Po drugiej stronie muru

Jerzy Ficowski długo nosił w sobie ból ubezwłasnowolnionego widza. Dziesiątki lat upłynęły mu na poszukiwaniu języka i formy, które dałyby wyraz uczuciom czasu Zagłady.

05.09.2004

Czyta się kilka minut

---ramka 337959|prawo|1---W wierszach z cyklu “Odczytanie popiołów", o których pisać trudno - tak są nagie, esencjonalne, milczące - silnie obecny jest ślad doświadczeń poety. One też interesują mnie najbardziej - szereg faktów początek biorących w młodzieńczym współodczuciu cierpienia innych, które niepostrzeżenie staje się zobowiązaniem na całe życie.

Jak rodził się poeta w czasie, kiedy poezji przepowiadano niemożliwość? Jaką przebył drogę od chwili, gdy pewnego dnia na ulicy Smolnej dostrzegł małą Rajzlę, wtuloną w kąt między budkę z papierosami a mur kamienicy, dygoczącą z zimna?

Pierwsze próby

Pierwszy wiersz poświęcony tragedii Żydów powstał jeszcze za okupacji i zachował się w archiwum autora. Sam mówi o nim: “wiersz niedobry, ale wynikający z jakiejś potrzeby i z jakiejś niemożności, z nie pogodzenia się z tym, co się dzieje i bezsiły, żeby temu przeciwdziałać".

W 1947 roku w krakowskim “Naprzodzie" Jerzy Ficowski opublikował przejmujący artykuł pt. “Dzieci". Opowiada w nim o uczuciach dwóch chłopców - swoich i przyjaciela, Zbyszka Manysia - którzy, chodząc tą samą trasą do szkoły (Marszałkowska, Aleje Jerozolimskie, Smolna), mijali żebrzące żydowskie dzieci: “Płakała. Kto widział tylko dziecko płaczące po zgubionej lalce, ten nie może wiedzieć, JAK płakała. Rozpacz przekraczała pojemność jej małego dziecięcego ciała. Zaciskała poranione rączki na przytulonej głowie braciszka, dzieląc się z nim bólem, którego nie mogła udźwignąć. Kiedy dostrzegła wśród przechodniów Niemca, zasłaniała braciszka i zakrywała twarz dłońmi. Za dygoczącą z zimna, wystawa z owocarni piętrzyła się stosami jabłek, herbatników i cukierków, topniejącymi szybko na skutek przedświątecznych zakupów". Po raz pierwszy opisuje tu zapamiętaną na zawsze dziewczynkę, zamieszczając również jej fotografię. Po latach powstanie wiersz, który w tomie “Odczytanie popiołów" nosić będzie tytuł “Sześcioletnia z getta, żebrząca na Smolnej w 1942".

W debiutanckim tomie “Ołowiani żołnierze" z 1948 roku zamieścił wiersz pt. “Exodus 1947", pionierski w swym współodczuwaniu tragicznego losu Żydów również po wojnie, ich bezdomnej tułaczki i osamotnienia, poszukiwania Ziemi Obiecanej na statkach błądzących po morzach: “Wzrok głodnych - ciężki od krzywdy. / A ona rośnie. Jest przypływ. / I bije falą oślepłą / w spokojne, nadbrzeżne sny / sytych miast". Nie przemilczał także tragicznego exodusu Żydów polskich roku 1968, czemu daje świadectwo wiersz pt. “Dworzec Gdański 1968" (poświęcony pamięci Arnolda Słuckiego).

