Pochwała głupoty

Wiem, to wymaga wielkiej odwagi. Lepiej jednak byłoby nam wszystkim, gdyby chwalone i podziwiane było przyznanie się do niewiedzy i wycofanie się z własnych niepewnych poglądów.

06.02.2018

Czyta się kilka minut

Andrzej Dudziński, z cyklu „Jerzy Pilch, Drugi dziennik albo autobiografia w sensie ścisłym” dla „Tygodnika Powszechnego”, 2013 r. /
Andrzej Dudziński, z cyklu „Jerzy Pilch, Drugi dziennik albo autobiografia w sensie ścisłym” dla „Tygodnika Powszechnego”, 2013 r. /

Dziś nareszcie będzie o czymś, na czym naprawdę się znam. O popełnianiu błędów, mówieniu o rzeczach, o których tak naprawdę niewiele wiem, i o trudnościach z przyznaniem się do tego.

Niestety, to nie tylko mój problem. Podziwiamy wytrwałość, szanujemy upór, cenimy tych, którzy nie zmienili zdania. Elastyczność nie jest cechą, którą cenimy u mądrych ludzi czy wielkich przywódców. Jeszcze gorzej jest z brakiem zdania na jakiś temat. Co to by był za celebryta, naukowiec albo polityk, który na każde pytanie odpowiadałby: „nie wiem”, „nie znam się”, „nie mam pojęcia”?

Można by wręcz powiedzieć, że wszyscy żyjemy w świecie zdominowanym przez opresywny system zmuszający nas do mądrości. Prawdziwej odwagi wymaga dziś bycie głupim. Warto się na nią zdobyć!

Prawdziwa dama zdania nie zmienia

Jest 10 października 1980 r. Wielka Brytania przechodzi kolejny już w krótkim czasie kryzys zaufania do instytucji publicznych. Członkowie rządzącej Partii Konserwatywnej drżą przed powtórką z niedawnej Winter of Discontent, kiedy to seria błędów politycznych, a także strajki, mrozy i społeczna wyobraźnia podsycana przez tabloidy doprowadziły do upadku laburzystowskiego rządu. Jeżeli jedna Zima Niezadowolenia mogła wynieść konserwatystów do władzy, to kolejna może ich równie łatwo obalić – rozumowano. W obliczu kryzysu wielu członków rządzącej partii, wspieranych przez szeroką publiczność, wzniosło na sztandary hasło „zawrócenia” (ang. U-turn) oraz liberalizacji dotychczasowej polityki cięć i konfrontacji ze związkami zawodowymi.

Wtedy właśnie na mównicę wychodzi Margaret Thatcher i wygłasza najsłynniejsze w swej politycznej karierze przemówienie. „Wszystkim tym, którzy z zapartym tchem czekają na ukochany przez media slogan o zawracaniu, mam do powiedzenia tylko jedno. Zawracajcie sobie, jeżeli chcecie. Dama nie zawraca” (The lady’s not for turning).

Uwielbiamy takie historie. Niezłomność, upór czy konsekwencja umiejętnie powiązane ze szlachetnością (czy wręcz szlachectwem). To właśnie tego rodzaju momenty definiują po latach obraz wielkich politycznych przywódców. Aktywni politycy doskonale to wiedzą, chętnie więc demonstrują swoją niezłomność.

Ponad dwie dekady po słynnym przemówieniu Margaret Thatcher Tony Blair tłumaczył, że wyborcy nie wybaczają tchórzostwa, i przekonywał, że może jechać tylko w jedną stronę, bo „nie ma biegu wstecznego” (I’ve not got a reverse gear).

Politycy uwielbiają tego rodzaju metafory. Studia nad językiem polityków pozwalają ustalić repertuar charakterystyczny dla poszczególnych osób czy stronnictw.

Teresa Dobrzyńska, która przyglądała się językowi czasu przemiany ustrojowej, pokazywała na przykład, że Lech Wałęsa lubował się w metaforach dotyczących walki, ale też – podobnie jak przywoływani tu Thatcher czy Blair – do tych dotyczących podróży i kierowania pojazdami (rola maszynisty lub kierowcy). Uniwersalnym kodem, łączącym lewicę i prawicę, liberałów i konserwatystów okazują się często obrazy niezłomności, konsekwencji, często – co ciekawe – połączone właśnie z wizją podróży w ogóle czy wręcz konkretnie jazdy samochodem lub pociągiem.

