Pierwszy bez równych

Moskwa ściera się z Konstantynopolem w kwestii prymatu. Konflikt poważnie szkodzi nie tylko prawosławiu, ale także przyszłości ekumenii.

10.02.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Dmitry Astakhov / AFP / EAST NEWS
/ Fot. Dmitry Astakhov / AFP / EAST NEWS

Pół wieku po historycznym spotkaniu obydwu pierwszych hierarchów chrześcijańskiego Zachodu i Wschodu, papieża Pawła VI i patriarchy Atenagorasa w Jerozolimie (styczeń 1964 r.) wybuchł spór o prymat. Na grudniowym Synodzie Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego zakwestionowano nie tylko powszechny prymat jurysdykcji biskupa Rzymu, ale również przywódczą rolę patriarchy Konstantynopola w prawosławiu.

KTO JEST PIERWSZY

Rosyjska deklaracja to odpowiedź na dokument „Eklezjologiczne i kanoniczne konsekwencje sakramentalnej natury Kościoła: wspólnota kościelna, synodalność i władza”, przygotowany przez rzymskokatolicko-prawosławną Międzynarodową Komisję Mieszaną podczas sesji plenarnej w Rawennie (2007).

W lipcu 2013 r. metropolita Hilarion oświadczył, że Kościół rosyjski nie zgadza się z tym dokumentem, i że prowadzony w ten sposób dialog katolicko-prawosławny nie ma przed sobą żadnej przyszłości. Rosyjska deklaracja z grudnia spotkała się jednak z ostrą krytyką w samym świecie prawosławnym.

Metropolita Bursy Elpidoforos z Ekumenicznego Patriarchatu Konstantynopola napisał: „Kościół rosyjski zdaje się raz jeszcze wybierać izolację zarówno w stosunku do teologicznego dialogu z Kościołem katolickim, jak i wobec wspólnoty Kościołów prawosławnych”.

Dokument synodalny wielokrotnie wspomina o „prymacie czci”, nie wyjaśnia jednak, jak rozumie go rosyjska Cerkiew. Można przypuszczać, że to sformułowanie pozostawiono rozmyślnie bez próby definicji. Wielu komentatorów uważa, że właśnie w nieokreśloności tkwi jego doraźna przydatność w dyskusji.

Czy chodzi o prymat li tylko honorowy? W potocznym odbiorze rozumiany jest on często jako pozbawiony realnej władzy w stosunku do kogokolwiek czy czegokolwiek. W odniesieniu do Patriarchy Ekumenicznego tak pojęty prymat czci oznaczałby, iż jest on jedynie tytularnym zwierzchnikiem, nieposiadającym rzeczywistej kompetencji ani władzy. Dokument synodalny potwierdza takie przypuszczenie: „Prymat w powszechnym Kościele prawosławnym, będąc z natury swej prymatem czci, a nie władzy, ma wielkie znaczenie dla prawosławnego świadectwa w świecie współczesnym” (nr 5).

Tymczasem badacze wykazują od lat, że „prymat czci” we wczesnym Kościele oznaczał znaczną władzę i nie był wcale określeniem czysto tytularnym. Deklaracja rosyjska całkowicie ignoruje ten fakt.

Zamiast rzetelnej analizy samego pojęcia „prymatu czci” w jego pierwotnym znaczeniu, dokument Synodu skupia uwagę na liturgicznej kwestii dyptychów, czyli ustalonej kolejności modlitw wstawienniczych za hierarchów poszczególnych Kościołów w liturgii bizantyjskiej. Autorzy dokumentu utrzymują, że „kanony, na których są oparte święte dyptychy, nie nadają »pierwszemu« (jakim był biskup Rzymu w czasie soborów powszechnych) żadnych uprawnień do władzy w skali ogólnokościelnej”.

DESPERACKA TEOLOGIA

Synodalny dokument Kościoła rosyjskiego raczej pośrednio niż otwarcie wprowadza rozróżnienia w samym pojęciu prymatu. Podkreśla pierwszorzędny prymat Chrystusa w stosunku do drugorzędnych postaci prymatu biskupów, natomiast w dalszej części wywodów stwierdza z kolei, że zwłaszcza w celebracji Eucharystii biskup jest „obrazem Chrystusa” (nr 2, 1). Metropolita Bursy Elpidoforos, który jest profesorem teologii na uniwersytecie w Salonikach, nie bez powodu sądzi, że w takim ujęciu kryje się sprzeczność.

