Polek portret własny

Co sprawia, że polskie kobiety mówią „dość!”? Dlaczego tak wiele z nich decyduje się wziąć udział w czarnym proteście? Sprawdziliśmy u źródła.

16.10.2016

Czyta się kilka minut

 / il. Lech Mazurczyk
/ il. Lech Mazurczyk

Kalina, 32 lata, działaczka społeczna, pracuje w teatrze: – Wymyśliliśmy, że czarny protest zrobimy pod pomnikiem Marii Konopnickiej. Bo ona, gdyby żyła, na pewno by przyszła. Zjawiło się tysiąc osób – w Kaliszu to kosmos.

Weronika, 19 lat, uczennica klasy maturalnej: – Jarosław jest małym miastem, wszyscy się znają. Czarny protest nie mógł się tu zdarzyć. Gdyby na ulicę wyszło 30 osób, byłby to powód do szyderstwa.

Anna, po pięćdziesiątce, obsługuje kasę na stacji paliw: – Nie wyszłam protestować w swojej sprawie, chciałam bronić moich dziewczyn: córki, synowej i małej wnuczki. Nie pozwolę, by ktokolwiek zrobił im krzywdę.

Lęk

Joanna, antropolożka kulturowa, działaczka romska: – Teraz, po proteście, mam poczucie satysfakcji i siły, która potrafi wywierać wpływ na rzeczywistość. Czarny protest zgromadził nie tylko wiele kobiet, ale też emocji, frustracji i poczucia niezgody na to, co się w Polsce dzieje.

Marta, 33 lata, Kraków: – Ja codziennie czuję, że z każdej strony atakuje się moje wartości. To nie są strzały z armat. Ktoś siedzi i kawałek po kawałku mnie skubie. Cały czas niszczy mój pancerz ochronny, mam już w nim mnóstwo dziur. Nie czuję się w Polsce bezpieczna, nie czuję, że mam jakąkolwiek siłę sprawczą.

Joanna: – Wróciłam z rocznego stypendium w Nowym Jorku. Konfrontacja z odmienioną rzeczywistością w Polsce obudziła złość i strach. Boję się. Nie tylko fizycznej przemocy w stosunku do ludzi, którzy w jakiś sposób są inni. Wkurza mnie brak reakcji tych, którzy mają dbać o bezpieczeństwo obywateli, a nie układać definicje, kto tym obywatelem jest, a kto nie.

Marta: – Ile trzeba, żeby ta iskra przeskoczyła dalej? Żeby zaczęło się dziać coś jeszcze gorszego? Żeby kogoś zakatowali na ulicy?

Magdalena, czterdziestoparoletnia ekonomistka: – Kiedyś pewien psycholog powiedział mi o dwóch emocjach, które mogą rządzić społeczeństwami. Są one blisko siebie, a jednocześnie bardzo się różnią. To empatia i duma. Na Zachodzie dominuje empatia, czyli rozumienie i szanowanie inności drugiego człowieka. Kiedy zaczynają się problemy, jej emocją pochodną staje się współczucie. Ale pochodną dumy jest nienawiść. A my, niestety, jesteśmy bardzo dumnym społeczeństwem. Kiedy dochodzi do zgrzytów światopoglądowych, to właśnie nienawiść przestaje nam pozwalać żyć obok siebie. To nie tylko niebezpieczne. Tak naprawdę to mocno nas unieszczęśliwia.

Słowa

Weronika: – Z koleżankami przyszłyśmy do szkoły ubrane na czarno. To był nasz strajk, w naszym mikrospołeczeństwie. Na religii ksiądz popatrzył na nas i powiedział: „Dzisiaj modlimy się za życie poczęte i za ochronę tego życia”. Moja babcia powiedziała, że „zbłądziłam”. Mama jest nauczycielką, popierała czarny poniedziałek. Nie ubrała się na czarno, bo to byłaby manifestacja.

Małgorzata, pracowniczka międzynarodowej korporacji, duże miasto na południu Polski: – Zaczyna się od języka, który mimowolnie wartościuje. Przymiotnik „kobiecy” wciąż odsyła do niszy, a nie funkcjonuje na równych prawach. Który mężczyzna sięgnie po kobiecą literaturę, obejrzy mecz kobiecej piłki nożnej?

Maria, 24 lata, studentka dietetyki w Rzeszowie: -– W modzie jest dziś gotowanie. Ale „kucharka” to wciąż coś jakby mniejszego, mniej znaczącego. „Kucharz” – to brzmi inaczej. To dyscyplina, w której już można coś osiągnąć.