Samotność tragedii Żydów podczas powstania w getcie warszawskim, przepaść dzieląca ją od mieszkańców aryjskiej strony miasta, przywołane zostają w wierszu “Wielki Tydzień" z tomu “Zwierzenia" z 1952 roku: “Z dala się przyglądano - znikąd / lecącym chmurą żałobnikom...". Pobrzmiewa tutaj echo “Campo di Fiori" Czesława Miłosza, którego fragment o wietrze idącym od domów płonących i rozwiewającym suknie dziewczynom na karuzeli posłuży za motto wiersza “Opłakiwanie" z “Odczytania popiołów". Jest tu także mowa o znamiennej ciągłości pomiędzy “bandą młodych", która w przedwojennej Polsce dokonywała pogromów, przynosząc dary “jak Magowie: / kamienie - w okno, kij - po głowie", a faszyzmem, który pojawił się w czasie wojny wraz z hitlerowcami: “Faszyści szli innojęzyczni / po tropach naszych Magów przeszli". Sam Jerzy Ficowski ma jednak o tym utworze surowe zdanie: “To wiersz uczciwy z mojego punktu widzenia, ale taki trochę dęty, trochę z bębnami, z doboszami, taki... nie moim głosem".

Zasadniczą bowiem trudnością, z którą przyjdzie mu się zmierzyć, nie będzie kwestia tematu i jego uczciwości, ale kwestia samego głosu, który jeśli nie odnajdzie własnego tonu, zabrzmi nieuczciwie: “Przez wiele lat nie mogłem znaleźć języka do wyrażenia tej tragedii i wszystkiego, co w związku z nią odczuwam. Czas płynął i ja nie wiedziałem, czy przyniesie mi kiedykolwiek słowa, które nie będą słowami obrażającymi sprawę, której chciałyby służyć, które by coś w sobie zawarły najistotniejszego, a jednocześnie pamiętały o takiej prawdzie, że nad grobem należy milczeć, a więc słowa, które niosłyby ze sobą walor milczenia, szanujące to, o czym milczą".

Zwiastuny języka poetyckiego, którego intuicyjnie poszukiwał, pojawiały się jednak już u samych początków twórczości. Dostrzega to wyraźnie z dzisiejszej perspektywy: “To były momenty, dosłownie przebłyski. W »Ołowianych żołnierzach« na przykład jest wiersz pod tytułem »Wiosna«. Kończy się on tak: »zbyt dużo boleśnie powietrza zostawionego przez zmarłych«. Otóż, jak na owe czasy mojego pisania, sformułowanie to - choć stylistycznie nie jest żadnym wybrykiem - jest pewnym wychyleniem się poza normę utartego pisania, śladem poszukiwania języka wyrazu, który odnajdę znacznie później. Coś się jednak tam zaczyna, już w »Ołowianych żołnierzach«, coś przebłyskuje, co zresztą gaśnie później i jeszcze przez dłuższy czas się nie przejawia w sposób bardziej obiecujący".

List do Chagalla

Przełomem okaże się praca nad “Listem do Marc Chagalla". Poematu tego być może nie byłoby w dzisiejszym kształcie, gdyby nie książka pt. “Dzieci oskarżają", wybór zapisów stenograficznych relacji dzieci ocalałych z Holokaustu, zebranych i opracowanych przez Marię Hochberg-Mariańską i Noe Grüssa, wydanych nakładem Głównej Komisji Historycznej Żydów w Polsce w 1947 roku. “Niektóre z relacji znalazły się w niezmienionej formie w moim poemacie, jako przerywniki prozą, ponieważ to było coś niedoścignionego żadnym słowem wyszukanym; to były bezradne słowa naiwnego dziecka, które coś widziało i o tym opowiedziało, podczas gdy każde inne gardło ścisnęłoby się milczeniem. Uznałem, że tych relacji nic nie zastąpi, i do pewnych fragmentów, które pisałem, zwłaszcza w nawiązaniu do malarstwa Chagalla, dołączone zostały wypisy z owej książki... »Mamusiu, czy śmierć bardzo boli?... Nie, tylko chwileczkę«. Tak więc to wtedy, w ‘47 roku, zacząłem się przymierzać do tego, co wydaje się niewyrażalne, i pisać pierwsze wersy, i wyrzucać je do kosza, aż wreszcie w latach 50. to skończyłem i wydrukowałem u redaktora Jana Józefa Lipskiego". Poemat ukazał się w tygodniku “Po prostu" w 1957 roku, a zaraz potem w tomie “Moje strony świata".

