Piknik pod ściętymi drzewami

Wolność kosztuje więcej, ale smakuje lepiej niż herbata za dwa liry, którą protestujący przeciw rządowi Turcy piją na trawnikach najpiękniejszej promenady Izmiru.

10.06.2013

Czyta się kilka minut

Plac Taksim w Stambule, 8 czerwca 2013 r. / Fot. Bulent Kilic / AFP / EAST NEWS
Plac Taksim w Stambule, 8 czerwca 2013 r. / Fot. Bulent Kilic / AFP / EAST NEWS

Dochodzi godzina osiemnasta, a temperatura wciąż sięga 30 stopni. Knajpki i restauracje przy Kordonie – słynnej promenadzie w tureckim mieście Izmir – pełne są ludzi. Jedni piją piwo, inni raki, czyli turecką anyżówkę. Z umiarem, bo tu nie ma zwyczaju upijania się na umór. – Ale dla premiera i tak jesteśmy alkoholikami – mówi Kadir Dogan, 30-letni inżynier.

Recep Tayyip Erdoğan, premier Turcji, przeforsował właśnie w parlamencie przepisy zakazujące sprzedaży alkoholu w sklepach między godz. 22 a 6 rano. Wszystkich zaś, którzy biorą alkohol do ust, nazwał pijakami. Na premiera oburzeni są też Turcy, którzy nie sięgają po wysokoprocentowe napoje. Ci siedzą na trawnikach – niektórzy na kocach i krzesełkach, inni pod rozbitymi naprędce namiotami i parasolami plażowymi. Nad głowami pijących i niepijących zgodnie powiewają narodowe czerwone flagi z gwiazdą i półksiężycem.

Niektórzy noszą koszulki z podobizną Mustafy Kemala Atatürka: tego „ojca wszystkich Turków”, którego przełomowym reformom – laicyzacja i europeizacja kraju, rezygnacja z alfabetu arabskiego, wprowadzenie nazwisk, obalenie kalifatu i przede wszystkim wprowadzenie republiki – realizowanym od 1923 roku, kraj zawdzięcza swoje nowoczesne oblicze.

– Problem w tym, że nie wiadomo, jak długo jeszcze pozostanie nowoczesny – mówi Puren Pinar, rudowłosa nauczycielka angielskiego. Włosy ma farbowane i tylko czeka, kiedy rząd tego zabroni. Ostatnio w ramach promowania naturalności stewardessom Turkish Airlines chciano zakazać używania czerwonych szminek i lakierów do paznokci (po protestach linie lotnicze wycofały się z pomysłu). – Na włosy już też się zasadzają – uważa Puren. Kilka miesięcy temu dyrektor szkoły, w której uczy Puren, zasugerował, że w pracy powinna spinać swoje bujne loki. Następnego dnia przyszła więc ostrzyżona na zapałkę.

ZA DRZEWA I WOLNOŚĆ

Imię „Puren” oznacza wrzos, ale jego właścicielka nie ma natury subtelnego kwiatka. Kończy właśnie podyplomowe studia z literatury amerykańskiej na izmirskim Uniwersytecie Yasar, lecz do zachwytów nad USA bardzo jej daleko. Ona, Kadir i Tevfik – ten ostatni, nauczyciel literatur, trzy lata temu został zwolniony za lewicowe poglądy – marzą o kraju socjalistycznym, bez społecznych nierówności.

W 1977 r. ojciec Kadira, członek lewicowej partii, trafił do więzienia po zamieszkach, które – podobnie jak teraz – zaczęły się w Stambule. W tym samym parku Taksim, który władze miasta chciały zalać betonem, a na jego miejscu postawić centrum handlowe i meczet.

Teraz protestujący przeciwko zabudowie parku już w lutym zaskarżyli do sądu decyzję o przebudowie. Korzystny dla nich wyrok nakazujący natychmiastowe wstrzymanie prac zapadł w sądzie administracyjnym w Stambule 31 maja. Ale ludzie i tak stanęli naprzeciwko koparek, podejrzewając, że premier za nic będzie miał postanowienia sądu.

