Pociąg do jazzu

Kwartet Rona Cartera, największej gwiazdy wieczoru, nut ze sobą nie przyniósł. Słynny basista z kwintetu Milesa Davisa dobrał sobie muzyków, którzy ich nie potrzebują. Czterej panowie wystąpili w smokingach z muchami, jak niegdyś Miles Davis Quintet w Europie.

24.02.2009

Czyta się kilka minut

Już od kilku lat dochodziły do mnie pogłoski, że Bielsko-Biała wyrasta na jazzową stolicę Polski. A to za sprawą dwóch, z roku na rok coraz ambitniej zakrojonych festiwali - Jazzowej Jesieni w Bielsku i Bielskiej Zadymki Jazzowej. Ten pierwszy odbywa się pod patronatem wytwórni płytowej ECM, a jego dyrektorem artystycznym jest Tomasz Stańko. Gromadzi oczywiście gwiazdy ze stajni Manfreda Eichera, ale Tomasz Stańko dba o to, by grali na nim artyści z rozmaitych muzycznych planet. Formuła Zadymki jest inna, bo festiwal jest zarazem konkursem dla młodych jazzmanów (zwycięzcy nagrywają i wydają płytę). Nie ustępuje jednak temu pierwszemu, jeśli chodzi o liczbę sprowadzanych gwiazd. Dość wspomnieć, że w roku 2008 gościł na nim kwartet Wayne’a Shortera. W ostatnią sobotę mogłem się wreszcie przekonać, czy wierzyć wieści gminnej.

Bielsko: jazzowa stolica Polski

Dotarłem na przedostatni dzień festiwalu, który trwał pięć dni. Ominęły mnie m.in. występy Nigela Kennedy’ego, Jamesa Cartera i Erica Truffaza. 20 lutego ominęła mnie też atrakcja przejazdu z Krakowa "pociągiem papieskim" (przemianowanym w tym dniu na "pociąg do jazzu"), który wyjątkowo nie kończył biegu w Wadowicach, ale wiózł amatorów jazzu na zachodni kraniec Galicji. Podróż z pewnością się nie nużyła, bo uprzyjemniały ją m.in. występy ubiegłorocznych laureatów Zadymki. Trafiłem jednak dobrze, bo tego dnia koncerty odbywały się w rozświetlonym Teatrze Polskim (pomniejszonej i przytulniejszej operze wiedeńskiej), który okazał się przyjaznym miejscem dla akustycznego jazzu. Trafili mi się przy okazji muzycy, na których od dawna polowałem. Ale najpierw musiałem wysłuchać koncertu laureata konkursu młodych - łódzkiego Witold Janiak Mainstreet Quartet. Biorę oczywiście poprawkę na doświadczenie i wiek debiutantów, ale jeśli porównać zwycięzców z ubiegłorocznym zdobywcą Aniołka Jazzowego - zespołem Michała Wierby - widać, że poziom konkursu był niższy. Muzycy najlepiej czuli się w głośniejszych klimatach funk/fusion. Kiedy próbowali wypuścić się na inne wody (np. liryczne ballada) i Witold Janiak przesiadał się od elektrycznego pianina do Steinwaya, fortepian cierpiał, a muzyka trąciła banałem. Najjaśniejszym punktem zespołu wydawał mi się saksofonista Michał Kobojek, który wnosił trochę improwizacyjnej finezji.

Arriale gra Stinga

Po dłuższej przerwie wystąpiła zapowiedziana przez Jana Ptaszyna Wróblewskiego jako "kawał cud-baby" Lynne Arriale ze swoim trio. To jej drugi występ w Polsce. Ta piękna kobieta jest przy okazji wytrawną pianistką po studiach klasycznych (pod jej palcami Steinway odetchnął). Jej podejście do jazzu jest siłą rzeczy intelektualne. Wyczytałem kiedyś, że nad aranżacją "A Night in Tunisia", szlagieru Gillespiego, który wykonywała w Bielsku, pracowała półtora roku. Wspominam o tym nie dlatego, by ją "zdemaskować", ale raczej docenić warsztat i powagę, z jaką traktuje muzykę. Arriale jest także kompozytorem. Jej genre to balladowa "kraina łagodności", choć także witalne tańce. Podczas koncertu tańców niestety zabrakło, ale i tak było niemało atrakcji. Najbardziej urzekły mnie inteligentne aranżacje standardów - wspomnianego "A Night in Tunisia", który nie tracąc nic ze śpiewności, zyskał nieco intelektualnego chłodu, i "Evidence" Monka, w którym odkryła nieznane wcześniej możliwości harmoniczne. Musiała się też podobać piosenka Stinga "Wrapped Around Your Finger" wykonana bezpretensjonalnie i podstępnie. W grze Arriale uderza artykulacyjna czystość i elegancja. Nie jest typem jazzowego wirtuoza, ale potrafi wydobyć piękno melodii i przekazać bogactwo uczuć. Wbrew pozorom to niemało. Nieco nużące zdały mi się tylko niektóre liryczne kompozycje, które sprawiały wrażenie rozbudowanej introdukcji. Zespół dobrze się rozumiał, choć niewątpliwie pomagały im w tym nuty.

Duch Davisa

Kwartet Rona Cartera, największej gwiazdy wieczoru, nut ze sobą nie przyniósł. Słynny basista z kwintetu Milesa Davisa dobrał sobie muzyków, którzy ich nie potrzebują. Czterej panowie wystąpili w smokingach z muchami, jak niegdyś Miles Davis Quintet w Europie. Obok siedemdziesięciodwuletniego lidera, którego kontrabas stał na środku sceny, wystąpił rewelacyjny pianista Stephen Scott, perkusista Payton Crossley oraz perkusjonista Rolando Morales-Matos. Zespół zaczął od rozbudowanej suity z cytatami z utworów Davisa, by przejść do "My Funny Valentine", a następnie własnych kompozycji. Już po pierwszych taktach wszyscy poczuli, że jazz to muzyka czarnych. Lider pozwalał partnerom, zwłaszcza Scottowi i Moralesowi, na długie popisy solowe. Scott bawił się cytatami z encyklopedii jazzu, z dziecinną łatwością zmieniał style, imponował techniką, lecz jego popisy miały muzyczny sens i nie przysłaniały oryginalnej osobowości. Największy aplauz budził Morales, który z niespożytą energią korzystał z przepastnego składu "przeszkadzajek", tworząc całą paletę rytmów i barw. A jednak nad wszystkim dominowało niskie i "ciemne" brzmienie Rona Cartera, którego wielkie dłonie zmieniają kontrabas w gitarę. Miał oczywiście kilka mistrzowskich dłuższych solówek, ale najwyraźniej cieszy go interakcja, całość muzyki, żywy organizm, który tworzy ze swoim kwartetem. Występ kwartetu zapamiętam jako inkarnację jazzu w czystej postaci.

Kiedy około północy opuszczałem Teatr Polski, żałowałem, że następnego dnia nie wyjadę kolejką posłuchać jazzu na szczycie Szyndzielni. Teraz już wiem, że w Bielsku mają nie tylko pociąg, ale i kolejkę linową do jazzu.

Lotos Jazz Festival, XI Bielska Zadymka Jazzowa, 18-22 lutego

Koncert galowy, 21 lutego, Teatr Polski w Bielsku-Białej

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Łukasz Tischner - historyk literatury, publicysta, tłumacz, sporadycznie krytyk jazzowy. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim, studiował też filozofię. Doktoryzował się na Wydziale Polonistyki UJ, gdzie pracuje jako adiunkt w Katedrze… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2009