W 1960 roku poeta wysłał Chagallowi maszynopis francuskiego przekładu poematu, autorstwa Suzanne Arlet, wraz z przekładem na jidysz dokonanym przez Jakuba Zonszajna. Otrzymał w odpowiedzi list z alpejskiej rezydencji artysty. Dwa lata później Chagall przystąpił do tworzenia ilustracji. Po kolejnych dwóch latach, niezadowolony ze swego dzieła, stworzył nową wersję. Pierwodruk akwafort ukazał się wraz z francuskim przekładem “Listu" w Paryżu w 1969 roku (190 egzemplarzy z oryginałami pięciu akwafort: 1-25 z podpisami Chagalla pod akwafortami, 26-175 z podpisami obu autorów na karcie tytułowej i I-XV sygnowane egzemplarze autorskie). Londyńskie wydanie “Odczytania popiołów" nie zawierało Chagallowskich ilustracji. Zamieściła je dopiero Niezależna Oficyna Wydawnicza w podziemnym wydaniu z roku 1980. Wcześniej poeta zwrócił się z taką propozycją do Czytelnika, ale publikację uniemożliwił całkowity zakaz druku, jakim Ficowski - członek KOR-u - był objęty w kraju. Pierwsza polska publikacja oddająca w pełni walor ilustracji Chagalla ukazała się w 1988 roku - numerowana edycja wydawnictwa Interpress z reprodukcjami grafik wykonanymi przez Marka Holzmana.

Wiersz “Postscriptum listu do Marc Chagalla" ukazał się w tomie “Ptak poza ptakiem" (1968), poprzedzającym i w dużej mierze zapowiadającym pojawienie się “Odczytania popiołów", choć na ich postać książkową trzeba było czekać aż do 1979 roku. W tomie tym bowiem, obok “Postscriptum", pojawiają się również inne utwory włączone później do “Odczytania...": “Egzekucja pamięci", “Diagnozy" oraz “*** Muranów góruje..." - jeden z tych wierszy istotnych, które nadały ton cyklowi i z pewnością jeden z najważniejszych w całej twórczości poety. Jeśli dodamy jeszcze wiersz “Milczenie ziemi" z tomu “Moje strony świata" (1957), także włączony do “Odczytania popiołów", to okaże się, że znaczna część utworów składających się na tom wydany w 1979 roku powstała znacznie wcześniej. Można zatem zaryzykować twierdzenie, że już w końcu lat 50. i w latach 60. język poetycki Jerzego Ficowskiego dojrzał na tyle, by zasłużyć na słowa Zbigniewa Herberta: “dokonał rzeczy zdawałoby się niemożliwej - nadał artystycznie przekonywający kształt temu, czego nie można ogarnąć słowem, przywrócił bezimiennym ludzką twarz, ludzkie indywidualne cierpienie, a zatem godność".

Bieta

W tomie “Ptak poza ptakiem" znajduje się jeszcze jeden, ważny dla drogi poety wiersz. Nosi on tytuł “Wiedza i bezwiedność oczu", powstał w 1966 roku i jest związany z losem jego przyszłej żony. Elżbieta Bussold jako niemowlę, ukryta w skrzyneczce razem z srebrną łyżeczką, na której wygrawerowano imię i datę jej urodzenia, została przekazana przez matkę z getta warszawskiego na aryjską stronę, gdzie zaopiekowała się nią przybrana matka. Niezwykła historia życia ukochanej osoby ocalałej z Zagłady, którą odkrywa i stara się zgłębić poprzez rozmowy z ludźmi i penetrowanie archiwów, z nową mocą przywołuje tragedię Żydów, pozostającą w “schronach niepamięci": “Ich łza ledwie starta tak wiele pomija / prawiedzy stratowanej bez dat i bez imion".

