Podziemne słowo: polska specjalność

W czasach komunizmu w Polsce ukazywało się poza cenzurą wielokrotnie więcej czasopism niż we wszystkich innych państwach bloku sowieckiego razem wziętych.

10.11.2016

Czyta się kilka minut

Konrad Bieliński z podziemnego wydawnictwa NOW-a. Zdjęcie wykonane w tajnej drukarni. Konstancin, 1980 r. / Fot. Tomasz Michalak / FOTONOVA
Konrad Bieliński z podziemnego wydawnictwa NOW-a. Zdjęcie wykonane w tajnej drukarni. Konstancin, 1980 r. / Fot. Tomasz Michalak / FOTONOVA

Za początek masowego niezależnego ruchu wydawniczego w Polsce uznaje się rok 1976. Wcześniej – od momentu rozbicia przez komunistów powojennego podziemia – przypadki rozpowszechniania tekstów poza cenzurą zdarzały się w PRL raczej sporadycznie. Miały one formę przepisywanych ręcznie bądź na maszynie ulotek z apelem o bojkot wyborów czy sprzeciwiających się udziałowi polskich wojsk w zdławieniu Praskiej Wiosny w 1968 r. Wtedy właśnie próby rozpowszechniania podobnych materiałów podjęła się m.in. grupa pozostających na wolności uczestników ruchu marcowego, której liderką była Bogusława Blajfer. Skonstruowała ona powielacz, używając... wyżymaczki do pralki.

Rzadsze były przypadki rozpowszechniania przed 1976 r. dłuższych utworów. Poza cenzurą krążyły m.in. w 1956 r. kopie tajnego referatu Nikity Chruszczowa czy fragmenty emigracyjnej książki „Za kulisami bezpieki i partii”, zawierającej zapis rozmowy Zbigniewa Błażyńskiego z Józefem Światłą, zbiegłym na Zachód funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa. W formie zbliżonej do rosyjskiego samizdatu krążył też potem „List 34” i „List otwarty do partii” Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego.
Próbę rozpowszechnienia niezależnego czasopisma podjął w 1969 r. Maciej Kozłowski, który w Pradze wydrukował jeden numer „Biuletynu Nieocenzurowanego”, zawierającego głównie teksty dotyczące niedawnych wydarzeń politycznych. Próba przemycenia nakładu do Polski jednak się nie udała, gdyż osoby biorące w niej udział zostały zatrzymane przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Dłuższy był żywot „Informatora” i „Biuletynu”, wydawanego przez podziemny „Ruch” Andrzeja Czumy i Stefana Niesiołowskiego. Pisma te nie były jednak rozpowszechniane wśród ludzi niezwiązanych z organizacją. Miały przede wszystkim spełniać funkcje integracyjne, wzmacniać sieci kontaktów łączące członków tej grupy.

Poza cenzurą swoje teksty rozpowszechniały też środowiska, które trudno wpisać w historię demokratycznej opozycji. Swoje publikacje (drukowane na powielaczu) wydawali np. dogmatyczni komuniści na czele z Kazimierzem Mijalem, świadkowie Jehowy czy wrocławscy hippisi. W niektórych środowiskach w niewielkich ilościach powielano publikacje o charakterze artystycznym.

Przełomowy rok 1976

Rozwój na szerszą skalę drugiego obiegu wydawniczego w PRL nastąpił wraz z powstaniem zorganizowanej opozycji politycznej w drugiej połowie lat 70. – po pacyfikacji protestów robotniczych w czerwcu 1976 r.

Drugi obieg powstał zatem wraz z opozycją, która wzięła wówczas represjonowanych w obronę. Wydawanie książek i czasopism było jedną z głównych form jej aktywności. Dla powstania drugiego obiegu kluczowe znaczenie miało więc jednoczesne pojawienie się kilku czynników: uformowanie się zorganizowanej opozycji, złagodzenie represji podejmowanych przez rządzących i zapotrzebowanie społeczne na wolne słowo.

Podstawowym założeniem twórców Komitetu Obrony Robotników, powstałego właśnie wtedy, było prowadzenie działalności w sposób jawny, z czym wiązała się potrzeba informowania społeczeństwa o podejmowanych przez KOR przedsięwzięciach. Służył temu zwłaszcza ukazujący się od września 1976 r. „Komunikat”, którego treść musieli zaakceptować wszyscy członkowie KOR. W jego redagowaniu uczestniczyli zresztą czołowi działacze Komitetu. „Komunikat” był oficjalnym biuletynem, w którym publikowano dokumenty KOR. W pracy nad nim niewiele było kunsztu typowo dziennikarskiego, nie drukowano tu tekstów publicystycznych czy reportaży. Ale związana ze specyficzną pozycją tego pisma precyzja języka i oszczędność słów stanowiła pewien wzorzec, wykorzystywany w kolejnych latach przez wielu twórców opozycyjnej prasy.

