Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Okazuje się jednak, że także i powołanie człowieka do życia, wspomagane postępem medycyny, więc od lat już możliwe (na świecie żyje ok. 1,5 miliona ludzi urodzonych dzięki metodzie in vitro) jest u nas potępiane w imię tych samych argumentów. Kościół dotychczas sprzeciwia się zapłodnieniu in vitro wskazując przede wszystkim na zagrożenie egzystencji dodatkowo powoływanych przy tym embrionów. Fanatycy “pro life" idą dalej: tęsknocie bezpłodnych par za dzieckiem przypisują pobudki wyłącznie egoistyczne, których nie należy brać pod uwagę. W ten sposób powstaje ideologiczna wizja porządku prawnego, który ma uniemożliwić “niesłuszne" zachowania, a wymusić postawy “prawidłowe" jako jedyne akceptowalne. To, że nie wszyscy w Polsce podzielają światopogląd dzisiaj rządzących, dla ideologów nie jest żadnym argumentem.
Pani wiceminister od spraw rodziny już naraziła się ideologom, deklarując zrozumienie dla dramatu bezdzietności i wyrażając uzasadnioną nadzieję, że postęp medycyny niebawem rozwiąże pomyślnie sprawę embrionów “nadliczbowych" tak, by uchronić je przed niszczeniem. Premier zdołał podtrzymać swoją wcześniejszą decyzję o jej nominacji, ale musiał uzupełnić skład swojej ekipy o “doradcę ds. ochrony życia". Minister Religa usiłuje uniknąć zarzutu rozwiązań ideologicznych, tłumacząc odmowę finansowania zabiegów in vitro tylko - przy ograniczonych środkach - wyższością potrzeb ratowania umierających (zaś odmowę refundacji antykoncepcji - argumentem, iż “seks nie jest chorobą"). Na razie więc nie widać żadnej możliwości spotkania się ludzi dobrej woli przy sprawie tak zdawałoby się oczywistej, jak rodzina i dziecko. Może dlatego, że dobra wola jest kategorią daleko wykraczającą poza gromką deklarację wyznania.