Poeta publiczny

Dla Joueta literatura to sprawa wspólnotowa, wydarzająca się nie w oddzielonej od świata pracowni, ale w miejscach publicznych: na placach, w metrze, w autobusie.

14.07.2014

Czyta się kilka minut

Jacques Jouet / Fot. Rue des Archives / FORUM
Jacques Jouet / Fot. Rue des Archives / FORUM

Przed dwoma laty na paryskim placu Stalingrad Jacques Jouet, członek grupy OuLiPo, pracując przez pięć dni po osiem godzin dziennie, pisał powieść. Tymczasowym gabinetem pisarza stał się namiot z okienkami, przez które ciekawscy mogli podglądać, jak autor siedzi w skupieniu przed monitorem, przechadza się z założonymi z tyłu rękami czy po prostu pisze na klawiaturze. Efekty tej pracy można było śledzić, bez zwłoki, na usytuowanym na zewnątrz ekranie, podłączonym do komputera pisarza.

Ten literacki performans zatytułowano „Tentative d’épuisement d’un auteur” – „Próba wyczerpania autora”. Było to nawiązanie do eksperymentu Georges’a Pereca „Tentative d’épuisement d’un lieu parisien” („Próba wyczerpania pewnego paryskiego miejsca”) z 1974 r., w ramach którego autor „Życia instrukcji obsługi” przez trzy dni zapisywał wszystko, co widział na placu Saint-Sulpice. W efekcie pracy Joueta powstała powieść „Agatha de Paris”, opowiadająca o dalszych losach bohaterki jednej z wcześniejszych książek pisarza.

Performans Joueta ukazuje trzy podstawowe rysy jego projektu literackiego. Po pierwsze, literatura jest efektem przyjęcia formalnych ograniczeń (Francuzi nazywają je constraintes) – wybieranych arbitralnie, choć realizowanych rygorystycznie – które wytyczają ramy dla wyobraźni i pracy języka. Po drugie, pisanie nie jest efektem natchnienia, ale rzemieślniczą pracą, wykonywaną z żelazną regularnością, podobną przy tym do każdego innego zajęcia, któremu poświęca się osiem godzin dziennie. Po trzecie wreszcie, literatura to sprawa wspólnotowa, wydarzająca się nie w oddzielonej od świata pracowni, ale w miejscach publicznych: na placach, w metrze, w autobusie. I nie chodzi tu tylko o ekshibicjonistyczny gest autora, który odsłania przed wszystkimi tajniki swojego warsztatu, ale głównie o to, że literatura stanowi narzędzie społecznej komunikacji, a zadaniem pisarzy jest nieustanne przy nim majsterkowanie.


Oulipijczyk

Jacques Jouet należy do drugiego pokolenia członków francuskiej grupy Ouvroir de Littérature Potentielle – w skrócie OuLiPo – czyli Warsztatu Literatury Potencjalnej, założonego w 1960 r. przez Raymonda Queneau (już wówczas cieszącego się uznaniem pisarza i redaktora, autora niezwykle popularnej powieści „Zazi w metrze”) i François Le Lionnaisa (chemika, inżyniera, popularyzatora nauki). Do OuLiPo należeli Georges Perec, Italo Calvino, Harry Mathews i Marcel Duchamp, ale także wielu matematyków, specjalizujących się szczególnie w kombinatoryce. Celem grupy było nie tyle tworzenie literatury, ile opracowywanie constraintes: formalnych schematów dla literatury potencjalnej, czyli takiej, która powstać mogła, choć wcale nie musiała. Mimo że te ograniczenia były często niezwykle wykoncypowane i wykorzystywały zaawansowane schematy kombinatoryczne, oulipijczycy odwoływali się także do znanych z historii literatury reguł: anagramu, lipogramu, palindromu, akrostychu oraz złożonych układów wersyfikacyjnych – sonetu czy sestyny. Efekty prac grupy były udostępniane wszystkim zainteresowanym, którzy mieli ochotę zmierzyć się z tymi wyzwaniami wymagającymi niepospolitych kompetencji pisarskich.