W ten sposób obrona drzew zamieniła się w obronę demokracji.

W Izmirze ludzie też się skrzyknęli. Policja usiłowała rozpędzić grupę demonstrantów gazem łzawiącym. – Nic nie robiliśmy, staliśmy po prostu – opowiada Puren, która następnego dnia poszła na zakończenie roku szkolnego (w Turcji trwają już wakacje) z zapuchniętymi oczyma. Z telefonu puszcza mi film, na którym policjant podbiega do spacerującej promenadą nastolatki i szarpie ją za włosy. Jego kolega w tej samej chwili bije pałką po głowie mężczyznę, który staje w obronie dziewczyny.

Dziś jest już spokojniej. Premier podobno zrozumiał, że brutalność policji tylko rozwścieczyła ludzi. Zapowiedział dochodzenie w celu wyjaśnienia, czy mundurowi nadużyli władzy. Ale chyba nikt z tysięcy demonstrujących w całym kraju już w te deklaracje nie wierzy. Słusznie: w nocy z soboty na niedzielę nad Ankarą, Stambułem i Izmirem znów unosiły się chmury gazu łzawiącego, a ulicami płynęły strumienie wody, która z policyjnych armatek wystrzeliła w kibiców wrogich na co dzień klubów piłkarskich „Galatasaray” i „Fenerbahce”, którzy teraz zgodnie porównywali rząd turecki do faszystowskiego.

CELE DLA MEDIÓW

Rządzący od prawie 11 lat Recep Tayyip Erdoğan i jego proislamska Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) na początku przestrzegała demokratycznych standardów. To ona na poważnie rozpoczęła starania o przyjęcie kraju do Unii Europejskiej i przyczyniła się do gospodarczego boomu. Dziś kraj znajduje się na ósmym miejscu wśród największych gospodarek świata (Polska jest na 20.), a liczba milionerów na liście magazynu „Forbes” daje jej piąte miejsce.

Sukcesy gospodarcze i trzy razy z rzędu wygrane wybory sprawiły, że premier nabrał pewności siebie i zaczął forsować konserwatywny program. Gdy armia, której konstytucja daje prawo zbrojnej interwencji, jeśli cywilny rząd za bardzo się usztywni, wyraziła w 2008 r. zaniepokojenie działaniami Erdoğana, ten wsadził do więzienia prominentnych generałów pod zarzutem wspierania terrorystycznego ugrupowania „Ergekon”. Wojskowi siedzą do dziś, a sąsiednie cele zajęli dziennikarze z mediów, które odważyły się krytykować albo żartować z premiera. Ci zaś medialni potentaci, którzy do więzień nie trafili, wylądowali na bruku po zapłaceniu gigantycznych kar, jakie wprowadzono za obrazę rządu. Dziś Turcja jest na szarym końcu międzynarodowego Indeksu Wolności Prasy: zajmuje 154. miejsce (na 179 możliwych).

Po uciszeniu przeciwników rząd zabrał się za islamizację laickiego kraju, promując noszenie chust i wprowadzając do programów szkolnych elementy islamu. Trwają prace nad zakazem aborcji, która dotąd była w Turcji legalna. – Ale nie chodzi tylko o religię – mówi Puren, ateistka, która nigdy nie nosiła chusty, a w meczecie była ostatnio jako mała dziewczynka. – Chodzi o mnożące się nakazy i zakazy – tłumaczy nauczycielka.

– I traktowanie kraju jak własnego placu zabaw – dorzuca Tevfik, którego po opuszczeniu aresztu nie chce zatrudnić żadna szkoła.

MEDIA ALTERNATYWNE

O tym, że protestujących najbardziej denerwuje arogancja i buta premiera, mówi się nie tylko na kocach rozłożonych wzdłuż izmirskiej promenady. Uważa tak również jeden z czołowych tureckich dziennikarzy Hasan Cemal, były redaktor naczelny opiniotwórczej gazety „Cumhuriyet”: – Premier nie ma za grosz samokrytyki, za to ma autorytarne nawyki. To się nazywa próżność.

