Po śmierci Pawła Adamowicza

Nie spekulujmy teraz, co z nami będzie dalej. Pomyślmy o życiu: jak łatwo je odebrać. I o swoim życiu: co z nim robimy.

14.01.2019

Czyta się kilka minut

Paweł Adamowicz podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, Targ Węglowy w Gdańsku, 13 stycznia 2019 r. /  / FOT. WOJCIECH STRÓŻYK / REPORTER
Paweł Adamowicz podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, Targ Węglowy w Gdańsku, 13 stycznia 2019 r. / / FOT. WOJCIECH STRÓŻYK / REPORTER

W Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Gdańsku zmarł, nie odzyskawszy przytomności, prezydent tego miasta Paweł Adamowicz. Zarówno fakt jego śmierci, jak i niewiedza na temat stanu psychicznego zabójcy, to bardzo dobre powody, żeby zachować milczenie, nie szukać winnych pochopnie i nie wyrokować zbyt łatwo. Tutaj naprawdę prosi się nie o minutę czy godzinę, ale o wiele dni milczenia.

Tyle że milczenie jest niemedialne, nie nadaje się na czołówki – i pewnie dlatego nie powinniśmy się dziwić, że także tym razem nie zostało zachowane. Media i portale społecznościowe w większości wyglądają tak, jakby tylko czekały na podobną okazję – i atak Stefana W. służy im do potwierdzenia głoszonych od dawna tez, podobnie jak wcześniej służyły im do tego (by przywołać tylko przypadki, w których stawką też było czyjeś życie) zabójstwo Marka Rosiaka w biurze poselskim PiS w 2010 r., samobójcza śmierć Piotra Szczęsnego albo katastrofa smoleńska. W walce politycznej, w sianiu nienawiści pogrążamy się coraz głębiej i doprawdy nieważne jest teraz również kalkulowanie, kto zaczął albo kto dolał więcej oliwy do ognia.


KS. ADAM BONIECKI: Śmierć prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicz, zapisze się w historii Polski. Straszliwe są te krwawe zapisy naszej historii. Może ten dzisiejszy zapis rozpocznie marsz nas wszystkich przeciw nienawiści. Jeśli nie rozpocznie, to zgrozą napawa myśl, jaki będzie finał.


To oczywiście zdania do własnego, medialnego ogródka – o wyborze, którego dokonujemy, stając w obliczu takiej tragedii (czy pokazujemy np. rosnącą przez całe poniedziałkowe przedpołudnie kolejkę do stacji krwiodawstwa w Gdańsku albo spontanicznie zorganizowaną modlitwę za zdrowie rannego, czy rzucamy się do jeszcze szerszego rozpowszechniania pojawiających się równolegle nienawistnych komentarzy). O odpowiedzialności za własne słowa: za to, że one też mogą karmić czyjąś nienawiść. „Są profesje i są sytuacje, kiedy rzeczywistość dostarcza takiej porcji adrenaliny, iż blokuje refleksyjność” – mówił kiedyś na tych łamach prof. Bogdan de Barbaro, psychiatra i psychoterapeuta. Czyli – blokuje pokój społeczny.

Już tyle razy zmarnowaliśmy szansę na opamiętanie, że i dziś pewnie nie można się łudzić. Nie warto więc też spekulować, co z nami będzie dalej, albo oceniać terapeutyczną przydatność zapowiadanych już przez polityków marszów czy wieczorów ze świecami, nie mówiąc już o prawdopodobieństwie tego, czy rząd i opozycja staną w ich trakcie ramię w ramię (choć jedno pewnie wypada przy tej okazji powiedzieć – że politycy są ostatnimi, którzy powinni takie imprezy organizować; jeśli już, to inicjatywa mogłaby wyjść ze świata organizacji pozarządowych). Ja w każdym razie – jeśli miałbym przestać się zasłaniać bezpieczną liczbą mnogą – w tym momencie nie chcę tego robić.

Nie mam pewności, co o dzisiejszej Polsce mówi tragedia na gdańskim Targu Węglowym, choć na pewno chciałbym, żeby więcej o niej mówiło dziejące się przez cały dzień na tym placu i w tysiącach innych miejsc w całym kraju dobro spod znaku czerwonego serduszka. Myślę o bilansie życia i tragicznej śmierci Pawła Adamowicza, a także, co tu kryć, o życiu zamachowca. Równocześnie konfrontuję się – również jako osoba publiczna, starająca się przecież wpływać na rzeczywistość – z pytaniem o własne życie. Czy to, co robię, ma sens i czemu służy. Jakich wyborów dokonuję, co dotyczy też kwestii sposobu zaangażowania w sprawy publiczne. Ile we mnie frustracji i złości, jak sobie radzę z własną agresją. Ile tego oddaję światu, a ile swoim najbliższym. Czy to ma sens.

„Milczenie dobrze zrobi nam wszystkim” – napisaliśmy w oświadczeniu tuż po ataku na Pawła Adamowicza, i słowa te podtrzymujemy w chwili jego śmierci. W milczeniu naprawdę można usłyszeć niejedno.

Powyższy artykuł jest zmienioną wersją tekstu, który ukazał się na stronie "Tygodnika Powszechnego" 14 stycznia w południe.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2019