Pokusa bycia elitą

Oni sami mówią: medytacja chrześcijańska to starożytna i „czysta” forma modlitwy. Prowadzi też do odnowienia Kościoła i jest odpowiedzą na głód duchowy człowieka zsekularyzowanego.

23.04.2013

Czyta się kilka minut

Medytacja chrześcijańska w krakowskim Klubie Inteligencji Katolickiej, marzec 2013 r. / Fot. Kamila Buturla
Medytacja chrześcijańska w krakowskim Klubie Inteligencji Katolickiej, marzec 2013 r. / Fot. Kamila Buturla

W opublikowanym tydzień temu artykule „Oskarżona modlitwa” („TP” nr 16) starałem się pokazać, że medytacja nauczana przez o. Johna Maina nie jest ani azjatycka, ani new age. Swoje chrześcijańskie korzenie odnajduje w tradycji teologii modlitwy apofatycznej, która w chrześcijaństwie rozwijała się równolegle do tradycji katafatycznej. Używając kategorii socjologicznych, medytacja chrześcijańska propagowana przez Światową Wspólnotę Medytacji Chrześcijańskiej (WCCM) to „odtworzona tradycja” („invented tradition”). Jak podkreśla twórca tego określenia Eric Hobsbawm, nie oznacza to, że jakiś rytuał czy tradycja zostały całkowicie zapomniane, i teraz „na jej miejscu” powstało coś zupełnie nowego, tylko, że między przeszłością a teraźniejszością nie ma prostej ciągłości.

Medytacja chrześcijańska „przywrócona” przez o. Maina reprezentuje więc zapomniane dziedzictwo wczesnego chrześcijaństwa, które służy obecnie do wyrażenia chrześcijańskiej tożsamości w nowy i paradoksalny sposób. Jak pokazują badania socjologów religii, coraz częściej chrześcijanie odnajdują ze sobą „wspólny język” nie tyle w obrębie swojego Kościoła, ile międzywyznaniowo, bowiem tradycyjne kryteria tożsamości religijnej – wyznaczane przez przynależność denominacyjną – przestają oddawać podobieństwa i różnice między nimi.

ZARZUTY WOBEC WSPÓLNOTY

Na podstawie badań amerykański socjolog religii Jonathan Mermis-Cava twierdzi, że członkowie WCCM z jednej strony podkreślają swoje podobieństwo do osób medytujących zarówno wśród chrześcijan, jak i wyznawców innych religii, z drugiej strony odróżniają siebie od chrześcijan niemedytujących. Ich „credo” zawiera trzy fundamentalne przekonania. Po pierwsze, medytacja chrześcijańska to starożytna forma modlitwy. Po drugie, jest „czystą” formą modlitwy. Po trzecie, prowadzi do odnowienia Kościoła i jest odpowiedzą na głód duchowy człowieka zsekularyzowanego. Tak więc swoje sympatie członkowie WCCM kierują głównie do osób, które – podobnie jak oni – w medytacji widzą ważny element tożsamości religijnej, duchowości oraz dialogu ekumenicznego i międzyreligijnego (zob. „An Anchor and a Sail: Christian Meditation as the Mechanism for a Pluralist Religious Identity”, „Sociology of Religion” 70/4, 2009). Zatem na mapie Kościoła katolickiego Wspólnota zajmuje „paradoksalne miejsce”, a to budzi niepokój niektórych hierarchów i „konserwatywnych” wiernych.

Choć została powołana przez katolickiego mnicha, Wspólnota nie jest „przypisana” do Kościoła rzymsko-katolickiego. Wśród medytujących w WCCM są – oprócz katolików – także anglikanie, episkopalianie, prezbiterianie, metodyści i luteranie. Wszyscy oni są aktywni zarówno „w szeregach” organizacji, jak i na pozycjach kierowniczych. Zdecydowana ich większość to nie duchowni, tylko świeccy. Taka struktura ruchu kościelnego nie przypomina tego, do czego przyzwyczajeni są duchowni katoliccy w Polsce i sami wierni – gdzie za wszystko odpowiedzialni są księża, a biskup ma „ostatnie słowo”.