Najciekawsze i najbardziej wartościowe w badaniach nad politycznymi metaforami wydawały mi się zawsze te fragmenty, które poświęcone były wprost technikom skutecznego ich rozbrajania. Jedną z nich jest konsekwentne rozwijanie użytej przez oponenta metafory. Przypadek Niezawracającej Damy i Premiera Bez Wstecznego aż się o taki zabieg dopomina.

Bo czy naprawdę chcielibyśmy podróżować z kierowcą, który nie potrafi zawracać? Czy wsiedlibyśmy do samochodu, który nie ma wstecznego biegu?

Nie odbieram politykom sprawczości. Politycy – i jest to jakąś miarą ich wielkości – kształtują metafory. Wykuwają sentencje, które przez dekady ugniatają zbiorową wyobraźnię. Ale jest też tak, że to metafory kształtują polityków. Zarówno bezpośrednio, w sposób przemyślany czy nieuświadamiany wpływając na język, w którym snują plany i komunikują się z wyborcami; jak i pośrednio – kształtując oczekiwania wyborców, do których politycy muszą się dostosować. Dlatego zawarte w języku (także obrazach, gestach) modele wyobraźni są równie ważne jak konkretne decyzje. A może nawet ważniejsze, bo są w stanie na lata wyznaczyć ramy debaty.

Cały ciężar podziwu przenieśliśmy na upór, konsekwencję, dążenie do celu. Samochody naszej wyobraźni pędzą, wyprzedzają, ale nigdy nie zawracają. Po co zmieniać kurs lub zwalniać, jeżeli obrana przez nas droga jest bez wątpienia słuszna?

Kant, Sokrates i teorie spiskowe

Od polityków przejdźmy do filozofów. Nie dlatego, żeby – dla odmiany – mieli być wolni od kultu konsekwencji ciążącego nad polityką. Wręcz odwrotnie. Wygląda na to, że przynajmniej jeden z nich wydatnie przyczynił się do rozwoju opresywnego systemu zmuszania do mądrości, w którym przyszło nam żyć.

Sapere aude” – odważ się być mądrym. To (wyrwane z kontekstu) zdanie z Horacego zrobiło zawrotną karierę za sprawą Immanuela Kanta, który w dziele „Co to jest oświecenie” wychwalał zalety samodzielnego myślenia. „Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem – pisał Kant. – Jeśli posiadam książkę, która zastępuje mi rozum, opiekuna duchowego, który zamiast mnie posiada sumienie, lekarza, który zamiast mnie ustala dietę, itd. – nie muszę sam o nic się troszczyć”. Istnieją więc jak gdyby dwie kasty ludzi, które czerpią korzyść z niedojrzałości. Ci, którzy żyją sobie dostatnio dzięki utrzymywaniu innych w stanie zależności, oraz tacy, którzy pozbyli się wszelkich trosk, obowiązek myślenia zrzucając na innych.

Intuicyjnie zapewne każdy z nas zgadza się z myślą Kanta. Oświecenie wytworzyło niezwykle silną „mitologię myślenia”, organizującą nasze życie, wpisując się przy tym w wielu aspektach w jeszcze starsze systemy wierzeń, związane choćby z mitologiami gnostyckimi i charakterystycznym dla nich poglądem, że wiedza ma moc wyzwalania z niewoli. Samodzielność myślenia w zasadzie zawsze uznajemy więc za coś godnego pochwały. I zwykle mamy rację.

Badania pokazują jednak, że samodzielne myślenie nie zawsze popłaca. Choć brzmi to niewiarygodnie, są sytuacje, w których głupota i niedojrzałość okazują się lepsze od mądrości i oświecenia.

Doskonale widać to na przykładzie teorii spiskowych czy ruchów związanych z tzw. „medycyną alternatywną”. Wpojona w toku edukacji znajomość podstawowych pojęć z zakresu fizyki czy biologii skłania zaskakująco wielu ludzi, wspartych Kantowską mitologią samodzielności, do podważania wszystkiego, co słyszą z ust lekarzy, klimatologów czy specjalistów od badania wypadków lotniczych. Dlaczego masz wierzyć jakimś ekspertom – przekonują niezliczone strony o spiskach i podręczniki poświęcone „ukrytym terapiom” – jeżeli możesz sam wszystko sprawdzić. Kantowskie wezwanie do odważnego, samodzielnego myślenia można by śmiało wydrukować na koszulkach wszelkich tropicieli spisków, zaraz obok „rząd kłamie”.