“Odczytanie popiołów" kończy pamiętny wiersz dedykowany Biecie pt. “Twoje matki obie", w którym odczytuje z niepamięci los tej, której “prawie nie było, żeby mogła być", ocalałej, by ostatnim słowem tej księgi śmierci mogło być “Jestem".

“Musiało upłynąć kilkadziesiąt lat. W tym okresie wczesnym, tuż po wojnie, napisałem szereg wersów, które odkładałem albo wyrzucałem. Napisałem wtedy: »Pod Torą nadaremną / pod uwięzioną gwiazdą...«. Musiało upłynąć trzydzieści lat, żebym do tych słów powrócił i napisał wiersz o mojej żonie, o jej ocaleniu, który tak właśnie się zaczyna. A co to miało być wtedy? Pamiętam, że to miał być wiersz o tych podziemnych kryjówkach z dopływem powietrza i wody, które skazani Żydzi, zwłaszcza ci zamożniejsi, budowali sobie, kryjówkach z wentylacją, z dopływem prądu, gdzieś pod domem, gdzie mieli przeczekać najgorsze i wyjść, kiedy już będzie można. Ja sobie wtedy pomyślałem, że pod tym rumowiskiem wielkim, na którym już miało się stawiać nową dzielnicę Muranów, istnieje taka kryjówka, taka podziemna izba, w której zostali ludzie, do której się nawet Niemcy nigdy nie dokopali, i która gdzieś pod żyjącym miastem trwa do dzisiaj, jak grobowiec nie odkryty w piramidach egipskich. Uznałem wtedy, że nie będę opowieści z dreszczykiem pisał na takie tematy, i dałem temu spokój. Ale mi się te kilka słów przydało po wielu latach...".

Przekłady z jidysz

Na drodze Ficowskiego do odczytania popiołów znajdowała się też praca translatorska z języka jidysz. Duże znacznie dla przeniknięcia w świat tego języka miała niewątpliwie przyjaźń Ficowskiego z żydowskimi poetami, których wiersze Ficowski tłumaczył na język polski: Izraelem Emiotem (powrócił do Warszawy z zesłania w Związku Radzieckim w 1958 roku, a w 1960 wyemigrował do Stanów Zjednoczonych) i Jakubem Zonszajnem (wybór jego poezji ukazał się w Warszawie w 1963 roku, roku śmierci autora). To przy ich pomocy rozpoczął Ficowski pracę nad przekładami ludowej poezji żydowskiej. Przekłady filologiczne z jidysz przygotowywała także Róża Siemiarczuk. Ostatecznie bliska współpraca z nią i Salomonem Łastikiem doprowadziła do powstania antologii poezji ludowej Żydów polskich pt. “Rodzynki z migdałami" (1964, wznowienie 1988). “Ficowski potrafił stworzyć - pisał Jan Józef Lipski - jakąś jednolitość stylu poetyckiego swych przekładów, dzięki czemu utwory (...) mimo swej różnorodności zdają się współprzynależeć do jakiejś wspólnoty języka poetyckiego i kultury. (...) Znalezienie takiej oryginalnej formuły stylu poetyckiego jest w tego rodzaju antologii najwyższym chyba osiągnięciem artystycznym".

W posłowiu do “Rodzynek z migdałami" Ficowski przyznawał, że świadomie nie włączył do antologii pieśni getta i obozów zagłady. “Nie chciałem - pisał - (...) aby straszliwy cień krematoriów padał na liryczne kołysanki, na zalotną śpiewkę czy na pełne specyficznego uroku, rzekłbym »chagallowskie« motywy pieśni o rebem cudotwórcy". Wspominał wtedy o osobnej, temu tylko poświęconej książce, “Pieśni o zamordowanym żydowskim narodzie" Icchaka Kacenelsona, wydanej po raz pierwszy w Czytelniku dopiero w 1982 r. Przekład, dokonany na podstawie tłumaczenia filologicznego Jana Leńskiego, gotowy był już dziesięć lat wcześniej. Przez wielu uznawany za kongenialny, przekład poematu Kacenelsona, najwybitniejszego świadectwa Zagłady autorstwa żydowskiego poety, doczekał się uznania w świecie i wznowienia w wersji dwujęzycznej.

