Podniósł poprzeczkę

Na powitanie użył słów Jana Pawła II: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi". A potem mówił o rzeczach, o których wielu amerykańskich katolików wolałoby zapomnieć.

22.04.2008

Czyta się kilka minut

Nie przerywano mu oklaskami. Nikt nie koczował pod jego oknami w nocy. "Sto lat" (a ściśle rzecz biorąc: "Happy Birthday") zaśpiewano mu tylko na okoliczność 81. urodzin, które obchodził akurat podczas tej podróży, 16 kwietnia.

Benedykt XVI jest minimalistą. W pewnym sensie jest papieżem antymedialnym i zupełnie nieamerykańskim. Mówi o rzeczach niełatwych. Ale nawet zagorzali krytycy "Bożego rottweilera" (jak nazywają go ci niechętni) byli poruszeni jego pozytywnym - tak bardzo amerykańskim - podejściem do problemów. Ujmowała jego skromność i pokora. Przyjechał jako następca Piotra, który tak jak on sam "był człowiekiem słabym i grzesznym". Nie oferował gotowych recept. Mimo że w Stanach trwa intensywna kampania wyborcza, unikał odniesień do bieżącej polityki. Podczas przemówienia w ONZ nie wspomniał o Iraku ani o Bliskim Wschodzie. Nawet podczas wizyty w Ground Zero nie padło słowo "terroryzm". Zachęcał jednak do brania spraw w swoje ręce i do podejmowania odpowiedzialności.

Przyjechał jako pielgrzym pełen podziwu i szacunku dla kraju wiary i nadziei. Przyjechał z nadzieją, że wartości, które kolejnym pokoleniom emigrantów pomogły w budowie pomyślności Ameryki, dziś dostarczą inspiracji zlaicyzowanej Europie. Ale przyjechał także uzmysłowić amerykańskim katolikom, że znaleźli się na skrzyżowaniu dróg. Że wchodzą w wiek dojrzały. "Jako następca św. Piotra przybyłem do Ameryki, by Was bierzmować" - mówił podczas pierwszej Mszy do wiernych, na stadionie Nationals Park w Waszyngtonie. "Przybyłem, by powtórzyć wezwanie do nawrócenia i przebaczenia grzechów, i by błagać Ducha Świętego o nowe dary dla Kościoła w tym kraju".

Rachunek sumienia

Rozpoczął od rachunku sumienia. Jeszcze na pokładzie lecącego do Stanów samolotu poruszył kwestię skandali seksualnych, które w amerykańskim Kościele doprowadziły do głębokiego kryzysu. Wielu obserwatorów było zaskoczonych - tym, że zrobił to tak wcześnie i tak odważnie.

Do kwestii pedofilii wrócił już pierwszego dnia, podczas spotkania z biskupami, z udziałem mediów. Potem mówił o tym obszernie podczas Mszy na stadionie Nationals Park. Padały słowa "ból" i "zgorszenie". Za każdym razem mówił szczerze i otwarcie: "Sprzeniewierzyli się swej posłudze", "Sprawy były prowadzone źle", "Jestem głęboko zawstydzony"...

Wszystkich zaskoczyło jego spotkanie z osobami molestowanymi w przeszłości przez księży. "Po pierwsze przeprosił, słuchał z szacunkiem" - mówił potem jeden z uczestników. Choć znaleźli się i tacy, którzy twierdzili, że to puste słowa (a w Nowym Jorku doszło do sporadycznych protestów), większość obserwatorów podkreślała, że rozmowa z ofiarami miała charakter bezprecedensowy i symboliczny.

Benedykt XVI pouczał jednak też, że na kwestie seksualnych nadużyć trzeba patrzeć w szerszym kontekście: pornografii, przemocy, "wulgarnego manipulowania seksualnością". Przekonywał, że uporanie się z tym kryzysem to zadanie dla całej katolickiej wspólnoty. Mówił o potrzebie nawrócenia i wybaczenia, otoczenia miłością i modlitwą tych, którzy zostali skrzywdzeni, ale także i tych, którzy zgrzeszyli.