Synod Patriarchatu Moskiewskiego stwierdza: „Ze względu na fakt, że natura prymatu istniejącego na różnych poziomach ustroju kościelnego (diecezjalnego, lokalnego i powszechnego) jest różna, funkcje tego, który jest pierwszy, na różnych poziomach nie są identyczne i nie mogą być przenoszone z jednego poziomu do drugiego” (nr 3).

Następuje wyjaśnienie, że te trzy rodzaje prymatu nie tylko różnią się między sobą, ale mają także różne źródła. I tak: prymat lokalnego biskupa pochodzi z sukcesji apostolskiej (nr 2, 1); prymat głowy Kościoła autokefalicznego – z jego wyboru przez synod (nr 2, 2); natomiast prymat głowy Kościoła powszechnego ma swoje źródło w randze przypisywanej mu przez dyptychy (nr 2, 3) i pochodzi z prawa kościelnego, a nie boskiego.

I tu właśnie ujawnia się podstawowa intencja dokumentu synodalnego. Jego autorzy usiłują w desperacki sposób zredukować prymat do czegoś zgoła zewnętrznego, obcego samej osobie tego, który jest jako hierarcha tym „pierwszym”. Z tej racji tak wielką wagę przywiązują do określenia źródeł prymatu, które zawsze różnią się od osoby samego „pierwszego” hierarchy. Czynią to w taki sposób, że ten „pierwszy” staje się jedynie odbiorcą, a nie źródłem prymatu. Gdyby zatem prymat pojmować jako pewną wielkość autonomiczną, czyli niezależnie od osoby „pierwszego”, musielibyśmy także widzieć w Kościele jakąś bezosobową instytucję. Tymczasem prymat „pierwszego” hierarchy wiąże się osobowo z miejscem, lokalnym Kościołem i geograficznym regionem, któremu on przewodzi.

Jeżeli „pierwszy” hierarcha jest tylko odbiorcą swego prymatu, wówczas ten prymat istniałby niezależnie od niego, a to jest niemożliwe. Metropolita Elpidoforos słusznie wskazuje na logiczne i teologiczne sprzeczności rosyjskiej deklaracji. Stwierdza ona, że na płaszczyźnie regionalnej źródłem prymatu jest synod danej diecezji. Tymczasem synod bez przewodzącego mu hierarchy jest niepełny, gdyż między nim a synodem istnieje dialektyczna relacja. Nie może być synodu całkowicie niezależnego od „pierwszego” hierarchy, który w rzeczywistości jest istotnym czynnikiem i gwarancją jedności wielu członków synodu.

NIERÓWNOŚĆ KOŚCIOŁÓW

Wskutek wprowadzonych w dokumencie rosyjskim rozróżnień życie Kościoła, oderwane od wymiarów teologicznych i chrystologicznych, narażone jest na redukcję do rangi zwyczajnej instytucji i administracji. Z teologicznego punktu widzenia ostatecznym źródłem wszelkiego prymatu w Kościele jest prawda o Trójcy Świętej i tzw. monarchii Ojca, czyli Pierwszej Osoby we wspólnocie Osób Boskich. Bóg Ojciec jako źródło boskości i ojcostwa nie jest jedynie odbiorcą swego priorytetu. W stosunku do kogo miałby zresztą być tym odbiorcą? Otrzymywać to pierwszeństwo od Syna i Ducha Świętego? – pyta metropolita Elpidoforos.

Autorzy rosyjskiego tekstu synodalnego nie akceptują „powszechnego hierarchy” pod pretekstem, że jego uniwersalność naruszyłaby i zniosła sakramentalną równość biskupów. Oczywiście, że wszyscy biskupi są równi w swoim kapłaństwie, ale nie mogą być równi jako zwierzchnicy poszczególnych miast. Kanony Kościoła wschodniego ustanawiają pewną hierarchiczną rangę miast, nadając niektórym status metropolii, innym godność patriarchatu, a wśród patriarchatów jednemu z nich odpowiedzialność prymacjalną.

Tak więc nie wszystkie Kościoły lokalne są sobie równe, zarówno pod względem porządku, jak i rangi kościelnej. Każdy biskup jest zwierzchnikiem lokalnego Kościoła w konkretnym mieście (jest to warunek święceń biskupich). Z tej racji biskupi mają również określoną rangę. Godność metropolii różni się od godności patriarchatu. Starożytnym patriarchatom przysługuje inna godność nadana przez sobory powszechne niż godność patriarchatów powstałych w czasach nowożytnych. Tego rodzaju porządek i ranga Kościołów są nie do pomyślenia bez pierwszego hierarchy.

