Poczciwy terrorysta

Klata chciał pokazać jakąś szerszą i głębszą prawdę o człowieku, wyposażyć swych bohaterów we wnętrze. Nie jest to jednak wnętrze bogate ani interesujące.

04.10.2011

Czyta się kilka minut

Anna Radwan-Gancarczyk i Juliusz Chrząstowski w spektaklu Jana Klaty "Koprofagi" / fot. Bartek Warzecha, Narodowy Stary Teatr /
Anna Radwan-Gancarczyk i Juliusz Chrząstowski w spektaklu Jana Klaty "Koprofagi" / fot. Bartek Warzecha, Narodowy Stary Teatr /

W inscenizacji "Koprofagów" dominuje jeden element scenograficzny: ogromny, zawieszony ponad głowami aktorów mechanizm kół zębatych. Tym samym powraca znana z poprzednich spektakli Klaty wizja świata jako machiny, w której jednostka jest nic nieznaczącym trybikiem. Zmieniają się jednak radykalnie parametry tej wizji.

W "H." (2004) punktem odniesienia była, stanowiąca przestrzeń inscenizacji, opuszczona Stocznia Gdańska, pomnik "Solidarności"; w "Orestei" (2007) antycznych bogów wyparła formuła teleturnieju; w "Sprawie Dantona" (2008) finałowy chaos w ruch napędzała mechanika rewolucji. Za każdym razem Klata swoją wizję osadzał mocno w porządku historycznym i we współczesności, a wywłaszczający mechanizm wcielał w bohaterów, którym odbierał język i wewnętrzną prawdę, na ich miejsce podsuwając popkulturowe cytaty. W trybach rozbuchanej inscenizacji, utkanej z cytatów i klisz, reżyser demontował i pustoszył przestrzeń symboliczną, ukazaną jako żałosne i złowieszcze gruzowisko skompromitowanych prawd, idei, wartości, po których pozostały jedynie ślady i pamięć. Marionetkowy, wypatroszony z "wnętrza" bohater bezskutecznie poszukiwał punktów odniesienia "na zewnątrz" - na pobojowisku, w pustce.

W "Koprofagach" cały ten misterny mechanizm został wywrócony na nice. "Na zewnątrz", w miejsce pustki, znajduje się wszak - umieszczony ponad głowami bohaterów - wspomniany mechanizm złożony z poruszających się kół zębatych.

Bohaterowie co jakiś czas zerkają w górę, chyba po to, by przekonać się, że ich życiem rządzi jakaś większa, niezależna od nich siła: nieodgadniona, nie-ludzka, ahistoryczna, dosłownie i w przenośni transcendentna. Ten olbrzymi, patetyczny gadżet, cokolwiek by ilustrował - Boga?, fatum?, mechanizm zegarowy ładunku wybuchowego? - bezlitośnie upraszcza obraz stosunków człowieka ze światem, zbliżając spektakl do melodramatu, a może moralitetu.

"Na dole" nie pojawia się bowiem nic, co by stanowiło solidną przeciwwagę dla odrzuconego w górę mechanizmu (władzy). Scenariusz spektaklu stanowi skrót dwóch powieści Josepha Conrada - "W oczach Zachodu" i "Tajnego agenta". Niejasne pozostaje dla mnie jednak, co Klata chciał w swoim przedstawieniu pokazać.

