Polak chce opieki

Wyborcy PO i Nowoczesnej popierają program Rodzina 500 plus, choć są przekonani, że jest szkodliwy dla gospodarki. Sposobu na zdyskontowanie tego paradoksu szukają wszyscy od prawa do lewa.

05.06.2017

Czyta się kilka minut

Premier Beata Szydło i minister Elżbieta Rafalska podczas otwarcia żłobka w Stalowej Woli, styczeń 2017 r.  / Fot. Darek Delmanowicz / PAP
Premier Beata Szydło i minister Elżbieta Rafalska podczas otwarcia żłobka w Stalowej Woli, styczeń 2017 r. / Fot. Darek Delmanowicz / PAP

Po 1989 r. wydawało się, że nieufność wobec instytucji państwowych oraz przekonanie o ich nieudolności, skorumpowaniu, niekompetencji (epitety można by mnożyć) weszły do żelaznego kanonu wyobrażeń społecznych. O tym, że wobec państwa należy zachować dystans i najlepiej na nie w ogóle nie liczyć, przekonywały zarówno codzienne doświadczenia, np. kolejki do lekarzy i przewlekłe procesy, jak i znaczna część postaci życia publicznego wywodzących się z Solidarności: ludzie ci przyjęli, czasem z głębokiego przekonania, a niekiedy z braku lepszego pomysłu, dogmat o dobrobycie budowanym dzięki aktywności wolnorynkowej, której państwo nie powinno przeszkadzać. Przy tym za „przeszkadzanie” uważano zarówno działania korupcyjne, jak i wszelkie próby wprowadzenia jasnych reguł gry. Uznano, że każda państwowa regulacja może stworzyć możliwość korupcji, lepiej zatem wprowadzać ich w ogóle jak najmniej.

W polskich dyskusjach o państwie zaszła w ciągu ostatnich lat rewolucyjna zmiana, która jednak pozostała w dużej mierze niezauważona, a przynajmniej nieprzemyślana w sposób systematyczny. Nagle zarówno rządząca prawica, jak i opozycja – nazwijmy ją, z chwilowego braku lepszego terminu wynikającego z jej własnej niepewnej tożsamości „liberalną” – mówią o konieczności ratowania, odbijania, naprawiania i uzdrawiania państwa.

Nawrócenie liberała

Oficjalna narracja obozu władzy jest zbieżna z tezami tych, którzy od samego początku nie chcieli zaakceptować opowieści o zbawiennym wolnym rynku. Według tej wersji daleko idące wycofanie się państwa z gospodarki musiało się skończyć, i faktycznie się skończyło – pogłębieniem nierówności społecznych oraz podziałów na Polskę A i B. Korzyści odnieśli najsprytniejsi i najbardziej bezwzględni. Przyjęcie tego uzasadnienia dla aktywniejszych działań regulacyjnych państwa przez PiS nikogo chyba szczególnie nie zaskoczyło. Dobrze współgra z prawicową polityką historyczną i nacjonalistyczną retoryką, a jednocześnie pozwala przyciągnąć do siebie część wyborców z lewej strony sceny politycznej, dla których kwestie równości społecznej są na tyle istotne, że byliby w stanie wybaczyć i przymknąć oko na obce albo przynajmniej obojętne im hasła narodowe.

Sięgnięcie po retorykę propaństwową przez ugrupowania definiujące się jako liberalne w naszym, środkowoeuropejskim, a zatem wolnorynkowym sensie jest o wiele bardziej zastanawiające. Już za rządów Platformy Obywatelskiej można było usłyszeć głosy, że radykalnie obcinając składki do OFE, dawni liberałowie przeszli na pozycje niemalże etatystyczne. Donald Tusk i Jan Krzysztof Bielecki tłumaczyli wówczas, że to nie etatyzm, lecz pragmatyzm, i starali się wypowiadać w tonie raczej pojednawczym wobec swoich „antyetatystycznych”, wolnorynkowych krytyków. Dziś, kiedy zarówno PO, jak i „prawdziwie liberalna” alternatywa dla niej, czyli Nowoczesna, są w opozycji, nie obrażają się już na państwo, a przynajmniej nie sugerują, że w głębi duszy pozostają wobec niego sceptyczne. Zamiast tego nieustannie krytykują PiS za „demontaż państwa”.

