Pierwszy Maja: czyje to święto

„Komuniści skradli nam godła, sztandary, pieśni” – mawiała Lidia Ciołkoszowa, działaczka Polskiej Partii Socjalistycznej. Czas przywrócić w końcu proporcje.

23.04.2018

Czyta się kilka minut

Pochód PPS, Warszawa, 1 maja 1931 r. Orkiestra wchodzi z ulicy Bielańskiej na plac Teatralny. W głębi ulicy po prawej widoczny gmach Banku Polskiego. / NAC
Pochód PPS, Warszawa, 1 maja 1931 r. Orkiestra wchodzi z ulicy Bielańskiej na plac Teatralny. W głębi ulicy po prawej widoczny gmach Banku Polskiego. / NAC

Co roku w okolicach 1 Maja pojawiają się opinie, że to skompromitowane święto komunistyczne, symbol PRL i ustroju totalitarnego, i że należałoby je zlikwidować. Być może tylko przyzwyczajenie Polaków do długiego weekendu majowego zapobiegło zmianom. Tymczasem 1 Maja ma starsze i dłuższe tradycje niż PRL i blok sowiecki. W Polsce są one w dodatku mocno splecione z dążeniami niepodległościowymi.

Krwawe początki

Historia 1 Maja zaczyna się nie w Związku Sowieckim, lecz w USA – w roku 1886. Trwała tam wówczas kampania na rzecz wprowadzenia ośmiogodzinnego dnia pracy. Do kluczowych pól tej bitwy należało Chicago: miasto uprzemysłowione i uzwiązkowione, twierdza ruchu robotniczego.

W Chicago na ogólnokrajowe dążenia nałożyła się lokalna batalia strajkowa w zakładach McCormick Harvester Co. – robotników, którzy strajkowali przeciw podnoszeniu norm wydajności i redukcji zatrudnienia, wyrzucono z zakładu, całą załogę zastąpili nowi pracownicy. Odpowiedzią związkowców, których liderzy byli związani z ruchem anarchistycznym, były protesty pod fabryką.

Zaczęły się 1 maja 1886 r. i przerodziły w przepychanki między nowymi pracownikami a starą załogą. Interweniowała policja, było wielu pobitych i aresztowanych. Na pomoc ruszyli robotnicy z innych zakładów. W kolejnych dniach trwały protesty, atmosfera gęstniała. Kulminacją był 4 maja: kolejna z wielkich demonstracji już się kończyła, a na placu Haymarket zostało niewielu protestujących, gdy policja ich zaatakowała. Ktoś z tłumu rzucił bombę, zginął policjant. Pozostali policjanci otworzyli ogień: zabili sześciu robotników, ranili kilkudziesięciu.

Do historii wydarzenia te przeszły jako „masakra na placu Haymarket”, a wieść o nich obiegła świat. W 1889 r. na założycielskim kongresie Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników (zwanego II Międzynarodówką) w Paryżu przedstawiciele lewicowych ugrupowań z całego świata proklamowali 1 maja Świętem Pracy. Miał upamiętniać ofiary z Chicago, symbolizować walkę o ośmiogodzinny dzień pracy i być manifestacją dążeń socjalistów. Międzynarodówka wezwała sympatyków, aby od 1890 r. celebrować ten dzień odmową pracy, zgromadzeniami robotniczymi, propagowaniem ideałów lewicowych.

Przeciw wyzyskowi i przeciw zaborcom

W założycielskim zjeździe II Międzynarodówki wzięło udział kilku Polaków. Choć zastrzegli, że warunki niewoli politycznej i braku swobód obywatelskich utrudnią obchody święta, to okazało się, że były to obawy na wyrost. Feliks Perl, działacz PPS i historyk lewicy, pisał po latach: „Święto majowe zarówno w zaborze rosyjskim, jak i austriackim dało początek wspaniałemu rozwojowi masowego ruchu robotniczego”.

Na wezwanie środowisk lewicy w zaborze austriackim pracę przerwano m.in. w przędzalniach w Białej i na Śląsku Cieszyńskim; strajkowało 40 tys. ludzi. We Lwowie strajkujący robotnicy zebrali się na wielkim wiecu przed ratuszem. Wszystko to dało impuls do utworzenia partii lewicowej, która ostatecznie przybrała nazwę Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej; jej liderem został Ignacy Daszyński. Stała się jednym z największych ugrupowań w tym zaborze – i zarazem głosicielką programu niepodległościowego.

W zaborze rosyjskim II Proletariat wydał odezwę wzywającą do odmowy pracy 1 maja. Zaskoczona carska policja próbowała sprowokować pogrom antyżydowski, aby wypaczyć charakter święta; bez powodzenia. Pracy odmówiło w Warszawie ponad 10 tys. robotników.