O skandalach wspomniał krótko jeszcze raz, podczas kończącej pielgrzymkę Mszy na stadionie Yankee. Przypominał amerykańskim katolikom, że "nie wolno tracić ducha w obliczu przeciwności, trudności czy skandalu" i że nie można godzić się na "separowanie wiary od codziennego życia".

O radości życia

Benedykt XVI podkreślał, że zakorzenienie religii w życiu społecznym i politycznym było przez 200 lat atutem Ameryki. Przestrzegał jednak przed pokusami, jakie niesie sekularyzacja i relatywizm moralny. Kilkakrotnie podczas pielgrzymki, m.in. podczas spotkania z prezydentem Bushem w Białym Domu i na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, podkreślał, że wiara, która nie znajduje odzwierciedlenia w życiu publicznym, staje się martwa. "Dążenie do pokoju, sprawiedliwości, poszanowanie godności człowieka, współpraca i pomoc są wyrazem aspiracji ducha ludzkiego i stanowią ideały, w oparciu o które powinny być prowadzone wszelkie działania na arenie międzynarodowej" - mówił w poświęconym prawom człowieka przemówieniu w ONZ.

Wielokrotnie wspominał również o nauce społecznej Kościoła i jej chlubnych tradycjach w Stanach. Amerykański Kościół, który w ostatnich latach otworzył swe podwoje przed ogromną falą latynoskich emigrantów, ma obowiązek otoczyć opieką ubogich, bezdomnych, chorych i cierpiących - mówił Papież.

A jednocześnie przypominał, że katolikom nie wolno zapomnieć o radości życia: "W społeczeństwie, w którym Kościół postrzegany jest jako zbiurokratyzowana instytucja, naszym najważniejszym powołaniem jest pokazanie (światu) radości, jaka płynie z wiary i doświadczania miłości Bożej".

Gotycka struktura

Położona w sercu Manhattanu, przy tętniącej życiem Piątej Alei, neogotycka katedra św. Patryka to najważniejsza świątynia katolicka w Stanach. Wciśnięta między błyszczące siedziby banków i eleganckie butiki, wśród wszechobecnego dziś szkła i metalu, jawi się trochę jak nie z tego świata. W jej murach nieraz zdarzało mi się widzieć ludzi w strojach niemal plażowych, wachlujących się i popijających wodę sodową podczas nabożeństw. Ale w mieście pełnym zgiełku i energii cisza, jaką można tu znaleźć, nabiera szczególnego wymiaru.

To właśnie miejsce wybrał Benedykt XVI, by mówić o napięciu i dylematach, jakich doświadczają katolicy we współczesnym świecie, "świecie, który tak bardzo potrzebuje duchowości, ale któremu tak trudno jest zanurzyć się w pełni w tajemnicę Kościoła". W kazaniu, które zrobiło wrażenie nawet na wielu cynicznych nowojorczykach, odwoływał się do amerykańskiej literatury i do europejskiej architektury średniowiecza. "Jak wszystkie gotyckie katedry, jest to bardzo skomplikowana struktura, której precyzyjne i harmonijne proporcje są symbolem boskiego stworzenia. Średniowieczni artyści często przedstawiali Chrystusa z kompasem w dłoni, który dzięki nieskończonej mądrości i poczuciu celu wprowadzał porządek w kosmosie... Czyż owe nieustanne intelektualne poszukiwanie nie jest równie konieczne jak moralne poszukiwanie, aby nasza wiara mogła wzrastać, abyśmy potrafili rozpoznawać znaki czasu?" - pytał.

Ogromnym atutem Ameryki była i jest wolność. "Ale wolność - przypomniał Papież podczas spotkania z młodzieżą w Nowym Jorku - to wartość delikatna. Może być źle rozumiana i wykorzystywana. Zamiast do szczęścia, może prowadzić w ciemne rejony manipulacji". W tym kontekście Benedykt XVI wspomniał o własnych doświadczeniach młodości, związanych z nazizmem. Przypomniał, że wielu ludzi długo nie potrafiło dostrzec, jak ogromnym był zagrożeniem. Mówił, jak ważna jest umiejętność rozpoznawania dobra i zła, nazywania rzeczy po imieniu. Podobnie jak podczas spotkania na katolickim uniwersytecie w Waszyngtonie, tłumaczył, że wolność, która nie służy poszukiwaniu prawdy, prowadzi na manowce. Mówił też o posłuszeństwie i autorytecie, "słowach, których w dzisiejszych czasach nie wypowiada się łatwo", i które "w społeczeństwie przywiązującym tak wielką wagę do indywidualnej wolności" wielu traktuje jako przeszkodę.

