Płyty z przyszłości

Coltrane zamiast nut położył na pulpitach muzyków tekst. Kolejne frazy odpowiadały symbolom i melodii napisanego przez niego poematu. „Dzięki Ci Boże!” było refrenem.

22.05.2017

Czyta się kilka minut

John Coltrane, 1962 r. / Fot. Michael Ochs Archives / GETTY IMAGES
John Coltrane, 1962 r. / Fot. Michael Ochs Archives / GETTY IMAGES

Gdyby utwory Johna Coltrane’a (1926-67) były obrazami na płótnach, wisiałyby w najważniejszych galeriach sztuki. 50 lat po śmierci Coltrane to legenda i ikona: dzwonki na komórkę, koszulki, a nawet brylantyna z Coltrane’em! Jednak dopiero teraz, w kraju tak dumnym z rodzimego jazzu, ukazała się drukiem pierwsza w Polsce książka mu poświęcona – zbiór wywiadów „Coltrane według Coltrane’a”. Kim jest dla nas dziś? Coltrane według...

...brata Mariusza

– To było kilkanaście lat temu. Miałem jeszcze wtedy klub Akwarium. Wchodzę do kuchni i czuję, że ulatnia się gaz. To był taki krótki moment, w którym już wiedziałem, że zaraz nastąpi wybuch. Nastąpił błysk – wspomina Mariusz Adamiak, twórca festiwalu Warsaw Summer Jazz Days, Radia Jazz, a teraz ponownie dyrektor festiwalu Jazz Jamboree. – Obudziłem się na dużej, pięknej łące, z pięknym słońcem. Nieopodal stał kabriolet, ford mustang w kolorze złotym. Wsiadam do tego mustanga i myślę: „Przecież nie mam kluczyków. Ale skoro jestem w niebie, to chyba ich nie potrzebuję”. Ruszyłem. Dokąd pierwsze kroki? Do sklepu z płytami! Oczywiste, prawda? Dojechałem, a tam, przed wejściem, na schodach, anioł przedstawia mi Coltrane’a i mówi: „Masz się nim zająć przez tydzień”. „Ja?! A co ja mogę powiedzieć Coltrane’owi?”. Ale anioł oczywiście nas zostawił. Coltrane gdzieś poszedł, a ja zacząłem przeglądać płyty. To były płyty z przyszłości. Chciałem zapamiętać choć parę tytułów, ale w tym momencie się obudziłem. Taki miałem kontakt z Coltrane’em. Nie chciałbym wyjść na bufona, ale to był najpiękniejszy sen, jaki miałem w życiu.
Poczta głosowa Mariusza Adamiaka przez wiele lat witała dzwoniącego słowami: „Nie mogę teraz rozmawiać, bo słucham płyt Johna Coltrane’a”. Od lat zbiera pierwsze tłoczenia analogowych płyt saksofonisty – nie tylko jego autorskich albumów, ale wszystkich, na których grał Trane, od samych początków w zespole Dizzy’ego Gillespiego. To bez mała ok. 160 pozycji.
– Brakuje mi kilku – dodaje Adamiak. – Zbierasz pierwsze wydania, ale potem dostrzegasz, że w wersji brytyjskiej, bodaj płyty „Coltrane Time”, jest piękna okładka: kolorowe zdjęcie uśmiechniętego Coltrane’a. To rzadkość. No i kupuje się taką płytę, by mieć tę okładkę.
Kiedy pytam o duchowe przesłanie Coltrane’a, Mariusz Adamiak twierdzi, że oddziela filozofię od muzyki, jednak po chwili odpowiada już w duchu Trane’a: – Na swój wewnętrzny użytek uznałem, że sprawcą muzyki nie jest muzyk. Jeśli na scenie następuje jakieś zjawisko przecudne, to raczej jest to przekaz albo od Boga, albo jakaś energia z kosmosu. Nie jest to przekaz z mózgu muzyka. Nie uważam ich za ludzi tak wybitnych jak ich muzyka.
Czemu akurat Trane, a nie Charlie Parker czy Eric Dolphy?
– To połączenie kilku rzeczy – mówi Adamiak. – Po pierwsze moc, z niego, z jego muzyki, emanuje w sposób totalny. Po drugie, co może wydać się dziwne, to jednak jej romantyczność. No i inteligencja. Specjaliści przemieniają jego muzykę na równania matematyczne. Poza tym dla mnie kwartet jazzowy w tym klasycznym układzie – bębny, bas, fortepian, saksofon – skończył się na Coltranie. Wszystko inne jest jakimś przetworzeniem jego muzyki. Koniec. Kropka. Dziękuję, do widzenia.

