Pokolenie masakr

Zamiast wejść w tradycyjną rolę załamanych ofiar szkolnej masakry, uczniowie z Florydy zainicjowali ruch, który rozlewa się na całą Amerykę. To być może największy zryw społeczny w USA od czasu protestów przeciw wojnie w Wietnamie.

10.04.2018

Czyta się kilka minut

Siedem tysięcy par butów – reprezentujących dzieci i nastolatki zabite z broni palnej od 2012 r. – przed Kapitolem,  siedzibą parlamentu federalnego USA. Waszyngton, 13 marca 2018 r. / CHIP SOMODEVILLA / GETTY IMAGES
Siedem tysięcy par butów – reprezentujących dzieci i nastolatki zabite z broni palnej od 2012 r. – przed Kapitolem, siedzibą parlamentu federalnego USA. Waszyngton, 13 marca 2018 r. / CHIP SOMODEVILLA / GETTY IMAGES

Gdy 18-letnia Emma González – uczennica liceum w Parkland na Florydzie, która przeżyła masakrę, do której doszło w tej szkole 14 lutego – stanęła w Waszyngtonie przed mikrofonem podczas March for Our Lives [w wolnym przekładzie: Marszu w obronie naszego życia – red.], wszyscy spodziewali się przemówienia równie mocnego, jak to, które wygłosiła trzy dni po tragedii.

„Politykom rozsiadającym się za pieniądze NRA [stowarzyszenia posiadaczy broni palnej – red.] w swych pozłacanych fotelach w Izbie Reprezentantów i w Senacie, którzy mówią nam, że nic nie dało się zrobić, odpowiadamy: gówno prawda!” – mówiła gniewnym głosem Emma González wtedy, 17 lutego, przed budynkiem sądu federalnego na Florydzie.

Ale teraz zaskoczyła wszystkich. „Sześć minut i dwadzieścia sekund. W niewiele ponad sześć minut siedemnaścioro naszych przyjaciół zostało nam odebranych” – zaczęła. Potem wymieniła imiona siedemnaściorga zastrzelonych kolegów i koleżanek – i zamilkła. Patrzyła przed siebie, łzy ciekły jej po policzkach.

Obecni z początku milczeli. Chwilę potem, zapewne z powodu rosnącego napięcia, zaczęli spontanicznie wznosić okrzyki. Ale poczucie dyskomfortu nadal było na tyle nieznośne, że ktoś podszedł do Emmy i objął ją. „Właśnie minęło sześć minut i dwadzieścia sekund od momentu, gdy wyszłam tutaj” – powiedziała, gdy rozległ się dźwięk komórkowego budzika.

Mobilizacja

Emma González jest dziś najszerzej znaną twarzą rodzącego się ruchu społecznego #NeverAgain (Nigdy więcej). Można kupić koszulki z jej podobizną i podpisem „I stand with Emma” (Popieram Emmę). Magazyn „Mother Jones” nazwał jej wystąpienie w Waszyngtonie najgłośniejszą ciszą w historii amerykańskich protestów społecznych. A sam March for Our Lives należał do największych demonstracji w historii USA: 24 marca w Waszyngtonie zgromadziło się 800 tys. ludzi.

Szacuje się, że w całym kraju w podobnych demonstracjach wzięło dotąd udział do dwóch milionów osób.

Masakra w Parkland, która była bezpośrednim powodem tych protestów, trafiłaby najpewniej na długą listę podobnych tragedii i szybko zniknęła z pierwszych stron gazet, gdyby nie postawa uczniów, którzy od początku odmówili wejścia w utarte role rozpaczających ofiar.

Obok wspomnianego już protestu przed budynkiem sądu na Florydzie – kiedy to González obiecała, że zrobi wszystko, aby Parkland była ostatnią szkolną masakrą – uczniowie spotykali się z politykami i publicznie zabierali głos. 14 marca zorganizowali ogólnokrajowy protest polegający na wyjściu ze szkół: uczestniczyło w nim ponad milion uczniów.