Walkę o prawa pracownicze szybko powiązano z oporem wobec zaborców. W 1891 r. w emigracyjnym paryskim socjalistycznym piśmie „Pobudka” pisano: „Święto 1 Maja obowiązuje (…) więc i nas Polaków, tym bardziej że pod strasznym uciskiem najazdu wstecz się cofamy, zamiast postępować naprzód w zwycięskim cywilizacyjnym pochodzie, że jest ono protestem pracy nie tylko przeciw kapitałowi, lecz i przeciwko rządom zaborczym”.

W 1891 r. w Warszawie protest ogarnął wiele zakładów, w tym branże „kobiece”. W Łodzi odbył się strajk w wielkich zakładach Poznańskiego. W Żyrardowie strajkowano cztery dni. Jeden z tamtejszych działaczy wspominał: „Agitację prowadzono energicznie. Kto chciał mieć broszurę, ten potrzebował tylko wstać rano i uważać, a na pewno ją znalazł. (…) Wierszyk umieszczony w broszurze majowej: »niech się wali, niech się pali, a my będziem świętowali«, stał się tak popularny, że nawet dzieciaki go śpiewały”.

Strajk krwawo stłumiło rosyjskie wojsko, z miasta wysiedlono 300 rodzin. Ale skrócono dzień roboczy o godzinę, zniesiono zatrudnianie nieletnich (poniżej 15. roku życia) i nocną pracę kobiet.

Nabojów nie żałować

1 maja 1892 r. przeszedł do historii jako początek „buntu łódzkiego”. Odezwa wydana w Łodzi przez Związek Robotników Polskich głosiła: „Chcemy ludźmi być i po ludzku żyć! (…) obchodem 1 Maja przekonamy wyzyskiwaczów i ciemięzców naszych: panów fabrykantów i rząd moskiewski, że wszyscy razem, śmiało i odważnie wypowiadamy nasze żądania”. Wśród tych żądań – prócz postulatów robotniczych – znalazło się coś więcej: „Precz z okrutnym, samowładnym carem (…) Chcemy sami sobą rządzić! (…) Żądamy, by nas nie zmuszano mówić i myśleć w obcym języku! Żądamy polskich szkół i polskich sądów!”.

Ośmieleni udanymi obchodami, robotnicy zaczęli strajk. Żądali ośmiogodzinnego dnia pracy i podwyżek. Strajkowi towarzyszyły masowe demonstracje. Przerażeni fabrykanci gotowi byli na ustępstwa. Carski gubernator Miller postanowił jednak zdławić bunt siłą, a z Warszawy nadeszła słynna depesza: „Strzelać, nabojów nie żałować”.

Do Łodzi ściągnięto 40 tys. żołnierzy. Zginęło ok. 100 robotników, były setki rannych i tysiąc aresztowanych. Ale nie była to gra do jednej bramki. Po raz pierwszy od powstania styczniowego Polacy na masową skalę i jawnie wystąpili przeciw caratowi. Zabito 50 rosyjskich żołnierzy, zdobyto więzienie i koszary; w demonstracjach i starciach brało udział kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

Nie tylko skala „łódzkiego buntu” była przełomowa. Masy robotnicze dostrzegły, że chroniąc interesy fabrykantów, rząd carski gotów jest masowo przelać krew. Natomiast wśród działaczy lewicowych zrozumiano, że sprawa wyzwolenia społecznego musi być powiązana z wyzwoleniem narodowym. Leon Wasilewski – bliski współpracownik Józefa Piłsudskiego – wspominał: „W różnych ośrodkach organizacyjnych polskiego ruchu socjalistycznego dojrzewała myśl stworzenia programu niepodległościowego”.

Niepodległość i socjalizm

Pół roku później, z połączenia kilku grup, utworzono Polską Partię Socjalistyczną. Do postulatów socjalnych dołączyła ona żądanie niepodległości Polski.

Wiosną 1893 r. PPS wydała broszurę Edwarda Abramowskiego „Wszystkim robotnikom i górnikom polskim na dzień 1 maja socjaliści polscy”. Autor pisał: „Trzeba nam swobody – trzeba wolnej, niepodległej Polski. (…) Chcemy większej płacy, krótszego dnia roboczego, a przede wszystkim chcemy swobody, chcemy wolnej niepodległej Polski”.

