Pokorne cielę i wielki plan

Zawieszony między Rosją i Zachodem, najbiedniejszy kraj Europy długo był własnością politycznego „kartelu”. Dziś lokalni oligarchowie próbują ostatecznie utrwalić ten stan.
z Kiszyniowa

25.03.2019

Czyta się kilka minut

Prezydent Mołdawii Igor Dodon oraz Władimir Putin i Dmitrij Miedwiediew, Kiszyniów, maj 2017 r. / ALEKSEY NIKOLSKYI / SPUTNIK / EAST NEWS
Prezydent Mołdawii Igor Dodon oraz Władimir Putin i Dmitrij Miedwiediew, Kiszyniów, maj 2017 r. / ALEKSEY NIKOLSKYI / SPUTNIK / EAST NEWS

Od kiedy został prezydentem Mołdawii w 2016 r., Igor Dodon często lata do Moskwy. Głównym celem wizyt jest zwykle wspólne zdjęcie z Władimirem Putinem i udział w międzynarodowych wydarzeniach organizowanych przez Kreml.

Dodon i popierająca go Partia Socjalistów kreują się bowiem na orędowników „rosyjskiego świata” (russkogo mira) i bliskich partnerów Moskwy, dzięki czemu przez kilka lat utrzymywali wysokie poparcie społeczne. Mieszkańcy Mołdawii są od lat prawie równo podzieleni – na zwolenników integracji z Rosją i entuzjastów zbliżenia z Zachodem. Dlatego ugrupowania prorosyjskie uzyskują tu zwykle wynik powyżej 40 proc.

Dodon odwiedził Moskwę również przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi, by wysłać sygnał: popierając moją partię, okazujecie wsparcie Putinowi. A ten ostatni jest zdecydowanie najbardziej popularnym politykiem w Mołdawii. Dodonowi udało się nawet załatwić swoistą abolicję dla licznych Mołdawian, którzy przebywają w Rosji nielegalnie. Kremlowi mogło się to wydawać kolejną inwestycją w Dodona.

Jednak tym razem inwestycja nie zwróciła się: socjaliści formalnie wygrali wybory, które odbyły się 24 lutego, ale wprowadzenie tylko 35 deputowanych do 101-osobowego parlamentu to dla tej partii porażka.

Prezydent pociera nos

Do Rosji Dodon udał się również krótko po wyborach. Wizyta była o tyle nietypowa, że nie towarzyszyły jej obszerne relacje w mediach i na portalach społecznościowych. Andrei Popov, znany mołdawski analityk i komentator, z rozbawieniem pokazał mi fragment wywiadu telewizyjnego, w którym prezydent zapowiadał ten wyjazd. Najpierw pewny siebie mówił, że wynik wyborów w zasadzie go nie dotyczy, bo przecież jako prezydent jest apolitycznym arbitrem. Za chwilę jednak spuścił z tonu, zmieszał się i zaczął mówić, że musi spędzić więcej czasu z rodziną, dlatego wkrótce poleci z synami do Rosji. Tylko jeszcze nie wie, gdzie: do Moskwy czy Soczi.

– Patrz, jak nerwowo pociera nos – mówił Popov, gdy prezydent tłumaczył, że synowie zajmują się sportem: jeden piłką wodną, a drugi „siatkówką... chyba…”, dlatego chcą tam lecieć. – Nie wiadomo tylko, kiedy i gdzie – śmiał się Popov, po czym skwitował: – Te wybory są początkiem rychłego końca Dodona i Partii Socjalistów.

Dodon poleciał z Kiszyniowa do Rosji już następnego dnia po tym wywiadzie. Plotki głoszą, że celem było nie tyle tłumaczenie się ze słabego wyniku wyborczego, co przekonywanie Putina, że tak naprawdę nic nie jest stracone. Wystarczy, by Moskwa dała mu zielone światło na wprowadzenie Wielkiego Planu dla Mołdawii, który wstępnie zapowiedział w lutym, na międzynarodowej konferencji ds. bezpieczeństwa w Monachium.

Plan zakłada reintegrację Naddniestrza (dziś to parapaństwo, kontrolowane przez Rosję), koniec podziałów tożsamościowych w społeczeństwie oraz trwałe umocowanie kraju między Rosją i Zachodem.