Odczytując popioły Ficowski świadczył nie tylko tragedii Żydów. Jak nikt pamiętał przecież, że ofiarami Zagłady byli także Cyganie. Świadectwem tego jest już pierwszy tom poety “Ołowiani żołnierze", w którym znajdziemy “Śpiewkę o cygańskiej śmierci": “Gwiazdy kute ze zmiażdżonym srebrem, / Amulety, zausznice ciepłe / znalazł powiew w popiele ukryte: / dusze dziewcząt spalonych przed świtem". Znacznie później powstał wstrząsający wiersz “Modlitwa do świętej wszy" z tomu “Śmierć jednorożca" (1981), o “Cygance w łaźni birkenau / odartej z kolorów".

Rezonans

Tom “Odczytanie popiołów. Wiersze" ukazał się po raz pierwszy w Londynie nakładem Stowarzyszenia Żydów pochodzenia polskiego w 1979 roku. Było to zasługą Rafaela Scharfa, który odwiedziwszy autora w Warszawie, zachwycił się wierszami przeczytanymi w maszynopisie. Pierwsze krajowe wydanie opublikowała w następnym roku Niezależna Oficyna Wydawnicza. Przekład angielski ukazał się w Londynie z przedmową Zbigniewa Herberta już w 1981 roku. Potem były wydania francuskie, hebrajskie (w Izraelu), niemieckie i szwedzkie. Najbardziej jednak oczekiwaną przez poetę publikacją był przekład na język żydowski, “język, którym mówili i w którym milczą" bohaterowie tych wierszy. We wstępie do dwujęzycznego wydania z 1992 r. pisał: “Tak moje polskie epitafia nagrobne zostają zapisane na cmentarzach, których nie ma, na macewach z powietrza, a Requiem przemienia się w Kadysz. Słowa polskiego »niespalonego Ich brata« dopuszczone zostają do najściślejszej wspólnoty bólu i sieroctwa, braterstwa i pamięci". Autorem przekładu był Binem Heller, którego wiersze Jerzy Ficowski tłumaczył na język polski.

Te wiersze nie spotkały się u nas z przyjęciem adekwatnym do ich wagi i znaczenia. Z pewnością przyczyniły się do tego okoliczności czasu, perypetie autora z reżimem, wieloletni zakaz druku, rok polskiego wydania - 1980, który kierował uwagę ku innym historycznym wydarzeniom. A jednak nie sposób przemilczeć tak istotnego przeoczenia naszej krytyki literackiej, a w konsekwencji częstego pomijania “Odczytania popiołów" i całej twórczości poetyckiej Ficowskiego w obrazie powojennej literatury polskiej.

Poza granicami Polski dzieło Jerzego Ficowskiego przyjęte zostało niezwykle gorąco, zwłaszcza wśród ocalałych z Holokaustu. Wielu uznaje te wiersze za najgłębsze i najbardziej autentyczne świadectwo tragedii Zagłady, które wyszło spod pióra nieżydowskiego poety. Henryk Grynberg nazywa autora “najdonioślejszym głosem pamięci w polskiej poezji". Rafael Scharf uznał wiersze z tego tomu za “najbardziej wymowny i wzruszający głos Polaka na temat zagłady Żydów". Stanisław Wygodzki - sam autor wstrząsającego poetyckiego świadectwa o Zagładzie pt. “Pamiętnik miłości" - pisał w londyńskich “Wiadomościach": “Nie pytam, kiedy zaczęła się »sprawa żydowska« Jerzego Ficowskiego. Pytanie brzmi, kiedy zaczęła się sprawa ludzka poety, która, z biegiem lat, przeistoczyła się w alegoryczne, duchowe, uczuciowe zespolenie z ludźmi skazanymi na okrutną śmierć tylko dlatego, że byli »innego pochodzenia«. Nie można tak po prostu wejść w czasie cudzej śmierci, by ją przyjąć jako własną: nie można tak po prostu przyjąć cudzego cierpienia, poniżenia, bezdomności za swoje, własne, prywatne, tak bardzo osobiste, aby o nim pisać wiersze".

