Pod ciemną gwiazdą

W historii Wisły Kraków ostatnich dekad odbijają się nadzieje, uniesienia, grzechy i patologie polskiego futbolu. Oraz społeczeństwa.

14.01.2019

Czyta się kilka minut

 / JAKUB WŁODEK / AGENCJA GAZETA
/ JAKUB WŁODEK / AGENCJA GAZETA

Jeśli, jak sądzi wielu, przez pryzmat piłki nożnej widać całą rzeczywistość, to do opowieści o Polsce ostatnich dekad Wisła Kraków nadaje się znakomicie. Niby nie jest to klub wyjątkowy – w tym sensie, że podobne doświadczenia zbierano też gdzie indziej. Na tle innych wyróżniają go jednak skala i nagromadzenie nadziei i patologii, problemów i uniesień. To opowieść o czasach PRL-u, gdy klub funkcjonował na państwowym (milicyjnym) garnuszku. O „grubej kresce”, która pozwoliła działaczom ze starych czasów odegrać ważną rolę w nowej rzeczywistości. O trudnościach pierwszych lat kapitalizmu, gdy klub grał w II lidze i brakowało mu pieniędzy na ciepłą wodę. O prywatnej fortunie, która nagle pozwoliła mu poczuć się pewnie na europejskich salonach. I o kryzysie gospodarczym, który zmusił mecenasa do odejścia z klubu.

Wisła to także opowieść o przemocy stadionowej, gangach narkotykowych działających pod przykrywką ruchów kibicowskich, o szemranych majątkach, prywatnych interesach, łatwowierności i o tym, że do największej ruiny mogą doprowadzić ci, którzy najgłośniej zapewniają, że „mają sprawę w sercu”.

Sukces bez fundamentów

Siedem mistrzostw Polski w XXI wieku to wynik, którego jak dotąd nikt nie zdołał przebić. Nikt też nie zdołał dać kibicom takiej dumy z polskiej piłki klubowej. Wielka Wisła została sfinansowana pieniędzmi Bogusława Cupiała, małopolskiego biznesmena, który fortuny dorobił się na produkcji kabli w firmie Tele-Fonika. Podupadły klub, który nabył w 1997 r., na blisko 20 lat stał się jego ulubioną zabawką (miłością?).

Wisła Cupiała to jednak nie tylko potęga, ale też zmarnowana szansa. Wielkie pieniądze, które wpłacał na klubowe konto, były w sporej mierze marnotrawione. Szkolenie młodzieży i sprzedawanie jej z zyskiem za granicę, czyli model, według którego żyją europejskie ligi spoza ścisłej czołówki, nigdy Cupiała nie interesował. On wolał kupować gotowych piłkarzy, a gdy wyniki nie były zadowalające, zmieniał trenerów. W ten sposób udało mu się zbudować wielki w polskich warunkach klub, który podokazywał w Europie, ale nigdy nie stał się tak potężny, jak mógł: ani razu nie dostał się do Ligi Mistrzów, rozgrywek dla 32 najlepszych drużyn kontynentu. Obrośnięte dziś legendami mecze odbywały się we wstępnych fazach europejskich pucharów.

Chaotyczny sposób budowania drużyny pochłaniał więc dziesiątki milionów złotych i nie pozostawiał nic trwałego. Z epoki Cupiała, który z finansowania Wisły wycofał się w połowie 2016 r., zostały wspomnienia i rozpoznawalna marka. Ale nie fundamenty.

Nóż w klub

Nie sposób wskazać jednego wydarzenia, które zaważyło na tym, że z mistrza Polski 2011 osiem lat później klub przeistoczył się w bankruta, któremu Polski Związek Piłki Nożnej w styczniu zawiesił licencję na grę w Ekstraklasie. Nie da się też wskazać jednego winnego tego, że Wisła przestała się kojarzyć z futbolem, a zaczęła z przestępczością zorganizowaną, wielomiesięcznym niepłaceniem pensji piłkarzom czy oddawaniem klubu w ręce szemranych ludzi bez majątku. Jej upadek to proces, w którym każdy kolejny „ratownik” tylko pogarszał sytuację.

Pierwsza dekada transformacji była w polskim futbolu nie tylko okresem biedy, korupcji i gry na przestarzałych stadionach, ale przede wszystkim przemocy na trybunach. To w latach 90. tak mocno przebił się do masowej świadomości wizerunek „kibola”, a jednym z najsłynniejszych „kiboli” został „Misiek”, fan Wisły, który w 1998 r. w trakcie meczu z Parmą trafił nożem w głowę włoskiego piłkarza Dina Baggio. Wybuchł międzynarodowy skandal, w wyniku którego Wisła została wykluczona z europejskich pucharów, a „Misiek” (w rzeczywistości Paweł M.) na ponad 6 lat trafił do więzienia. Wtedy po raz pierwszy w krakowskim klubie piłka nożna przegrała z kibolami. Nie ostatni.