...brata Piotra

– Jestem przeciwny definitywnym ustaleniom w jazzie: coś się skończyło, coś się zaczęło – mówi Piotr Baron, saksofonista, pedagog, od lat notowany na czele zestawienia najlepszych polskich muzyków jazzowych magazynu „Jazz Forum”. – W muzyce improwizowanej nie da się oddzielić twórcy od dzieła. Rodzą się nowi ludzie, nie wiadomo, kto jak będzie grał, jakie będzie przesłanie tej sztuki. To nieustanna ewolucja, przeistaczanie się tej naszej muzyki.
Kilka pokoleń polskich jazzmanów wychowało się i wykształciło, słuchając audycji „Jazz Hour” Willisa Conovera: – Wszyscy moi starsi znajomi, z którymi rozmawiałem o jazzie, mówili tylko „Coltrane, Coltrane”. Czekałem więc, aż wreszcie pojawi się w „Jazz Hour”. Wyobrażałem sobie, że to będzie coś tak pięknego jak Stan Getz. Że będzie zachwycające, wzruszające, ciepłe, dobre, miłe. No i usłyszałem: jakieś dzikie nuty, szorstkie, wręcz odstręczające słuchacza. Nie wierzyłem, że to jest ten Coltrane. Wstydziłem się do tego przyznać przed kolegami, bo przecież wszyscy mówili, że świetne.
Później jednak, wraz z płytą „Milestones”, nagraną z sekstetem Milesa Davisa, i „Ballads” (1962) muzyczny język Coltrane’a stał się dla Barona przedmiotem fascynacji. Dziś, gdy prowadzi zajęcia ze studentami, w ramach przedmiotu „Analiza dzieła jazzowego” prezentuje album „A Love Supreme” (1964): – Włączam i czekam na reakcje. Pozwalam działać temu bożemu natchnieniu, któremu uległ John Coltrane.
A Love Supreme” to album nagrany przez kwartet Coltrane’a na chwałę Boga. Suita składa się z czterech części: „Acknowledgement” (Dziękczynienie), „Resolution” (Postanowienie), „Pursuance” (Dążenie) i „Psalm”. Ta ostatnia to muzyka do słów wiersza, napisanego przez samego Coltrane’a. Trane miał położyć ten tekst na pulpitach pozostałych członków kwartetu zamiast partytury. Kolejne frazy saksofonu odpowiadają sylabom i melodii poematu. „Dzięki Ci Boże” stanowią tu swoisty refren.
– Coltrane był autentycznym naturalnym filozofem, człowiekiem poszukującym Boga, absolutu, sensu. Rozważającym to wszystko, co nas otacza, całą podróż, całą drogę. To wszystko jest w jego muzyce rzeczywiście – mówi Piotr Baron, który równie otwarcie, co o muzyce, opowiada o swoim nawróceniu i powrocie do Kościoła w 1997 r.: – Wróciłem też wtedy do Coltrane’a. Przez buddystów uważany jest za bodhisattvę, czyli oświeconego. Jego czarni bracia założyli w San Francisco Saint John Coltrane African Orthodox Church. To jest taka piękna herezja: ubierają się w quasi-liturgiczne szaty, rżną na saksofonach, zresztą nie zawsze dobrze, i grają na swoich nabożeństwach „A Love Supreme”. Jedni i drudzy wyczuwają w tym przesłaniu Johna jakiś rodzaj świętości. Mój student, dziś już absolwent, zdeklarowany ateista, zawsze kiedy rozmowa schodzi na Johna Coltrane’a, mówi, że to są jedyne chwile w jego życiu, kiedy on zastanawia się, czy jego wybór, jego światopogląd jest słuszny. Bo rzeczywiście, może ten Pan Bóg jest, skoro był John Coltrane i grał tak, jak grał.