Dziennik „Washington Post” już wtedy przewidywał, że protesty uczniów będą największą mobilizacją społeczną od czasu studenckich protestów przeciw wojnie w Wietnamie pół wieku temu. A kolejna demonstracja planowana jest na piątek 20 kwietnia.

Prezenterka idzie na urlop

Uczniowie nie unikają też konfrontacji. Podczas telewizyjnej debaty w CNN ­Cameron Kasky – również z Parkland i również lider #NeverAgain – zapytał wprost republikańskiego senatora z Florydy Marca Rubia, czy po masakrze wciąż zamierza akceptować dotacje z NRA. Nie dawał za wygraną, gdy polityk kluczył. W końcu przyparty do muru Rubio przyznał, że zamierza – tak jak od każdej innej organizacji, która popiera jego program, w tym sprzeciw wobec ograniczenia dostępu do broni (za który, jak złośliwie przypominają komentatorzy, NRA mogłaby mu wystawić piątkę z plusem).

W odpowiedzi na to uczniowie zaczęli nosić pomarańczowe metki z ceną 1,05 dolara – na tyle ich zdaniem Rubio wycenia ich życie, gdy podzieli się łączną sumę dotacji, którą otrzymał od NRA, przez liczbę wszystkich uczniów na Florydzie.

Z kolei na Twitterze doszło do starcia między prezenterką prawicowej telewizji Fox News Laurą Ingraham (określiła protesty uczniów jako „nic innego niż lewicowe, antytrumpowskie diatryby”) a Davidem Hoggiem – ocalałym z Parkland i zaangażowanym w ruch #NeverAgain.

Ingraham napisała, że Hogg „nie dostał się do czterech college’ów i teraz się mazgai z tego powodu”. On odpowiedział tweetem z listą 12 największych reklamodawców i wezwaniem do bojkotu stacji. Dzień później Ingraham przeprosiła „za przykrości, jakie jej tweet mógł sprawić”. Hogg ich nie przyjął. „Przeprosiny tylko po to, aby utrzymać reklamodawców, to za mało. Przyjmę je tylko wtedy, jeśli pani potępi sposób, w jaki Fox News traktuje moich kolegów i mnie. Czas, by kochać bliźniego swego, a nie obrzucać dzieci błotem” – napisał.

Jest co potępiać. Gwiazda tej stacji Sean Hannity powiedział, że uczniowie z Parkland to zmanipulowane pionki. Inny prezenter Fox News, Tucker Carlson, porównał ich do maoistowskiej Czerwonej Gwardii. A to tylko dwa przykłady z wielu. Jak na razie 11 firm wycofało swoje reklamy z programu Laury Ingraham. Prezenterka wzięła tydzień urlopu (oficjalnie zaplanowanego wcześniej).

Masakra nasza codzienna

Cel uczniów jest jasny: ukrócić przemoc związaną z bronią palną. Żądają konkretów: przeznaczenia federalnych funduszy na badania nad tym problemem, zwiększenia kontroli nad producentami i sprzedawcami broni, wprowadzenia powszechnych testów dla kupujących broń i zakazu sprzedaży magazynków mogących pomieścić dużo nabojów. A także zakazu handlu bronią de facto wojskową, przerobioną na „sportową” – taką, jak chętnie używany przez sprawców masakr karabin AR-15.

Żądania mogą się wydać skromne i popiera je ponad połowa Amerykanów. Ale w kontekście amerykańskiego prawa są rewolucyjne. W USA obowiązuje prawny zakaz wykorzystywania funduszy federalnych do badań nad przemocą związaną z bronią, producenci i sprzedawcy nie muszą inwentaryzować asortymentu, a na pokazach broni „spluwę” – również AR-15 – można kupić bez okazywania pozwoleń. Wszystko to dzięki lobbingowi NRA i politykom, głównie z Partii Republikańskiej.

„Jesteśmy pokoleniem, dla którego szkolne masakry to codzienność. Urodziłem się kilka miesięcy po masakrze w Columbine. Mam 17 lat. I przez tych 17 lat uczniowie ginęli w szkołach od kul” – mówił Cameron Kasky.

