Polityka, czyli to, co realne

Liderzy opozycji, zamiast bezsilnie atakować PiS na konferencjach w Sejmie, powinni pokazywać, co robią jej ludzie u władzy na poziomie lokalnym. Tam, gdzie nie brakuje działań łagodzących skutki pandemii.

08.02.2021

Czyta się kilka minut

„Myśląc Polska” – konwencja programowa Prawa i Sprawiedliwości. Międzynarodowe Centrum Kongresowe w Katowicach, lipiec 2019 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER
„Myśląc Polska” – konwencja programowa Prawa i Sprawiedliwości. Międzynarodowe Centrum Kongresowe w Katowicach, lipiec 2019 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER

Ocieplenie klimatu przynosi nam pogodę na sterydach. Zmiana nie polega na tym, że pogoda jest taka jak dawniej, jedynie trochę cieplejsza – nasilają się za to ekstremalne zjawiska. Jesteśmy tego świadkami także tej zimy. Podobnie dzieje się z przegrzaną polityką – w ostatnich tygodniach, czy nawet miesiącach, mieliśmy do czynienia z zamrożeniami i rozgorączkowaniem, przeplatającymi się wzajemnie skokami temperatury.

Kwintesencją tego jest sytuacja po publikacji werdyktu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Panuje całkowite zamieszanie i brak jedności co do aktualnego stanu prawnego, społecznych realiów i dalszego działania. Dotyczy to zarówno obozu rządzącego, jak i opozycji. W tym pierwszym są tacy, którzy uważają, że odnieśli sukces, zamykając największą furtkę do legalnej aborcji. Są też tacy, którzy mówią, że werdykt otworzył drugą furtkę, w zasadzie tej samej wielkości. Jeszcze inni sądzą, że pierwsza furtka została tylko chwilowo zamknięta i w zasadzie trzeba by ją trochę uchylić. Nikt nie wie, jak będzie wyglądała praktyka społeczna, i tym bardziej nie jest oczywiste, co ma robić w tej sprawie opozycja. Różnice dotyczą zarówno pożądanego stanu, jak i akceptowalnych dróg dojścia do niego.

W mediach pojawiają się za to diagnozy sugerujące, że cała ta sprawa jest przełomem, który zmieni realia społeczne czy polityczne w Polsce. Jeśli spojrzeć na wyniki sondaży, trudno dostrzec tutaj zmiany potwierdzające tę retorykę. Nic nie wskazuje, by liderki ogólnopolskiego Strajku Kobiet były w stanie stworzyć alternatywny ruch polityczny. Lewica, która utożsamia się z ich poglądami i podejściem, pomimo aktywności wcale nie poprawia notowań. Platforma, której przynajmniej część próbuje wpisać się w ten nurt, wyraźnie słabnie, zamiast rosnąć. Jeśli ktoś w ogóle rośnie, to partia Szymona Hołowni.

Rozluźnienie z Kościołem

Można to rozumieć tak, że zmiany w postawach społecznych wynikają raczej ze zmęczenia konfliktem. Liczni są przeciwnicy wykreślania z menu rozwiązania kompromisowego i pozostawienia tylko dwóch radykalnych alternatyw – zaostrzenia ustawy i pełnej swobody aborcji. Niezależnie od konkretnych postulatów ograniczenia mniej lub bardziej formalnej pozycji Kościoła w Polsce, jakie zgłosił ostatnio Hołownia, jego sukcesy sondażowe wskazują, że ta grupa, która jest w stanie przechylić szalę wyniku wyborów, opowiada się raczej za życzliwym rozluźnieniem więzi niż za dramatycznym zerwaniem.

Sceptyczne podejście do oczekiwań na przełom podpowiada także doświadczenie. Przełomów obwieszczanych przez zawodowych komentatorów przeżyliśmy w ubiegłych latach kilka, poczynając od katastrofy smoleńskiej, przez ACTA czy śmierć prezydenta Adamowicza. Być może oczekiwania przełomu wynikają z potrzeb dziennikarzy i publicystów, którzy koniecznie chcą obwieścić coś dramatycznego. Dla wielu jest to też oczekiwanie na jeźdźca na białym koniu, który „zmieni reguły gry” – choć doświadczenie podpowiada, że reguły znacznie łatwiej zepsuć niż naprawić.

Kolejnym natrętnym motywem jest narzekanie na opozycję. Na to, że nie jest w stanie, nawet w sytuacji wybuchu potężnych emocji społecznych, doprowadzić tu i teraz do radykalnej zmiany politycznej. Istotną rolę odgrywają uczestnicy życia publicznego, którzy przeżyli osobistą przemianę, porzucając niegdysiejszy konserwatyzm i przechodząc na pozycje zgoła przeciwne. Niewiele jednak wskazuje, by ogół społeczeństwa był równie skłonny do takich przemian.