...brata Sławka

W czasach, gdy w polskim eterze nadawało Radio Jazz, swoją audycję „Blue Train” prowadził w nim Tomasz Tłuczkiewicz – dziennikarz, tłumacz, obecny wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego, w latach 80. prezes, główny organizator festiwalu Jazz Jamboree.
– „Blue Train” to była moja pierwsza płyta z panteonu – mówi Tłuczkiewicz. – Oryginalne, amerykańskie wydanie płyty pojawiło się niespodziewanie w księgarni muzycznej. Kiedy normalne polskie płyty kosztowały trochę ponad 30 zł, za „Blue Train” trzeba było zapłacić 190 zł.
Motyw z tego albumu był sygnałem jego audycji: – Sławek Kulpowicz przygotował ten sygnał. Dodaliśmy do frazy z płyty odgłos pociągu i pociągową syrenę. Piękny był ten sygnał – wspomina Tłuczkiewicz.
Kulpowicz był pianistą, kompozytorem, a pod koniec lat 70. liderem jednego z najznakomitszych polskich zespołów jazzowych – The Quartet. Tak jak Coltrane, wierzył w to, że ludzie mają duszę, że poza porządkiem namacalnym jest na świecie jeszcze porządek wyższy, a muzyka w równej mierze należy do obu tych porządków i jako taka zasługuje na najwyższy szacunek, oddanie i poświęcenie.
Gdy na festiwal Jazz Jamboree w 1987 r., na zaproszenie Tłuczkiewicza, przyjechała do Polski Alice Coltrane, Kulpowicz przyszedł się jej przedstawić. Ta miała z miejsca rozpoznać w nim pokrewną duszę. Ich przyjaźń trwała wiele lat. Kulpowicz trzykrotnie występował na jej zaproszenie na John Coltrane Festival w Los Angeles – wydarzeniu w gwiazdorskiej obsadzie, złożonej głównie z muzycznych współpracowników Coltrane’a.
– Alice pod Los Angeles prowadziła taki ośrodek, aśram poświęcony głównie praktyce duchowej. To było z jednej strony chantowanie, hymny hinduskie, a z drugiej negro spirituals. Sławek rejestrował i później wydawał ich nagrania. Był tam, należał tam, pracował z nimi i tym samym spełnił się, najbardziej jak mógł, jako wyznawca Coltrane’a – dodaje Tłuczkiewicz.
W roku 2008 Sławomir Kulpowicz zmarł. Podobnie jak Coltrane, przegrał walkę z chorobą nowotworową.

...brata Raphaela

Raphael Rogiński: gitarzysta, improwizator, sprawca wielu cenionych projektów na naszej scenie muzyki niezależnej. W ubiegłym roku ukazała się jego interpretacja muzyki Trane’a: „John Coltrane and Langston Hughes. African mystic music”. Utwory saksofonisty mają tu być jednak kluczem do zrozumienia afroamerykańskiej kultury tamtego okresu i buntu lat 60.
Na oczach Coltrane’a zmieniał się wtedy świat czarnoskórych Amerykanów: na ulicach o prawa obywatelskie walczyli Malcolm X i Martin Luther King. W ringu bokserskim triumfował Muhamad Ali. W Afryce 36 krajów wywalczyło niepodległość.
– To był początek nowej epoki – mówi Rogiński. – Dziś stoją przed nami zupełnie inne pytania, jednak teraz też żyjemy u progu końca czasów. Kilka lat temu tłumy porywał zespół Radiohead, śpiewając o tym, że człowiek jest wyalienowany, smutny, nie ma nikogo i przeraża go świat. To już nie jest ten moment. Nie można występować z wysokiej sceny i mówić ludziom, że ma się ich gdzieś – opowiada Rogiński. – Teraz jest czas, by z tym światem się zmierzyć, być użytecznym dla ludzi, być razem.
Rogiński dystansuje się od religijnych uniesień Coltrane’a. Kategorycznie zaprzecza, gdy pytam, czy podobnie jak Coltrane, kiedy spytano go, kim chciałby być za dziesięć lat, odpowiedziałby: „Świętym”. Mimo to nietrudno namówić go na krótkie kazanie: – Jesteś w procesie życia, a żeby być w procesie życia, musisz go uświęcać. Cieszyć się, ale po wykonanej pracy, a nie tylko dlatego, że jest kawa z mlekiem sojowym i muzyka na ukulele. W wieku 40 prawie lat uczę się od nowa muzyki. Grzebiąc w ziemi.
Z Raphaelem rozmawiamy wieczorem, wcześniej był zajęty pracą w sadzie: – Teraz będziemy robili sad taki ze starymi, przedwojennymi odmianami jabłoni. Na razie przygotowuję dla nich podłoże. Jeden sad kończymy, zaczynamy następny.

Call and response

– Zrobiłem dziwną karierę. Dotąd nie odkryłem, jak właściwie chcę grać. Przez ostatnie lata głównie stawiałem sobie pytania. Ale może pewnego dnia pojawią się odpowiedzi – mówił Trane w jednym z wywiadów, przytaczananych cytowanych w książce „Coltrane według Coltrane’a”. W jego autorskiej dyskografii właściwie nie ma niedobrych płyt. Każda jest zapisem cząstki jego osobowości, przesłania, testamentu lub, jakby być może wolał: pytań. Nam, jak w muzycznym call and response, pozostaje szukać odpowiedzi. ©

COLTRANE WEDŁUG COLTRANE’A. Wywiady z Johnem Coltrane’em pod redakcją Chrisa DeVito, przeł. Filip Łobodziński, Kosmos Kosmos 2017.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2017