Jouet, urodzony w 1946 r., po raz pierwszy zetknął się osobiście z członkami OuLiPo w 1978 r., kiedy uczestniczył w kursie pisania prowadzonym przez Paula Fournela, Georges’a Pereca i Jacques’a Roubauda. Do grupy został oficjalnie przyjęty pięć lat później, a więc wtedy, gdy nieobecności Pereca i Queneau na spotkaniach OuLiPo były już uznawane za usprawiedliwione (nigdy bowiem nie przestaje się być członkiem tej grupy, śmierć może stanowić jedyne uzasadnienie nieobecności).

Warsztat Literatury Potencjalnej funkcjonuje do dziś, spotkania jego członków odbywają się regularnie co drugi czwartek, Jouet natomiast wyrósł na najważniejszego jej współczesnego reprezentanta i jako jedyny spośród żyjących członków grupy w zupełności utrzymuje się z pisania. Jest przy tym pisarzem niezwykle pracowitym: opublikował do tej pory ponad 40 książek, w tym powieści, opowiadania, zbiory poezji, eseje, teksty sceniczne, a także słownik. Jest również niewątpliwie rekordzistą pod względem objętości opublikowanego tomu poezji: w 1998 r. ukazał się trzytomowy zbiór wierszy autora, o łącznej objętości 938 stron. Teksty, które składają się na „Navet, linge, œil-de- -vieux” („Rzepa, serwetka, oko starca”), powstawały od 1992 r., kiedy Jouet powziął postanowienie, aby każdego dnia pisać – przynajmniej – jeden wiersz. Zresztą w ubiegłym roku ukazał się kolejny opasły tom poezji Joueta zatytułowany „Du jour”, świadczący o konsekwencji, z jaką Jouet trzyma się swojego postanowienia, ale i o olbrzymiej różnorodności jego pisarstwa.

Pisarz rozwija koncepcje założycieli OuLiPo nie tylko poprzez opracowywanie wciąż nowych constraintes i niezwykłą wynalazczość gatunkową, ale również w teoretycznych wypowiedziach, które reinterpretują znaczenie formalnych ograniczeń stawianych literaturze. W 1998 r. Jouet porównał constraintes do zagadki domagającej się odpowiedzi zarówno pisarza, jak czytelnika. Odwołując się do jednej ze swoich ulubionych literackich scen – konfrontacji Edypa ze Sfinksem (którą Jouet kilkukrotnie przepisywał, w jednej z wersji wyobrażając sobie całą kolejkę ludzi oczekujących na swoją szansę udzielenia poprawnej odpowiedzi) – pisarz przeprowadził hipotetyczne równanie: „A co, jeśli ograniczenie jest Sfinksem?”, i zaproponował sześć wariantów jego rozwiązania. Efektem jest specyficzna typologia oulipijskich praktyk, która obejmuje praktycznie wszelką możliwą literaturę, nie tylko tę pisaną przez członków grupy, ale i tę, która podaje się za w pełni spontaniczną i wolną od formalnych rygorów. Totalna teoria literatury, którą stworzył Jouet, zakłada jednak, że podstawową sytuacją piszącego i czytającego jest konfrontacja z zagadką, która domaga się wyjaśnienia – czy tą zagadką będzie formalny kształt dzieła, czy egzystencjalny problem do rozwiązania, czy wreszcie gotowy tekst, domagający się interpretacji.

Ta zagadkowość literatury – dostępna nam w trybie nieustannego stawiania pytań – skłania Joueta do odrzucenia mitologii nieuwarunkowanego aktu twórczego i w konsekwencji do uznania wszelkich praktyk literackich za działalność najbardziej ze wszystkich konstrukcyjną, a poezji – za wytwór najzupełniej sztuczny (zresztą o tym, że sztuka zawsze jest już sztuczna, polszczyzna poucza równie dobrze, co język francuski, w którym art i artificiel są sobie tak samo bliskie). Literatura więc, choć nie wyklucza aspektu emocjonalnego, choć może się odwoływać do naszych afektów, jest przede wszystkim pracą intelektualną: zawsze jest już jakoś „zrobiona”, skonstruowana, a rozpoznanie tej konstrukcji jest zadaniem i autora, i czytelnika.

