Pisarze, nauczyciele historii

Na Ukrainie, gdzie zawodowi historycy są zbyt podzieleni, a młody kraj wciąż nie ma bohaterów, których uznałby i Wschód, i Zachód, do boju o interpretację przeszłości muszą stanąć również literaci.

14.10.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Kayanice Idir / DEMOTIX / CORBIS
/ Fot. Kayanice Idir / DEMOTIX / CORBIS

Kiedy pytam twórców, krytyków i tłumaczy o współczesną literaturę ukraińską, każdy przeważnie zaczyna od tego, czego jej brakuje. Dlatego sama zacznę tak samo.

Przede wszystkim brakuje wsparcia ze strony państwa, które nie robi nic, aby obronić książkę ukraińskojęzyczną. Od wielu lat kraj zalewa drukowana produkcja z zagranicy: tylko w 2012 r. na Ukrainę przywieziono książki o wartości 40 mln dolarów, w większości z Rosji. Znany wydawca Iwan Małkowicz przypomina, że na świecie wiadomo, jak się bronić przed takimi zagrożeniami: anglojęzyczne książki, które ukazują się w Wielkiej Brytanii, nie trafiają tak po prostu na rynek w USA. Jednak rządzący na Ukrainie nie są zainteresowani zmianą tej sytuacji.

Brakuje księgarń. W mniejszych miastach i wsiach nie ma ich wcale. W dużych – bankrutują jedna po drugiej. Zdaniem poetki i tłumaczki Marianny Kijanowskiej wielu Ukraińców tkwi myślą w poprzedniej epoce, kiedy książki rozdawano za darmo albo kosztowały grosze. – Ludzie nie chcą zaakceptować faktu, że dobra książka powinna dużo kosztować – stwierdza Kijanowska. Brakuje również tradycji nabywania przez państwo nowych pozycji dla bibliotek – w efekcie ci, którzy nowych książek nie kupują, nie mają także szans na ich wypożyczenie.

Niestety, nie najlepiej jest też z ukraińską krytyką literacką. – Nasza krytyka bardziej przypomina gromadzenie „lajków” w sieciach społecznościowych. Nie w tym rzecz, że nie mamy swojego Schulza i Gombrowicza, a w tym, że oni nie stają się znaczącymi postaciami kultury – opowiada Oksana Łucyszyna, pisarka i literaturoznawczyni.

Historia i nadzieja

Tak więc, jak mówiła główna bohaterka „Badań terenowych nad ukraińskim seksem”, tegorocznej finalistki Angelusa Oksany Zabużko, pisanie po ukraińsku graniczy nieraz z bohaterstwem: „ale nie masz wyboru, złociutka, nie dlatego, że nie umiałabyś zmienić języka – doskonale byś umiała, jakbyś trochę się przyłożyła – ale dlatego, że zaklęto cię – na wierność martwym, tym wszystkim, którzy tak samo niezgorzej mogliby pisać – po rosyjsku, po polsku, niektórzy nawet po niemiecku, i żyć zupełnie innym życiem, a jednak rzucali się jak drwa w dogasające ognisko ukraińszczyzny i gówno z tego wychodziło, oprócz zmarnowanych losów i nieczytanych książek, a jednak dziś istniejesz ty, która ponad głowami tych wszystkich ludzi przestąpić niegodnaś, niegodna i już...”.

Na szczęście nie wszyscy patrzą na ukraińską literaturę z pesymizmem. Zdaniem rosyjskiej tłumaczki Jeleny Mariniczewy, „literatura ukraińska jest o krok do przodu w porównaniu z rosyjską, potrafi powiedzieć więcej i bardziej szczerze. Myślę, że jest to związane z pojawieniem się nowego kraju, z nadzieją, z Majdanem, z odczuciem, że wszystko się dopiero zaczyna. W Rosji jest mniej nadziei”.

Pewne jest jeszcze jedno: w ostatnich latach ukraińska literatura przesiąkła historią. Tam, gdzie zawodowi historycy są zbyt podzieleni, a młody kraj wciąż nie ma bohaterów, których uznałby i Wschód, i Zachód, do boju o interpretację przeszłości muszą stanąć również literaci. Z jakim to czynią skutkiem? Sprawdźmy sami, na wybranych przykładach.