Dlatego w XIV w. Nil Kabasilas, arcybiskup Tessalonik, pisał o prymacie biskupa Rzymu: „papież ma rzeczywiście dwa przywileje, jest bowiem biskupem Rzymu (...) i pierwszym wśród biskupów” („De primatu papae”).

ROMANTYCZNY NONSENS

Nie ustrzeżono się w dokumencie moskiewskim absurdalnego stwierdzenia nawet w odniesieniu do najnowszej historii rosyjskich struktur hierarchicznych: „W ciągu drugiego tysiąclecia, aż do dzisiaj Kościół prawosławny zachował administracyjną strukturę charakterystyczną dla Kościoła wschodniego pierwszego millennium” (nr 4). Jeden z komentatorów napisał z ironią, że należałoby pod tym względem oczekiwać od wykształconych hierarchów i teologów rosyjskich czegoś lepszego niż „ten rodzaj romantycznego nonsensu”, który regularnie pojawia się w prawosławnym piśmiennictwie. Twierdząc, że nic nie zmieniło się w prawosławiu, nagina się w ten sposób przeszłość, aby potwierdzała dzisiejsze interesy kościelne.

Takie podejście budzi niedowierzanie i sarkastyczne uwagi. Kto nie pamięta o cerkiewnych reformach cara Piotra Wielkiego? W 1589 r. metropolita Hiob został pierwszym patriarchą Moskwy i Wszechrusi. Samo domaganie się godności patriarchatu przez Moskwę wychodziło daleko poza praktykę pierwszego tysiąclecia, kiedy to czynnikiem najbardziej miarodajnym była sukcesja apostolska danej stolicy, jej charakter apostolski związany z pobytem apostoła. W przypadku Konstantynopola była to obecność św. Andrzeja, brata apostoła Piotra. Moskwa nie mogła wykazać się takim miarodajnym czynnikiem apostolskiej działalności. Ponadto wiadomo przecież, że rosyjskie struktury cerkiewne ulegały znacznym zmianom po roku 1945, a nawet w dwu ostatnich dekadach.

SZKODLIWA DEKLARACJA

Trudno dziwić się wnioskom komentatorów, że rosyjska deklaracja synodalna na temat prymatu w Kościele zrodziła się z desperackiej niepewności i lęku przed przyszłością. Kościół rzymskokatolicki ma obecnie półtora miliarda wiernych i liczba ta stale rośnie. Gdyby trzymać się samej logiki liczebności wiernych, po ewentualnym zjednoczeniu Kościołów Cerkiew rosyjska stałaby się rzeczywiście peryferyjna. Niż demograficzny w Rosji i przewaga zgonów nad urodzinami mogą jeszcze bardziej pogorszyć sytuację.

Zapomina się o tym, że w razie zjednoczenia katolicyzmu i prawosławia Patriarchat Moskiewski może liczyć na należny sobie szacunek i uznanie ze względu na wiekowe wartości duchowe i kulturowe (liturgia, muzyka, architektura, literatura, hagiografia). Od dawna mówi się o „wielkości duszy rosyjskiej”. Cerkiew przetrwała najbardziej krwawe prześladowania w XX wieku, chociaż wyszła z nich okaleczona i osłabiona. Wciąż usiłuje leczyć i zabliźniać historyczne rany. Szacunek należy się ogromnej liczbie męczenników i ludzi prawdziwie świętych.

Konflikt między Moskwą a Konstantynopolem niepomiernie szkodzi dialogowi. Można się jedynie domyślać, że prawosławni rosyjscy obawiają się porozumienia w kwestii tak ważnej jak prymat, zarówno w odniesieniu do całego prawosławia, jak i w stosunku do Kościoła katolickiego. Gdyby doszło do zjednoczenia, roszczenia Patriarchatu Moskiewskiego do bycia ośrodkiem władzy i szczególnego znaczenia staną się bezpodstawne. Jego dążenia zmierzają w gruncie rzeczy do położenia kresu prymatowi i przywództwu Konstantynopola, zredukowanego dzisiaj do znikomej liczby prawosławnych chrześcijan.

Metropolita Elpidoforos nie bez podstaw zarzucił rosyjskiemu dokumentowi, że lansuje ideę „prymatu liczb”, będącą czymś całkowicie nowym w dziejach prawosławia. W takim rozumieniu prymat przysługiwałby temu Kościołowi, który ma największą liczbę wiernych. To fakt, że Rosyjski Kościół Prawosławny jest największy w świecie prawosławnym pod względem samej liczebności wiernych, nie biorąc wszakże pod uwagę stopnia intensywności praktyk religijnych i głębi uczestnictwa w liturgii cerkiewnej. Prymat liczb opiera się na zasadzie: ubi russicus ibi ecclesia russica – tam, gdzie jest Rosjanin, tam również sięga jurysdykcja Kościoła rosyjskiego.