W felietonie, który na początku czerwca ukazał się na stronie internetowej gazety „T24”, Cemal apeluje do premiera, by ten się opamiętał i przyjął do wiadomości, że demokracja owszem zakłada rządy większości, ale i szacunek dla odmiennych poglądów. „Panie premierze, to nie te czasy, kalifat minął bezpowrotnie!” – pisał. To samo krzyczą protestujący. Konak, Bornova, Karsiyaka – największe dzielnice Izmiru – oplakatowane są szarymi, tekturowymi kartonami i kolorowymi, samoprzylepnymi karteczkami. Protestujący piszą na nich swe postulaty i żale. O ścianę jednej z restauracji oparte jest protestacyjne menu „Na pierwsze danie proponujemy gaz pieprzowy. Do tego woda z armatek wodnych. Alternatywne menu: więcej wolności”. – W normalnych mediach nie przeczytasz prawdy o proteście – mówi Puren. – Zrobiliśmy więc sobie własną gazetę.

Źródłem informacji o tym, co dzieje się w kraju, stały się też – wyklinane przez premiera jako źródło wszelkiego zła – media internetowe: Twitter, Facebook i YouTube. Ludzie komunikują się i wspierają za pomocą własnych profili (np. umieszczając zdjęcia i filmy albo dodając przed imieniem rzeczownik „capulcu” – rabuś, warchoł, wandal – którym określił ich Erdoğan) oraz profili stworzonych specjalnie na czas protestu.

EDUKACJA NA POWIETRZU

Kadir na przykład śledzi profil „Taksim Gezi Parkı Derneği”, Stowarzyszenie Parku Taksim. – Premier mówi, że jesteśmy warchołami wspierającymi grupy, które chcą przejąć władzę, że stosujemy przemoc i stanowimy zagrożenie. Czy ci ludzie wyglądają na groźnych? – pyta i pokazuje mi zdjęcia Kurdów i Turków, którzy na co dzień nie darzą się sympatią, a dziś razem tańczą tradycyjne tureckie tańce i podają sobie z rąk do rąk potężne worki ze śmieciami zebranymi w parku. – Czy to są terroryści?

Kłopot w tym, że – jak w każdym proteście – zawsze znajdą się tacy, którzy będą rzucać w policjantów kostką brukową, podpalać auta i grabić sklepy, po uprzednim zdemolowaniu witryn. W Stambule też tacy byli. Przy Taksim jeszcze kilka dni temu stały co najmniej trzy zdewastowane, wymazane sprayami autobusy. – Nie możemy się godzić na rozróby, które zagrażają bezpieczeństwu państwa – ostrzegał w zeszłą środę premier.

A w tym czasie na trawniku w Izmir protestujący uczyli się ekonomii. Wokół przenośnej tablicy, na której profesor Türker Susmuş z uniwersytetu Ege, ubrany w czerwony t-shirt i ciemnobeżowe spodnie, zapisywał wzory księgowania kosztów, zebrali się nie tylko studenci jego grupy (następnego dnia podchodzili do egzaminu). Na początku kilkoro młodych ludzi usiłowało wykrzykiwać polityczne hasła, ale profesor ich uspokoił. – Jesteśmy, bo mamy do tego demokratyczne prawo i na tym poprzestańmy – zaapelował i okrzyki ucichły.

Studenci notowali, inni słuchali, podziwiając profesora za odwagę, która sprawiła, że zorganizował wykład w miejscu protestów. – Nie reprezentuję tu uczelni, jestem tu z myślą o moich studentach, którzy mają prawo korzystać ze swoich obywatelskich swobód, ale muszą też po prostu zdać egzaminy – tłumaczył profesor. Po wykładzie uczestnicy wykładu wstali i przed zapisaną ekonomicznymi wzorami tablicą odśpiewali marsz İstiklal – turecki hymn narodowy.