Spóźniona „Trylogia”

Powieść Wasyla Szklara „Czarny kruk” opowiada o wojnie Ukraińskiej Republiki Ludowej przeciwko Rosji, która skończyła się w 1921 r., choć de facto powstańcy walczyli przez kilka kolejnych lat. Dzicy i żądni krwi okupanta, wybrali na swoje motto „Wolność Ukrainy albo śmierć”. „Czarny kruk” jest nie tyle powieścią historyczną, ile manifestem: Ukraińcy potrafią walczyć, nie są potulnymi ofermami. Na kartach książki Rosjan nazywa się „wrogami” i „zawszawionymi kacapami na krzywych nogach”, partyzanci nie mają dla nich litości.

Autor chciałby, aby książkę sfilmowano w Hollywood. Jego zdaniem, opowieść mogłaby się stać czymś podobnym do „Walecznego serca” z Melem Gibsonem w roli głównej. Ja porównałabym ją raczej do Sienkiewiczowskiej „Trylogii”, tyle że spóźnionej o półtora stulecia. Reżyser Jerzy Hoffman zrezygnował z ekranizacji „Czarnego kruka”, nazywając go dziełem „ksenofobicznym”. Ale na Ukrainie na spotkania ze Szklarem przychodzą tłumy czytelników; studenci pytają autora, „jak dziś można umrzeć za Ukrainę” – wszystko dlatego, że za wschodnią granicą walka o tożsamość bywa nadal uważana za ważniejszą od budowy nowoczesnego państwa. Za „Czarnego kruka” Szklar dostał nagrodę imienia Szewczenki (najwyższe państwowe odznaczenie kulturalne) i... natychmiast z niej zrezygnował w proteście przeciwko obecnej władzy na Ukrainie, a konkretnie ministrowi edukacji Tabacznykowi. Zareagowali czytelnicy, którzy sami zebrali sumę nagrody (ok. 100 tys. złotych) i z wielką pompą wręczyli ją pisarzowi.

W 2011 r. w finale Angelusa znalazła się „Słodka Darusia” Marii Matos. Jej tytułowa bohaterka jest nieszkodliwą jurodiwą i niemową, która prowadzi dość idylliczne życie na wsi niedaleko Czerniowiec. Utwór jest napisany od końca do początku: najpierw można delektować się dobrą narracją, świetnie oddanym przez autorkę językiem pełnym regionalizmów i szczegółów etnograficznych. Nie wiadomo tylko, dlaczego tytułowa bohaterka ma migreny... Aż idylla pierzcha i czytelnik trafia do piekła rozpętanego na terenach Bukowiny przez NKWD zaraz po II wojnie światowej, poznaje makabryczną historię, zawierającą tajemnicę migren i szaleństwa. Jest to więc historia „małego człowieka” w potrzasku Historii. „Słodka Darusia” cieszy się na Ukrainie niezmienną popularnością, spektakle według tekstu Matos przyciągają pełne sale widzów.

„Zabawne widowsko”

Z kolei powieść Jurija Wynnyczuka „Tango śmierci” zwraca uwagę, ponieważ jej akcja rozgrywa się m.in. w międzywojennym Lwowie. Ojcowie czwórki bohaterów – Ukraińca, Polaka, Żyda i Niemca – w 1921 r. oddali życie za niepodległą Ukrainę gdzieś na Żytomierszczyźnie. Chłopcy od dzieciństwa przyjaźnią się, nie bacząc na podziały narodowościowe.

Najpierw, przy pomocy przesłodzonego języka, bardziej pasującego do opowieści o preclach i konfiturach, autor snuje opowieść o przedwojennym Lwowie, w którym tożsamość ukraińska była tak samo atrakcyjna jak polska. Czyli o mieście, które nigdy nie istniało.