KIM JEST PATRIARCHA EKUMENICZNY

W długich dziejach Kościoła pierwszym hierarchą Kościoła powszechnego był biskup Rzymu. Od czasu zerwaniu jedności i komunii eucharystycznej między Wschodem i Zachodem, pierwszym hierarchą Kościoła prawosławnego jest, zgodnie z kanonami, arcybiskup Konstantynopola. To w jego osobie zbiegają się trzy płaszczyzny prymatu: lokalna (jako arcybiskup Konstantynopola, Nowego Rzymu), regionalna (jako patriarcha) oraz uniwersalna (jako Patriarcha Ekumeniczny).

To potrójne pierwszeństwo wiąże się ze specjalnymi przywilejami: prawem apelu oraz prawem do nadawania lub pozbawiania autokefalii (pełnej niezależności danego Kościoła prawosławnego). Z tego właśnie przywileju Patriarcha Ekumeniczny korzystał w przypadku niektórych nowożytnych patriarchatów, niepotwierdzonych przecież przez sobory powszechne (pierwszym przykładem jest Moskwa). Tymczasem Synod Cerkwi rosyjskiej przeciwstawił się tradycyjnej roli Patriarchy Ekumenicznego jako rzecznika i koordynatora w skali ogólnoprawosławnej. Nie uznaje go jako jedynej instancji udzielającej statusu autokefalii.

Prymat arcybiskupa Konstantynopola, jak wykazują krytycy stanowiska Patriarchatu Moskiewskiego, nie ma nic wspólnego z dyptychami, które jedynie wyrażają jego hierarchiczną rangę. Nie są one źródłem prymatu na płaszczyźnie relacji między prowincjami kościelnymi, ale jednym z jego przejawów.

Źródłem prymatu „pierwszego” hierarchy jest sama osoba arcybiskupa Konstantynopola, który jako biskup jest wprawdzie jednym między równymi, ale jako arcybiskup Konstantynopola i jako Patriarcha Ekumeniczny jest pierwszym bez równych – primus sine paribus. Tymi właśnie słowami kończy się krytyczna ocena synodalnego dokumentu rosyjskiego przez metropolitę Bursy Elpidoforosa.

PRZYSZŁOŚĆ EKUMENII

W debatę na temat prymatu zaangażował się także metropolita greckiego portowego miasta Pireus, Serafin (Mentzelopoulos), znany od lat przeciwnik Patriarchy Ekumenicznego, dialogu z Watykanem i ekumenizmu. Podziękował on patriarsze moskiewskiemu Cyrylowi I za deklarację w sprawie prymatu. Powołał się przy tym na fakt, że już papież Grzegorz Wielki pod koniec VI w. przeciwstawił się roszczeniom Konstantynopola, kiedy to Jan IV „Postnik” przybrał tytuł Patriarchy Ekumenicznego.

Z kolei metropolita Chryzostomos (Savvatos) z Messenii w południowozachodniej części Peloponezu wziął w obronę dokument z Rawenny. Prawosławni powinni dalej pracować nad tym dokumentem, ale go nie odrzucać. Nie należy dopuścić do tego, aby różnica zdań w sprawie organizacji kościelnej przesłoniła podstawowy obowiązek dążenia do jedności zarówno wewnątrz samego prawosławia, jak i w skali międzywyznaniowej.

Ze swej strony patriarcha Konstantynopola Bartłomiej zapowiedział już spotkanie zwierzchników Kościołów prawosławnych w Fanarze (początek marca). Zaprosił patriarchów i metropolitów celem przygotowania od lat oczekiwanego Panprawosławnego Soboru na 2015 rok. Przedmiotem dyskusji będą więc także odmienne stanowiska w rozumieniu jedności kościelnej między Konstantynopolem i Moskwą oraz prymat czci Patriarchy Ekumenicznego. Patriarcha Bartłomiej nie traci nadziei na porozumienie. Kardynał Kurt Koch, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan, stwierdził niedawno, iż jeśli chodzi o przyszłą jedność wśród prawosławnych, to Bartłomiej jest „najbardziej optymistyczny wśród wszystkich patriarchów”.  


Ks. WACŁAW HRYNIEWICZ OMI jest emerytowanym profesorem KUL; w latach 1980–2005 był członkiem katolicko-prawosławnej Międzynarodowej Komisji Mieszanej. Ostatnio wydał m.in. „Ekumenia żyje nadzieją: medytacje ekumeniczne” (Poznań 2011).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2014