Po pierwsze: reputacja!

Uczony, który promuje współpracę jako jeden z najważniejszych mechanizmów ewolucji, napotkał falę ostrej krytyki ze strony wybitnych biologów.

15.03.2013

Czyta się kilka minut

Martin Nowak / Fot. Archiwum prywatne
Martin Nowak / Fot. Archiwum prywatne

Wysoki, roześmiany mężczyzna, który wychodzi mi na spotkanie, nie wygląda na przejętego atakiem, jaki go spotkał ze strony najsłynniejszych ewolucjonistów. W końcu Martin Nowak, z pochodzenia Austriak, jest profesorem Uniwersytetu Harvarda – uczelni, która od lat jest numerem jeden w rankingach. Swoją pozycję ugruntował blisko 300 publikacjami naukowymi, w tym około 40 w „Nature” i „Science”. Nieliczni badacze mogą się poszczycić takim dorobkiem.

A już wyjątkowo rzadko zdarza się to adeptom tak trudnej dziedziny, jaką jest biologia matematyczna. Nowakowi udało się to zapewne dlatego, że za pomocą obliczeń odmienił ­oblicze teorii ewolucji. Dzięki niemu fundament biologii zalśnił nowym blaskiem.

NOWAK KONTRA ŚWIAT

Fakt, że wobec jego dokonań tliła się wśród ewolucjonistów niechęć, nie docierał do obserwatorów spoza naukowego grona. Ogień stał się widoczny dopiero po publikacji w „Nature” z sierpnia 2010 r. Autorów było trzech, w tym Edward O. Wilson, badacz mrówek, jeden z najbardziej wpływowych na świecie ewolucjonistów i ekologów, oraz Corina Tarnita, młoda rumuńska matematyczka. To jednak Nowak zebrał największe cięgi. Oficjalnie dlatego, że był pierwszym autorem pracy. Gdy więc „Nature” opublikowało pięć listów polemicznych podpisanych przez ponad 150 ewolucjonistów, jak mantra powtarzała się fraza „Nowak i inni”. Towarzyszyła jej bezpardonowa krytyka: „Uważamy, że ich [Nowaka i innych – red.] argumenty są oparte na niezrozumieniu teorii ewolucji i błędnym przedstawieniu literatury dowodowej”, „Nowak i inni przeoczyli mocne empiryczne obserwacje”, „Nowak i inni prezentują alternatywę, która naszym zdaniem jest wysoce błędna”.

W internecie naukowcy byli jeszcze bardziej wylewni. Jon Wilkins z Instytutu Santa Fe w USA, na blogu „Lost in Transcription” umieścił nawet wpis „Nowak kontra świat”: „Podejrzewam, że odpowiedź była tak szeroka i ostra dlatego, że była odpowiedzią skierowaną do Nowaka” – zauważył. Edward O. Wilson podobno jest zbyt wielką figurą, by go tak brutalnie atakować. Corinę Tarnitę z kolei uznano za młodą i niedoświadczoną. A Martin Nowak... Cóż, Wilkins wymienia całą listę jego przewinień. Zarzuca mu, że notorycznie przeceniał wagę własnych dokonań. Że nie cytował kolegów. Że brał pieniądze na badania od Jeffreya Epsteina, oskarżonego o wykorzystywanie seksualne dziewcząt w wieku 14-18 lat. Że przyjmował granty z Fundacji Templetona, która zajmuje się dialogiem między nauką a religią. Zateizowane środowisko biologów ewolucyjnych często odżegnuje się od związków z tą organizacją. Martin Nowak jest jednak, jak pisze Wilkins, „żarliwym katolikiem”, co czyni jego związki z Fundacją Templetona jeszcze bardziej „problematycznymi”.

Najdziwniejsze w tej całej nagonce jest to, że prof. Nowak to specjalista od... współpracy. Właśnie jej badaniu poświęcił większość swojej pracy naukowej. – Współpraca jest architektem ewolucyjnej złożoności – mówi „Tygodnikowi”. – Jeśli chcesz się przesunąć z jedno- do wielokomórkowości, z prostych owadów do społeczności, od zwierząt do społeczności ludzkich, to potrzebujesz współpracy.

Powstaniu złożonych, opartych na współpracy społeczności zwierząt, w których część osobników rezygnuje z rozmnażania, poświęcona była także jego praca z 2010 r. Towarzyszyło jej kilkadziesiąt stron obliczeń. – Fascynuje mnie oparcie teorii ewolucji na stabilnych matematycznych podstawach – tłumaczy uczony. – Wierzę w ostateczną moc matematyki. Jej opis jest dla mnie decydującym, fundamentalnym dowodem.

W biologii to nie jest norma. Większość jej adeptów boi się równań jak ognia. Powszechnie więc przyjmowano, że teoria ewolucji już dawno została oparta na wystarczająco mocnych matematycznych fundamentach. Wynikało z nich, że każdy w przyrodzie działa na korzyść własnych genów. Z tego także powodu odrzucano starą ideę doboru grupowego, według której osobnik może również wspierać społeczność, do której należy. Wystarczy przecież – dowodzono – by w pojawił się choć jeden oszust, a wykorzysta on „altruistów” i opanuje grupę. Potomstwo zdrajców miało wygrywać, a chętnych do współpracy – przegrywać.

WYZWOLENIE PRZEZ WSPÓŁPRACĘ

Dawne równania dopuszczały pewne wyjątki. Należały do nich społeczności krewnych. Ci przecież noszą wiele takich samych genów. Ratując bliskiego krewnego, tak naprawdę działam na korzyść kopii własnego DNA. Jak to ujął ewolucjonista J.B.S. Haldane: „Oddałbym życie za dwóch braci lub ośmiu kuzynów”.