Naczelny dla Conrada problem terroryzmu, u Klaty został zmetaforyzowany, pozbawiony drastyczności i zepchnięty na plan dalszy. Skandal martwego ludzkiego mięsa, tkwiący w centrum powieści Conrada, u Klaty został zdławiony przez ostentacyjny patos teatralnego obrazu (powalone markowanym gestem, nieruchome ciało kolejno: Juliusza Chrząstowskiego jako Razumowa, Wiktora Logi-Skarczewskiego jako Steviego, Krzysztofa Globisza jako Verloca). Rozmawia się tu nieustannie, jednak nie przekłada się to na rzetelny obraz uwikłania bohaterów w sieć zależności, przeciwnie - miejscami historia traci na czytelności. Całość ciąży ku scenom, w których do głosu próbuje dojść jakaś szersza i głębsza "prawda" o człowieku. Klata, odnoszę wrażenie, chciał swoich bohaterów wyposażyć we "wnętrze", pokazać jako ludzi z krwi i kości; nie jest to jednak wnętrze bogate ani interesujące. Scenie między Razumowem (Chrząstowski) a Natalią (Anna Radwan-Gancarczyk) towarzyszy drżenie rąk, teatralnie zawieszony głos, nawet łzy - i tylko trudno uwierzyć, że ironista Klata nie dostrzega, jak patos "ludzkiej prawdy" zderza się tu z kiczem teatralnej sztampy. Analogicznie jest w scenie "gasnącego" powoli Verloca (Globisz). To nie pierwszy spektakl, w którym aktorzy Starego Teatru udowadniają, jak biegli są w swoim rzemiośle - i w którym brakuje reżysera, który zmusiłby ich do wyjścia poza tryb tej irytującej, jałowej biegłości.

Projekcje, rzucane stale na tylny prospekt, pochodzą co prawda "z epoki", nie budują jednak przestrzeni, w której przedstawioną na scenie akcję można w jakikolwiek sposób osadzić. Plan żywy nie zderza się z planem projekcji, nie wchodzi z nim w dialog. Podobnie z rozbrzmiewającą stale w tle muzyką. Także pierwszą i drugą część przedstawienia, które odpowiadają dwóm powieściom Conrada, u Klaty nie łączy nic prócz oczywistej zbieżności tematu, co pod znakiem zapytania stawia pomysł, by je w ogóle zestawiać. Nie ma tu niespodzianek, zagadek, tarć, cięć, kolizji - rozmaitych tekstów, poetyk, stylistyk, porządków. Charakterystyczna dla Klaty złożona, hipertekstualna architektura spektaklu, stanowiąca koło zamachowe dla produkcji treści wywrotowych, bezczelnych, wybuchowych - w "Koprofagach" ustępuje miejsca konstrukcji jednowymiarowej, nużącej i niewinnej.

Poruszające się w zawieszonym nad sceną mechanizmie koła zębate nie zazębiają się - jedynie udają koła zębate, podczas gdy w rzeczywistości są poruszane innym, ukrytym trybem. Owa nieszkodliwa nieścisłość - realizatorom chodzi tu nie o inżynierię, a wyłącznie o metaforę - uszłaby mojej uwadze, gdyby nie to, że doskonale ilustruje cały spektakl: rozdźwięk między patosem metafory a trywialnością konkretu, rozmachem zamysłu a formatem realizacji (nie udaje się wszak ukryć - choć ukryć się próbuje - że mający budzić respekt scenograficzny gadżet wykonany jest z taniego aluminium i plastiku). Teatr esencji, pomijający prawdy detaliczne, historyczne i jednostkowe, jest w moim przekonaniu przedsięwzięciem szalenie ryzykownym, zawsze o miedzę sąsiadującym z banałem i kiczem, i - jak sądzę - niedorastającym do teatralnego talentu Klaty. "Koprofagi" to poczciwy teatr, prezentujący nieskomplikowaną wizję świata - co notuję z wahaniem, nigdy bowiem nie sądziłem, że podobną opinię wystawię spektaklowi Jana Klaty.

"Koprofagi, czyli znienawidzeni, ale niezbędni", na podst. "W oczach Zachodu" i "Tajnego agenta" Josepha Conrada, tłum.: Wit Tarnawski i Agnieszka Glinczanka, scen., reż. i oprac. muz.: Jan Klata, scen. i dramaturgia: Sebastian Majewski, scenogr. i reż. światła: Justyna Łagowska, choreogr.: Maćko Prusak, proj.: Michał Januszaniec, premiera w Starym Teatrze w Krakowie 1 października 2011 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk teatralny, publicysta kulturalny „Tygodnika Powszechnego”, zastępca redaktora naczelnego „Didaskaliów”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2011