Jeszcze do niedawna w debatach publicznych dominował argument, że za słabość polskiej demokracji odpowiada rozbuchane państwo. Dziś nagle wszyscy, od prawa do lewa, nie wyłączając centrum, chcą je ratować, naprawiać, usprawniać. Co takiego stało się z polskim społeczeństwem, że politycy zaczęli na gwałt szukać nowego języka, który pozwoliłby im zaprezentować się jako obrońcom interesu państwowego?

Ludzie to lubią

Nie ma chyba posunięcia rządu PiS, które wywołałoby wśród opozycji większy popłoch, niż program Rodzina 500 plus. Zlikwidowanie de facto niezależności Trybunału Konstytucyjnego czy bardziej zuchwałe niż w przypadku poprzedników zagarnięcie mediów publicznych, choć niezwykle szkodliwe dla kraju, były w gruncie rzeczy opozycji na rękę. Przyniosły PiS fatalną prasę w Europie, zrujnowały reputację rządu wśród zagranicznych partnerów, wywołały społeczne oburzenie, które przerodziło się w masowe manifestacje, na czele których mogli maszerować opozycyjni liderzy. Tymczasem flagowy program rządu, wprawdzie ubrany w prawicową retorykę i krytykowany za promowanie określonego, wielodzietnego modelu rodziny, spotkał się z ogromną akceptacją społeczną.

W badaniu CBOS z lutego 2016 r. 80 proc. respondentów stwierdziło, że popiera wprowadzenie świadczenia. Co więcej, za wypłatami świadczeń na drugie i każde następne dziecko opowiedziała się również większość wyborców liberalnych partii opozycyjnych, 65 proc. elektoratu PO i 62 proc. głosujących na Nowoczesną, i to pomimo faktu, że jednocześnie zdecydowana większość zwolenników tych partii uznała program za niekorzystny dla gospodarki.

Aprobata dla programu Rodzina 500 plus nie była jednocześnie ograniczona wyłącznie do tego konkretnego programu. Z badania CBOS wynikało jednocześnie, że zdecydowana większość, bo 77 proc. ankietowanych, opowiada się za wspieraniem przez państwo dzietności Polaków – nie tylko przez transfery środków, ale również przez kompleksową pomoc w poprawianiu sytuacji życiowej. Obok programu Rodzina 500 plus równie często (32 proc. odpowiedzi) wskazywano na istotną rolę niskich opłat za przedszkola i żłobki, a na pierwszym miejscu pomoc w uzyskaniu mieszkania dla młodych małżeństw (40 proc. wskazań).

W 2000 r. tylko 36 proc. ankietowanych opowiadało się za wspieraniem przez państwo wszystkich rodzin wychowujących dzieci, nie tylko najbardziej potrzebujących. Sześć lat później wsparcie państwowe dla wszystkich rodzin z dziećmi popierała już zdecydowana większość ankietowanych – 60 proc. Wprowadzenie programu Rodzina 500 plus odsłoniło zatem szerszy fenomen – rosnące wśród Polaków poparcie dla aktywniejszej roli państwa, przynajmniej w niektórych obszarach życia społecznego.

U źródeł rewolucji

Niektórzy krytycy programu Rodzina 500 plus traktują go tak, jakby zmiana nastawienia Polaków do państwa była jego bezpośrednim rezultatem; tak jakby PiS „zepsuł rynek” i teraz obywatele od każdej kolejnej władzy będą oczekiwali co najmniej równie szczodrych transferów pieniężnych. Takie narzekania na roszczeniowość to jednak przywilej niewybieranych ekspertów. Politycy dość szybko się przekonali, że przy ogromnym poparciu społecznym taka krytyka wprowadzonego przez PiS programu to prosta recepta na polityczne samobójstwo.