Przemoc związana z bronią jest dla uczniów w USA doświadczeniem pokoleniowym. A masakra z Parkland była kroplą, która przelała czarę. „Najwyższy czas pojąć, że przemoc związana z bronią to nie tylko problem Chicago czy Parkland. To problem Ameryki. Codzienne strzelaniny są codziennym problemem” – mówił 19-letni Afroamerykanin z Chicago Trevon Bosley podczas March for Our Lives.

Z kolei 17-letnia Edna Chavez, ze znanego z wojen gangów południowego Los Angeles, mówiła podczas marszu, że strzelaniny były częścią jej życia: „Tak normalną, że nauczyłam się chować przed kulami, zanim nauczyłam się czytać”.

Z kamieniami na karabin

Nastolatki biorą więc sprawy w swoje ręce. Przesłaniem March for Our Lives było: „Zarejestrujcie się i idźcie na wybory”. Mówiła o tym nawet 11-letnia czarnoskóra Naomi Wadler z podstawówki w Wirginii, która w porywającym wystąpieniu przypomniała o kobietach z mniejszości etnicznych jako o zapomnianych ofiarach przemocy. Jej słowa, że za siedem lat ona i jej rówieśnicy też będą mieli prawo głosu, zabrzmiały jak groźba wobec niektórych polityków.

A jest ich z czego rozliczać. Od czasu słynnej masakry w Columbine w 1999 r. – w której zginęło 13 osób (nie licząc dwóch sprawców), i o której Michael ­Moore nakręcił dokument „Zabawy z bronią” – w dostępie do broni w USA nie zmieniło się w zasadzie nic.

Columbine była pierwszą tego rodzaju strzelaniną i nie ostatnią. W Parkland – tak jak w Columbine czy w Newtown (stan Connecticut), gdzie zginęło dwadzieścioro dzieci (w wieku sześciu-siedmiu lat) – napastnik użył broni półautomatycznej. Za każdym razem dostęp do broni miał łatwy – zabójca z Parkland kupił swoją legalnie.

Absurd tej sytuacji dobrze obrazuje pewna propozycja z Pensylwanii. W hrabstwie Schuykill uczniowie mają bronić przed napastnikiem: w tym celu lokalne władze zaopatrzyły każdą klasę w... kubeł kamieni. Uczniowie mieliby obrzucić nimi strzelca, gdyby chciał wejść do klasy.

Pomysł, jakkolwiek wyśmiany nawet na Fox News, został przedstawiony przez lokalnego kuratora oświaty w dobrej wierze, jako ostatnia deska ratunku. Co tylko pokazuje, że łatwiej sobie wyobrazić uczniów z kamieniami w rękach, stających naprzeciw człowieka z karabinem, niż prawne rozwiązania.

Nauka chowania

Pomysłu z kamieniami nikt nie podchwycił. Ale w niemal całym kraju uczniowie przechodzą tzw. active-shooter drills – ćwiczenia na wypadek strzelaniny. Uczą się chować pod ławkami i siedzieć cicho. Podczas ćwiczeń wyznaczani są też ochotnicy, którzy muszą zabarykadować drzwi do klasy i zasłonić okna, bo nauczyciel sam wszystkiego nie zrobi.

Beth Manias, nauczycielka w szkole podstawowej w Seattle, mówiła w rozmowie z magazynem „The Atlantic”, że tłumaczy swoim uczniom, iż przygotowują się na wypadek ataku niedźwiedzia. Inni nie słodzą: udający napastnika nauczyciel szarpie za klamki, aby było realistycznie. A przypominanie uczniom, że nawet kaszlnięcie mogłoby zwabić napastnika, ma zmusić ich do wczuwania się w rolę.

Active-shooter drills przechodzą nawet trzylatki. Nauczyciele prowadzący te ćwiczenia mówią, że odbijają się one na psychice uczniów: podnoszą poczucie zagrożenia i tworzą przekonanie, że każdy kolega może jutro ich zastrzelić.