Ale jest zasadniczy problem: aby zrealizować ów ambitny plan, Dodon musi wejść w otwarty sojusz z Vladem Plahotniucem – najważniejszym oligarchą i przewodniczącym rządzącej Partii Demokratycznej, którego obóz kreował się do niedawna na zdecydowanie prozachodni i antyrosyjski (zawłaszczając przy tym państwo i nic nie robiąc sobie z reguł demokracji). Takiemu rozwiązaniu Moskwa mówi jednak zdecydowane „niet”.

„Kartel” trzymający władzę

O tym, że prorosyjski prezydent i prozachodni oligarcha współpracują, będąc tak naprawdę członkami tego samego politycznego „kartelu”, który utrzymuje władzę dzięki podsycaniu tożsamościowego rozdarcia kraju, mówi się od lat.

Ten pierwszy sięgnął po stanowisko głowy państwa dzięki politycznym manipulacjom tego drugiego. Potem odwdzięczał się, podpisując najważniejsze dla obozu rządzącego ustawy. Aby zachować twarz, czasem odmawiał podpisania nominacji dla ministrów. Nie protestował jednak specjalnie, gdy podporządkowany Plahotniucowi Sąd Konstytucyjny zdecydował, iż w takich sytuacjach można go czasowo zawiesić w obowiązkach, a podpis mogą złożyć przewodniczący parlamentu lub premier (taka sytuacja miała miejsce w ostatnich trzech latach kilkukrotnie). Z kolei w maju 2017 r. partie obu panów wspólnie wprowadziły mieszany system wyborczy: 51 deputowanych wybieranych w okręgach jednomandatowych, a 50 w wyborach proporcjonalnych. Inicjatywa formalnie wyszła od socjalistów, ale głównym beneficjentem stała się Partia Demokratyczna.

Dzięki temu Plahotniuc wprowadził teraz do parlamentu aż 35 deputowanych. Jeszcze kilka miesięcy temu sondaże nie dawały jego partii więcej niż kilka procent poparcia. Przed wyborami trochę skoczyło, ale tak dobry wynik jest głównie zasługą odpowiedniego zaprojektowania okręgów jednomandatowych.

Partia od dłuższego czasu pracowała, by metodą kija i marchewki przeciągnąć na swoją stronę lokalnych liderów: wójtów, burmistrzów, członków władz rejonowych, znanych przedsiębiorców. Marchewką były pieniądze i perspektywy intratnych stanowisk, kijem kontakty z kontrolowanym przez Plahotniuca wymiarem sprawiedliwości. Naciskano też na pracowników budżetówki, grożąc, że konkretne miejscowości będą rozliczane z odpowiedniego wyniku. Na mołdawskiej prowincji urzędy i szkoły są często głównymi pracodawcami, stąd naciski okazywały się skuteczne.

Do sukcesu przyczynili się też wyborcy z Naddniestrza, zwożeni masowo autobusami do punktów wyborczych w Mołdawii, którzy nie głosowali wcale na prorosyjskich socjalistów, lecz właśnie na kandydatów związanych z Plahotniucem. To efekt jego skutecznej współpracy z oligarchami, którzy rządzą w separatystycznym parapaństwie.

Do polityki zamiast do więzienia

Trzecią siłą w parlamencie, liczącą 26 deputowanych, stał się blok ACUM (Teraz), będący koalicją dwóch opozycyjnych ugrupowań o charakterze proeuropejskim i obywatelskim. Czwarte w kolejce ugrupowanie, populistyczna Partia Șor, kierowana przez milionera Ilana Șora – był głównym oskarżonym w aferze z kradzieżą miliarda dolarów z systemu bankowego – ma siedmiu deputowanych. Gdy będzie trzeba, na pewno wesprą Plahotniuca. Taki był sens powstania tej partii i dlatego właśnie Ilan Șor zajmuje się polityką, zamiast siedzieć w więzieniu.

Popularność zdobył dzięki rozdawnictwu na dużą skalę. Na organizowanych przez niego imprezach można było dostać paczki z żywnością – ludzie doprowadzeni do skrajnej biedy wręcz się na nie rzucali. Șor otworzył też w całym kraju sieć sklepów socjalnych, w których podstawowe produkty można było kupić w bardzo korzystnej cenie.