Z tego właśnie przekonania bierze się konsekwentnie realizowana przez Joueta strategia odczarowywania literatury i odzyskiwania dla niej statusu rzemiosła – wymagającego określonych kompetencji oraz odpowiednich nakładów pracy. To z kolei sprawia, że działalność literacka odnajduje swoje miejsce w codzienności. Jak w jednym z „Wierszy z metra” (o których za chwilę) pisze Jouet: „Nie lubię idei poezji czystej, niezanieczyszczonej i niewinnej, / niestosowanej, nieaplikowalnej, poezji poza literaturą. / Wiersze nie powinny się obawiać wypisywania ich na T-shirtach, / a poeta bycia opłacanym za wers. / Przyjmujemy wszystkie zamówienia”.

Jouet sytuuje się na antypodach literackiej autonomii, akceptując dogłębne uwikłanie literatury w to wszystko, co zwykło uznawać się za heterogeniczne wobec niej: rynek, ekonomię, stosunki produkcji i codzienne sytuacje komunikacyjne. Choć ceną za to może być obniżenie rangi literatury, to po stronie korzyści należałoby wpisać przywrócenie kontaktu z czytelnikami. Dobrze o tym świadczy jeden z gatunków stworzonych przez Joueta – wiersz adresowany (poème adressé), pisany z myślą o jednej osobie, poetycko wykorzystujący wariacje jej nazwiska i wysyłany do adresata zaraz po ukończeniu. W ten sposób, zamiast oferować dużej publiczności niewielką liczbę wierszy, pisarz wybiera strategię odwrotną: tworzy wiele wierszy, spośród których każdy zyskuje tylko jednoosobową publiczność – swojego adresata.


Publiczne środki komunikacji

Wspomniana typologia oulipijskich praktyk, w której Jouet analizuje możliwą produktywność formalnych ograniczeń, wskazuje także na inny ich aspekt – dostępność. W tym samym tekście pisarz podkreśla, że ścisła formalizacja ograniczeń służy możliwości ich wykorzystania przez wszystkich, którzy tylko zechcą to zrobić. „Ograniczenia są altruistyczne” – pisze. Zanurzenie literatury w społeczeństwie nie oznacza więc tylko wejścia pisarza w powszechne obiegi komunikacji – zejścia na ziemię, można by powiedzieć – ale zakłada także rozpoznanie wspólnotowego uwikłania pracy literackiej, jej uzależnienia od innych użytkowników języka.

Niektórzy komentatorzy twórczości OuLiPo lubią mówić o modelu open source, który na gruncie literatury wytworzyła francuska grupa. W istocie chodzi przecież o „algorytmy” wytwarzania literatury udostępniane na wolnych licencjach, dzięki czemu każdy może z nich korzystać i przetwarzać według własnego uznania. Trzeba przy tym jednak pamiętać, że idea „otwartych źródeł” unieważnia samą koncepcję źródła jako pierwotnego, oryginalnego i niezależnego początku. Jeśli bowiem źródła są otwarte, to już od samego początku pozostają zmieszane.

Na pierwszych stronach „Mojego pięknego autobusu”, pierwszej i jak dotąd jedynej powieści Joueta, która ukazała się po polsku, pisarz przytacza cytat z Pascala: „Niektórzy autorowie, mówiąc o swoich dziełach, powiadają: »Moja książka, mój komentarz, moja historia« itd. Trąci to mieszczuchem, który mając jakąś tam kamieniczynę, ciągle ma pełno »u mnie« w gębie. Lepiej by rzekli: »Nasza książka, nasz komentarz, nasza historia« itd. – zważywszy, iż zazwyczaj jest w tym o wiele więcej cudzego niż ich własnego”. Konsekwencją literackiego projektu Joueta okazuje się więc rozpoznanie podstawowego uwikłania literatury w życie publiczne, prowadzące z jednej strony do zachwiania pozycji autora i obniżenia rangi literatury jako działalności wyjątkowej, z drugiej jednak – do silnego jej osadzenia w przestrzeni społecznej.