"Zakasać rękawy"

"Kiedy w kwietniu 2005 r., tuż po zakończeniu konklawe, Benedykt XVI wyszedł na balkon w Watykanie, ja miałem ochotę z jakiegoś balkonu skoczyć" - wspominał jezuita James Martin, redaktor prestiżowego miesięcznika katolickiego "America". O. Martin, który określa się mianem liberała, postrzegał bowiem Josepha Ratzingera jako uosobienie Kościoła konserwatywnego i skostniałego.

Podczas obecnej wizyty Papieża w Stanach zmienił zdanie. "Każdy z nas ma jakiś martwy punkt, jeśli chodzi o kontakty z innymi ludźmi czy wspólnotami. Osobisty kontakt, uczciwy dialog, szczera modlitwa to najlepsze sposoby, aby sobie z tym radzić. Benedyktowi XVI udaje się budować mosty" - stwierdził po papieskiej wizycie w jednej z synagog Manhattanu (była to pierwsza wizyta Papieża w amerykańskiej synagodze). - "I dzięki temu mi też coś się zaczęło udawać: zacząłem odczuwać podziw lub nawet sympatię dla papieża, którego wybór kiedyś napełniał mnie rozpaczą".

Oczywiście, Benedykt nie zadowolił wszystkich. Jeszcze zanim samolot papieski wystartował z lotniska JFK w drogę powrotną, pojawiły się głosy krytyczne: że "ani razu nie wspomniał o antykoncepcji", "przeprosiny za seksualne skandale to za mało" albo że "ta wizyta niewiele w amerykańskim Kościele zmieni". W większości środowisk jednak spotkał się z zaskakująco ciepłym przyjęciem. "Była to niezwykle obfita, bogata, pełna treści wizyta - napisała Amy Welborn, autorka książek o religii i jedna z dziewięciu komentatorów zaproszonych przez prestiżowy dziennik "New York Times" do prowadzenia bloga poświęconego wizycie Papieża. - Pokazał nam, amerykańskim katolikom, lustro i prosił, byśmy uczciwie i z pokorą zastanowili się, kim jesteśmy".

W podobnym tonie na łamach tego samego bloga podsumował wizytę papieża Alejandro Bermudez, Peruwiańczyk, który jest w Stanach redaktorem naczelnym katolickiej agencji informacyjnej: "Kazał nam zakasać rękawy i być po prostu katolikami".

Papież minimalista

Z angielskiego tłumaczę dużo i często. Z tekstami Benedykta XVI miałam kłopoty. Jego zdania - szalenie precyzyjne, oszczędne, wielowarstwowe - trzeba czytać po wielokroć. Nie, on nie jest "osobą medialną". Ale być może Stany Zjednoczone AD 2008 potrzebowały takiego właśnie papieża: stroniącego od sound-bitów, podnoszącego intelektualną poprzeczkę.

Podniósł zresztą nie tylko poprzeczkę intelektualną. To, co miał do powiedzenia Amerykanom, nie zawsze było łatwe czy przyjemne. Stawiał wymagania. Ale nie groził palcem. Afirmował raczej to, co pozytywne. Zamiast podkreślać, co dzieli, szukał tego, co łączy. Odnosząc się do skandali seksualnych, powiedział, że dla Kościoła ważniejsze jest, aby posiadać dobrych księży, niż żeby posiadać ich dużo.

Benedykt XVI - minimalista - jest chyba jednak przekonany, że to samo dotyczy wiernych.

Tylko na naszej stronie internetowej pielgrzymkę Benedykta XVI komentuje prof. HELEN ALVARÉ z Catholic University of America. W serwisie także relacje z kolejnych etapów wizyty.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1969. Reperterka, fotografka, była korespondentka Tygodnika w USA. Autorka książki „Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero” (2013). Od 2014 mieszka w Tokio. Prowadzi dziennik japoński na stronie magdarittenhouse.com. Instagram: @magdarittenhouse.

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2008