Pierwszego maja w Ołomuńcu

Gdyby sumienny korespondent prasy zachodniej szukał 1 maja 1989 r. odpowiedzi na pytanie, kiedy w Czechosłowacji upadnie komunizm, mógłby dojść do wniosku, że nieprędko. W Pradze zobaczyłby grupki protestujących, ale na obrzeżach tłumnego oficjalnego pochodu. A gdyby potem, jak to sumienny korespondent, pojechał na prowincję, np. do mojego 100-tysięcznego Ołomuńca (jak na Czechy miasto duże), i gdyby miał szczęście, zauważyłby, jak milicja aresztuje kilku­osobową grupę z transparentami popierającymi pierestrojkę. I liczny pochód oficjalny z portretami "klasyków" socjalizmu.

28.03.2007

Czyta się kilka minut

Ale na tym jego szczęście by się skończyło. Na ulicy nikt nie chciałby z nim rozmawiać "o sytuacji"; nadaremnie szukałby też niezależnego środowiska studenckiego. W dodatku zobaczyłby sklepy zaopatrzone jak nigdzie w całym "bloku".

A jednak za kilka miesięcy, w listopadzie, tutejszy Górny Rynek (wtedy Plac Pokoju) zapełniły protestujące tłumy.

***

Dziś znów zapytał mnie pewien znajomy 20-latek, oczytany i miły: jak można było w tym żyć? I jak to, że wszystko jakoś tak się rozeszło, że nikt nie został ukarany? Znajomy sądzi, że to typowo czeskie... I znów nie miałem dobrej odpowiedzi. Bo ja wiem, czy typowo czeskie? Może też typowo węgierskie? Słowackie? Bułgarskie? W jakimś stopniu nawet polskie? Czesi jednak w zasadzie się godzą, że w odróżnieniu od Polaków są "Szwejkami" i nie pielęgnują zbytnio tych wątków swej historii, które nadawałyby się jako materiał do narodowych mitów. Zapomniane jest stutysięczne ochotnicze wojsko, walczące w czasie I wojny za nieistniejące jeszcze państwo: legiony czechosłowackie. Mit "Praskiej Wiosny" stał się raczej antymitem (wiadomo, wewnątrzpartyjne rozgrywki). Mitu "Karty 77" nie ma.

W końcu powiedziałem znajomemu, że oczywiście znalazłbym w naszym Ołomuńcu kilku ludzi, którzy zasłużyli na karę; trudniej jednak byłoby mi znaleźć kandydatów na członków ewentualnego trybunału.

***

Rano 13 grudnia 1981 r. poszedłem na zakupy. Na ulicach Ołomuńca nie było czołgów. Nie wiem, ilu nas było, którzy tego dnia słuchaliśmy na przemian Wolną Europę i Warszawę. Przygnębiało zwłaszcza, gdy spiker RWE czytał spisy internowanych. A przecież niecałe dwa miesiące temu byliśmy na "Jazz Jamboree" i warszawski przyjaciel Jarek wróżył: oni nie wejdą, sami to załatwimy. Na ulicach Ołomuńca nie był to temat do rozmowy. Przypadkowo spotkany kolega grzecznie przyjął do wiadomości moje przerażenie i on (wtedy 20-letni, z mądrością kogoś znającego życie) zamknął temat: "To inaczej nie mogło się skończyć. A poza tym, co słychać?".

Moi koledzy z chemicznej zawodówki wstępowali wtedy do partii, ale nie pamiętam wśród nich ani jednego ideowego komunisty. Ale też ani jednego karierowicza. Ci, których spotykam, są do dziś robotnikami, najwyżej niższymi urzędnikami. Po prostu, rodzice im wtedy powiedzieli, że lepiej nie odmawiać. Gdyby otrzymali zaproszenie stowarzyszenia hodowców królików, też by nie odmówili. A nuż się w życiu przyda? Po "Praskiej Wiośnie" partia chyba uwierzyła w jedno z własnych kłamstw: że do kryzysu doprowadził m.in. malejący udział klasy robotniczej w szeregach partii. Młodych robotników zapraszano więc, a moi rówieśnicy na studiach musieli się o zaproszenie do partii starać. Ale po 1989 r. to raczej oni robili kariery. Tak jak ci, którzy zaczynali kariery w pismach Związku Młodzieży Socjalistycznej, a dziś pracują w gazetach forsujących dekomunizację i lustrację na świeży wzór polski.

***

A może sam wierzę, że jesteśmy "Szwejkami"? Czy jesteśmy? Podziwialiśmy "Solidarność". My? Ilu nas było? "Solidarność" jest poza wszelkimi porównaniami, ale poza tym przecież w żadnym z demoludów nie było tak licznego środowiska opozycyjnego jak w Czechosłowacji, nie ograniczającego się wcale do sygnatariuszy "Karty 77".

Z drugiej strony... Wszyscy wiedzieli, że głosowanie na kandydatów Frontu Narodowego to nie są wybory. Nie, nie o to chodzi, że prawie wszyscy brali w tym udział. Ale dlaczego tylu ludzi odświętnie się na tę okazję ubierało? Szli rodzinami: najpierw do urny, potem do kawiarni. Znam sporo ludzi, którzy udawali, że wybierają się na pochód pierwszomajowy, bo strach, bo dzieci na studiach itp., zamiast przyznać, że... po prostu im się chce tam iść. Wcale nie z przekonania do rewolucji światowej: bo spotkają znajomych, będzie muzyka, kiełbaski, piwo. Mniejszy wstyd udawać strach, niż przyznać, że 1 maja jest po prostu miłym dniem. Takie sytuacje umykają w dzisiejszych debatach rozliczeniowych.

***

"Karta 77" wydała szereg dokumentów: o wolności słowa, religii, przekonań, o problemach Romów, o zniekształconym obrazie historii, o oficjalnym antysemityzmie i opłakanym stanie zabytków żydowskich. Nie było dokumentu o trudnościach w stosunkach czesko-słowackich. A jednak w trzy lata po Aksamitnej Rewolucji dni federacji były policzone. Naprawdę trudno przewidywać historię. Choć trudno nie pamiętać czeskich głosów, że całe zło reżimu po 1968 r. bierze się z dominacji Słowaków (bo Gustáv Husák na Hradczanach), a też podobnie absurdalnych głosów słowackich, że całe zło bierze się z dominacji... Rusinów (bo podobno Vasil Biľak, jeden z najbardziej wpływowych towarzyszy...). Tak jak trudno nie pamiętać rozmów w sklepach z początku lat 80. Brakuje papieru toaletowego? Masła? To jasne: karmimy przecież Polaków, którym nie chce się pracować! Sympatii do Polaków w sklepach nie deklarowano, ślady ówczesnych sympatii do "Solidarności" znajdziemy raczej w dokumentach "Karty" i zbiorach czeskiego i słowackiego samizdatu.

Wcale liczne.

VÁCLAV BURIAN (ur. 1959) jest dziennikarzem i tłumaczem literatury polskiej, redaktorem kulturalno-społecznego pisma "Listy". W latach 70. i 80. pracował jako robotnik.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia w Tygodniku (13/2007)