PROTEST OGÓLNONARODOWY

„Cóż za szaleniec chce nas zakuć w kajdany?” – słowa poematu napisanego przez Mehmeta Akifa Ersoya dobrze oddają ducha protestów, które od kilkunastu dni przetaczają się przez Turcję. „Wolność jest prawem bezwzględnym mojego czcigodnego narodu” – pisał ten poeta w 1921 r.

Dziś to samo postulują tysiące mieszkańców republiki. – Mamy już cenzurę w mediach i prohibicję, szykuje się kontrola urodzin. Na co jeszcze mamy się zgodzić? – pyta Kadir. Wtóruje mu Puren, która nie zamierza uszczęśliwić premiera, zakładając bogobojną rodzinę i rodząc co najmniej trójkę dzieci (szef rządu już kilka lat temu zalecał taki model rodziny; powtórzył to też w przemówieniu z 28 maja).

Właśnie ograniczanie swobód obywatelskich i brak poszanowania demokracji irytuje Turków bardziej niż islamizacja kraju. W ciągu pierwszego tygodnia demonstracji w parku Taksim doszło do niemal 750 akcji protestacyjnych w 78 z 81 tureckich prowincji. Wśród sprzeciwiających się polityce rządu są zarówno studenci, jak i związkowcy. Są geje i lesbijki oraz klienci seks-shopów, których nie brakuje na tyłach Kordonu, ale też konserwatyści, którzy chodzą do meczetu i nie odwracają się od demokracji. Zresztą Turcy starają się szanować nie tylko idee, ale i siebie nawzajem.

Puren na przykład, choć jako ateistka w Ramadanie nie pości, to w czasie tego świętego miesiąca muzułmanów szykuje wcześnie rano śniadanie rodzicom, których czeka całodzienna głodówka (w Ramadanie jeść i pić można tylko od zachodu do wschodu słońca). – W telewizji jest teraz serial o zamieszkach z 1970 r., gdy armia pacyfikowała komunistów. Ludzi wyciągali wtedy z domu i zamykali w więzieniach. Nie sądziłam, że w ciągu mojego życia wydarzy się coś podobnego – mówi Puren, gdy po wykładzie z ekonomii pijemy na ławce herbatę kupioną za dwa liry od obwoźnego sprzedawcy, przepychającego się z dwukółką przez tłum.

ERDOĞAN ZMIENIA FRONT

Puren mówi, że doczekała teraz podobnych czasów, bo 5 czerwca izmirska policja aresztowała 25 osób za nawoływanie za pośrednictwem internetu do uczestnictwa w protestach. Nawoływanie miało polegać na przykład na wrzucaniu zdjęć z demonstracji na Facebooka. Komputery skonfiskowano.

Są też ofiary: w efekcie trwających od przeszło tygodnia zamieszek rannych zostało niemal cztery tysiące obywateli. – Właśnie, obywateli – podkreśla Tevfik. – A nie warchołów i rabusiów.

Ostre słowa, jakie od początku protestów kierował do manifestantów premier, nie pomogły w rozładowaniu narastającego w kraju napięcia. I choć nikt się tego nie spodziewał, Erdoğan zaczął zmieniać front. – Nie jestem premierem tylko połowy Turków, jestem, by służyć wszystkim – mówił w ostatni czwartek. W piątek oznajmił, że chce rozmawiać z protestującymi w Taksim. – Bracia, zróbmy ten projekt razem – mówił, zupełnie w innym niż dotychczas stylu.

Nie ma jeszcze konkretnych planów ewentualnych rozmów protestujących z premierem. Na razie z przedstawicielami protestujących spotkał się wicepremier Bulent Arınc. Jeśli rząd odstąpi od zabudowy parku – spełniając żądania, które stały się źródłem protestu – przekonamy się, czy to powstrzyma protesty.

Na razie, stojąc wśród tłumów krzyczących na izmirskich trawnikach „Premier musi odejść!”, nietrudno odnieść wrażenie, że wstrzymanie wycinki drzew w Stambule nie skłoni Turków do powrotu do domów.  

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2013