Od początku ludzie związani z KOR mieli ambicje tworzenia też pisma o nieco luźniejszej formule. We wrześniu 1976 r. ukazał się pierwszy numer „Biuletynu Informacyjnego”. Jego wydawaniem kierowali m.in. Seweryn Blumsztajn i Joanna Szczęsna, należący do najbardziej aktywnych współpracowników KOR z pokolenia ’68. Początkowo ukazywały się w nim niemal wyłącznie informacje, w dużej części powtarzał on treść „Komunikatu”, ale jego redakcja miała znacznie większą swobodę pracy. Z czasem na łamach pisma było coraz więcej publicystyki politycznej. Po pewnym czasie „Biuletyn” stał się głosem środowiska związanego z Jackiem Kuroniem i dawnym liderem środowiska „komandosów” Adamem Michnikiem, który po powrocie do kraju w 1977 r. stał się jednym z głównych działaczy KOR. Ta sytuacja była przyczyną konfliktów z coraz bardziej odrębnym od reszty Komitetu środowiskiem Antoniego Macierewicza i Piotra Naimskiego. Do jesieni 1980 r. „Biuletyn” utrzymywał pozycję jednego z kilku głównych pism publicystycznych opozycji.

Istotne znaczenie miała forma rozpowszechniania obu pism. Początkowo kolejni czytelnicy przepisywali je na maszynie w kilku egzemplarzach i podawali dalej. Obok zwiększania potencjalnego nakładu pisma miało to też duże znaczenie organizacyjne. Szybko rozszerzała się sieć współpracowników ruchu opozycyjnego, co dawało tym samym coraz większej liczbie osób możliwość utożsamiania się z nim. Jednocześnie jednak ta forma ograniczała zarówno czytelność niezależnych pism, jak i ich zasięg.

Powielaczowa rewolucja

Ważnym punktem w historii polskiego drugiego obiegu było więc rozpoczęcie wydawania prasy niezależnej przy użyciu powielacza.

Jeszcze przed powstaniem KOR taką maszyną, pozyskaną z Zachodu przez Piotra Jeglińskiego [patrz tekst w tym dodatku – red.], dysponowała grupa sympatyzujących z opozycją studentów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, do której należał m.in. Janusz Krupski. Obawiając się represji, Kuroń próbował odwieść ich od pomysłu jego użycia. Po powstaniu KOR szybko na nowo rozpoczęły się dyskusje na ten temat. Część jego członków – wśród nich m.in. Kuroń i najstarsi członkowie Komitetu – obawiała się reakcji władz na użycie powielacza, spodziewając się wzmożenia represji i odstraszenia odbiorców przez samą formę niezależnych publikacji. Zwolennikiem przejścia na powielanie niezależnych wydawnictw, co miało zdynamizować ruch opozycyjny, był zaś m.in. Macierewicz. Ostatecznie zdecydowano się na wykorzystanie tej możliwości – i zimą 1976 r. na „lubelskiej” maszynie zaczęto masowe powielanie KOR-owskiej prasy.

Najwcześniej jednak na użycie powielacza zdecydowali się opozycjoniści ze środowiska dawnych działaczy „Ruchu” i kręgu Andrzeja Czumy. Już w październiku 1976 r. ukazał się pierwszy numer tworzonego przez nich pisma „U Progu”, wydrukowany na maszynie podarowanej przez Jerzego Giedroycia. Miało ono profil informacyjny, a jego tworzeniem zajmowali się czołowi działacze opozycyjni z tego kręgu: wcześniej związany z „Ruchem” Emil Morgiewicz i początkowo zaangażowany w tworzenie prasy KOR-owskiej Adam Wojciechowski.

W kolejnych latach do Polski miało docierać z Zachodu coraz więcej powielaczy.

Lawina

Następną granicą, na której przekroczenie zdecydowali się redaktorzy niezależnej prasy, było ujawnienie się przez redakcję „Biuletynu Informacyjnego” wiosną 1977 r. Jej śladem poszli twórcy innych tytułów. Taka postawa z pewnością mogła dodawać odwagi szeregowym uczestnikom ruchu opozycyjnego. Pojawienie się nazwisk autorów tekstów miało też inne znaczenie: przestawały one być anonimowe, autorzy stawali się rozpoznawalni dla czytelnika. W ten sposób tworzyła się niezależna opinia publiczna.

