Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gdy telewizja ogłosiła produkcję serialu „Fargo”, nawiązującego do głośnego filmu braci Coen pod tym samym tytułem, można było mieć powody do sceptycyzmu. Film z 1996 r. był przecież dziełem domkniętym, precyzyjnie skonstruowanym – tak bardzo, że naprawdę trudno wyobrazić sobie, co można by do niego jeszcze dodać, uzupełnić, zmienić.
Jednak już po premierze kilku pierwszych odcinków nawet najwięksi sceptycy musieli przyznać, że pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Telewizyjne „Fargo” nie tyle bowiem przenosi filmową fabułę w telewizyjne medium, co używa obrazu Coenów jako luźnego punktu wyjścia dla stworzenia własnego świata. A właściwie nie obrazu, tylko obrazów: serial czerpie pełnymi garściami z całego dorobku braci. W pierwszym sezonie znajdziemy odniesienia do „Człowieka, którego nie było” i „Poważnego człowieka”, znany z filmów braci typ wrażliwości, charakterystyczne poczucie humoru i zamiłowanie do dziwności odnajdywanej w najbardziej przyziemnej rzeczywistości.
A jednocześnie serial „Fargo” jest autonomicznym dziełem sztuki. Ta autonomia rośnie z każdym sezonem serii. Kolejne nie tworzą jednej dramaturgicznej całości – każdy jest zamkniętą historią, z innymi niż w poprzednich postaciami. Kolejne sezony łączy tylko szeroko pojęte miejsce akcji (Minnesota i kilka sąsiednich stanów położonych przy kanadyjskiej granicy), estetyka oraz zestaw poruszanych problemów: filozoficznych, moralnych, a nawet religijnych.
Najważniejsze pytania
Odniesień do religii i filozofii znajdziemy w serialu całkiem sporo. W pierwszym sezonie tytuły poszczególnych odcinków przywołują znane filozoficzne paradoksy („Dylemat krokodyla”) i rabiniczne przypowieści. W pokazywanym teraz na platformie Showmax trzecim sezonie z łatwością znajdziemy biblijne wątki, na czele z wątkiem braterskiej rywalizacji, przywodzącym na myśl historię Ezawa i Jakuba.
Jeden z odcinków pierwszego sezonu odsyła do chasydzkiej przypowieści o księciu-kogucie Natana z Bracławia. Jej bohater, młody książę, traci zmysły. Twierdzi, że jest tak naprawdę kogutem, i odpowiednio do tego się zachowuje. Nikt nie jest mu w stanie pomóc. Do momentu, aż na dworze zjawił się pewien mędrzec. Ten przy księciu także zachowuje się jak kogut. Gdy zdobywa jego zaufanie, zaczyna tłumaczyć młodzieńcowi, że jako kogut może przecież mówić, jeść z ludźmi przy stole, wziąć sobie kobietę za żonę. I książę – być może nigdy nie tracąc wiary, że jest istotnie kogutem – stopniowo wraca do normalnego życia, dworskich i państwowych obowiązków.
Serial przypomina trochę mędrca z tej przypowieści – stroi się w kogucie pióra popkultury i filmowych gatunków, by przy ich pomocy postawić najważniejsze pytania. Dwa szczególnie często wracają we wszystkich trzech sezonach. Pierwsze z nich dotyczy problemu siły i bezsiły dobra, pozornie naiwnego i bezbronnego w swojej prostoduszności w konfrontacji z pozornie wszechwładnym złem. Drugie każe zastanowić się nad tym, czy możliwy jest świat będący czymś więcej niż sumą relacji sił i strategii ich stosowania.
Wzniosłość i banalność zła
„Fargo” Coenów za punkt wyjścia brało konwencję czarnego kryminału. Gatunek ten eksplorował zło, zepsucie i przemoc kryjące się pod poprawną fasadą mieszczańskiej rzeczywistości. Coenowie wobec gatunkowych wzorców kina noir dokonują jednak pewnej ciekawej przewrotki. Zło w filmach tego gatunku reprezentowały bowiem wzniosłe, „większe od życia” postaci – straceńczy gangsterzy, demoniczni ludzie władzy, roztaczające zabójczy, nieodparty urok kobiety fatalne. W „Fargo” Coenów zło jest przede wszystkim banalne. Wynika często z bezmyślności, nieporadności i zwykłej głupoty. Zawodowi przestępcy to półgłówki, sprawca całej intrygi jest tak żałosny na każdym poziomie, że widz bardziej od moralnego potępienia odczuwa wobec niego coś w rodzaju żalu.