Poeta i mur

Jerzy Ficowski w czasie, gdy pochłonięty był odczytywaniem popiołów, pracował nad przekładem “Pieśni o zamordowanym żydowskim narodzie". Musiał toczyć wtedy wewnętrzną rozmowę z Icchakiem Kacenelsonem, który w dniach wojny znajdował się po drugiej stronie muru. Musiał powracać do czasu, kiedy ze Zbyszkiem Manysiem szli wzdłuż tego muru, tragiczni ze swoją bezsilnością i niepogodzeniem, oddzieleni od tych, którzy “rzucali szlochem o ścianę". Znajdował się w samym sercu rozdarcia, które tak bardzo naznaczyło wiek XX i bez którego już teraz nasza wiedza o kondycji człowieka pozostanie niepełna. Przywarł do muru, po drugiej stronie którego był Kacenelson z żoną i dziećmi.

Wspominał: “Byłem oddzielony od getta murem. Tam wewnątrz uwięzieni byli ludzie, ale był to również akt obelżywy wobec mnie samego i innych czujących podobnie jak ja. Będąc na zewnątrz tych murów byłem mimowolnie ich nadzorcą, tak jak ten, który jest na zewnątrz klatki, i jeżeli jest zamknięta, staje się jej strażnikiem, mimo że nie przyczynia się ani do jej budowy, ani jej szczelności czy nieprzenikalności. Byłem ubezwłasnowolnionym widzem. Idąc Nowym Światem widziałem grupę Żydów, chyba młodych, ale odzianych w tradycyjne chałaty. Niektórzy mieli nawet kapelusze na głowach. Popędzani przez umundurowanych Niemców środkiem jezdni, toczyli przed sobą koła samochodowe. Zabawa w kij i kółko. Bili ich, jeżeli koło potoczyło się nie w tę stronę co trzeba. Groza tego jest nie do opisania i tym większa, im większa była bezsilność widzów, bo przecież nikt z nas się nie ruszył, nie pomógł, nie dlatego, że nie chciał, tylko po prostu nie mógł...".

Tego nie można tak po prostu opisać. Poeta - “chciałbym tylko milczeć / a milcząc kłamię" - zdołał przejść na drugą stronę muru. Czytajmy “Odczytanie popiołów", bo mur, którego warszawskie getto było tylko fragmentem, dalej wznosi się pomiędzy ubezwłasnowolnionymi widzami a ludźmi naznaczonymi opaską z gwiazdą Dawida, pomiędzy Polakami i Żydami. Jego budowniczowie, niemieccy architekci konferencji w Wannsee, nie mogli przewidzieć tak długiego żywota muru oddzielenia, wydającego się być zwykłym interludium przed “ostatecznym rozwiązaniem". Tymczasem kolejne pokolenia na nowo się z nim mierzą, usiłując dosłyszeć i zrozumieć głos “leżących rozstrzelanych / w głębokim milczeniu ziemi"; pokolenia tych mieszkańców Polski, którzy “chcieliby tylko iść / a idąc depczą".

Krzysztof Czyżewski jest współtwórcą Ośrodka Pogranicze w Sejnach, redaktorem naczelnym “Kranogrudy".

Cytowane w tekście wypowiedzi pochodzą z rozmów przeprowadzonych przez autora z Jerzym Ficowskim w latach 2000-2001.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2004