Piętnaście tysięcy pęteł, czyli brachygrafia

Nie pamiętam już, który pisarz powiedział, że największym nieszczęściem pisarza jest to, iż myśl frunie, a słowa idą na piechotę.

01.04.2019

Czyta się kilka minut

 / ADOBE.STOCK.COM
/ ADOBE.STOCK.COM

Nawet jeśli nie był to Dostojewski przed spotkaniem Anny Snitkiny, to trafił chłop w dziesiątkę! Odkąd człowiek wymyślił pismo, stara się też wymyślać sposoby przyśpieszenia pisania. Do doścignięcia myśli sporo mu jeszcze brakuje, ale można chyba przyjąć, że pismo dogoniło język, kiedy nasze smartfony zaczęły zamieniać głos na znaki. Oczywiście biedzili się nad tym już starożytni Grecy, bo nad czym oni się nie biedzili. Próbowali przyśpieszyć akt pisania z dwóch powodów i na dwa sposoby: dla zaoszczędzenia czasu albo materiału pisarskiego chcieli pisać szybciej albo krócej. Tak powstały tachygrafia, czcigodna poprzedniczka stenografii, oraz blisko z nią spokrewniona brachygrafia – system skróconego zapisu i zarazem sztuka właściwego odczytywania zastosowanych skrótów.

„Że zaś pismo kształtnie kreślone – pisały za pozwoleniem Zwierzchności „»Roczniki Towarzystwa Warszawskiego«” w roku 1817 – nie mogło bydź szybkiem, a sztuka Drukarska nie była znaną: w działaniach sądowych, aktowych, tudzież w rękopismach używano pęteł, czyli pewnych znaków, które kilka głosek, całe słowa, a czasem i więcey wyrażały”. Pierwszym kompletnym systemem „pewnych znaków” były tzw. noty tyrońskie stworzone przez Tyrona, niewolnika Cycerona wyniesionego do godności osobistego sekretarza i biografa swego cicerone. Tyron wymyślił tych not 5 tysięcy. Zwykle były to początkowe litery słów w połączeniu z dominującą w słowie samogłoską, ewentualnie znakiem diakrytycznym. Słowa szczególnie często występujące, na przykład imiona, oznaczano tylko ich inicjałem. Z czasem not tyrońskich przybywało, w okresie największej popularności było ich 15 tysięcy, a pozostały w użyciu aż do XI w.

ŁATWO SIĘ DOMYŚLIĆ, ŻE 15 TYSIĘCY PĘTEŁ WYMAGAŁO, aby reguły ich stosowania były ścisłe i czytelne. Wszak pismo skrótowe jest rodzajem szyfru. Zaczęto więc tworzyć słowniki skrótów, jakie i dziś są potrzebne, żeby daleko nie szukać, na wstępie dzieł encyklopedycznych. Choćbym się zawiesił na szelkach u sufitu, nie opiszę zachodzących na tym polu procesów lepiej niż Józef Szymański w „Naukach pomocniczych historii”. Obszerne przytoczenie jego słów winno mi być wybaczone tym łatwiej, że ich lektura pobudza wyobraźnię jak próby odcyfrowania tajnych znaków templariuszy znajdowanych przez Pana Samochodzika:

(...) geneza abrewiacji to przede wszystkim starożytna epigrafika, gdzie w inskrypcjach stosowano skrócenia per suspensionem (przez zawieszenie) imion i nazw (np. L – Lucius, KAL – Kalendas), a więc przez obcięcie wyrazu, z zachowaniem pierwszej lub kilku pierwszych liter. Drugim źródłem były najstarsze rękopisy chrześcijańskie, głównie greckie, w których skróty stosowano przy imionach boskich (nomina sacra) bądź z szacunku, bądź dla zachowania tajemnicy. Były to skrócenia per contractionem (przez ściągnięcie) i polegały na zachowaniu pierwszej i ostatniej litery wyrazu, czasem i niektórych wewnętrznych. Stąd wywodzą się takie skróty, jak DS – Deus, SPS – Spiritus, IHS – Iesus (...).