To społeczne uwikłanie literatury świetnie widać w „Moim pięknym autobusie”. Jako przestrzeń o ściśle demokratycznym charakterze, w której przypadkowo spotykający się ze sobą ludzie tworzą tymczasową wspólnotę, a ich opowieści splatają się w pozbawiony jednego autora strumień języka, autobus staje się tutaj modelem dla nowego typu literatury: środka publicznej komunikacji.

Zresztą to zamiłowanie Joueta do publicznego transportu jest wyraźne także w innych jego tekstach, a szczególnie w „Wierszach z metra”. Jest to nazwa cyklu poezji, ale także gatunku opracowanego przez Joueta w ramach OuLiPo. Zasada jest prosta: podróżując metrem, między stacjami obmyślamy w głowie jeden wers (pierwszy wers między pierwszą a drugą stacją, drugi wers – między drugą a trzecią), który następnie – wyłącznie podczas postoju – zapisujemy na kartce; w ten sposób otrzymujemy wiersz, który ma tyle wersów, ile stacji znajduje się na naszej trasie minus jeden. Jeśli w naszej podróży musimy się przesiąść, rozpoczynamy nową strofę. Nie można pisać, kiedy pociąg jest w ruchu; nie można komponować, gdy pociąg stoi. 18 kwietnia 1996 r. Jouet stworzył, jak sam go określa, „ostateczny” wiersz z metra. Pokonując trasę, którą wcześniej skrupulatnie zaplanował z pomocą Pierre’a Rosenthala (członka OuLiPo, matematyka i specjalisty od labiryntów), obejmującą wszystkie 300 stacji paryskiego metra, w ciągu 15 i pół godziny napisał 490 wersów.

Ścisłe uzależnienie formy poetyckiej od infrastruktury miejskiej oraz od rytmu podróżowania sprawia, że wiersze z metra są nie do pomyślenia jako wytwór odizolowanego od społeczeństwa twórcy. Ich autorem jest zarówno poeta, który wymyśla w głowie i szybko notuje kolejne wersy, jak i pociąg, który nadaje im rytm, oraz współpasażerowie, których głosy przenikają do tekstu. „Wiersze z metra” pełne są cytatów z zasłyszanych rozmów i nagłówków z gazet, opisów twarzy obcych ludzi oraz przypadkowych odgłosów podziemnej kolejki. Zaprojektowana w ten sposób literatura już u swych podstaw jest więc heteronomiczna i polifoniczna – jej źródła biją w życiu miejskiej społeczności, a nie w samotni autora.

Niekiedy jednak Jouet bardziej bezpośrednio angażuje się w dyskusję o stanie społeczeństwa. W dyskusję ściśle polityczną. Powieść „Montaigne R” („Góra R”) z 1996 r., stanowiąca element cyklu „La République roman”, opisuje przebieg i konsekwencje pewnego absurdalnego projektu przedsięwziętego przez władze bezimiennej, choć w domyśle francuskiej, republiki. Pierwszą część powieści stanowi przemowa prezydenta, w której na jaw wychodzą wszystkie szwy politycznej nowomowy (wiele słów, zero treści). Prezydent przedstawia plan stworzenia na obrzeżach stolicy monumentalnej sztucznej góry, która z jednej strony miałaby pozwolić na uruchomienie robót publicznych, a z drugiej uświetnić ambicje państwa. Drugą część stanowi dialog jednego z podwykonawców z jego córką, która usiłuje dotrzeć do prawdy o przyczynach niepowodzenia projektu. Wreszcie trzecia część powieści to zeznania pisarza zatrudnionego przez władze do napisania powieściowej pochwały prac nad Górą. Okazuje się wtedy, że zaangażowanie pisarza w całe przedsięwzięcie mogło być znacznie większe, niż początkowo się wydawało, a praca literacka stopniowo odsłania swoje mniej niewinne oblicze.

