotny: danie większej liczby broni społeczeństwu o tak nadwerężonych więziach jest co najmniej ryzykowne.

Trzeba się przyznać, że się nie żyje 

– Skąd pomysł, by wydawać komendy w języku angielskim? – pytam Krzysztofa Michalika, kiedy schodzi ze strzelnicy. Szczupły, wysoki czterdziestolatek. Wysportowany, kiedyś siatkarz, teraz powoływany nawet do kadry Polski zawodnik w strzelectwie dynamicznym (zawodnicy oddają serie do tarczy).

– Ta konkurencja wywodzi się z Kanady. Według przepisów na całym świecie wydaje się komendy właśnie po angielsku. Chciałem koledze stworzyć warunki sportowe, żeby, jak przyjdzie co do czego, nie zbaraniał.

Pytam Michalika o historię jego fascynacji bronią.

– Zawsze interesowały mnie militaria – wyznaje. – Jakieś 20 lat temu zacząłem się bawić w airsoft, czyli, mówiąc najprościej, w udawanie wojska. To proste: grupa mężczyzn umawia się, jedzie np. na poligon i realizuje przyjęty scenariusz, strzelając się plastikowymi kulkami. Np. jedni bronią bazy wojskowej, a drudzy ją atakują. Niektórzy odtwarzają drugą wojnę światową, inni są Zielonymi Beretami albo należą do Delta Force.

– Kogo pan udawał? – pytam.
– Najczęściej Marines, czyli amerykańską piechotę morską – odpowiada Michalik. – Miałem nawet kupiony z demobilu mundur.
– A zasady tej „zabawy”?
– Główna to fair play. Jak ktoś dostał, to schodził ze scenariusza, czekając na kolejny. Trzeba się przyznać, że się nie żyje.
– A co, jeśli ktoś udaje, że żyje nadal?
– Po paru takich numerach dziękowało się takiej osobie i wykluczało z towarzystwa.
W 2010 r. Michalik – zaproszony przez kolegę do klubu strzeleckiego – odszedł na dobre od airsoftu. Co daje mu strzelectwo sportowe?

– Możliwość rywalizacji i oderwanie od życia codziennego – wyznaje. – No i adrenalinę, jaką daje strzelanie i bieganie z bronią. Choć gdyby mi ktoś kiedyś powiedział, że będę biegał z prawdziwym pistoletem, w prawo, w lewo, do tyłu, to chyba bym się popukał w czoło. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2015