W pełnym średniowieczu, a więc w wiekach XIII-XV, system ten został rozbudowany do tego stopnia, że niejednokrotnie bez specjalnych studiów porównawczych odczytanie rękopisu staje się wręcz niemożliwe. (...) Dzisiaj system budowania skrótów jest taki sam jak w średniowieczu, z przewagą skróceń per suspensionem (np. – n.p., mp, itp.) i per contractionem (dr, mgr). Również wynalazek druku spowodował ograniczenie znaków umownych (np. § – paragraf, % – procent itp.). Liczniej dochowały się one w krajach anglosaskich, wywodząc się wprost ze średniowiecza, jak np. £ – librum – funt na oznaczenie jednostki pieniężnej, aczkolwiek nie ma ona dzisiaj nic wspólnego ze średniowieczną jednostką monetarną.

(...) zabieg skracania jest zaznaczany znakami nadpisywanymi nad skracanym wyrazem lub dopisywanymi do skracanego wyrazu. (...) Zarówno litery nadpisane, jak i znaki symboliczne i znaki wywodzące się z alfabetu łacińskiego obsługują suspensje, jak i kontrakcje, ale w pewnych okresach albo też w określonych regionach lub nawet środowiskach pisarskich rysują się pewne prawidłowości w ich stosowaniu, które badania paleograficzne usiłują rozpoznać i uporządkować. Nie trzeba dodawać, że służą one także dla prowadzenia krytyki zewnętrznej badanego tekstu.

Chociaż zainteresowanie abrewiacjami sięga w głąb średniowiecza, dotąd nie wypracowano systemu, który z punktu widzenia dydaktycznego byłby najużyteczniejszy. (...)

Abrewiacja przez ściągnięcie polega na zastąpieniu nadpisanym znakiem (najczęściej kreską w różnych formach) zgłosek występujących wewnątrz wyrazu. Jeśli zachowano litery odpowiadające pierwszej i ostatniej zgłosce (np. na – natura, nc – nunc, ds – deus, oi – omni, mr – mater), mówimy o abrewiacji czystej lub regularnej. Jeśli obok pierwszej i ostatniej litery wyrazu zostawiono którąś ze środkowych liter (np. apls – apostolus, pbr – presbyter, aia – anima, occo – occasio, lra – littera, oio – omnino), mówimy o abrewiacji mieszanej lub nieregularnej.

Trzeba dodać, że w książkowym zapisie tych ostatnich dewiacji nad niektórymi literami znajdują się kreski, tworząc znaki, których nijak nie potrafię wycisnąć ze swojego komputera. W dalszej części jest jeszcze ciekawiej, bo pojawiają się znaki coraz bardziej wymyślne, ale nie będę ich tu odrysowywał, zainteresowanych odsyłam do książki Szymańskiego. Warto też zajrzeć na stronę http://dawnepismo.ank.gov.pl/pl/pismo-w-przeszlosci/pismo-w-pigulce/pag…, gdzie znajdziemy bardzo ciekawe i zachowujące oryginalny kształt graficzny przykłady skróceń w formie umożliwiającej sprawdzenie swoich zadatków na deszyfranta. Skarbnicą tajemniczych znaków służących skondensowaniu pisma są zeszyty „Corpus Inscriptionum Poloniae”. We wstępie do jednego z nich Maciej Janik pisał w 1986 r. o sygnalizujących pominięcia kreseczkach, kropeczkach, tyldach i fajeczkach: „Nie sądzimy, aby podnosiły one w jakiś szczególny sposób wartości estetyczne pisma. Wprost przeciwnie rzecz się ma w przypadku ligatur i enklaw – te znakomicie ożywiają często monotonny wyraz plastyczny inskrypcji”.