Stąd np. pomysł Nowoczesnej na program „Aktywna Rodzina”. Wcześniej partia próbowała odpowiedzieć na politykę prorodzinną PiS propozycją „Bezpieczeństwo dla rodziny”, w którym była mowa np. o pomocy w uzyskaniu mieszkania (poprzez zapewnienie przez państwo wkładu własnego do kredytu mieszkaniowego), dziś idzie dalej i obiecuje już ulgi podatkowe dla rodzin, które wcześniej krytykowała. „W Polsce obecnie dominują programy, które powielają tę samą ideę – wsparcia finansowego rodziny, takiego jak becikowe, czy ulgi podatkowe. Nie przynoszą one efektów, a jedyne, co mają do zaproponowania politycy, to zwiększanie zasiłków. To kosztowna ślepa uliczka” – napisano w założeniach wcześniejszego programu Nowoczesnej. Dziś partia promuje postulat ulgi w wysokości 3 tys. złotych na każde dziecko.

Tego typu działania, będące swoistą próbą ucieczki do przodu, są jednak naskórkowe i nie biorą pod uwagę głębszych przemian, jakie zaszły w polskim społeczeństwie. To propozycje dla społeczeństwa, które nadal za najlepszą opiekę medyczną uważa pakiet wykupiony w prywatnej przychodni, a za szczyt marzeń o lokum służy mu mieszkanie na grodzonym i strzeżonym osiedlu.

Z badań wynika jednak, że Polacy chcą od swojego państwa coraz więcej i nie uważają już, że zgłaszając te oczekiwania, stają się automatycznie niezaradni lub roszczeniowi. Jak wynika z badań Gavina Rae, zestawionych w raporcie Fundacji Kaleckiego z cyklicznym badaniem CBOS stosunku Polaków do gospodarki wolnorynkowej, respondenci pytani o konkretne obszary, w których państwo powinno ich zdaniem aktywnie wspierać obywateli, wskazują często na zapewnianie miejsc pracy oraz miejsc w przedszkolach i żłobkach. Jednocześnie w ostatnich latach wzrosła liczba respondentów, którzy negatywnie odpowiadali na ogólne pytanie stawiane przez CBOS o to, czy „gospodarka rynkowa, oparta na prywatnej przedsiębiorczości, stanowi najlepsze rozwiązanie dla naszego kraju” (37 proc. w 2014 r., w porównaniu z 25 proc. w roku 2009, kiedy poparcie dla wolnego rynku jako najlepszego modelu gospodarczego dla Polski było najwyższe).

Jednocześnie można zaobserwować poprawę zaufania do niektórych instytucji państwa. Urzędnikom administracji publicznej ufało według badań CBOS w 2002 r. jedynie 31 proc. Polaków, w 2016 r. ten odsetek wzrósł do 50 proc. Większość Polaków (64 proc.) ufało też w 2016 r. władzom lokalnym, w 2002 r. zaufanie do nich deklarowało jedynie 31 proc. Choć zaufanie do partii politycznych oraz Sejmu i Senatu utrzymuje się na niskim poziomie, to te instytucje państwa, z którymi obywatele mają kontakt częściej i z którymi załatwiają konkretne, codzienne sprawy, są postrzegane coraz lepiej.

Z tej perspektywy Rodzina 500 plus to nie „psucie rynku” ofert politycznych, ale program, który przy wszystkich swoich wadach dotknął realnych potrzeb. Jego szczegółową krytykę oraz sformułowanie propozycji alternatywnych dobrze pozostawić ekspertom od polityki społecznej, ale nie zwalnia to polityków i uczestników debaty publicznej od uświadomienia sobie, że dawne narracje o polskim państwie są coraz bardziej przebrzmiałe. Polacy chcą państwa aktywnego i przyjaznego obywatelom pomimo tego, a może właśnie dlatego, że pozostają wobec niego nieufni. Innym instytucjom, jak choćby wielkim przedsiębiorstwom, nie ufają jednak o wiele bardziej. Politykom brakuje narzędzi do uchwycenia tej zmiany i przekucia jej w konkretne programy polityczne. Nadal miotają się między postulatami państwa zredukowanego do całkowitego minimum a państwa jako pana i dobrodzieja.

Ksenofobiczny plaster na rany

Na pocieszenie dla polskich polityków można dodać, że w swoich zmaganiach i zagubieniu nie różnią się bardzo od polityków większości państw rozwiniętych. Już w latach 70. tyleż kontrowersyjny, co błyskotliwy myśliciel Daniel Bell prorokował, że „obywatele państw z rozwiniętymi gospodarkami będą coraz mniej skłonni do ponoszenia ciężarów fiskalnych, a jednocześnie będą żądali coraz to nowych usług publicznych”.