Dalszy rozwój prasy niezależnej następował wraz z tworzeniem się kolejnych organizacji opozycyjnych. Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO) wydawał „Opinię” i „Drogę”, Konfederacja Polski Niepodległej (KPN) „Gazetę Polską”, Ruch Młodej Polski „Bratniaka”. Swoje pisma tworzyli literaci: bardziej nobliwy „Zapis” i kontrkulturowy „Puls”. Istotne miejsca na mapie opozycji zajmowały publicystyczne tytuły KOR-owskie („Głos” i „Krytyka”), chrześcijańskie „Spotkania” czy konserwatywno-liberalna „Res Publica”. Ukazywały się pisma studenckie czy chłopskie oraz najpopularniejszy ze wszystkich KOR-owski „Robotnik”, wydawany w nakładzie kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy! Obok pism niezależnych funkcjonowały oficyny książkowe, ze słynną NOW-ą na czele [patrz rozmowa w tym dodatku – red.]. Łącznie do 1980 r. pism podziemnych ukazywało się około stu.

Powstanie Solidarności spowodowało zmianę skali zjawiska. Już jesienią 1980 r. pojawiło się... aż czterysta tytułów prasy niezależnej! Fenomenu tego nie przerwał stan wojenny: pisma podziemne ukazywały się od pierwszych dni po jego wprowadzeniu aż do likwidacji cenzury w 1990 r. W sumie tytułów pism ukazujących się poza cenzurą było ponad 5500. Nie gorzej wygląda książkowy dorobek opozycji: liczba wydań poza cenzurą sięga 6500 tytułów.

Lider w bloku

Tymczasem w innych państwach bloku sowieckiego tytułów samizdatu ukazywało się znacznie mniej. W Związku Sowieckim było ich nieco ponad 300, w Czechosłowacji ok. 80, na Węgrzech ok. 40, a w NRD tylko 30. W Bułgarii ukazywały się jedynie dwa samizdatowe czasopisma, a w Rumunii żadne.

Właściwie jedynie w Polsce stosowano też na większą skalę zaawansowane techniki drukarskie, co pozwalało osiągać bardzo wysokie nakłady. Użycie powielaczy było specyfiką polskiej opozycji. Dzięki temu niezależne publikacje docierały nie tylko do wąskich grup nastawionych opozycyjnie elit, jak w innych państwach bloku, ale też do szerszych kręgów społecznych. A polski drugi obieg różnił się od samizdatu także tym, że funkcjonował – i to nie na małą skalę – również w mniejszych ośrodkach.

Choć więc na początku wzorem dla Polaków był rosyjski samizdat, to role szybko się odwróciły. Tę zmianę dobrze pokazuje wspomnienie Kseni Starosielskiej, rosyjskiej tłumaczki literatury polskiej, która wiosną 1967 r. rozmawiała z Wiktorem Woroszylskim o emigracji córki Stalina. „Woroszylski powiedział właśnie o tym: »Przeczytacie o tym wszystkim w samizdacie«. Samizdat rzeczywiście pojawił się u nas wcześniej, jednak i polski nie kazał długo na siebie czekać i rozkwitł o wiele mocniej. Wkrótce zaczęli drukować prawdziwe książki techniką zachodnią – dostarczono im maszyny drukarskie. Widziałam na przykład »Folwark zwierzęcy« Orwella. To było świetnie wydane, z kolorowymi ilustracjami. Polacy osiągnęli w tym dużą biegłość. Otrzymałam wiele książek polskich autorów wydanych w ten sposób – dzięki temu, że czasami raz na dwa, trzy lata jeździłam do Polski. Czasem całymi dniami nie wyłaziłam z domu, jeśli dali mi na kilka dni jakąś książkę, której nie mogłam wziąć ze sobą, i czytałam”.

Ciekawa w tym kontekście jest historia wyjazdu do Moskwy członka KOR Zbigniewa Romaszewskiego w 1979 r. Gdy rozmawiał z rosyjskimi dysydentami, ujawniła się różnica skali.

Aleksander Ławut, z którym również spotkał się Romaszewski, wspominał po latach rozmowę z polskim opozycjonistą: „Opowiadał o tym, jak działają, rozmawialiśmy o publikacjach, które u nich wychodziły. Mówił, że bardzo ich prześladują. Ich druki podziemne nie były samizdatem w naszym rozumieniu, to była już metoda drukarska. Kiedyś zabrano im 5 tysięcy nakładu egzemplarzy. Nam zabierano 5 sztuk”.