O TAK, KAMIENIARZE SZYBKO ZAUWAŻYLI, ŻE ZASTOSOWANIE LIGATUR I ENKLAW wzbogaca wizualną stronę wykuwanych tekstów, a przy okazji może też poświadczać ich kunszt. Ligatury to bliźnięta syjamskie liternictwa, tworzą je pary znaków tak często lub tak blisko obok siebie występujących, że normalnie zrastają się ze sobą. Takie zrosty jak powszechne w łacinie zbitki „æ” czy „œ” spotykamy dziś na przykład w nazwach niektórych zespołów uprawiających muzykę dawną, więc hołdujących też dawnym sposobom pisania. Nieco inne jest pochodzenie zrostów z udziałem litery f. Litera ta tak wierzga wszystkimi swoimi kończynami na cztery świata strony, że często wchodzi w kolizję z najbliższymi sąsiadkami. Dla uniknięcia zderzenia f z kropką nad i, zamiast pisać „brachygrafia” można skorzystać z ligatury i napisać „brachygraa”, podobnie ma się rzecz z ligaturami czy ff. A chyba najbardziej dziś znana ligatura to popularna „etka”: &. W angielskim zastępuje trzyliterowe „and”, czyli „i”, i rzeczywiście wciąż można dostrzec w jej kształcie ślady łacińskiego et znaczącego właśnie „i”. Ciekawe, że Szkoci i Irlandczycy zamiast angielskiej etki wciąż używają zastępującej et noty tyrońskiej, takiej jak gdyby siekierki z zawiniętym trzonkiem rzuconej od prawa do lewa.

Enklawa to z kolei dwie litery, z których drugą zapisano dla oszczędności miejsca w poprzedzającej ją. Tak, w środku! Zatem stosowano enklawy w przypadkach, kiedy po majuskule mającej w sobie dużo wolnej przestrzeni (C, D, O, Q, U) następowała jakaś niezbyt rozcapierzona minuskuła, możliwa do zmieszczenia we wnętrzu poprzedniczki. Enklawami były więc m.in. znaki symbolizujące dziś prawo autorskie i oryginalność produktu: ©, ℗, ®. Pamiętam z dzieciństwa odwrotność enklawy ©, używaną jako rebus, którego rozwiązaniem było słowo „owce”. Czasem upychano jakieś litery pod dachem dużego T, pod wysokim brzuchem P albo w kącie dużego L, i to też były enklawy.

Moje zainteresowania brachygraficzne datują się na przełom lat 60. i 70. ubiegłego stulecia, kiedy w kościele w rodzinnej Szewnie zauważyłem na ścianach inskrypcje zaczynające się skrótem D. O. M. Wyjaśnieniom matuli, że chodzi o demiurga optymalnego i maksymalnego, nie dowierzałem. A kościół w mojej rodzinnej wsi to nie jest taki sobie zwykły kościół, tylko perła baroku i nic nie szkodzi, że późnego. Słynie licznymi cudami, ale też pewnym nietypowym zabytkiem epigrafiki. W przypadku źle rozplanowanych starodawnych inskrypcji jedną z ich cech jest rosnąca w miarę postępu tekstu ilość zastosowanych skrótów. Po prostu autor napisu za wszelką cenę musiał się zmieścić na powierzchni, którą dysponował.

Kiedy jednak fundator szewnieńskiego kościoła, proboszcz Sebastian Pisulewski, umyślił sobie także upamiętniającą jego własne zasługi inskrypcję, zasług tych było tak wiele i tak się na ich temat autor rozpisał, że całość nie zmieściła się na jednej tablicy. Dlatego Pisulewski nie żałował sobie i ufundował dwie takie tablice, obie zaczynające się od D. O. M., ale inne zasługi wyszczególniające.