Tą właśnie zasadą, ujętą w postaci „teorii dostosowania łącznego”, tłumaczono powstanie złożonych społeczności owadzich. U mrówek czy trzmieli rozmnaża się garstka osobników, a pozostałe rezygnują z posiadania potomstwa, by opiekować się cudzym. Miało to wynikać z nietypowego sposobu dziedziczenia genów. Sprowadza się on do tego, że córki tej samej pary rodzicielskiej są bliżej spokrewnione ze sobą niż z własnym potomstwem. Więcej korzyści genetycznych przynosi im więc zajmowanie się dziećmi matki niż rozmnażanie się.

Nowakowi to wyjaśnienie nie przypadło do gustu. – W 2006 r. spotkałem Edwarda Wilsona – opowiada. – Wymienialiśmy spostrzeżenia na temat teorii dostosowania łącznego. Dla mnie to było matematycznie bardzo słabe. Sądziłem, że biolodzy lubili tę teorię, ponieważ potrzebowali jej, by zrozumieć owady społeczne. Edward Wilson zaś powiedział, że jest ona zupełnie niepotrzebna do zrozumienia owadów społecznych. Z jednego powodu biolodzy lubią teorię dostosowania łącznego – to bardzo dobra matematyka. W ten sposób wyzwoliliśmy jeden drugiego.

W swojej pracy napisali, że do wyjaśnienia powstania społeczności owadów wystarczy dobór naturalny. Ostra krytyka nie zmieniła ich poglądów. – Wszyscy ci ludzie od początku uważali, że się mylimy. Nigdy jednak nie wyjaśnili, gdzie dokładnie tkwi błąd w naszych obliczeniach – mówi Nowak.

Obaj uczeni, niezależnie od siebie odkurzyli też ideę doboru grupowego. Wilsona, który opisał ją w głośnej książce „Superorganizm”, atakuje za to m.in. słynny Richard Dawkins. Martin Nowak zaś oczywiście wsparł się matematyką. Obliczył, że grupy współpracowników wygrywają w ewolucji z grupami oszustów. To, że żaden zdrajca nie rozbija jedności, zapewnia kilka czynników. Przede wszystkim muszą to być liczne małe grupy, bo wśród niewielu dużych grup przewagę mają egoiści. Po drugie, migracja powinna być utrzymywana na niskim poziomie.

REPUTACJA RODZI JĘZYK

W książce „SuperCooperators” prof. Nowak opisał, prócz doboru grupowego i wspierania własnych krewniaków, jeszcze trzy mechanizmy, które promują współpracę w ewolucji. – Jeden polega na powtarzających się interakcjach według zasady „ty współpracujesz ze mną teraz, ja będę współpracował z tobą później” – wyjaśnia. – Drugi polega na interakcjach w grupie: „Widzę, jak współpracujesz z innymi, stąd wiem, że jesteś fajnym facetem i będę z tobą współpracował w przyszłości”. To, inaczej mówiąc, reputacja. Trzeci mechanizm jest oparty na bliskości przestrzennej, gdy sąsiedzi pomagają sobie nawzajem.

– Nowak wymienia aż pięć mechanizmów ewolucyjnych, które promują współpracę w przyrodzie. A to jeszcze nie wszystko! – komentuje prof. Ewa J. Godzińska z Instytutu Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego PAN. – Gotowość do współpracy i ofiarnej pomocy wpływa nie tylko na reputację osobnika: podwyższa również jego tzw. prestiż, przekładający się na atrakcyjność dla płci przeciwnej i ułatwiający dostęp do rozrodu. Szczególnie silnie podwyższa prestiż tzw. bezwarunkowy altruizm, czyli pomaganie innym bez oczekiwania na odwzajemnianie przysług. Osobniki zachowujące się w ten sposób dają bowiem jasny sygnał swojej wysokiej jakości.

Badania nad pięcioma sposobami współpracy pozwoliły też Nowakowi na wyjaśnienie, dlaczego część komórek w organizmie zamienia się w „zdrajców” i tworzy nowotwór. Zdaniem uczonego, także powstanie życia na naszej planecie było możliwe dzięki współpracy. Doszedł do wniosku, że również nasz język i mózg wyewoluował na potrzeby współpracy. I nie chodzi tu o chęć dogadywania się, lecz o reputację. Plotki i mówienie o innych potrzebne są po to, byśmy wiedzieli, z kim warto się zadawać, a z kim nie. Im więcej się o nas mówi, tym bardziej staramy się wypaść dobrze i dopasować się do wizerunku świetnego współpracownika.

Nowak wyprowadza z tego praktyczne wnioski. Dbałość o reputację warto, jego zdaniem, wykorzystać w ochronie środowiska. Uczony proponuje np., by upubliczniać ilość energii, jaką zużywają gospodarstwa domowe. Niektóre pojazdy chce zaopatrywać w naklejki: „Emisje tego samochodu przyczyniają się do raka płuc i niebezpiecznych zmian klimatycznych”. Twierdzi, że w sytuacji, gdy świat stał się globalną wioską, zdrada może mieć katastrofalne skutki dla całej planety. „Te cywilizacje, które rozwiązały problem współpracy, będą trwać w kosmosie – pisze w książce. – Możemy mieć tylko nadzieję, że na liście Superwspółpracowników znajdą się oparte na węglu formy życia, które nazywamy ludźmi. W tej wielkiej przygodzie każdy ma rolę do odegrania. Sukces zależy od nas wszystkich. Czas na ciebie”. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2013