Nie są łatwe także dla nauczycieli. Oni, według protokołu, po zaryglowaniu drzwi nie mogą ich już otworzyć, nawet jeśli jakieś dziecko błagałoby, by je wpuścić. I nie jest to teoria. Obeznany z procedurą zabójca z Parkland włączył alarm przeciwpożarowy: zamiast kryć się pod ławkami, uczniowie zaczęli wybiegać na korytarze, a on strzelał. W efekcie nauczyciele musieli decydować, czy wpuszczać biegających po korytarzach uczniów do sal.


CZYTAJ TAKŻE:

Marcin Napiórkowski: Ameryka kochana na odległość stanowi jeden z kluczowych elementów naszej narodowej mitologii. To miejsce, które nie istnieje na mapie świata, tylko na mapie naszych lęków, fantazji i pragnień.

Mariusz Zawadzki: Jak po czasach romantycznych wzlotów relacje z USA wracały do normalności – i dokąd zaszły.

Paweł Potoroczyn: Wędrowny biegun, który zmienia adresy cywilizacjom, przemieszczając się od Aten przez Jerozolimę, Rzym i Londyn, znów wyruszył w drogę. Właśnie opuszcza Amerykę.


Biznes wyczuwa zmianę

Uczniowie mówią, że szkoły coraz bardziej przypominają więzienia. Wykrywacze metalu, zbrojni strażnicy i rozbudowany monitoring to norma. W Parkland po masakrze obowiązkowe stały się przezroczyste plecaki. Ale każdy kolejny taki pomysł, każdy kolejny shooter drill, przypominają tylko uczniom o bezczynności polityków.

Tę pokoleniową zmianę szybko zwietrzył biznes, który przez wiele lat był w sojuszu z amerykańską prawicą. Teraz ten sojusz zaczyna się kruszyć. Przekonała się o tym boleśnie Laura Ingraham, której przyszłość jako gwiazdy telewizyjnej stoi pod znakiem zapytania. Ponieważ uszczypliwości wobec Hogga nie były w jej przypadku precedensem, trudno podejrzewać, że reklamodawcy nagle zaczęli okazywać skrupuły. Raczej dokonali kalkulacji i zdecydowali, że – z biznesowego punktu widzenia – kontynuowanie współpracy im się nie opłaca.

Zresztą nie tylko oni. Wiele firm – w tym banki, sklepy, wypożyczalnie aut i linie lotnicze – wycofało swoje programy zniżkowe dla członków NRA. Nie zrobili tego po wcześniejszej masakrze w Newtown czy w Las Vegas (gdy zabójca, strzelający z okna hotelu do publiczności na koncercie country, zastrzelił aż 58 osób i ranił 850), lecz teraz. Po tym, jak uczniowie z Parkland nazwali swego przeciwnika po imieniu: NRA i wspierani przez tę organizację politycy.

Zmianę wyczuwa też amerykańska prawica, czego dowodem są personalne ataki na uczniów z Parkland. Jedna z bardziej oderwanych od rzeczywistości teorii spiskowych mówi, że González, Hogg, Kasky i inni to opłacani aktorzy. Konserwatywny komentator Steven Crowder porównał Hogga do członków Hitlerjugend.

Z kolei González okrzyknięto komunistką (to przez przypinkę z flagą Kuby, skąd pochodzi jej ojciec). Sztab republikańskiego kandydata do Kongresu Steve’a Kinga stwierdził, że to dowód na jej hipokryzję: ojciec uciekł z komunistycznej dyktatury, a ona, tak jak Castro, chce odbierać broń. W internecie można też znaleźć fotomontaż przedstawiający Emmę drącą kopię konstytucji USA (na oryginalnym zdjęciu drze tarczę ze strzelnicy).

A to tylko czubek góry lodowej.

