Pod lipą

Drzewa są ważne. Dla mnie są ważne szczególnie, bo kiedy moim rodzicom urodziło się pierwsze dziecko, ojciec dla upamiętnienia tego wydarzenia posadził las.

19.04.2019

Czyta się kilka minut

 /
/

Las nazwał imieniem pierworodnego. Tym synem byłem ja. Prawdę mówiąc nie wiem, czy ojciec posadził las dlatego, że ja się urodziłem, czy może ja się urodziłem, kiedy ojciec sadził las. Fakt, że las nosił moje imię. Był już taki przypadek w rodzinie. Adam B., autor znanego herbarza, z okazji narodzin potomka też posadził las i też nazwał go od imienia syna Michalinek. Jego syn Michał zmarł, zanim go poznałem, ale las Michalinek dobrze znałem. „Mój las” ostatni raz widziałem w wieku siedmiu lat. Wtedy to był bardzo młody las, siedmioletni. Potem z tamtego miejsca wyrzucili nas Niemcy (była okupacja). Zabrali las, dom i w ogóle wszystko. Po wojnie powstał tam pegeer. Dom, murowany dwór zbudowany przez moich przodków w XIX wieku w miejsce XVI-wiecznego, drewnianego, zniknął z powierzchni ziemi. A las? Nawet nie wiem, czy przetrwał. Jeśli przetrwał, to za piętnaście lat będziemy mieli po sto lat. Las i ja. Niestety, nikt już nie pamięta, który z okolicznych lasów nosił moje imię.

Inna historia. W 1969 r. młody ks. Jan Glica został wysłany do pracy w Brazylii. Niedługo po przyjeździe, w Kurytybie, na placu, na którym miał powstać (i powstał) kościół i dom zakonu, posadził palmę. Pokazał mi ją kilka lat temu. Była wspaniała, wyższa niż dom. W tym roku Jan obchodzi złoty jubileusz swojej pracy w Brazylii. Przypominano jego liczne zasługi, ale o palmie nikt nawet nie wspomniał.

W Czarnolesie już dawno nie ma lipy uwiecznionej przez Mistrza Jana w księgach wtórych „Fraszek”: „Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!”. Ale za to któż z nas nie oglądał przynajmniej kilku „lip Sobieskiego”, silnie jakoś rozproszonych. Pod każdą, według tradycji, zwycięzca spod Wiednia osobiście siedział. Wygląda na to, że król Jan, gdziekolwiek się znalazł, widząc lipę, czuł nieprzepartą potrzebę usiądnięcia pod nią.

Siadał, nie siadał, drzewa są idealnym miejscem przechowywania pamięci. Spokojne trwanie drze­wa, trwanie na jednym miejscu, do którego wracając po latach sprawdzamy, czy ono nadal tam jest, wydaje się zaprzeczeniem naszej zmienności i nieubłaganego przemijania: „Nie było nas, był las, nie będzie nas, będzie las”.

Może dlatego przygnębiające wrażenie zrobiło na mnie to, co kiedyś zobaczyłem w Kamerunie. Kiepską drogą sunął sznur ciężarówek. Na każdej leżał jeden gigantyczny, pozbawiony gałęzi pień drzewa wyciętego w dżungli. Prawdopodobnie rosło tam od stworzenia świata. Tymczasem kameruńscy potentaci (szeptano, że sam prezydent) do spółki z francuskimi pustoszyli kameruńskie lasy, by we Francji produkować z nich parkietowe klepki, budować wymyślne schody, robić drogie meble czy wykładać ściany francuskich pałaców i willi. Biedni kierowcy ciężarówek nie mieli spokojnego sumienia. Kiedy spostrzegli, że fotografuję ten ich ponury konwój, zatrzymali się, zaczęli wygrażać w moją stronę. Kilku wysiadło z ciężarówek i krzycząc szli w naszym kierunku. Nie wiem, co mogło być dalej, bo zdążyliśmy wskoczyć do samochodu i uciec.

Drzewa zawsze były symbolem mocy i trwania. Biblia mówi: „sprawiedliwy zakwitnie jak palma, rozrośnie się jak cedr na Libanie” (Ps 92, 13-16). Co będzie z tym symbolem, kiedy wszystkie stare cedry przerobimy na klepkę podłogową? Klepka, nawet cedrowa, nie stanie się symbolem. Wystukałem w wyszukiwarce „cedr” i natychmiast znalazłem reklamę: „Firma XY jest autoryzowanym dystrybutorem paneli. Podłoga Cedry Libanu (...). Cena dostawy do Klienta uzależniona jest od ostatecznej wagi przedmiotu”. Kupujcie. Taki cedrowy panel na podłogę nie jest stosunkowo drogi.

Tylko co się stanie z nami, kiedy już wszystkie cedry świata przerobimy na panele podłogowe? ©℗


CZYTAJ TAKŻE:

My w objęciach drzew: Władze Melbourne nadały każdemu miejskiemu drzewu adres mailowy. Mieszkańcy mogli zgłaszać konkretne przypadki ułamanych konarów czy gałęzi zagrażających przechodniom. Jednak szybko oprócz raportów w korespondencji pojawiły się listy miłosne.

Jan Rylke, architekt krajobrazu: Tak jak człowiek potrzebuje spotykać się z innymi ludźmi, drzewo potrzebuje się spotykać z innymi roślinami i zwierzętami.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2019