Alternatywne spojrzenie na kwestię indywidualnej mądrości proponuje inna legenda zachodniej filozofii – Sokrates we własnej osobie. W pewnym sensie mottem ojca założyciela głównego nurtu zachodniej filozofii mogłoby być: „odważ się być głupim”.

Kiedy Wyrocznia Delfijska ogłosiła, że nie ma nikogo mądrzejszego od niego, Sokrates zaczął obchodzić Ateny, rozmawiając z ludźmi uważanymi za mędrców. Każdy z nich okazywał się ostatecznie... głupi. Owszem, każdy z nich był, powiedzielibyśmy dzisiaj, ekspertem w swojej dziedzinie – polityce, rzemiośle czy poezji. Lecz z tego powodu wydawało im się, błędnie, że mają prawo, a nawet obowiązek wypowiadać się na każdy temat. Sokrates wcale nie uważa tych ludzi za mniej rozumnych od siebie! Twierdzi jedynie, że jego własną przewagą jest to, iż sam sobie nie przypisuje mądrości. Społeczna presja mądrości najbardziej uderza w tych, którzy naprawdę się na czymś znają. To oni wystawieni są na największą pokusę, by udawać, że znają się na wszystkim.

Od podstawówki wychowywani jesteśmy w świecie, w którym ceni się wiedzę i mądrość, nie pozostawiając semantycznej przestrzeni na opis niewiedzy i głupoty. Tymczasem smutna prawda jest taka, że wraz z postępem nauki i rozwojem specjalizacji coraz bardziej skazani jesteśmy na bycie ignorantami. Współczesny człowiek, choćby miał przed nazwiskiem całe mnóstwo stopni i tytułów, może mieć jako takie rozeznanie w jednej, bardzo wąskiej dziedzinie wiedzy. Cała reszta rozległej ludzkiej wiedzy dostępna będzie dla niego tylko w sposób oparty na zaufaniu i przyznaniu się do własnej słabości i niemocy.

Dlatego tylko głupiec, który ma odwagę przyznać się do swej ignorancji, nie ryzykuje wpadnięcia w sidła pseudonauki. Bo pseudonaukowcy, tropiciele spisków czy cudowni uzdrowiciele usypiają naszą czujność właśnie przekonując, że jesteśmy tak mądrzy, że sami możemy wszystko rozstrzygnąć i dokonać wyboru, że musimy mieć zdanie na każdy temat, które wcale nie musi pokrywać się z opinią badacza, lekarza czy sądu.

W podobny sposób – wracając jeszcze na chwilę do polityki – można by zdefiniować populizm. Populista to polityk, który uwodzi wyborcę przekonując nie o swojej, lecz o jego mądrości: że na wszystkim zna się najlepiej, że nie potrzebuje żadnych ekspertów, że nigdy się nie myli. To podobieństwo nie jest przypadkowe. Wspaniały proces demokratyzacji wiedzy i nauki, którego negatywnym efektem ubocznym jest pseudonauka, jest przecież tylko częścią ogólniejszego trendu emancypacji i likwidowania (niektórych przynajmniej) społecznych nierówności. Dlatego właśnie tak ważne wydaje mi się stworzenie – w języku, którym się posługujemy, w strukturze instytucji publicznych, w kształcie mediów – pozytywnego klimatu dla bycia głupim i właściwego miejsca na głupotę. Jak pokazał już Sokrates, a współczesne badania nad populizmem i pseudonauką zdają się to potwierdzać – głupota wypierana, spychana na margines, ignorowana ma tendencję do strojenia się w szaty mądrości i wpychania się tam, gdzie wcale jej nie zapraszano.

Andrzej Dudziński, z cyklu „Jerzy Pilch, Drugi dziennik albo autobiografi a w sensie ścisłym” dla „Tygodnika Powszechnego”, 2013 r

 

Jak być głupim w sposób mądry?