Proroctwo Bella doskonale ilustrują ci wyborcy PO czy Nowoczesnej, którzy popierają Rodzinę 500 plus, a jednocześnie są przekonani, że jest szkodliwa dla gospodarki. Współcześni Amerykanie czy Brytyjczycy, którzy wierzą, że rozbuchane państwo ogranicza wolności obywatelskie, a zarazem chcieliby, żeby to samo państwo otoczyło ich kraje murem albo wyrzuciło hurtem nieproszonych gości, to w gruncie rzeczy bardziej ekstremalni i politycznie zradykalizowani wyraziciele tych samych, pozornie sprzecznych potrzeb „więcej i mniej państwa jednocześnie”. Nowej politycznej formuły na opisanie i wyborcze zdyskontowanie tego paradoksu poszukują wszyscy od prawa do lewa. Jak na razie, odpowiedzi są raczej zastępcze i na ogół przynoszą opłakane efekty, choćby zwycięstwo Trumpa i Brexit.

W obu przypadkach funkcja państwa sprowadzona została do „odzyskiwania kraju” z rąk obcych – emigrantów, zagranicznych koncernów, organizacji międzynarodowych – bez rozwiązywania realnych problemów społecznych, jak znikanie miejsc pracy w niektórych sektorach czy gniew wywołany kurczeniem się perspektyw awansu społecznego i lękiem przed deklasacją.

Jeśli politycy nie znajdą nowej formuły na państwo, w dłuższej perspektywie zostanie im jedynie sięgnięcie po jego funkcje siłowe i ubranie ich w pozory realizowania woli ludu. Frustracja, ksenofobie i populizm nie biorą się znikąd, nie pojawiają się nagle na skutek ożywienia charakteru narodowego, ale u źródła mają dekady zaniedbań prowadzące do społecznej izolacji i rozwarstwienia, które krótkoterminowo można uciszyć plemienną mobilizacją, ale nie sposób ich w ten sposób zniwelować, po jakimś czasie wrócą.

Mniej więcej w połowie pierwszej kadencji prezydentury Baracka Obamy dwóch energicznych amerykańskich progresywnych liberałów, Michael Shellenberger i Ted Nordhaus, założyło pismo „Breakthrough Journal”. We wstępniaku do pierwszego otwarcie deklarowali, że chcą podjąć wyzwanie Bella i przemyśleć na nowo państwo opiekuńcze. „Ubóstwo w krajach rozwiniętych ma dziś charakter względny”, pisali. „Podczas gdy kiedyś oznaczało życie bez dostępu do czystej wody, wystarczającej ilości jedzenia, energii elektrycznej, dziś oznacza życie w strachu przed bezrobociem, kiepskim zdrowiem i izolacją społeczną”.

Pismo wychodzi sporadycznie, Ameryką rządzi Trump, ale ambitna próba przemyślenia na nowo roli państwa, podjęta przez Shellenbergera i Nordhausa, nie straciła na aktualności. Polacy, tak jak Amerykanie czy Brytyjczycy, nie chcą już wyłącznie dostępu do czystej wody, ani nawet „ciepłej wody w kranie”. Chcą, żeby państwo zapewniło im określoną jakość życia – pomogło im zadbać o zdrowie, pracę i chroniło przed atomizacją, na którą wobec wyjątkowo w Polsce wysokiego poziomu nieufności są szczególnie narażeni. To państwo krótkich kolejek do lekarzy, dobrego transportu publicznego, sprawnych sądów. Państwo, w którym nie ma miejsca na mafie reprywatyzacyjne. Współczesne państwo odpowiadające na potrzeby pluralistycznych i o wiele zamożniejszych niż w przeszłości społeczeństw może być albo przyjazne, albo barbarzyńskie. Albo zbuduje instytucje łączące obywateli i poprawiające jakość ich życia, albo da im jedynie ksenofobiczną mobilizację. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, historyk idei, publicysta. Szef działu Obywatele w forumIdei Fundacji im. Stefana Batorego, zajmuje się ruchami i organizacjami społecznymi oraz zagadnieniami sprawiedliwości społecznej. Należy do zespołu redakcyjnego „Przeglądu Politycznego”. Stale… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2017