Mieści się w tym również brak zrozumienia, że opozycja to ludzie reprezentujący szeroki wachlarz poglądów. Wielu komentatorów wolałoby, żeby został on zawężony (a do tego idealnie odpowiadał ich poglądom).

Narzekanie na opozycję wynika również z braku cierpliwości. Z przekonania, że nic nie robi, aby powstrzymać PiS tu i teraz. Wszystkie takie apele skłaniają przede wszystkim do nerwowych ruchów. W sytuacji, w której obóz rządzący zachowuje elementarną spójność, ma większość parlamentarną oraz prezydenta, brakuje możliwości powstrzymania go przed działaniami mieszczącymi się w zakresie kompetencji instytucji wyłanianych w wyborach; ich paraliż byłby naruszeniem demokratycznych standardów.

Teoretycznie możliwe są jakieś działania w ramach obyczajów parlamentarnych, ale stałe popędzanie prowadzi najczęściej do rozwiązań przeciwskutecznych. Najlepszym przykładem jest to, że każdy kryzys polityczny pojawiający się po stronie rządzących skutkuje tym, że PO składa wniosek o wotum nieufności, który natychmiast ponownie cementuje spójność obozu władzy, ułatwiając wyjście z kryzysu.

Gdzie opozycja naprawdę rządzi

Całe to rozgorączkowanie kontrastuje z zamrożeniem przez pandemię życia społecznego. Dziś jednak nie jest to już dobrowolny paraliż z wiosny, obecna sytuacja budzi znacznie więcej wątpliwości. Wiele indywidualnych i zbiorowych akcji próbuje złagodzić skutki nieszczęść i utrapień, które pandemia sprowadza na ludzi i społeczeństwo. Liderzy opozycji powinni pokazywać, co robią jej ludzie tam, gdzie znajdują się u władzy. A przecież na poziomie lokalnym, gdzie nie brakuje działań łagodzących skutki pandemii, opozycja ma kilkakrotnie większy udział we władzy niż partia rządząca.

Zakres rzeczywistych decyzji będących w rękach opozycji jest tam nieskończenie większy niż to, co mogą robić panowie Budka, Zandberg czy Kosiniak-Kamysz w kuluarach sejmowych – czyli konferencje prasowe, obnażanie i piętnowanie. Każdy z wójtów może podejmować realne działania i wiemy, że np. przełamywanie wykluczenia cyfrowego uczniów przez bezpośrednie wsparcie jest prowadzone właśnie w mniejszych gminach – tam, gdzie możliwości działania społeczności są wbrew pozorom większe.

Sytuacja samorządów jest o tyle trudna, że zarówno sytuacja gospodarcza, jak i decyzje podejmowane w minionych latach przez rządzących mocno podważyły ich pozycję. Formalnie rzecz biorąc, rządzący podejmują kroki mające to rekompensować, ale na przykładzie podziału środków z drugiej transzy Rządowego Funduszu Inicjatyw Lokalnych widać, że kroki te są skrajnie skażone partyjniactwem i partykularyzmem. Nieliczne samorządy, w których u władzy są ludzie z obozu rządowego, otrzymują pomoc dziesięciokrotnie większą; gminy, w których zwyciężyli kandydaci opozycji parlamentarnej, są często z niej wykluczane.

Klientelizm, który nie jest bynajmniej wynalazkiem PiS, został teraz spotęgowany i jest równie bezczelny, jak zaprzeczenia ministrów Gowina czy Budy co do jego występowania. Jest to kolejne źródło napięć równie zbędnych, co szkodliwych. Wieloletnie badania polityki na wszystkich możliwych szczeblach pokazują, że takie faworyzowanie swoich jest źle odbierane przez kluczowych wyborców i przy kolejnym głosowaniu przynosi raczej szkody niż pożytki.

Widoczne są także podziały i brak zaufania wśród ogółu samorządowców: nawet jeśli większość wsparcia trafia do swoich, to przecież nie do wszystkich… Najważniejsze i podstawowe napięcie dotyczy jednak relacji rząd–samorządowcy. A chodzi o olbrzymią część klasy politycznej, rzesze aktywnych obywateli – czy to zajmujących stanowiska pochodzące z wyboru, czy pracujących jako urzędnicy. Stronniczość przy podziale środków uderza najmocniej właśnie w nich, obnażając hipokryzję PiS, dla którego nie liczy się ani ogół Polaków, ani nawet własny elektorat, tylko swój aparat.

Obóz rządzący wierzy, że nachalny przekaz publicznej telewizji jest w stanie zniwelować takie straty. Do tego dojść ma jeszcze jedno narzędzie politycznej perswazji – zakupiona przez Orlen prasa regionalna. Jednak przy wszystkich nadziejach po stronie rządzących i obawach po stronie opozycji również do tego tematu trzeba podejść bez paniki.