Oczywiście nie chodzi o to, żeby po prostu być głupim, bo to żadna sztuka. Robimy to wszyscy przez 90 proc. czasu, nawet sobie tego nie uświadamiając. Chodzi o to, żeby być głupim mądrze, w sposób zorganizowany przez pewne procedury. Przepis na mądrą głupotę ma więc charakter zaleceń, które można stosować zarówno w działaniach indywidualnych, jak i wpisując, jako rodzaj procedur bezpieczeństwa, w reguły funkcjonowania instytucji – np. mediów, uniwersytetów, parlamentów – tak aby głupota znalazła w nich należne sobie miejsce. Oto on:

1. NIE NA KAŻDY TEMAT MUSZĘ MIEĆ ZDANIE

Walczmy o prawo do nieposiadania zdania. Mądry człowiek wie, że poza domeną swej specjalizacji jest głupi. Szanujmy tych, którzy mają odwagę nie odpowiadać na zadane pytania, przyznawać się do niewiedzy i niezrozumienia skomplikowanych zagadnień. (Czego nie należy mylić z dumą z własnej ignorancji – ciekawość, otwartość, gotowość do zgłębiania nowych zagadnień są jak najbardziej do pogodzenia z mądrą głupotą!). Milczenie autorytetów – rodzinnych, lokalnych czy telewizyjnych – nie jest ich upadkiem, lecz świadectwem prawdziwej wartości. Otwarcie deklarowana niewiedza w 99 kwestiach powinna tylko wzmacniać nasze zaufanie do eksperta, który wypowiedział się w jednej.

Prawo do nieposiadania zdania dotyczy w szczególności tych, którzy poddani są największej presji czy pokusie bycia autorytetem. Czasem trudno odmówić komentarza. Współczesny system medialny buduje iluzję mądrości, która mami nie tylko widzów, ale też zapraszanych do studia czy na łamy gości. Wiem z praktyki.

Nie nadążam za współczesnymi serialami i niewiele o nich wiem. Po tym, jak na tych łamach napisałem tekst o „Młodym papieżu” Paola Sorrentino, w ciągu kilku dni zaproszono mnie do rozmowy o serialach w radiu, potem w telewizji, dzwoniono z prośbą o komentarze. Za każdym razem temat był formułowany nieco bardziej ogólnie, a ja mogłem opowiadać w zasadzie cokolwiek, bazując na autorytecie, który wynikał głównie z poprzednich wystąpień. Przerwałem ten dziwaczny ciąg, bo z przerażeniem odkryłem, że mnie samemu zaczęło się wydawać, iż mam pojęcie o serialach. Słuchając radia i telewizji, mam nieustannie wrażenie oglądania podobnego mechanizmu: „Przecież nie zaprosiliby mnie do telewizji, gdybym nie miał nic mądrego do powiedzenia”. Więc mówię.

2. JEŻELI NIE MAM ZDANIA, TO NIE ZNACZY, ŻE NIE WIADOMO, JAK JEST

Nie mieć zdania też trzeba umieć. Jeżeli już naprawdę nie mamy pojęcia, co na jakiś temat sądzić, to chętnie ulegamy pokusie, by uznać, że pewnie nikt nie wie. Tymczasem przyznanie się do własnej głupoty ma sens tylko wobec uznania autorytetu innych. Choć poszukiwanie kompromisu i słuchanie „drugiej strony” to ważne wyznaczniki mądrej głupoty, prawda niekoniecznie leży pośrodku. Leży tam, gdzie leży – jak mawiał klasyk. Dlatego po deklaracji własnej niewiedzy zawsze warto zapytać o to, kto może wiedzieć. Poszukiwania wiedzy nie należy zastępować jakąś fałszywą próbą godzenia różnych stron.

„Szczepienia są potrzebne, ale nie lekceważymy tych, którzy domagają się prawa do nieszczepienia. Postaramy się pogodzić te stanowiska – tłumaczyła kilka miesięcy temu Beata Szydło na antenie Radia Maryja. – Są rodzice, którzy mają przeświadczenie, że szczepionka może ich dziecku zaszkodzić, ale są tacy, którzy są przekonani, że szczepienie uchroni przed chorobą. Nie umiem tego ocenić pod względem merytorycznym, bo nie jestem lekarzem”.