Polityka

Elżbieta, 29 lat, wolna, pracuje na własny rachunek: – Nie boję się o przyszłość w Polsce, chciałabym tu zostać. Ale czuję rozczarowanie. Nie mam jeszcze dzieci, ale już się martwię pomysłami na reformę edukacji. Jestem coraz bardziej przerażona stanem finansów państwa. I tym, że za kilkanaście lat – wtedy, kiedy sama będę najbardziej potrzebowała, żeby to państwo działało – pieniędzy może zabraknąć.

Magdalena: – Jesteśmy młodą demokracją. Przeszliśmy przez łapówkarstwo, kumoterstwo, powoli zaczęliśmy wychodzić na prostą. Zmiana ustawy o administracji państwowej, wpychanie polityków w role menadżerów i ekonomistów, program 500 plus i wydawanie pieniędzy, których nie ma – te rzeczy powodują, że coraz mniej chcę żyć w tym kraju.

il. Lech Mazurczyk

Ciało

Katarzyna, 33 lata, nauczycielka akademicka z Krakowa: – Projekt ustawy był wyrazem przemocy wobec kobiet. Na czarny protest przyszły też kobiety sprzeciwiające się aborcji. To było ciekawe: linia podziału za–przeciw aborcji została unieważniona. Nie poszłam jednak na protest. Nie czułabym się dobrze pod niektórymi transparentami, np. pod tym z hasłem „Moje ciało, moja decyzja”. Takie hasło mnie nie przekonuje, jest kłamliwe dlatego, że w momencie, w którym dziecko zostaje poczęte, to nie jest tylko moje ciało.

Maria: – Niektórzy politycy mówili, że trauma po aborcji jest zdecydowanie większa niż gwałt. Skąd oni to wiedzą?

Marta: – Tu nie chodzi o tę czy inną ustawę, ale o zagrożenie dla mnie, mojej rodziny, dla bezpieczeństwa mojego dziecka. Boję się, że oni przepchną jakąś ustawę, która sprawi, że w kluczowym momencie coś mi się stanie.

Justyna, 35 lat, pracuje w branży public relations, Kraków: – Sfera kobiecej seksualności została zideologizowana. Idąc do ginekologa po antykoncepcję albo po antykoncepcję awaryjną – oprócz tego, że jestem zestresowana całą sytuacją – stresuje mnie jeszcze myśl, że mogę trafić na jakiegoś fanatyka, który będzie komentował moje wybory życiowe.

Aneta, 28 lat, pracuje w firmie informatycznej: – Od pewnego czasu prowadzę własny, wewnętrzny strajk. Postanowiłam się nie malować. Impulsem była rozmowa z młodszą siostrą, która uznała, że inicjacją do świata kobiet jest posiadanie własnej szminki, pudru i tuszu do rzęs. Obie nie byłyśmy w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie, po co się malujemy. Jedyny argument, jaki pojawił się w naszej głowie, brzmiał: bo zawsze tak było.

Kres nadziei

Magda: – Dwa razy wyjeżdżałam z Polski, dwa razy wracałam. Jako 20- i 30-latka miałam nadzieję, że coś się tu może zmienić. Teraz tę nadzieję straciłam. Jako matka pięcioletniej córki czuję się źle. Dlaczego? W życiu przychodzi moment, kiedy ktoś, kto pracuje i żyje w zgodzie ze swoimi wartościami, chciałby w końcu zacząć się tym wszystkim cieszyć. My tymczasem cały czas musimy o coś walczyć.

Praca

Katarzyna: – Dopiero gdy urodziłam, zaczęłam czuć ciężar ciągnięcia dwóch ról; ciężar związany z tym, że małe dziecko dużo bardziej spoczywa na matce, niezależnie od tego, jak bardzo ojciec pomaga. A oczekiwania zawodowe sprawiają, że chce się być pełnosprawnym w kilku dziedzinach naraz. W Polsce czuję presję, że powinnam pogodzić ze sobą wszystkie te role.
Agnieszka, 38 lat, matka czterech córek, samorządowiec z Gostynina: – Rodzinnie jestem spełniona, zawodowo nie narzekam, politycznie czekam na swój czas. Od 14 lat działam w samorządzie. Argument „bo kobieta, bo matka, bo obowiązki” odbierał mi dotąd głosy wyborców i dyskwalifikował jako kandydatkę na burmistrza. Rozczarowanie pojawia się często, ale aby osiągnąć założone cele, trzeba walczyć o siebie. Kobiety niechętnie włączają się do polityki w samorządach. Czują, że muszą dbać o rodzinę, że są za nią odpowiedzialne.