Wiele uwagi poświęcał świętu majowemu Piłsudski, wtedy jeden z liderów PPS i redaktor partyjnego pisma „Robotnik”. W 1895 r. był autorem głównej partyjnej odezwy: „Na całym Zachodzie towarzysze nasi co dzień w tysiącach zebrań świadczyć mogą o swym niezadowoleniu, mogą stawiać swe żądania, zmusić, by ich wysłuchano. U nas wszelki przejaw ruchu robotniczego, wszelkie próby polepszenia swojego losu tłumione są z zajadłością dziką, karane są surowiej od zbrodni. Oprócz zdzierstw i wyzysku kapitalistów ciąży nadto nad nami jarzmo niewoli politycznej i znęcanie się samowładnego rządu najezdniczego”.

W 1899 r. towarzysz Ziuk (jak nazywano wtedy przyszłego Marszałka) mógł z satysfakcją napisać w „Robotniku” (w artykule pt. „Po manifestacjach majowych”), że robotnicy w całym kraju świętują 1 maja jawnie i z dumą, mimo represji i zakazów. Manifestacje tamtego roku były faktycznie liczne i bojowe, w Warszawie na ulice wyszło 10 tys. ludzi. Rok później demonstrowało tam już 30 tys. zwolenników PPS, a pochód przekształcił się w regularną bitwę z żandarmami i kozakami.

Wszystko to mimo represji. Jak wspominał historyk Józef Dąbrowski (pisujący pod pseudonimem „J. Grabiec”): „Ochrana i policja jako środek zapobiegawczy w końcu kwietnia (…) wypełniały wszystkie (…) więzienia warszawskie osobistościami (…) zamieszanymi w ruch, a zwłaszcza w manifestacje majowe. Po kilku latach takich podejrzanych liczono na tysiące (…). Można więc sobie wyobrazić ścisk, jaki panował w dniu 1 maja we wszystkich kryminałach warszawskich i w kazamatach fortów cytadeli!”.

Kto nadawał ton

W zaborze austriackim początkowo policja próbowała przeciwdziałać udziałowi w wiecach i marszach. Jeszcze w 1894 r. zaatakowała strajkujących górników w Polskiej Ostrawie, zabijając 13 osób. Ale rozwój ruchu socjalistycznego i liberalizacja polityczna poskutkowały zarzuceniem takich metod. W 1896 r. w Krakowie demonstrowało 10 tys. ludzi. W 1898 r. pochody majowe PPSD maszerowały w kilku­dziesięciu miejscowościach.

Wymowne są liczby z niewielkiego przecież Śląska Cieszyńskiego w 1901 r.: w Morawskiej Ostrawie demonstrowało 7 tys. polskich robotników, w Orłowej w kopalniach pracę przerwało 90 proc. górników, a na wiec przyszło 5 tys. ludzi. Tyle samo manifestowało w Cieszynie.

Dekadę później coroczne wiece majowe w Orłowej gromadziły po 20-30 tys. polskich robotników. W 1912 r. przyjęto tam rezolucję, która głosiła: „W narodzie polskim, ujarzmionym przez obcą przemoc, (…) uważa proletariat za swój obowiązek klasowy wywalczenie niezależności Ojczyzny. Socjalizm nie da się pogodzić z niewolą narodu i z pogwałceniem jego samorządu. Sprawa socjalizmu zyskać tylko może przez wyzwolenie się narodu polskiego z kajdan niewoli”.

Dzień 1 maja był celebrowany także przez lewicę „beznarodową” i protokomunistyczną – Socjaldemokrację Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL) oraz PPS-Lewicę. Były one jednak w mniejszości i nie nadawały tonu takim inicjatywom.

Wolność coraz bliżej

Po wybuchu I wojny światowej coraz mocniej akcentowano hasła niepodległościowe. Odezwa pierwszomajowa łódzkich struktur PPS głosiła w 1916 r., wobec zamiany niewoli rosyjskiej na niemiecką: „Cóż bowiem przynieśli nam »oswobodziciele« nasi? (…) areszty i więzienia dla towarzyszów naszych walczących o Wolną Polskę i prawa w niej dla klasy robotniczej. Godni następcy carskich siepaczy gnębią swą brutalną chamską łapą lud pracujący – tłumią wolność słowa, druku i zebrań, prześladują szkolnictwo polskie, niemczą miasta i wioski! (…) Precz z rządami zaborców! Niech żyje Niepodległa Polska Ludowa!”.

W galicyjskim „Prawie Ludu”, organie polskiej socjaldemokracji, Marian Porczak tak pisał w 1918 r.: „Dziś po raz czwarty święcić nam wypada 1 Maja wśród huku armat. (…) my, Polacy (…) uważaliśmy, (…) że głównym dręczycielem narodu polskiego (…) był carat rosyjski. Wiedzieliśmy, że tylko przez wojnę europejską on zniszczonym zostanie. (…) Dziś – bój z Rosją skończony, car na Syberii, w państwie rządzą bolszewicy, a »oswobodzona« Polska czeka dalej sprawiedliwości i wolności”.