W serialu „Fargo” zło zostaje najpierw uwznioślone, by w finale zostać ośmieszone i ukazane w całej swojej banalności. Na początku przychodzi w postaci fascynujących, „większych od życia” figur. W pierwszym sezonie taką postacią jest Lorne Malvo w charyzmatycznej kreacji Billy’ego Boba Thorntona – przestępca idealny, zawodowy oszust i morderca, człowiek żyjący ponad prawem i zawsze stawiający na swoim. Dla drugiego bohatera sezonu – stłamszonego w nieszczęśliwym małżeństwie, nieudacznego zawodowo, pomiatanego przez wszystkich Lestera Nygaarda – może on się wydawać spełnieniem wszelkich snów o potędze i prawdziwej męskości.
Ale zarówno Malvo, jak i Nygaard (który w trakcie sezonu przechodzi transformację od nieudacznika do „samca alfa”) przegrywają w końcu z bezpretensjonalną policjantką, która skonfrontowana z tajemniczą intrygą pragnie po prostu dobrze wykonywać swoje obowiązki i zachowywać się przyzwoicie. Demoniczne zło przegrywa z etyką dobrej roboty i prostodusznym dobrem.
Logika spisku
Figury złoczyńców reprezentują przy tym siły globalnego, wyrwanego spod jakiejkolwiek kontroli kapitału. W drugim sezonie do Minnesoty przybywają przedstawiciele dynamicznie rozwijającego się syndykatu zbrodni, który jak każda wielka korporacja dąży do konsolidacji rynku i przejęcia mniejszych konkurentów – w tym przypadku lokalnego przestępczego biznesu rodziny Gerhardtów.
W sezonie trzecim do szanowanej lokalnej firmy zarządzającej parkingami wkracza tajemniczy pan Varga – mówiący z obcym akcentem człowiek z węgierskim nazwiskiem i biografią sugerującą lata spędzone w którymś z państw byłego ZSRR, zawsze poruszający się w towarzystwie dwóch goryli: wielkiego Rosjanina i niewysokiego Azjaty. Varga reprezentuje świat podejrzanych transakcji gotówkowych, kont ulokowanych w państwach o nazwach znanych tylko zawodowym geografom i finansowym aferzystom, nielegalnego przepływu towarów i osób, brudnych układów z dyktatorami smutnych, zamordystycznych państw i biznesów robionych ze zorganizowaną przestępczością.
Serial „Fargo” patrzy bowiem na współczesny kapitalizm w sposób pokrewny powieściom Thomasa Pynchona. Obieg pieniądza przebiega mrocznymi labiryntami, gdzie zanika granica między biznesem a zbrodnią. Świat serialu, podobnie jak powieści pisarza, zaplątany jest w sieć niezrozumiałych dla nikogo powiązań, przymierzy, tajnych planów. W tej plątaninie sens traci samo pojęcie „spisku” – cała rzeczywistość jest bowiem sumą różnych spisków, wzajemnie się unieważniających i konkurujących ze sobą.
Poza strategię
Serial nie zatrzymuje się jednak nigdy na paranoicznym biegunie. Wręcz przeciwnie, stawką w każdym sezonie wydaje się wyjście poza wizję świata jako sumy różnych jawnych i tajnych strategii; gier o władzę, dominację i prestiż; rywalizacji i zawiązywanych w ich ramach sojuszy.
W trzecim sezonie tytuły odcinków odsyłają do różnych taktycznych dylematów znanych z brydża, teorii gier czy biologii ewolucyjnej. Oglądając problemy bohaterów, zaczynamy się jednak zastanawiać, czy myślenie o świecie przede wszystkim jako o grze samo nie skazuje na klęskę. Miotający się bohaterowie nie tyle potrzebują lepszych strategii, co zdolności do pomyślenia świata w innych niż strategiczne kategoriach: jako wspólnoty niestowarzyszonej w żadnym instrumentalnym, taktycznym celu, czystej relacji przyjaźni i miłości, etycznego zobowiązania.
Świat takiego dobra jest w „Fargo” kruchy, podatny na zniszczenie, pozornie bezsilny. Ale mimo tej kruchości jest w stanie przetrwać i obronić się przed złem. Twórcy serii postępują poniekąd odwrotnie niż David Lynch w „Twin Peaks” – które po dwóch dekadach przerwy wraca na małe ekrany razem z trzecim sezonem „Fargo”. W „Twin Peaks” Lynch pokazywał demoniczne zło kryjące się pod pozornie sielską rzeczywistością małomiasteczkowej Ameryki. Im głębiej wchodziliśmy w serial, tym bardziej przepastne okazywały się jego pokłady. „Fargo” też kopie w złożach ukrytego zła, ale po to, by na końcu dokopać się prostodusznej dobroci.
By jej obraz nie raził współczesnego widza naiwnością, twórcy ubezpieczają się przy pomocy szeregu dystansujących i ironicznych zabiegów. Ale jak dialektycznie nie podchodziłoby „Fargo” do sprawy, to serial stanowi zdumiewającą pochwałę prostodusznej dobroci wśród nieobfitującej w takie obrazy współczesnej wysokoartystycznej produkcji telewizyjnej. ©