Szemrane towarzystwo

Gdy banki coraz mocniej zaczęły uzależniać od sprzedaży Wisły przyznanie kredytów dla zmagającej się ze skutkami kryzysu finansowego Tele-Foniki, Cupiał oddał klub w ręce Jakuba M., obecnie oskarżonego o przywłaszczenie mienia, który dokonał transakcji na podstawie sfałszowanych gwarancji bankowych. Był rok 2016: Wisła po raz pierwszy stanęła na krawędzi upadku, więc z rąk M. po miesiącu przejęło go Towarzystwo Sportowe Wisła Kraków, istniejące od 1906 r. wielosekcyjne stowarzyszenie, od którego Cupiał w 1997 r. kupił samą sekcję piłkarską. TS miało prawo odkupienia klubu od Cupiała za symboliczną złotówkę, właściciel Tele-Foniki wolał jednak sprzedać Wisłę komuś innemu – jakby podejrzewał, że w rękach TS-u nie będzie jej dobrze.

Choć TS ma długą tradycję, w ostatnich latach zapracowało na złą reputację. W stowarzyszeniu coraz większe wpływy zyskiwali członkowie ruchu kibicowskiego. Od czasu, gdy „Misiek” rzucił nożem, z polskich stadionów udało się wyplenić przemoc: nie przestały być wprawdzie siedliskiem chamstwa, ale przynajmniej przestało na nich dochodzić do regularnych burd. Efektowniej opakowane, rozgrywane w kraju szykującym się do organizacji mistrzostw Europy mecze przyciągnęły inną publiczność. Kibole jednak nie zniknęli: coraz częściej mający powiązania ze światem zorganizowanej przestępczości, nie rezygnowali z wywierania wpływu na sytuację w klubach. W tym sensie Wisła za czasów Cupiała nie różniła się od reszty kraju – tyle że dopóki była Tele-Fonika, podający się za kibiców bandyci nie mieli tu dostępu do władzy i pieniędzy.

Jak kibol rządzi

Gdy TS zostało właścicielem piłkarskiej spółki, sytuacja się zmieniła. Poprzez sekcję Trenuj Sporty Walki środowisko kibicowskie zdołało wprowadzić do zarządu TS-u swoich ludzi, którzy zaczęli też rządzić w spółce. Nowym prezesem klubu została Marzena Sarapata, prawniczka, która kilka lat wcześniej reprezentowała „Miśka” w procesie z „Gazetą Wyborczą” o zniesławienie, a do zarządu TS-u dostała się właśnie jako delegatka sekcji sportów walki. Wiceprezesem mianowano Damiana Dukata, który długo łączył tę funkcję z przewodniczeniem Stowarzyszeniu Kibiców Wisły Kraków.

Sam Paweł M. „Misiek” odsiedział wyrok i wyszedł na wolność – już nie jako nastoletni chuligan, ale jako środowiskowa „legenda”. Został przywódcą gangu „Wisła Sharks”, choć oficjalnie funkcjonował jako zresocjalizowany biznesmen (tak określał go np. Ludwik Miętta-Mikołajewicz, honorowy prezes, związany z Wisłą od lat 40.). Jako takiemu TS oddało mu w najem swoje pomieszczenie, w którym „Misiek” zorganizował siłownię White Star Power. Zarówno to miejsce, jak i sekcja TSW miały nieoficjalnie służyć jako kuźnia związanych z klubem chuliganów. W październiku 2018 r. Paweł M. ponownie został zatrzymany i usłyszał zarzuty założenia oraz kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, a także handlu narkotykami. Szerokie powiązania Wisły ze środowiskiem przestępczym pokazał we wrześniowym programie „Superwizjer” TVN. Wtedy było już jasne, że Wisła została pierwszym polskim klubem przejętym przez kiboli.

Mimo rozpoznawalnej w Europie marki i stuletniej tradycji, Wisła straciła wiarygodność w oczach inwestorów. Każdy zainteresowany rezygnował po przeprowadzeniu audytu, który wykazywał, w jak wiele niekorzystnych umów wplątany jest klub. Wyglądało to jak firma rodzinna najgorszego sortu. Członkowie zarządu zarabiali nie tylko dzięki sowitym pensjom, ale też zleceniom takim jak drukowanie programów meczowych czy sprzątanie stadionu, powierzanym swoim partnerom.