Jouet analizuje, w jaki sposób literatura uwikłana jest w kształtowanie dyskursu publicznego i jaka odpowiedzialność spoczywa na autorach, których słowa mogą mieć moc sprawczą.

Z kolei w cyklu wierszy „107 âmes” („107 dusz”) z 1984 r. pisarz bada, na ile literatura sprawdza się jako narzędzie sondowania społeczeństwa. Jouet wykorzystał anonimowy kwestionariusz, w którym ankietowani podawali podstawowe informacje dotyczące swojej sytuacji społecznej, zawodowej i rodzinnej. Wykorzystując wyłącznie frazy zawarte w ankietach, pisarz stworzył wiersze opisujące każdego z ankietowanych, wykorzystując przy tym ściśle określony układ rymów. Zarysował w ten sposób szeroką panoramę społeczeństwa francuskiego, zachowując jednocześnie indywidualność badanych osób, z których każda otrzymała poświęcony sobie wiersz.


Majsterkowicz

Formalne eksperymenty Joueta mają za cel zmianę roli, jaką literatura odgrywa w życiu społecznym. Nie chodzi już o umacnianie autorytetu pisarza ani o tworzenie magicznej aury wokół tekstów literackich. Jouet tworzy literaturę użytkową, zanurzoną w codzienności i od niej uzależnioną. Przy tym wszystkim unika jednak estetycznej mizerii, której można by oczekiwać po doraźnej pisaninie. Jego teksty są kunsztownymi i precyzyjnymi konstrukcjami, wykorzystującymi wyrafinowane techniki literackie i naszpikowanymi erudycyjnymi aluzjami. Nie jest bowiem tak, że wejście w sferę publiczną zwalnia pisarza z wymogów, które stawia przed nim jego profesja. Chcąc być pisarzem publicznym, w pierwszej kolejności trzeba być dobrym pisarzem. Dopiero wtedy można z pełną odpowiedzialnością zabrać się za manipulowanie przy środkach publicznej komunikacji.

Opublikowana w 2001 r. minipowieść „Sauvage”, która pod tytułem „Dzikus” trafi do polskiego czytelnika tej jesieni (premiera na Festiwalu Conrada), jest fikcyjną narracją ekscentrycznego projektanta mody, po części opartą na biografii Paula Gauguina. Bohater odkrywa w sobie powołanie do wymyślania ludzkich ubiorów zupełnie od nowa, pragnąc przekroczyć alienujące konwencje i przywrócić człowieka naturze oraz, co ważniejsze, wspólnocie. Życie Paula stanowi jednak serię porażek i kompromitacji, po części wynikających z niezrozumienia dla jego idei, w dużej jednak mierze będących efektem jego osobistych ułomności: nadmiernej skłonności do alkoholu i prostytucji, rozrzutności i beztroski.

W postaci Paula Jouet zdaje się analizować sytuację eksperymentatora, który dostrzegając błędy zastanych konwencji i pragnąc je naprawić, nie znajduje punktu oparcia dla swoich planów i wreszcie ponosi klęskę. Nie znaczy to jednak, że jego działania nie mają żadnego znaczenia. Odświeżając, za sprawą radykalnych gestów, zastane sposoby patrzenia na świat, przyczynia się ostatecznie do zmian, bez których komunikacja skazana byłaby na nieustanne powtarzanie tego samego.

Choć niekoniecznie przynosi spektakularne efekty, majsterkowanie w języku okazuje się niezbędne.


MACIEJ JAKUBOWIAK (ur. 1987) jest literaturoznawcą, krytykiem, doktorantem Wydziału Polonistyki UJ. Zajmuje się związkami literatury nowoczesnej z prawem autorskim.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Eseista, redaktor wicenaczelny magazynu „Dwutygodnik”. Autor książek „Hanka. Opowieść o awansie” (Czarne, 2024), „Ostatni ludzie. Wymyślanie końca świata” (Czarne, 2021) oraz „Nieuchronny plagiat” (Wydawnictwo IBL PAN, 2017). Jego teksty można też znaleźć w „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2014

Artykuł pochodzi z dodatku „Conrad (02/2014): Wspólne światy