Z kolei w 1919 r., gdy na Śląsku Cieszyńskim trwał polsko-czeski spór o przebieg granicy między Rzecząpospolitą i Czechosłowacją, socjaldemokrata Arnold Kwietniowski tak relacjonował obchody 1 Maja: „Polskie masy robotnicze bez żadnej agitacji (…) w olbrzymich pochodach nadciągały ze swymi sztandarami do Polskiej Ostrawy, aby tam, na tej prastarej śląskiej ziemi piastowskiej manifestować, aby na wiecu polskim podnieść potężny swój głos (…) Mieliśmy manifestować nie tylko solidarność międzynarodową klasy robotniczej, nie tylko wznowić przysięgę walki o ustrój socjalistyczny, ale mieliśmy [także] zaprotestować przeciwko gwałtom czeskim, przeciwko traktowaniu nas jako obywateli drugiej lub trzeciej klasy”.

Socjaliści kontra komuniści

W Drugiej Rzeczypospolitej obchody 1 Maja stały się zwykłym elementem kraj­obrazu politycznego. Janusz Korczak w 1922 r. w pisemku „W słońcu” wyjaśniał najmłodszym: „Robotnicy się zgodzili na świętowanie pierwszego maja. (…) Idą na zebrania, na wiece i rozmawiają o tym, co robić, żeby ludziom było lepiej żyć, żeby nie chorowali, żeby nie byli głodni (…). A potem wychodzą ze sztandarami na ulicę i śpiewają. Robotnicy wybrali czerwony sztandar, bo »na nim robotnicza krew«, a krew jest czerwona. (…) Ile razy robotnik-szewc zakłuje się szydłem, płynie krew. Ile razy (…) w fabryce komuś rękę urwie maszyna, także leci czerwona krew. A jak dawniej lud się buntował, wojsko strzelało do robotników i także krew się lała. Więc wybrali czerwony sztandar i śpiewają, że jest czerwony jak krew. I śpiewają, że się wali stary porządek. A stary porządek nie jest dobry”.

Polska Partia Socjalistyczna organizowała obchody rokrocznie w całym kraju. Komuniści też wychodzili na ulice, ale osobno. Jak pisali badacze dziejów lewicy Jarosław Tomasiewicz i Piotr Grudka: „Gdy Komunistyczna Partia Robotnicza Polski wystąpiła w kwietniu 1922 r. z propozycją wspólnych demonstracji pierwszomajowych, reakcja PPS była negatywna: milicja [robotnicza, PPS] miała nie dopuścić do włączania się komunistów w pochód, a nawet niszczyć ich sztandary”. PPS-owska odezwa pierwszomajowa głosiła tamtego roku: „Wobec panującego powojennego bezładu kapitalistycznego tym większe, tym wspanialsze są zadania socjalizmu – socjalizmu opartego na wolności i samodzielności mas pracujących, socjalizmu twórczego, zwalczającego kapitalistyczny wyzysk i cały dzisiejszy ustrój, lecz nie na to, aby go zastąpić despotyzmem sowieckiej biurokracji”.

W 1924 r. PPS-owski „Głos Zagłębia” relacjonował obchody 1 Maja w Dąbrowie Górniczej: „Komuniści (…) usiłowali zatrzymać pochód i przemawiać, lecz ich zamiar został udaremniony przez milicję [PPS] i uczestników pochodu (…), został podarty sztandar komunistyczny, jaki na 3 minuty pokazał się podczas wiecu”. W 1926 r. w Warszawie doszło do rozlewu krwi, gdy na atak komunistów ochrona manifestacji PPS odpowiedziała strzałami. Dwa lata później w stolicy doszło do bitwy między uczestnikami obu pochodów: było ośmiu zabitych i 600 rannych.

Przez cały okres II RP socjaliści nie zamierzali współpracować z komunistami. Na święto majowe zapraszali natomiast ludowców, członków ruchu spółdzielczego, inteligencję.

W obronie ojczyzny

Przed 1 maja 1939 r. Zygmunt Zaremba pisał w wysokonakładowym piśmie PPS „Tydzień Robotnika”, że „zagrożona jest Niepodległość państwa, zagrożona jest nasza wolność polityczna, grozi nam niewola faszystowska. Dzień Pierwszego Maja jest (…) protestem przeciwko tym właśnie tendencjom, które niosą niewolę i imperialistyczną grabież. (…) na czoło haseł pierwszomajowych wysunął ruch robotniczy w Polsce hasło Obrony Niepodległości i wezwanie do pełnej gotowości i jak największej ofiarności dla dzieła obrony państwa przed najazdem”.