W JĘZYKU POLSKIM SKRÓTÓW DOKONYWANO RZADZIEJ, ZE WZGLĘDU NA BRAK „SŁOWNIKÓW” TYCH SKRÓTÓW, ustalonych reguł ich stosowania. Najczęściej stosowany był skrót R. P. dotyczący „roku Pańskiego”. Mówimy o dawnej polszczyźnie, bo jako dział paleografii, brachygrafia zajmuje się tylko dawnymi skrótami, najczęściej ogranicza się do średniowiecznej łaciny. A miałaby co badać, gdyby zechciała się zająć skrótami w języku najnowszym, tymi wszystkimi IMHO, MBSZ, face2face i 3maj się... Osobiście nie mogę się doczekać, kiedy do paleografii zostaną zaliczone teksty stworzone w czasach PRL-u, żeby i do nich móc przyłożyć brachygraficzne oko.

W wolnych chwilach, których jako pisarz mam więcej, niż człowiek jest w stanie wytrzymać, przepisuję z rękopisu w niewiadomym celu powojenne wspomnienia milicjanta. Mam już dużo przepisane i zaprezentuję teraz fragment wybrany ze względu na występujące w nim skrócenie, którego nie udało mi się rozszyfrować. Może ktoś pomoże. „Pracuje w Bepie”, czyli gdzie? Nie wiem nawet, czy była to BEPA, BEP czy może tylko B. P.? O Bezpieczeństwo Publiczne raczej nie chodzi, gdyż budowaniem domów piętrowych chyba się ono nie zajmowało.

W dniu 1 maja 1949 r. wszyscy funkcjonariusze z komisariatów i Komendy Wojewódzkiej wyszliśmy w nowym umundurowaniu zabezpieczać pochód pierwszomajowy, na rynku Kościuszki była ustawiona trybuna honorowa i ulicą Lipową do ulicy Kilińskiego naprzeciw kina Ton przechodził pochód, zaś za kościołem farnym następywało rozwiązanie pochodu. Pierwszy raz w życiu przyszło [mi] zabezpieczać uroczystości pierwszomajowe w wojewódzkim mieście, zaś następnie akademie i zabawy pierwszomajowe. W pochodzie brało [udział] dużo ludzi z zakładów pracy i z okolicznych wsi gospodarze na furach, ładnie wyglądał pochód. W m-cu kwietniu 1949 r. od swych znajomych ustaliłem adres najlepszego kolegi z Milejczyc, który to pracował [w] Gminie jako sekretarzem, ja do niego często chodziłem i dobrze żyliśmy, był nim Tynkiewicz Mikołaj, który to przeniósł się do Białegostoku i pracował w Komitecie Wojewódzkim Stronnictwo Ludowe, a mieszkał na ul. Waryńskiego nr 29 naprzeciw żydowskiej bożnicy. Po ustaleniu jego adresu udałem się do niego w odwiedziny, który to przyjął mnie serdecznie, ucałowaliśmy się jak starzy znajomi i wypiliśmy po symbolicznym kieliszku, tyle lat nie widzieliśmy się z nim po tak trudnych i ciężkich przeżyciach wspólnie w Milejczycach. W rozmowie z nim ustaliłem, że jego brat, który to służył w niemieckiej żandarmerii, również mieszka w Białymstoku i pracuje w Bepie, buduje domy piętrowe, którego to również odwiedziłem. Bardzo dla mnie dziękował, że przeprowadziłem dobrze dochodzenie, że on wyszedł z więzienia na wolność, za co wypiliśmy po tym symbolicznym kieliszku za naszą pomyślność. Obaj bracia mieli żony Rosjanki z ZSSR, z którymi to żyli dobrze, żadnej awantury pomiędzy nimi nie było. Często gdy byłem w Białymstoku rodziny Tynkiewiczów odwiedzałem, nie szukałem sobie innego koleżeństwa. W wolnych chwilach latem w niedzielę ubierałem się po cywilu i szłem do cerkwi na ulicy Lipowej, gdzie modliłem się do Boga, prosząc o zdrowie i szczęśliwą służbę w milicji, w tym okresie było surowo zakazane uczęszczać do kościoła i cerkwi, gdy ustalili że ktoś chodzi, groziło zwolnieniem z milicji, to musiałem chodzić skrycie, żeby nikt mnie nie zauważył.