Mniej wesoło robi się, gdy nastaje rok 1939. Powieść przeobraża się w zbiór niesmacznych anegdotek o przyjezdnych krasnoarmiejcach myjących głowy w sedesach i miejscowych Żydach chodzących bez spodni. Również Holokaust jest opisywany na wesoło: pogrom 1941 r. we Lwowie to według autora „naprawdę zabawne widowisko” (gapie wychylają się z okien, narzekając, że pogromnicy rozbierają same „stare ropuchy” zamiast atrakcyjnych młódek). Czytając takie interpretacje tragicznych wydarzeń, można tylko przecierać oczy ze zdumienia. Ze zrozumiałych przyczyn nie sądzę, by ktoś w Polsce kiedykolwiek podjął się tłumaczenia tej powieści. Ale na Ukrainie „Tango śmierci” zostało w ubiegłym roku uhonorowane prestiżową nagrodą „Książka roku BBC”.

Do czego potrzebna jest pamięć

Najważniejszą książką o historii XX w. na Ukrainie jest „Muzeum porzuconych tajemnic” Oksany Żabużko – wydana w 2009 r. i przetłumaczona na język polski w 2012. To jedna z książek-finalistek tegorocznego Angelusa. Polska tłumaczka Katarzyna Kotyńska nazywa ją „książką o pamięci Ukraińców, zarówno indywidualnej, tak i zbiorowej”. A także twierdzi: „Powieść mierzy się z podstawowymi dla naszej części Europy kwestiami: co to jest pamięć? Do czego jest potrzebna? Jak należy sobie radzić z pamięcią pozytywną i negatywną? Jest to także książka o splataniu się sprzecznych narracji w obrębie jednego społeczeństwa. Współczesną Ukrainę cechuje ich wielość: potomek oficera Armii Czerwonej i wnuk zwalczającego go partyzanta UPA są członkami jednego społeczeństwa – jak z tym żyć? Która z nich ma być ukraińską pamięcią zbiorową? Ta polifonia jest dużo bardziej zróżnicowana, niż w Polsce”.

Język „Muzeum...” zachwyca, szczególnie jeśli chodzi o dialekt Ukraińców z przedwojennego Lwowa – Zabużko rozmawiała z wieloma starszymi ludźmi na zachodzie Ukrainy, by precyzyjnie odtworzyć tę mocno spolszczoną wersję przedwojennego języka ukraińskiego. Oprócz tego jest tutaj żargon współczesnych kijowian, a także ich zrusyfikowanych pobratymców mówiących w „surżyku”.

Przeciwnicy obwołali „Muzeum...” powieścią pornograficzną, na jej użytek wymyślono zresztą termin: „pornoglamour”. Seks towarzyszy głównej bohaterce podczas kwerendy w archiwum, na konferencjach prasowych i w restauracjach – wszędzie tam, gdzie zastanawia się nad ukraińską historią i kulturą. A jednak nie jest to książka o seksie, raczej o zdradzie – to o niej cały czas myśli główna bohaterka, o niej robi film. Bo dookoła wszyscy zdradzili: swoich towarzyszy zdradził siedzący w kryjówce partyzant UPA, zdradził znajomy poseł, który w przededniu „pomarańczowej rewolucji” ucieka z frakcji Juszczenki, zdradził nawet ukochany, bo rzucił naukę i rozpoczął własny biznes. Dlatego dziennikarka bez przerwy pyta siebie, gdzie przebiega granica, której w życiu zawodowym, towarzyskim i osobistym pod żadnym pozorem przekroczyć nie można.

***

Dlaczego literaci na Ukrainie muszą – mniej lub bardziej skutecznie – wyręczać historyków i polityków? Po czasach sowieckich pozostało zbyt wiele tabu, które dopiero teraz zaczyna się łamać. Ale główny powód jest inny: Ukraińcy nadal walczą o swoją tożsamość. O tym, że trzeba, przekonują się na każdym kroku. Obecny minister edukacji Dmytro Tabacznyk niedawno wymazał ze szkolnych podręczników do historii XX w. wszystko, co dotyczyło walki Ukraińców z Sowietami i dążeniem do niepodległości...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2013

Artykuł pochodzi z dodatku „Angelus 2013