Odezwa centralnych władz PPS głosiła, że gdy III Rzesza grozi Polsce, „1 Maja musi być nie tylko dniem mobilizacji mas robotniczych, chłopskich i pracowniczych, ale jednocześnie manifestacją jedności i poczucia historycznej odpowiedzialności za obronę i przyszłość Rzeczypospolitej”. Lwowska organizacja PPS tak wzywała na demonstrację majową: „W tym dniu złożymy przysięgę, że przez naszą ziemię nie przejdzie ani faszyzm, ani hitleryzm, a każdy napastnik (…) spotka się ze zdecydowanym i skutecznym odporem”.

Po 17 września 1939 r. doszedł sprzeciw wobec agresji sowieckiej. Podziemna Organizacja Niepodległościowo-Socjalistyczna „Wolność” na 1 maja 1940 r. pisała: „Zbliża się dzień 1 Maja. Po obu stronach Bugu dzień ten obchodzony będzie jako urzędowa galówka. Ale Wy wiecie, że Pierwszy Maja to nie dzień hołdu dla Hitlera i Stalina, ale dzień skupienia się do nieustępliwej walki. (…) Hitlerowskiemu kłamstwu narodowego »socjalizmu«, stalinowskiej dyktaturze czyniącej z człowieka niewolnika, przeciwstawiamy socjalizm oznaczający zaspokojenie wszystkich materialnych i duchowych potrzeb ludzkich, z których największą jest wolność”.

Dwa lata później odezwa pierwszomajowa PPS głosiła: „W dziejach Polski zespoliła się ta data z nieustanną walką o wolność i sprawiedliwość społeczną. (…) Bankrutujący kapitalizm powołał faszyzm i hitleryzm do walki z ideą wolności i ­społecznego wyzwolenia. (…) Aż przyszedł dzień, gdy hordy faszystowskie, (…) zabezpieczone tajną umową z Sowietami, uderzyły na Polskę (…). Schylmy czoło w hołdzie przed tymi, którzy padli ofiarą zaborców. Niech nasza myśl pobiegnie ku Palmirom, Oświęcimowi (…) i setkom innych cmentarzy i miejsc kaźni ludu polskiego, (…) zarówno na ziemiach polskich, jak i poza jej granicami w Niemczech czy na odwiecznym szlaku polskich cierpień w Rosji. (…) Przyjdzie dzień, gdy powstaniemy, by cios śmiertelny zadać najeźdźcy. (…) Niech żyje: Pierwszy Maj! Polska Niepodległa! Socjalizm!”.

Dwie czerwienie

Po 1945 r. nawet triumf Związku Sowiecki i urzędowe pochody w całym bloku sowieckim nie oznaczały, że 1 Maja stał się świętem komunistycznym.

Ludzie polskiej lewicy, którzy nie pogodzili się z nową rzeczywistością, przypominali prawdziwe tradycje tego święta. Emigracyjny socjalista Adam Ciołkosz 1 maja 1970 r. apelował: „Zadaniem naszym jest dzisiaj odkłamanie treści wyrazu »socjalizm«, oczyszczenie tego pojęcia z nalotu zbrodni leninizmu i stalinizmu, przywrócenie czerwonemu sztandarowi jego nieskalanego blasku. Przed klasą robotniczą staje zadanie wywalczenia demokracji socjalistycznej, to znaczy wolności sumienia, myśli, słowa żywego i drukowanego, zgromadzeń i pochodów, związków zawodowych i stronnictw politycznych na gruncie społecznych form gospodarczych. (..) Dla ludu, a nie dla nowej klasy panującej, która w oparciu o żandarmskie metody własne i o moskiewski protektorat traktuje (…) Polskę jako swój folwark”.

Gdy 30 kwietnia 1978 r. przygotowano deklarację Komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża (prekursora Solidarności), głosiła ona: „Dziś, w przededniu 1 maja, święta od ponad 80-ciu lat symbolizującego walkę o prawa robotnicze, powołujemy Komitet Założycielski Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża”.

A więc: 1 Maja – komunistyczne święto? Chyba jedynie w takim znaczeniu, o jakim mówiła Lidia Ciołkoszowa. Ta działaczka PPS, która mając 18 lat zgłosiła się w 1920 r. na ochotnika do wojska podczas wojny z bolszewikami, mawiała: „Komuniści skradli nam godła, sztandary, pieśni. Zafałszowali historię ruchu robotniczego”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18-19/2018