Lęki niektórych środowisk katolickich w Polsce przeciwko propagowaniu WCCM, zwłaszcza w ramach parafii, tutaj znajdują swoje „uzasadnienie”. Poza tym, dialog ekumeniczny w Polsce odbywa się najczęściej na poziomie akademickim bądź oficjalnym, rzadko w ramach grup modlitewnych. WCCM jasno podkreśla, że do medytacji nie jest konieczna konwersja na katolicyzm, bo jest to modlitwa, która narodziła się przed podziałem chrześcijaństwa na poszczególne denominacje.

Oprócz „problemów statutowych” wynikających z ekumenicznej otwartości WCCM, źródłem wielu wątpliwości pozostaje jego otwartość na Wschód. Nawet jeśli nie wysuwa się obiekcji co do samej metody medytacji, i widzi jej wartość w dialogu ekumenicznym, niektórych hierarchów i wiernych niepokoi sposób rozumienia dialogu międzyreligijnego charakterystyczny dla środowiska WCCM. Badania Mermisa-Cavy pokazują, że członkowie WCCM opowiadają się za „chrześcijaństwem inkluzywnym”, są bowiem przekonani, że Bóg działa we wszystkich ludziach szczerze Go poszukujących i modlących się. W dialogu międzyreligijnym widzą „sposób” na odnalezienie i dowartościowanie tego, co „prawdziwe i święte” poza chrześcijaństwem – do czego zachęca soborowa deklaracja „Nostra Aetate”.

Wyróżnioną metodą tego dialogu pozostaje medytacja, która pozwala w ciszy działać Bogu w każdym z medytujących i jest „przestrzenią”, która szanuje granice odrębnych tożsamości religijnych. Zdaniem członków WCCM, dialog międzyreligijny pozwala na „obopólną korektę i pogłębianie własnej tradycji”, dzięki spojrzeniu na siebie „oczami drugiego”.

W tym inkluzywizmie religijnym widzi się podstawy do oskarżeń członków WCCM o synkretyzm religijny bądź relatywizm. Ci, którzy to czynią, wychodzą bowiem z założenia, że katolicy nie muszą się uczyć od nikogo, i sam taki pomysł jest „diabelski”, bowiem Kościół katolicki przechowuje w pełni „depozyt wiary”.

Do „zbytniej” otwartości ekumenicznej oraz „synkretyzmu religijnego” dorzuca się jeszcze zarzut, że członkowie WCCM generalnie są „chrześcijanami liberalnymi”.

PARADOKS MEDYTACJI

Przyjęło się myśleć, że „chrześcijanie liberalni” są z definicji „letni”, ponieważ rzadziej praktykują i rzadziej manifestują w sposób publiczny swoje poglądy religijne, bywają również wybiórczy w akceptacji nauczania Kościoła. Badania Mermisa-Cavy pokazały jednak, że choć „mentalnie” członkowie WCCM w niektórych kwestiach są „liberalni”, to nie są jednak „letni” w przeżywaniu swojej wiary. Nie pasują więc do klasycznego profilu chrześcijańskich liberałów. Chociaż w dialogu widzą narzędzie ewangelizacji świata, a w medytacji platformę do spotkania z przedstawicielami innych religii, nie są wyznawcami „podwójnej przynależności” (np. „chrześcijańskiego buddyzmu” czy „buddyjskiego chrześcijaństwa”). Co ciekawe, duża ich część zetknęła się z medytacją poza chrześcijaństwem, i wróciła do niego właśnie dlatego, że odkryła WCCM, bowiem czuła się lepiej z medytacją zakorzenioną w ich własnej tradycji religijnej.

Odkrycie znaczenia medytacji dla pogłębienia własnej wiary i poczucie przynależności do Kościoła dzięki WCCM sprawiły również, że medytujący chrześcijanie stali się „misyjni” w promowaniu tej formy modlitwy i duchowości. Nie są oni synkretyczni w podejściu do innych religii, i nie wyznają zasady, że „wszystkie religie są takie same”, albo że „wszystkie religie są jednym”. Są zakorzenieni w swojej tradycji religijnej, nie będąc w niej uwięzieni.