Bożena, urzędniczka państwowa ze wschodniej Polski: – W sferze zawodowej kobiety muszą się bardziej starać, bo choć dziś są zasadniczo lepiej wykształcone, bardziej pomysłowe i zaangażowane w swoją pracę, a często też miewają lepsze efekty, to gdy przychodzi do awansu, są pomijane. Takie dziewczyny – wiecznie zapracowane, zaradne, ambitne – są dla swoich szefów przezroczyste. Do chwili, gdy okażą się niezbędne. Gdy coś się pali i trzeba gasić pożar. I z całym szacunkiem do niektórych kolegów: oni wpadają w panikę, a dziewczyny sobie radzą.

Traktowanie

Justyna: – Kilka lat temu wymyśliłam własną markę: „Pani od PR”. Pomagałam małym kobiecym biznesom zaistnieć w mediach. Dziennikarze chętnie o tym pisali, dziewczyny były zapraszane do telewizji. Ale charakterystyczne były komentarze zamieszczane pod takimi materiałami. Hasło „kobiecy biznes” od razu wywoływało protekcjonalne, pouczające uwagi. Np. sugestie, że taki biznes utrzymuje się tylko dzięki temu, że ma się bogatego męża. W tym kontekście to, co powiedział minister Waszczykowski przy okazji czarnego protestu – „niech się bawią” – nie było przypadkowe. Dla wielu kobiece biznesy to właśnie zabawa. Nasze pomysły w firmie to była zabawa; potem przychodzili panowie i dopiero oni mówili, jak powinno być.

Kalina: – Na stanowiskach kierowniczych jest sporo dziewczyn. Ale zanim się odezwą, często upewniają się kilka razy, czy aby na pewno mają coś do powiedzenia. To jest pokłosie tego, że mamy być miłe, grzeczne, uśmiechnięte – tak wychowuje się nas od czasu szkoły. Syndrom grzecznej dziewczynki, czekającej, aż przyjdzie jej kolej.

Joanna: – Pracuję na uniwersytecie, który jest bardzo patriarchalnym środowiskiem. Rządzą mężczyźni. Są dyrektorami, rektorami, dziekanami. Na radach wydziału często obserwuję bierność kobiet. Ale nie tylko o to chodzi – często jestem świadkiem żartów z feminizmu czy gender studies, z „damskich końcówek” itd. Nie widzi się w tym nic złego. Panowie bardzo to lubią, a panie dla własnego bezpieczeństwa – żeby się nie narazić – nie reagują. Otóż ja reaguję. Pytam, czy takie żarty są stosowne w środowisku, którego powołaniem jest kształtowanie postaw młodych ludzi. Reakcją jest najczęściej kolejny żart: „Ach, pani Joanno, te feministyczne poglądy”, „Ależ trochę żartów nikomu nie zaszkodzi”. Gdybym tylko ja spróbowała z kogoś takiego zażartować...

Anna: – Najgorsi są 30-, 40-latkowie. Pojawiają się docinki: „Jesteś tylko pracownikiem, masz robić, co ci każę”. Od pijanego usłyszałam raz: „Chciałabyś mieć tyle pieniędzy, co ja”. Albo: „Szybko, szybko”. Podchodzą do kasy i rzucają: „za stówkę”. Pytam, z którego dystrybutora. „Sama sobie zobacz” – mówią.

Justyna: – Byłam na szkoleniu z autoprezentacji. Jeden z trenerów tak skwitował moje wystąpienie końcowe: „No, Justynko, właściwie to wszystko było fajnie, ale gdybyś się jeszcze na końcu uśmiechnęła, bo masz taki uśmiech, że naprawdę szkoda go nie pokazywać”. Moją prezentację, choć była merytoryczna i profesjonalna, sprowadzono do tego, że nie pasuje do mnie, jako kobiety, brak uśmiechu. Chorowałam wtedy na depresję; dużo bym dała, żeby wtedy móc się normalnie uśmiechać. Myślę, że gdyby na moim miejscu był mężczyzna, nie usłyszałby podobnego komentarza.