Więcej tego samego

Cyniczna skuteczność nadużyć władzy opiera się zawsze na przekonaniu o jej trwałości. Ta zaś jest stale podważana na wielu różnych frontach. Najlepszym przykładem następny kryzys, wywołany przez rządzących w Krajowej Radzie Sądownictwa: spór o żałośnie małe konfitury roztacza wokół obozu władzy nieprzyjemne wonie. Kolejne kryzysy szczepionkowe też nie pasują do obrazu walki dobra ze złem, który próbowano stworzyć przy okazji pierwszego z nich – szczepienia celebrytów na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Ujawniane co chwilę przypadki posłów, starostów czy rodzin polityków partii rządzącej pokazują, że obrazek nie jest taki prosty.

Wydaje się, że istotna część polityków i aktywistów PiS żyje we własnej rzeczywistości, traktując serio przekaz TVP i codzienne kazania braci Karnowskich. Warto je śledzić, bo wydają się być obowiązującym wyznaniem wiary własnego obozu. Wedle nich rządzący to jedyni sprawiedliwi, którzy walczą z szerokim frontem wrogów wyjątkowo podłych, a na dodatek wyjątkowo głupich – zwłaszcza na tle prezesa, który potrafi ich zawsze ograć. Równocześnie wedle tego przekazu wrogowie są akurat na tyle inteligentni, by ograć każdego symetrystę i zmienić go w pożytecznego idiotę, który osłabia obóz jedynego „dobra”.

Realia są jednak takie, że w ciągu ostatnich 15 miesięcy rząd stracił jedną trzecią wyborców. Średnia ostatnich sondaży jest o 15 punktów procentowych niższa od tych sprzed ostatnich wyborów parlamentarnych. Obóz rządzący stracił przy tym nie tylko wyborców, ale i przekonanie, co robić dalej. Ma oczywiście dwie stałe i proste wskazówki, które mogą zwalniać z niepokoju o przyszłość, a nawet z myślenia. Po pierwsze: robimy to, co do tej pory, bo przecież wyborcy wcześniej nas za to nagrodzili – choć sytuacja cały czas się zmienia, a wyborcy bardzo rzadko nagradzają dwa razy za to samo. Wskazówka druga: robimy to, czego chce prezes, bo dalej ufamy temu, kto wie lepiej.

Tyle tylko, że akurat w minionym roku prezes zaliczył pasmo porażek. Najnowszym przypadkiem – co nie znaczy, że ostatnim – jest sprawa aborcji. Problem nie został wcale przecięty ostatnim werdyktem Trybunału, pozostaje krwawiącą raną – nie tylko w społeczeństwie, ale i w samym obozie rządzącym. A inne porażki? Choćby „piątka dla zwierząt”, która miała być wunderwaffe służącą pozyskaniu młodych wyborców.

Zagubieni w kuluarach

Wszystkie te sprawy podważyły wiarygodność rządu w czasach, w których bez tego i tak miałby wiele problemów. Widać je nawet w kraju tak nieskorym do niekontrolowanych wybuchów emocji, jak Holandia. A przecież miniony rok to też seria chaotycznych obostrzeń i poluźnień podejmowanych w walce z pandemią. W takiej sytuacji wszystkie przegrzane konflikty, te stare i te nowe, stanowią dodatkowe brzemię dla polskiego państwa. Spalone mosty utrudniają budowanie porozumień i wychwytywanie nieuchronnych błędów.

Klimat zmienia się także w sprawach międzynarodowych. Unia Europejska ma nowe problemy, związane z pandemią i szczepieniami, ale w ostatnich tygodniach ubyły jej dwa stare. Nic nie wskazuje na to, aby brexit okazał się sukcesem zachęcającym potencjalnych naśladowców Wielkiej Brytanii. Podobnie z Trumpem – jego prezydentura zakończyła się nie tylko porażką, ale i żenującym widowiskiem na Kapitolu. A brytyjscy konserwatyści i Donald Trump należeli do grona najpotężniejszych sojuszników PiS.

Opowieści o tworzeniu alternatywy względem unijnych trendów mogłyby być punktem wyjścia do dyskusji, gdyby nie to, że znów są całkowicie oderwane od realiów. Jedyną partią wchodzącą w skład krajowego rządu, która w Parlamencie Europejskim zasiada w tym samym klubie co PiS, jest średniej wielkości partia z Łotwy. Reszta tej frakcji to marginalne w swoich krajach ugrupowania opozycyjne – trudno z takimi partnerami budować jakąkolwiek przyszłość. Można co najwyżej występować jako pionek Orbána. Lecz i tu zaszła zmiana, bo zjednoczona węgierska opozycja zrównała się w sondażach z Fideszem i pod znakiem zapytania staje nie tylko jego dalsza hegemonia, ale nawet utrzymanie się u władzy po wyborach, które o rok poprzedzą nasze.