Sklepy były jednak tylko częścią większego systemu. Opowiadała mi o tym Swietłana, która opiekuje się dziećmi w rodzinie znajomych. – Aby zrobić zakupy w sklepie, musiałam założyć specjalną kartę i podać swoje dane. Od tego czasu dzwonili do mnie przynajmniej raz dziennie: zapraszamy panią na specjalny koncert, dziś zapraszamy na darmowe degustacje i tak w kółko – wzdycha. Dla Swietłany było to męczące, jednak wielu biednych i starszych ludzi poczuło, że w końcu ktoś się nimi zainteresował.

Trzeba przyznać, że był to niebywały cynizm: oligarchowie stworzyli projekt polityczny dzięki skrajnej biedzie ludzi, na których przez lata bezlitośnie żerowali. Cel osiągnęli: Partia Șor weszła do parlamentu, odbierając kilka procent Partii Socjalistów.

W parlamencie znalazło się jeszcze trzech niezależnych deputowanych; dwóch z nich na pewno jest ludźmi Plahotniuca. W efekcie prezydent może liczyć na siłę 35 głosów, a oligarcha 39. Co gorsze jednak, Dodon nie może być pewien lojalności swoich ludzi. Nie tylko on był na tyle cwany, by zakulisowo współpracować z (oficjalnymi) przeciwnikami. Mówi się, że przynajmniej kilkunastu prominentnych działaczy Partii Socjalistów to tzw. stypendyści Plahotniuca. Gdy będzie trzeba, opuszczą partię, aby wspomóc sponsora.

Gry, opcje, sojusze

W momencie kończenia prac nad tym artykułem w Mołdawii wciąż trwały rozmowy o przyszłej koalicji. Plahotniuc i jego Partia Demokratyczna są w komfortowej sytuacji. Przede wszystkim: w okresie przejściowym krajem administruje poprzedni rząd. Poza tym w ostatnich miesiącach obóz Plahotniuca obstawił zaufanymi ludźmi najważniejsze instytucje państwowe, szczególnie o charakterze regulacyjnym i gospodarczym. W połączeniu z kontrolą nad wymiarem sprawiedliwości pozwala to rządzić krajem nawet bez parlamentarnej większości.

Mają więc czas na polityczne rozgrywki i cały wachlarz możliwości. Zaraz po wyborach zaproponowali koalicję ACUM, chcąc im oddać nawet fotel premiera. Jasne było, że propozycja zostanie odrzucona – partie tworzące ACUM powstały po to, by odsunąć oligarchów od władzy. Z tej samej przyczyny nie dopuszczają myśli o współpracy z socjalistami. Niestety, ACUM jest osamotnione na scenie politycznej; część elity krytykuje ACUM za brak elastyczności. Mówi się też o naciskach z Rumunii i USA na ACUM, by utworzyła antyrosyjską koalicję z Partią Demokratyczną. W tej sytuacji w szeregach ACUM rośnie frustracja i pojawiają się podziały. Dwa ugrupowania tworzące ten blok zapewne utworzą odrębne kluby parlamentarne.

Kolejne opcje, jakimi dysponuje Plahotniuc, to zbudowanie większości przez wyciągnięcie „stypendystów” lub przedłużanie rozmów koalicyjnych i doprowadzenie do przyśpieszonych wyborów. Mogłyby się odbyć w lipcu, wspólnie z wyborami samorządowymi, co prawdopodobnie dałoby Partii Demokratycznej i Șorowi jeszcze lepszy wynik.

Kolejną możliwością jest sojusz z socjalistami. Nie musi być to formalna koalicja. Zarówno elektorat, jak i Zachód chętniej przełknęliby utworzenie „rządu eksperckiego”, mającego poparcie dwóch największych frakcji. O takim rozwiązaniu mówiło się w Mołdawii już dawno. Demokraci i socjaliści jesienią zaczęli uderzać w podobne tony: należy odejść od geopolityki i skupić się na problemach Mołdawian; władza nie powinna mieć charakteru prozachodniego lub prorosyjskiego, lecz po prostu promołdawski.

Wielki Plan na rękę Rosji

Na tym ostatnim rozwiązaniu najbardziej zależy Dodonowi, gdyż pozwala mu zachować twarz. Rozłam w Partii Socjalistów byłby dla niego kompromitujący, a przyśpieszone wybory groziłyby jeszcze gorszym rezultatem. Dlatego prezydent promuje teraz swój Wielki Plan. Powstanie „promołdawskiego” rządu przedstawiałby nie jako poddanie się dyktatowi Plahotniuca, lecz jako okoliczność umożliwiającą realizację Planu.