Mój milicjant spisał swoje wspomnienia w latach 70., w kwitnącym PRL-u. Wszystko kwitło wtedy wszystkim, a poczciwa polszczyzna kwitła niepospolitą ilością skrótów. Moim zdaniem nadużywanie ich było m.in. konsekwencją nader pospiesznej i pobieżnie przeprowadzonej walki z analfabetyzmem. Po prostu za szybko nauczono wszystkich czytać i pisać. Niedawny niemowa przemówił, i to od razu nowomową. Zdania jego uzyskały niezwykłą rozwlekłość, z którą właśnie skrótami próbował walczyć. Owszem, namnożyło się pleonazmów, dużo się w PRL-u pisało o maśle maślanym, ale nader szybko odkryto m-ło maślane i jego przydatność. Jak w powyższym fragmencie, gdzie mowa o „m-cu kwietniu”. Lektura dokumentów tej epoki bywa o tyle wymagająca, że najwyraźniej uznano wtedy, iż skracać każdy może, i trudno się doszukać rządzących tym skracaniem reguł.

NAJCZĘŚCIEJ SKRACANO „NA WYCZUCIE” SŁOWA SZCZEGÓLNIE DŁUGIE i te, które w danym tekście najczęściej się powtarzały. Mój milicjant nie nastręcza tu wielu problemów, poza m-cami najczęściej skraca licznych d-ców i ich z-ców. Ale w ramotach PRL-u zdarzają się skróty, które niedojrzałego brachygrafa łatwo mogą doprowadzić do bradykardii. Ciekawy przykład błędnie rozszyfrowanego skrótu wypatrzyłem w „Pod klątwą” Joanny Tokarskiej-Bakir.

Choć jest to dzieło monumentalne i dźwigające na swych kartach okazały aparat krytyczny (samych przypisów prawie 3 tysiące), wśród cytowanych dokumentów znalazł się skrót tak nieprawdopodobny, że nawet rozbudowany aparat krytyczny zaciął się na nim. Autorka cytuje mianowicie raport o pogromie kieleckim sporządzony na gorąco prawdopodobnie przez ks. prof. Mieczysława Żywczyńskiego. W nawiasach kwadratowych skrzętnie zaznacza wszystkie poprawki wniesione do oryginalnego tekstu, najczęściej chodzi tu o skrót „Mil. Obyw.”. Ale nie tylko. „O godz. 14 m[inut] 20 tenże ks. Zelek otrzymał telefon od wiceprokuratora sądu w Kielcach z wezwaniem do interwencji na miejscu wypadków, gdyż na skutek napierania tłumów na wojsko, to ostatnie zmuszone będzie użyć broni”. I trzy zdania dalej: „Wojewoda w rozmowie prosił o interwencję, podając te same motywy, co wyrok [w oryg.: wprok.] sądu”. Ponieważ poza tym miejscem nie ma w cytowanym tekście wzmianki o żadnym wyroku sądowym, postawiłem uszy i mocniej nasunąłem na gałki oczne szkła kontaktowe, co doprowadziło mnie do oczywistego wniosku, że „wprok.”, i to zakończony kropką, nie oznacza wyroku, ale jest wymyślnym skrótem długiego tytułu wiceprokuratora. Niech ten drobny prz. zaśw., że d-ki człowiek uż. skr., d-ty potrz. i użyt. będzie brachygrafia. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, prozaik, dziennikarz radiowy, tłumacz i felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Laureat licznych nagród literackich, pięciokrotnie nominowany do Nagrody Literackiej „Nike”. W 2015 r. otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką „Silesius” za… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2019