Przekonanie polskiego obozu władzy, że jakoś to będzie, utwierdzają wyniki krajowych sondaży, gdyż podziały opozycyjne sprawiają, że PiS ciągle jest na czele – nawet jeśli od poparcia, które dawałoby szansę na samodzielne rządy, dzieli je w tym momencie sporo punktów procentowych. Ponieważ jednak chętnych do współrządzenia z Jarosławem Kaczyńskim nie widać, oznacza to tyle, że gdyby wybory odbyły się w najbliższą niedzielę, straciłby władzę.

Takie sondaże, podobnie jak nasz umiarkowanie nagradzający jedność system wyborczy, sprawiają, że opozycja nie odczuwa presji na zjednoczenie takiej jak węgierska i może zająć się wewnętrznymi podchodami. Hołownia zabiega o swój klub parlamentarny, choć wiadomo – sądząc po Petru, Kukizie czy Palikocie – że w parlamentarnych kuluarach łatwiej się zagubić niż rozwinąć skrzydła. Wypada mieć nadzieję, że ma inne pomysły niż ściąganie do swojej partii drugo- czy trzecioplanowych postaci z klubów opozycyjnych, z czego nie wynika nic poza zwiększeniem napięć w relacjach z potencjalnymi partnerami. Te zaś i tak narastają, gdy Lewica licytuje się ze Strajkiem Kobiet na ideową jednoznaczność. Wszyscy chcieliby oskubać PO, gdy ta próbuje ustalić wewnętrzny układ sił.

Spór o strategię, gdy poszczególne nurty opozycji różnią się stawianymi sobie celami, jest nieunikniony. Ale spory o taktykę przypominają dzielenie skóry na niedźwiedziu. Tak duża liczba opozycyjnych podmiotów o rozchwianej tożsamości sprawia, że nie da się prowadzić racjonalnej gry ze skrzydłami albo w dobrego i złego glinę.

Być jak on!

Jarosław Kaczyński swoimi błędami i agresywną taktyką konsekwentnie osłabił stronnictwo opiekuńczego konserwatyzmu. To jednak nie jest największe brzemię, jakie zrzucił na barki polskiej polityki. Gorzej, że u swoich przeciwników zaszczepił marzenie, by zostać kimś takim jak on. Wszechmocnym, zdolnym do każdego manewru, mogącym robić, co się chce. A to zgubne złudzenie.

Po pierwsze, władza Kaczyńskiego jest mocno przereklamowana. Można wymienić wiele spraw, których w ciągu minionych pięciu lat nie tylko nie rozwiązał, ale nawet nie tknął. Te zaś, które tknął, są raczej rozgrzebane niż rozwiązane. Jedyne, co mu rzeczywiście wychodzi, to destrukcyjne rozróby.

Widać, że swoboda decyzji i brak potrzeby konsultacji – skutkujące niezdolnością do realnego uzgodnienia stanowiska z innymi – są czymś, co nie przybliża do realnej, pozytywnej zmiany społecznej. Obiecuje wyjątkowe zyski, lecz częściej prowadzi do strat. Potwierdzają to wyniki badań prowadzonych przez socjologa Ireneusza Sadowskiego w podlaskich gminach – niepodważalne polityczne przywództwo zwiększa ryzyko porażki całej politycznej wspólnoty. Nawet jeśli zagorzali aktywiści i wyborcy, żyjący w swoich bańkach informacyjnych, tak wyobrażają sobie szczęście – że gdy wygramy, to zrobimy wszystko, a nawet gdy przegrywamy, to nie rezygnujemy z niczego – prawdziwa polityka wymaga ustalenia, co jest realne.

Być może najważniejszym polem dla opozycji byłoby obecnie zacieśnienie kontaktu pomiędzy liderami parlamentarnymi a tymi, którzy na co dzień mają doświadczenie w rządzeniu w swoich miastach, powiatach i gminach. Oni choć raz zdołali potwierdzić swoje zdolności, utrzymując się przy władzy w kolejnej kadencji. Dzięki temu możliwe byłoby lepsze zrozumienie sztuki, jaką jest wybór z dostępnych możliwości jak największej puli spraw możliwych do pogodzenia. Decyzja, o co warto zabiegać, a co trzeba odpuścić. Jak nie mnożyć sobie wrogów ponad potrzebę, ale jednocześnie podejmować takie działania, dzięki którym ludzie poczują, że warto udzielić im poparcia.

Pozostało 30 miesięcy do kolejnych wyborów. To na pewno jest jakiś program, który dałoby się w tym czasie zrealizować. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2021