Pole zbliża

Jeśli naprawdę łakniecie relaksu, na lato polecam odpoczynek na polach namiotowych i kempingach.

09.07.2018

Czyta się kilka minut

Kuchnia studenckiej bazy namiotowej w Radocynie / Fot. fajnedziecko.pl
Kuchnia studenckiej bazy namiotowej w Radocynie / Fot. fajnedziecko.pl

Gdy tylko zamknie się za nami szlaban oddzielający przestrzeń pola od reszty świata – na krótki czas urlopu życie będzie mieć zupełnie inny wymiar (zwłaszcza jeśli okaże się, już po rozbiciu obozowiska, że za rachitycznym płotkiem znajduje się druga część – ta dla nudystów, z którymi jednak dzielimy sanitariaty, a oni swoje surowe zasady uparcie przenoszą na naszą stronę). Pole namiotowe jest bowiem miejscem, gdzie zakrzywia się czasoprzestrzeń, zahaczona o śledzie wystające z przystawki do przyczepy Niewiadów. Kto w takiej mieszkał, to wie.

Nawet jeśli pomiędzy nadmorskimi sosenkami krąży ponure widmo wi-fi, które ściga nas po plaży dźwiękiem nadchodzących z pracy maili i powiadomień z Facebooka, to jednak zazwyczaj za słabe jest ono, by te maile potem skutecznie otworzyć lub by w pełni przewinąć ekran pełen powiadomień o ludziach, którzy nas wcale nie obchodzą. Przyznajmy to w końcu. Telefon leży odłogiem, bo ładowanie go w WC, gdzie jako tako działają kontakty (i gdzie świat tekstylnych i nudystów jednak trochę się przenika), wymaga zbyt wielu poświęceń, zatem czarny jego ekran zamyka w sobie niczym wieko trumny wszystko. Wszystko.

Na polu namiotowym – dokładnie tak jak w latach 80., gdy spędzałam wakacje na kempingach różnych krajów wspólnoty RWPG – naczynia myte w umywalniach przez dzieci i odwiecznie przez nie źle spłukiwane oddają posiłkom ten szczególny aromat detergentu, co szczególnie ciekawie komponuje się ze smakiem zimnej wody mineralnej w upały. Dzieci na polach namiotowych generalnie wracają do formy, którą pamiętamy sprzed lat. Zamiast siedzieć, biegają, zamiast pisać na messengerach, drą się do siebie i nawołują, uzbrojone w latarki wieczorami i w paletki do badmintona za dnia, lub moczą się z lubością w wodzie, nawet jeśli jej temperatura nie przekracza 15 stopni.

Na polu namiotowym w małym barze funkcjonującym koło recepcji grupka dzieci z zainteresowaniem graniczącym z wizytą w kinie 4D na nowym filmie Pixara patrzyła na ręce człowieka, który wielgachnym nożem marki Opinel strugał kredki, albowiem zakup ostrzałki przekroczył możliwości sklepu wielobranżowego w pobliskim miasteczku. Ta przygoda okazała się doskonałym wprowadzeniem do lektury książki Astrid Lindgren o Emilu, który jak przecież dobrze wiemy, strugał świątki w drewutni. Obecnie trwają negocjacje w sprawie pozwolenia na zabawy nożem. Potrwają do dnia wyjazdu, nie ma wyjścia.

Netflix, HBO, konsola, iPad – na polu namiotowym ich urok blaknie i to nie tylko dlatego, że na oświetlanych słońcem ekranach nic nie widać – gdy piszę te słowa, walcząc z brakiem widoczności liter na ekranie laptopa, czteroosobowa rodzina ze Słowenii, z namiotu obok, trzecią już godzinę rypie ostro w karciochy, a emocji przy tym jest tyle, co podczas meczu Chorwacja-Dania. House of cards.

Sąsiedzi z prawej – mili Czesi w wieku moich rodziców – co rano już do śniadania rozlewają wyciągane z lodówki w przyczepie piwa Zlatopramen, które ewidentnie przywieźli w dużej ilości z domu. Dwójka starszych harleyowców z Niemiec (oboje długowłosi i chodzący w skórach w upał) pod tym względem bije jednak na głowę rubasznych rodaków Hrabala – Niemcy do rogalika z dżemem piją rano whisky z plastikowych kubeczków. Motory od tygodnia szczelnie przykryte pokrowcami czekają spokojnie na sygnał do odjazdu.

Menażka, kuchenki na gaz, przywierające do dna garnków sosy pomidorowe, pogryzione przez osy miękkie brzoskwinie, szyszki boleśnie wbijające się w stopy, gdy nocą szuka się bosą nogą klapka, by pójść na siku, igły sosnowe w śpiworze, poranny upał wyganiający z namiotów – wszystko jak za dawnych lat. Kąpiel w nostalgii i zimnym morzu – są jak szczepionka przeciwko gnuśnej codzienności. Na polu jest fajnie fajnością bezpieczną, oswojoną i zwyczajną. I nawet ten uparty nudysta z umywalni stał mi się bliższy, gdyśmy ramię w gołe ramię stali nad miskami pełnymi prania. Pole zbliża. Choć doprawdy – wciąż nie wiem, co on, na Boga, prał. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2018