Nie tylko często praktykują, i zgłębiają tradycję chrześcijańską, ale dzięki praktyce medytacji chrześcijańskiej stają się bardziej aktywnymi członkami własnych Kościołów angażując się w posługę liturgiczną, charytatywną i katechetyczną. Owszem, domagają się reform Kościoła, ale nie propagują duchowości poza nim. Są to osoby, które wiedzą, że świadomy wybór wiary jest jedyną prawdziwie chrześcijańską opcją.

BISKUPI, LIDERZY...

WCCM jest ruchem młodym, ale dynamicznie rozwijającym się. Na świecie istnieje ponad 1500 grup medytacji, działających w ponad 40 krajach świata. Zachodni członkowie WCCM w większości wypadków mieszczą się w przedziale wiekowym pomiędzy 40. a 70. rokiem życia i ekonomicznie należą do klasy średniej i wyższej-średniej. W Polsce częściej są to ludzie młodzi. Zdecydowana większość z nich ma wyższe wykształcenie. Do Wspólnoty należą osoby obu płci, ale nieznacznie przeważają w niej kobiety.

Jak pokazują dane z Europy i zza Oceanu, WCCM przemawia do tych, którzy odczuwają głód duchowy, ale nie potrafili go zaspokoić w ramach „tradycyjnej oferty duszpasterskiej”. Nowatorski status WCCM najprawdopodobniej nie otrzyma szybko „aprobaty Rzymu” – nie oznacza to jednak, że musi być ruchem dysydenckim czy zepchanym do „katolickiego getta”. W tej kwestii dużo będzie zależało od dojrzałości i wizji poszczególnych biskupów. Od tego, jak postrzegają oni dialog ekumeniczny i międzyreligijny oraz jak traktują laikat – będzie zależało, czy WCCM przyjmie się w parafiach, czy będzie działać „w podziemiu”.

Ponieważ polska „jednorodność” kulturowo-religijna jest odmienna od specyfiki katolicyzmu „zachodniego”, polscy członkowie WCCM muszą zadbać o trzy rzeczy. Po pierwsze, przedstawiać medytację chrześcijańską jej „własnym językiem”, jakim jest duchowość apofatyczna, a nie psychologia transpersonalna czy duchowość Dalekiego Wschodu. Po drugie, być lepiej przygotowanym teologicznie do dialogu z wyznawcami innych religii i nie ulegać „chrześcijańskiemu kompleksowi” wschodnich medytacji. Po trzecie, nie myśleć o sobie jako o duchowej elicie Kościoła – tak, jakby sama medytacja gwarantowała jakieś „przywileje” względem Boga. „Czystość” tej formy modlitwy „mierzy się” nie ilością czasu spędzonego w milczeniu („poza słowami”), ale „czystością serca” i „ubóstwem ducha”. Punktem odniesienia pozostaje bowiem kenoza Jezusa.

...I EGZORCYŚCI

Reakcje niektórych hierarchów na rozwój WCCM w Polsce pokazują jednak, że ciągle istnieje „przepaść” między teologami, którzy analizują podobieństwa i różnice między chrześcijaństwem i innymi religiami, a chrześcijanami praktykującymi medytację, którzy „wymieniają się” doświadczeniami z niej wyniesionymi. Problem jednak w tym, że specjalistami od medytacji czynią się ci, którzy albo nigdy nie mieli z nią styczności, albo uznali, że skoro nie jest ona dla nich – bo spróbowali i „się nie powiodło” – to nie jest ona dla innych. Wśród „specjalistów od medytacji” grupą szczególnie gorliwą do jej potępiania są egzorcyści, którzy w polskim Kościele zaczynają urastać do rangi „ekspertów od wszystkiego”.


Nasze wcześniejsze teksty o medytacji chrześcijańskiej czytaj na stronie: powszech.net/medytacja

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 17-18/2013