Świat futbolu widział już wiele klubów zrujnowanych przez szemranych właścicieli. Piłka nożna, z nietransparentnym systemem przepływu pieniędzy, zapewnia rozpoznawalność i popularność, ale też przyciąga typy spod ciemnej gwiazdy. Romana Abramowicza, rosyjskiego właściciela Chelsea, zatrzymano w 1992 r. w związku z podejrzeniem kradzieży cystern pełnych oleju napędowego. Niejasne są źródła dochodów wielu innych oligarchów rosyjskich i ukraińskich, którzy masowo kupowali kluby w całej Europie. Katarczyków zarządzających Paris Saint-Germain oskarża się o łamanie praw człowieka, podobnie jak szejków prowadzących Manchester City.

Dla większości kibiców, dodajmy, najważniejszy jest wynik sportowy: póki właściciel kupuje piłkarzy, a drużyna wygrywa, nie pytają o pochodzenie pieniędzy czy trwałość sukcesu. Są jednak miejsca (np. w Bundeslidze), gdzie świadomi kibice bronią jak niepodległości reguły 50+1, zabraniającej prywatnym inwestorom przejmować większościowe pakiety akcji klubów. Są one bowiem traktowane nie tylko jak dostarczające rozrywki przedsiębiorstwa, ale też ważne elementy lokalnych społeczności.

Ponury paradoks krakowskiej sytuacji polega jednak na tym, że na skraj upadku doprowadził klub nie ktoś z zewnątrz, ale ci, którzy twierdzili, że Wisłę noszą w sercu. Kolejne wychodzące na jaw umowy każą podejrzewać, że ruina, jaką obecnie jest klub, to nie tyle efekt nieudolnego zarządzania, ile działania z premedytacją, któremu biernie przyglądała się rada nadzorcza prowadzona przez Tadeusza Czerwińskiego, już w latach 70. zajmującego w klubie wysokie stanowiska. Sposobem wydawania pieniędzy w Wiśle z końcem zeszłego roku zainteresowała się prokuratura.

Transakcja pod parasolem

Jesienią piłkarze Wisły grali w Ekstraklasie za darmo. Na przekór problemom, na boisku zachwycali momentami niemal jak za dawnych lat, budząc szacunek i sympatię. Kres kłopotom miało przynieść podpisanie w grudniu umowy z luksembursko-brytyjskim konsorcjum, prowadzonym przez kambodżańskiego Francuza Vannę Ly i Szweda Matsa Hartlinga. Przyjęci nawet przez prezydenta miasta Jacka Majchrowskiego, roztoczyli przed nim mocarstwowe wizje, ale przed zgromadzonymi w ratuszu dziennikarzami zasłaniali się parasolem.

W zamian za obietnicę wpłacenia 12 milionów zł na konto zadłużonego klubu otrzymali od TS-u miejsce w zarządzie i akcje spółki. Pieniądze jednak nie wpłynęły, a Ly przepadł jak kamień w wodę. Zadziwiającą łatwowierność działaczy i kibiców oraz części środowiska medialnego, niezważających na liczne sygnały ostrzegawcze i zaślepionych wizją powrotu wielkiej Wisły, tłumaczono tym samym mechanizmem, który doprowadził do afery Amber Gold czy zawrotnej kariery Stana Tymińskiego. Wisła na tej historii straciła nie tylko powagę, ale też licencję na grę w Ekstraklasie, a przede wszystkim klubowe akcje. Dziś każdy potencjalny nowy inwestor kupi już nie tylko wysokie długi, niekorzystne umowy i konieczność układania stosunków ze środowiskiem kibicowskim, ale też konflikt prawny. Toczony przed szwedzkimi sądami, bo tak stanowiła grudniowa umowa sprzedaży klubu.

Scenariusza, w którym od przyszłego sezonu jeden z największych klubów w Polsce wyląduje w IV lidze (piąty poziom rozgrywkowy), ciągle nie można wykluczyć. Zarówno polski, jak i zagraniczny futbol widział już upadki wielkich firm: Widzewa Łódź czy Polonii Warszawa, ale także szkockiego Glasgow Rangers czy włoskich Napoli i Fiorentiny. W każdym z tych przypadków upadek stanowił katharsis: pozwalał uwolnić się od długów czy skompromitowanych właścicieli i wystartować z czystą kartą. Przypadek Wisły jest jednak wyjątkowy także w tym sensie, że upadłość niczego nie rozwiąże: prawem do ewentualnej reaktywacji klubu dysponuje tylko TS. A to oznacza, że klubem nawet w IV lidze rządziłoby to samo towarzystwo, które doprowadziło go do ruiny. ©

Autor jest dziennikarzem „Przeglądu Sportowego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2019