Kalina: – Jeżeli ktoś w kontekście mojej pracy mówi mi, że jestem śliczna, to reaguję. Z drugiej strony wiem, że przez to, że jestem waleczna i potrafię odpyskować, dużo rzadziej się z takimi zachowaniami spotykam. Są kobiety, które milczą na ten temat, nie mają siły odpowiedzieć. To mnie jeszcze bardziej denerwuje. Rozumiem, że nie każdy musi mieć tyle pary co ja, nie można tego wymagać od kobiet, ale można wymagać od wszystkich innych, by przestali się tak zachowywać.

Presja

Ewa, czterdziestokilkuletnia nauczycielka języka polskiego z Podkarpacia: – Co może irytować kobietę w Polsce? Że sprowadza się ją do roli matki, zapomina się o jej pasjach. Gdy mieszka się na Podkarpaciu, gdzie elektorat PiS jest szczególnie silny, wszystko sprowadza się do roli: kobieta ma być kurą domową. Najlepiej, żeby za wiele nie wiedziała, za wiele nie pytała i nie zastanawiała się nad przyczynami różnych zjawisk. Wkurza mnie, że jesteśmy manipulowani przez polityków. My, czyli społeczeństwo – kobiety to przecież jego część. Chętnie bym wyjechała i przeczekała, aż to się to zmieni.

Beata, 24 lata, kończy studia, kilka lat po ślubie, mieszka we Wrocławiu: – Jestem tradycjonalistką. Nie lubię zmian. Patriarchat jest dla mnie stałością: był, od kiedy pamiętam, i działa nadal. Nie wiem, czy jest dobry. Nie jest na tyle zły, żebym miała się przeciwko niemu buntować. Nie odczuwam problemów w związku ze swoją płcią. Może dlatego, że raczej spotykam i znam mężczyzn-opiekunów niż mężczyzn-despotów. Raczej przysługują mi te wszystkie babskie przywileje, niż spotyka dyskryminacja.

Maria: – Jestem na ostatnim roku studiów. Moje koleżanki wychodzą za mąż, pojawiają się ciąże. I nie zawsze akceptują te z nas, które są same. Nie podoba mi się, że kobieta kobiecie robi coś takiego – patrzy na nią przez pryzmat tego, czy ma mężczyznę. Kiedy mówię, że to moja świadoma decyzja, słyszę wtedy, że to takie gadanie, żeby mi nie było przykro.

Katarzyna: – W rodzinie mojej i mojego męża model patriarchalny był absolutnie obowiązujący. Przy czym w przypadku mojej rodziny to był patriarchat śmiesznie nieprawdziwy, bo dominującą rolę miał ojciec, który nie zarabiał na rodzinę. Matka była równocześnie gospodynią i zarabiającą – a zarazem była traktowana jak kura domowa. Sama czuję się wolna od tych schematów. Być może dlatego, że przeprowadziłam się do dużego miasta. Nikt nie patrzy, jak prowadzę dom, nikt nie sprawdza, czy jest czysto.

Maria: – Na naszą sytuację wpływa też Kościół, bo i on kreuje kobietę jako matkę, dobrą żonę. Nawet podczas ślubu słyszy się: „niech ona będzie ozdobą tego domu”. Chciałabym, aby Kościół mówił o partnerstwie, o tym, że to dwoje ludzi coś tworzy i powinno dawać z siebie tyle samo.

Pęknięcie

Kalina: – Na temat kobiet, tego, w jakim społeczeństwie żyjemy i jakie mamy problemy – że od nas wymaga się dwa razy więcej, że jest szklany sufit i podwójne standardy – trudno się dyskutuje na co dzień. Ale jeśli tyle osób w takiej sprawie wyszło na ulicę – i to nawet tu, w Kaliszu – to może nie jest tak źle i gdzieś coś powoli pęka?

Aneta: – Chciałabym, aby wszyscy w to uwierzyli. Bo to, co w Polsce dzieje się wokół kobiet, dotyczy tak naprawdę obu płci. Życie w zmaskulinizowanym świecie krzywdzi, po równo, kobiety i mężczyzn. ©℗

Imiona niektórych bohaterek zostały zmienione.


CZYTAJ TAKŻE:

Dorota Masłowska, pisarka: Czarny protest jest zerwaniem z wyuczoną bezradnością i poczuciem, że tylko mężczyźni mogą mówić o poważnych sprawach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego, szefowa serwisu TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem Powszechnym” związana od 2014 roku jako autorka reportaży, rozmów i artykułów o tematyce społecznej. Po dołączeniu do zespołu w 2015 roku pracowała jako… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2016