Wyborcy idą po was

Tymczasem NRA nie pozostaje bierna. Organizacja kilkukrotnie zwiększyła wydatki na reklamy w internecie. Rozpowszechnia też filmy, w których przekonuje, że gdyby zgodnie z jej zaleceniami nauczyciele byli uzbrojeni, to do masakry w Parkland nigdy by nie doszło.

Wszystkie te reakcje nie powinny dziwić, bo prognozy dotyczące listopadowych wyborów uzupełniających do Kongresu nie wyglądają dla prawicy dobrze. Prezydent Trump jest niepopularny. Sądy wyrzuciły kilka map okręgów wyborczych do kosza stwierdzając, że tzw. gerrymandering (zmienianie granic okręgów tak, by zapewnić sukces jednego kandydata – manipulacja, dzięki której Republikanie w wielu miejscach utrzymywali się przy władzy) był zbyt oczywisty, i nakazując zmiany wyrównujące szanse.

Ponadto kandydaci popierani przez Partię Demokratyczną wygrywają w okręgach, gdzie mało kto się tego spodziewał – ostatnio, ku ogólnemu zaskoczeniu, zdobyli fotel sędziego Sądu Najwyższego w bardzo konserwatywnym Wisconsin. Wyborcze jaskółki sugerują, że polityczne trzęsienie ziemi możliwe jest nawet w tradycyjnie republikańskim Teksasie.

Szacuje się, że tegoroczni maturzyści w USA to aż 3,6 miliona nowych głosujących. Większość z nich uważa kwestię dostępu do broni za istotną. Ryzyko utraty kontroli nad obiema izbami Kongresu jest realne. Sojusznikiem Republikanów w takiej sytuacji byłaby niska frekwencja i mobilizacja wiernych wyborców, ale ruch #NeverAgain może temu zapobiec.

„Albo jesteście z nami, albo uważajcie – mówił podczas March for Our Lives Cameron Kasky. – Wyborcy idą po was”. ©

USA: protesty nauczycieli

Demonstracje uczniów to nie jedyna mobilizacja społeczna w USA. Po ignorowanych przez władze pikietach, w Oklahomie i Kentucky w pierwszy dzień kwietnia strajk zaczęli nauczyciele. W Oklahomie żądają podwyżek i zwiększenia wydatków na edukację. W Kentucky oprotestowują zmiany w emeryturach. Także nauczyciele z Arizony grożą strajkiem.

Wszyscy oni mają powody do niezadowolenia. Wielu nauczycieli w USA musi uciekać się do szukania dodatkowych zajęć, by związać koniec z końcem. Nie bez znaczenia jest fakt, że strajki odbywają się w stanach rządzonych przez Republikanów. Polityka cięć wydatków budżetowych mocno uderzyła w edukację.

W Oklahomie, gdzie sytuacja jest wyjątkowo zła, do strajku dołączyli uczniowie. Oni też mają powody: klasy są przepełnione, niektóre szkoły nie mają pieniędzy na ogrzewanie czy remonty. Pomoce szkolne, które powinna zapewniać szkoła, nauczyciele i uczniowie często muszą opłacać sami. Co prawda pod koniec marca gubernator Oklahomy Mary Fallin podpisała ustawę podnoszącą pensje, ale nauczyciele nie zrezygnowali ze strajku, bo zignorowano ich żądanie wyższych wydatków na edukację.

Nauczyciele w Oklahomie, Kentucky i Arizonie poszli za przykładem pracowników oświaty z Wirginii Zachodniej. Po dziewięciodniowym strajku wywalczyli oni pięcioprocentową podwyżkę. Ich strajk był nielegalny, bez autoryzacji władz związków zawodowych, ale skuteczny: o ile w prywatnej firmie protestujących łatwiej zastąpić łamistrajkami, o tyle zastąpienie kilkudziesięciu tysięcy nauczycieli w całym stanie jest niemożliwe.

Na podobny efekt liczą nauczyciele w innych stanach. I na to, że obecna mobilizacja przełoży się na frekwencję wyborczą podczas listopadowych wyborów uzupełniających do Kongresu. Republikanie mają więc kolejny powód do zmartwień. © JS

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2018