To dobry przykład wypowiedzi, w której po przyznaniu własnej niewiedzy fałszywa symetria zastępuje poszukiwanie prawdy. Znacznie lepiej byłoby jednoznacznie powiedzieć: „Nie wiem, więc ufam tym, którzy wiedzą. Nie internetowym tropicielom przebranym za autorytety, tylko lekarzom, naukowcom, komisjom eksperckim”. I odesłać chociażby do (byłego już) ministra Konstantego Radziwiłła, który na pewno miał swoje wady, ale w kwestii szczepień pozostawał, o ile mi wiadomo, konsekwentny i merytoryczny.

3. NIE ZAWSZE MUSZĘ MIEĆ RACJĘ

Mądra głupota to przede wszystkim gotowość uznania, że to, co wydaje nam się słuszne i prawdziwe, wcale takie być nie musi. Że coś, co powiedzieliśmy lub napisaliśmy, może też nam samym po jakimś czasie wydać się nieprawdziwe. Powracamy tym samym do politycznej metafory „zawracania”.

Człowiek świadomy własnej głupoty mówi więc zawsze tak, jakby nie był pewny. Choć dla naszych uszu przyzwyczajonych do peanów na cześć niezłomności brzmi to jak herezja – mówi tak, by zawsze być gotowym zmienić zdanie i odwołać swoje słowa.

Co ciekawe, taki sposób myślenia i mówienia ma wiele nieoczekiwanych zalet. Sprawia na przykład, że chętniej wysłuchają nas ci, którzy się z nami nie zgadzają. Jest także ważnym narzędziem poznawczym, ułatwiającym zrozumienie tych, którzy myślą inaczej, i wymuszającym coraz rzadszą cnotę rzetelności.

Skończyłem niedawno świetną książkę Lawrence’a Wrighta „Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary”. Czytało się to jak doskonały kryminał, jak materiał na kolejny serialowy superprzebój – z rosnącym niedowierzaniem i poczuciem, że to zbyt dziwne, straszne czy niewiarygodne, by mogło wydarzyć się naprawdę.

Można jednak mieć niemal pewność, że każde słowo napisane przez Wrighta ma doskonałe potwierdzenie w źródłach. Gdyby tak nie było, i autor, i wydawca spędziliby najbliższe 200 lat (i trzy wcielenia), spłacając odszkodowania dla Kościoła Scjentologii znanego z pozywania swych krytyków. W jednym z rozdziałów Wright opisuje nawet – niezwykle inspirujący – proces weryfikowania faktów w redakcji „New Yorkera”, w ramach którego grupa przedstawicieli czasopisma (wraz z profesjonalnymi fact checkerami) konfrontowała swoje opinie z przedstawicielami Kościoła Scjentologii.

Z tej historii wyłania się ważna maksyma dla wszystkich, którzy chcą się przyznać do swej głupoty. „Pisz zawsze tak, jakby mieli cię czytać prawnicy Kościoła Scjentologii” – biorąc pod uwagę, że możesz się mylić, i że każda pomyłka może cię wiele kosztować. Podawaj źródła, pisz, skąd czerpiesz wiedzę, sprawdzaj trzy razy, staraj się rzetelnie przedstawić argumentację swoich oponentów. (Już po publikacji książki Wrighta Kościół Scjentologii opublikował w internecie listę ponad 200 twierdzeń z książki Wrighta, które uznaje za błędne).

4. LUDZIE, KTÓRYCH NIE LUBIĘ, TEŻ MIEWAJĄ DOBRE POMYSŁY

I jeszcze ostatnia sprawa, szczególnie istotna we współczesnej Polsce, ale też w wielu innych krajach (np. USA), gdzie badacze odnotowują postępującą polaryzację debaty publicznej. Nasza rzekoma mądrość ma bardzo często zakorzenienie plemienne. (W ogóle zbyt mało zastanawiamy się nad tym, że wiedza ma raczej charakter społeczny niż jednostkowy!)? Mamy tendencję do uznawania za prawdziwe tego, w co generalnie „się wierzy” w naszych kręgach, i odrzucania tego, w co „wierzą” oni.

Tymczasem słuszność w konkretnych kwestiach może być w bardzo zaskakujący sposób rozłożona po różnych stronach politycznej barykady. Mądra głupota zwraca się więc także przeciw „myśleniu pakietowemu”, które każe oceniać słuszność pomysłów głównie na podstawie tego, czy wysunął je ktoś z „naszych”.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Semiotyk kultury, doktor habilitowany. Zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzi bloga mitologiawspolczesna.pl. Autor książek Mitologia współczesna… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2018