Teoretycznie ma on wyrwać Mołdawię z geopolitycznego klinczu. Po pierwsze – argumentuje Dodon – Kiszyniów musi odejść od postrzegania swego miejsca w świecie przez pryzmat współpracy z Rosją lub Zachodem. Zamiast owego „lub”, Dodon proponuje strategię „dwa razy i”, czyli: i z Rosją, i z Zachodem. Po drugie, należy wypracować model uregulowania statusu Naddniestrza w ramach wspólnego państwa, tworząc przy tym mechanizm gwarancji międzynarodowych oraz Fundusz Pokonfliktowego Rozwoju Mołdawii. Po trzecie: neutralność państwa powinna zostać uznana i zagwarantowana przez wspólnotę międzynarodową. Czas na realizację planu przewidziano do 2022 r.

Pomysły Dodona są korzystne dla Rosji. Wcielając Naddniestrze (na zasadach federacji lub szerokiej autonomii), Mołdawia przyjęłaby też tamtejsze służby, zinfiltrowane przez FSB i GRU, oraz 350 tys. zdyscyplinowanych prorosyjskich wyborców. Plan słowem nie wspomina o wycofaniu z Naddniestrza rosyjskich żołnierzy, którzy tam stacjonują.

Wszystko to – włącznie z między­narodowym potwierdzeniem neutralności – uniemożliwi integrację Mołdawii ze strukturami zachodnimi (zwłaszcza NATO). Z drugiej strony zgoda na ten plan będzie oznaczać też ostateczne oddanie Mołdawii i Naddniestrza w ręce lokalnych oligarchów, których Moskwie coraz trudniej kontrolować. Są też kwestie wizerunkowe: rozwiązanie wieloletniego konfliktu powinno być efektem planu Kremla, a nie jakiegoś Dodona. Ponadto widać, że Moskwa żywi tajemniczą, lecz szczerą niechęć do Plahotniuca.

Pokorne cielę musi wybrać

Igor Dodon jest w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Jeśli Rosja nie da się przekonać, wtedy pokorne cielę – jakim był dotąd mołdawski prezydent – będzie musiało wybrać jedną z dwóch matek. Postawienie na oligarchę Plahotniuca będzie oznaczać konflikt z Kremlem, a w tej sytuacji Dodon i socjaliści stracą swych wyborców (zapewne na rzecz nowej prorosyjskiej siły). Z kolei postawienie na Moskwę może grozić rozbiciem partii, co też będzie oznaczać polityczny koniec Dodona. Próba przeciwstawienia się Plahotniucowi, np. przez wyprowadzenie ludzi na ulicę przy wsparciu Rosji, byłaby ryzykowna.

Alexei Tulbure, były ambasador Mołdawii przy ONZ i Radzie Europy, stawia sprawę jasno: „Dodon walczy przede wszystkim o to, aby za jakiś czas nie znaleźć się w więzieniu”. Mówi się, że oligarcha – znany z mściwości – trzyma Dodona w szachu dzięki potężnym hakom. Parę lat temu rywalem Plahotniuca w walce o wpływy był Vlad Filat. Ten były premier do dziś siedzi w więzieniu i prędko go nie opuści. W przypadku konfliktu z Plahotniucem Dodon i jego najbliżsi musieliby zapewne opuścić Mołdawię.

Chyba że Rosja da zielone światło dla choćby nieformalnej koalicji Plahotniuc-Dodon. Wtedy prezydent odetchnie. Kwestia reintegracji Naddniestrza za jakiś czas zapewne rozmyje się w złożonej grze mniejszych i większych interesów. Mołdawia faktycznie zawiśnie między Rosją i Zachodem, a rządzący nią kartel będzie nie do ruszenia przez długie lata.

Wówczas Dodon będzie mógł latać do Moskwy, by grzać się w blasku Putina. Widać, że nie tylko bardzo to lubi, ale wręcz uczynił z tego sedno swojej polityki. ©

Autor jest historykiem, pracuje w Instytucie Wschodnim UAM. Autor książki „Naddniestrze. Terror tożsamości” (Czarne, 2018).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2019