Czemu Polska?

Co mogło zadecydować o tak zaawansowanym rozwoju obiegu wolnego słowa w Polsce? Czemu pod tym względem PRL tak bardzo wyróżniał się na tle innych państw bloku sowieckiego?
Różnice są tu zbyt duże, by tłumaczyć je tylko np. demografią (tym, że Polska była większa od innych państw bloku, oczywiście z wyjątkiem Związku Sowieckiego). Z pewnością znaczenie miały generalne różnice między PRL a innymi państwami, polskie historyczne tradycje oporu czy mniejsze zatomizowanie społeczeństwa. Inne były też nastroje społeczne. Z badań sondażowych prowadzonych przez Radio Wolna Europa na emigrantach z PRL wynika, że Polacy w drugiej połowie lat 70. byli bardziej nastawieni na prowadzenie skutecznej walki z systemem od Czechów, Słowaków i Węgrów, co tłumaczyć można w przypadku dwóch pierwszych narodów spacyfikowaniem ich przez reżim po Praskiej Wiośnie, a w przypadku Węgrów względną stabilizacją, zwłaszcza w sferach gospodarczych. Szczególnie w przypadku Węgrów lata 70. były czasem, gdy nie istniał klimat dla rozwoju ruchów opozycyjnych.

Polska opozycja była też najlepiej zorganizowana, najliczniejsza i ciesząca się największym poparciem społecznym, różnorodna pod względem ideowym i najbardziej nastawiona na działania stricte polityczne; wyróżniała się na tle innych ruchów dysydenckich (poza tymi w nierosyjskich republikach Związku Sowieckiego). Silnie też nawiązywała do tradycji narodowych i wyzwoleńczych, a nie tylko do uniwersalnych wartości. Z pewnością ułatwił to również relatywnie bardziej liberalny – poza okresem stanu wojennego – stosunek władz do opozycji w porównaniu np. z Rumunią, Sowietami czy NRD.

Ten sam czynnik, który przed 1976 r. powodował, że samizdat w Polsce się nie pojawił, w późniejszym okresie wzmocnił rozwój drugiego obiegu. Zadecydowało o tym nałożenie się wielu okoliczności. Należały do nich: drastyczny rozdźwięk między propagandą a sytuacją w kraju, nastroje społeczne w sytuacji kryzysu gospodarczego, wsparcie dla opozycji ze strony Kościoła katolickiego (mającego w PRL silną pozycję) oraz ze strony emigracji, oparcie w strukturach NSZZ „Solidarność” (legalnej w latach 1980-81, a potem podziemnej). W innych państwach rozwijać niezależną działalność wydawniczą było znacznie trudniej.

Na dysproporcję między polskim drugim obiegiem wydawniczym a jego zagranicznymi odpowiednikami duży wpływ miał też fakt, że istniał silny ruch wsparcia dla polskiej opozycji z Zachodu. Samizdat w innych krajach bloku wschodniego również był wspierany przez państwa zachodnie i emigrację, ale nie w tak dużym stopniu. Następowało tu swoiste sprzężenie zwrotne – polegające na tym, że ruch opozycyjny mógł tutaj liczyć na największą pomoc, dzięki czemu stawał się jeszcze silniejszy.

Długi marsz

Czy wolne słowo obaliło komunizm? Przyczyn jego upadku było znacznie więcej. Ale drugi obieg miał niewątpliwie wpływ na erozję systemu. Niezależne publikacje delegitymizowały komunizm – zarówno poprzez swoją treść, jak też przez sam fakt swojego istnienia. Przenosiły do sfery publicznej krytykę systemu, dotąd pojawiającą się głównie w prywatnych rozmowach.

Wydawanie i rozpowszechnianie niezależnych publikacji nie było działaniem, które samo w sobie mogło obalić system. Jednak pozwoliło przeczekać represje, zgodnie ze strategią długiego marszu organizować się – w oczekiwaniu na odpowiedni moment, który w końcu nastał w latach 1988-89. I wreszcie: niezależny ruch wydawniczy ukształtował część elit politycznych, dziennikarskich czy kulturalnych wolnej już Polski. ©

​Dr JAN OLASZEK jest doktorem historii, pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN w Warszawie. Specjalizuje się w tematyce drugiego obiegu wydawniczego. Autor książek, m.in. „Rewolucja powielaczy. Niezależny ruch wydawniczy w Polsce w latach 1976–1989”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2016